Debiut z marzeń w Opolu. Płyta na horyzoncie

We wrześniu ub.r. Kamil Czeszel wygrał konkurs Debiuty 57. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Na słynnej scenie zaprezentował utwór „Burze”, a werdykt jury był jednogłośny. To największy sukces w dotychczasowej karierze wokalisty z Torunia.  

29-latek ma problemy z chodzeniem, co jest wynikiem mózgowego porażenia dziecięcego. Na swojej muzycznej drodze realizuje kolejne marzenia. Niedawno wydał drugiego singla. Ma nadzieję, że za rok będzie można posłuchać jego płyty.

Jest laureatem różnych konkursów wokalnych, w tym Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Latem 2015 r., będąc gościem Ani Rusowicz, zaśpiewał na Przystanku Woodstock. Kilka miesięcy później zajął trzecie miejsce w programie „Mam Talent!”. Obecnie pracuje nad utworem, który chciałby zaprezentować w Opolu podczas tegorocznego konkursu Premier.

Nasze Sprawy: Wystąpił Pan w Opolu i tym samym spełnił swoje kolejne marzenie. Czym zatem jest zwycięstwo w konkursie Debiuty i słynna Karolinka – Nagroda im. Anny Jantar?

Kamil Czeszel: Od zawsze chciałem tam po prostu stanąć i zaśpiewać kilka dźwięków. Zobaczyć jak to jest, poczuć aurę tej magicznej sceny, na której wystąpiło wiele polskich sław. I na początku podchodziłem do tego, że mam do zrealizowania swoje marzenie. Ale nigdy nie myślałem, że spełnię kolejne i wygram Debiuty. Bardzo się cieszę z tego osiągnięcia. Jury poinformowało, że jednogłośnie podjęło werdykt. Nagrodę otrzymałem z rąk Natalii Kukulskiej, dla mnie to jest w ogóle megaprzeżycie i megaradość.

NS: Jednak początkowo nie był Pan przekonany do piosenki „Burze”. Dlaczego?

KC: Tak, bardzo z nią walczyłem. Nie mogłem się do niej przekonać. Bardzo tupałem nogami. Naprawdę na początku jej nie chciałem. Może to też było spowodowane stresem. Chciałem, żeby to wszystko jak najlepiej wyszło. Zastanawiałem się, jak podejść do tego tematu. Początkowo nie potrafiłem sobie tego tekstu ułożyć w głowie. Trochę czasu zajęło, zanim tak naprawdę uwierzyłem, że jednak to jest to. W końcu jakoś się to poskładało w jedną całość i zabrzmiało, jak zabrzmiało. Tak jak mogliśmy usłyszeć w Opolu właśnie (https://festiwalopole.tvp.pl/49674269/kamil-czeszel-burze).Widać, że piosenki rodzą się w bólach. Z perspektywy czasu to chyba tak musiało być. I dziękuję Bogu za to, że jednak się przekonałem do tego utworu. I spełniło się to moje marzenie.

NS: Co zyskał Pan dzięki temu sukcesowi?

KC: Przede wszystkim rozpoznawalność. I dalszą chęć dążenia do kolejnych celów i spełnienia swoich marzeń muzycznych. Teraz takim największym jest wydanie swojej płyty. Działamy już w tym kierunku. Wydałem drugiego singla „Smaków pełna garść”, który jest dostępny na YouTube (https://www.youtube.com/watch?v=-01Ydr0uW8s), zachęcam do słuchania. Tym torem podążamy, żeby wydać upragnioną płytę.

NS: Kiedy można się jej spodziewać na rynku? I czy ona będzie utrzymana w takim klimacie rockowo-balladowym?

KC: Na razie nie jestem w stanie wskazać konkretnych terminów. Jednak mam nadzieję, że płyta pojawi się już za rok. Przy założeniu, że wszystko dobrze pójdzie. Bo teraz dużo rzeczy nie zależy od nas, tylko od pandemii. I wiele spraw toczy się wolniej. Bardzo chciałbym, żeby ta płyta była rockowo-balladowa. Moją inspiracją muzyczno-wokalną jest Piotr Cugowski, więc myślę, że pójdziemy w tym kierunku. Ale jeśli będzie coś innego, to również zamierzam poeksperymentować.

NS: Przepustką do Opola było zwycięstwo w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki w 2019 r. Jak Pan wspomina występy w tym konkursie?

KC: Z festiwalem mam styczność od lat. W 2006 r. doszedłem do półfinałów, dalej niestety się nie udało. Ale jestem takim typem „walczaka”, więc dążę do realizacji swoich marzeń. I spróbowałem w 2007 r. Wtedy zająłem trzecie miejsce w kategorii dzieci, z Arturem Gadowskim zaśpiewałem „Szczęśliwego Nowego Jorku”. W 2009 r. wystąpiłem z Krystyną Prońko wykonując „Jesteś lekiem na całe zło”. Wówczas to już była kategoria dla dorosłych, w której zdobyłem drugie miejsce. W 2019 r. powróciłem do Zaczarowanej Piosenki. W duecie z Anią Rusowicz zaśpiewałem „Ślepą miłość”. Nie dość, że wygrałem, to właśnie dostałem przepustkę do Opola. I to jest wspaniały okres dla mnie, mojej kariery i chyba za nic bym tego nie zamienił. Dzięki temu festiwalowi można spełniać swoje marzenia.

NS:  W 2015 r. wystąpił Pan gościnnie podczas koncertu Ani Rusowicz na Przystanku Woodstock. Jak do tego doszło?

KC: Poznaliśmy się na Festiwalu Piosenki Integracja malowana dźwiękiem w Bochni, który wygrałem. Parę dni później Ania zadzwoniła do mnie. Nie wiem jak zdobyła mój numer telefonu, ale zrobiła to. I po prostu zaproponowała występ na Przystanku Woodstock. Byłem w wielkim szoku. Po chwili niedowierzania poczułem się bardzo zadowolony i dumny. Powiedziałem, że oczywiście się zgadzam. Ania powiedziała, żebyśmy zaśpiewali „Jednego serca”. I tak też się stało (https://www.youtube.com/watch?v=j1HLq6f0fDs).

NS: A jakie emocje były w trakcie występu przed wielotysięcznym tłumem słuchaczy?

KC:. Kipiała we mnie radość, że jestem na tym festiwalu. Wśród tłumu na tej wielkiej scenie, bo naprawdę jest ogromna, czułem się taką małą kropeczką. Ale byłem dumny z tego, że kolejne z moich marzeń się spełnia. Wtedy miałem taki moment, że chciałem się rzucić na ten tłum. Ale pomyślałem, że może jednak nie [śmiech – przyp. red.]. Naprawdę megaprzeżycie, megauczucie. To jest coś wspaniałego i nie do opisania tak naprawdę, co ja wtedy czułem. To zostanie do końca życia.

NS: A kiedy poczuł Pan, że właśnie warto postawić na śpiewanie?

KC: Taki impuls pojawił się w 2007 r., kiedy pojechałem na Zaczarowaną Piosenkę i potem było jeszcze kilka innych festiwali. Ale mama wysyłała mnie nie tylko na wydarzenia dla osób niepełnosprawnych. Jeździłem też na imprezy dla osób pełnosprawnych, gdzie również zdobywałem laury, nie chwaląc się tutaj. To wszystko jest też dzięki moim rodzicom, bo to oni dawali takiego pozytywnego kopa. Trochę tych festiwali, również ogólnopolskich i międzynarodowych, zjeździłem w życiu.

NS: Ważny był m.in. występ w Brodnicy, gdzie zaśpiewał Pan piosenkę o Stasiu i Nel.

KC: To był jeden z pierwszych festiwali, gdzie tak naprawdę zaczęła się tzw. przygoda ze śpiewaniem. Mama mnie wysłała, a rzeczywiście panie ze szkoły napisały piosenkę autorską, właśnie o Stasiu i Nel. Wówczas po raz pierwszy zdobyłem nagrodę Grand Prix, miałem wtedy 14 lat.

NS: Jak w Pana przypadku wyglądała nauka śpiewania?

KC: Kiedy pojechałem na pierwszy festiwal, to byłem typowym samoukiem. Potem stwierdziłem, że to idzie już w górę, że trzeba się poradzić kogoś, kto jest w tej kwestii bardziej doświadczony. Chodziłem na zajęcia do MDK-u. Następnie miałem prywatne lekcje, czyli jeździłem najpierw do Grudziądza, później do Bydgoszczy. Aż w końcu pozostałem u jednej nauczycielki z Bydgoszczy, pani Ludmiły Małeckiej.

NS: Jakie, oprócz płyty, ma Pan cele muzyczne na najbliższe miesiące?

KC: Przede wszystkim koncerty. Ale wiadomo, że teraz są z tym trudności, bo jest pandemia. Mam nadzieję, że to wszystko się uspokoi i normalnie powrócimy do pracy, czyli do koncertowania. To nas napędza i daje radość. Bardzo brakuje mi kontaktu z publicznością, fanami. Teraz skupiam się przede wszystkim na tym, że chcę wystartować w konkursie Premier w Opolu.

NS: Jak więc wyglądają przygotowania?

KC:  Pracuję z Pawłem Stankiewiczem, tym samym aranżerem, który napisał dla mnie tekst i muzykę na Debiuty. Właśnie teraz tworzymy numer na Premiery. To ma być nowa piosenka. Nie można jej wcześniej ujawniać, np. w serwisie YouTube, czy publicznie wykonywać. Wszystko jest jeszcze w tzw. proszku, ale już się coś tam pomału klaruje.

NS: Co motywuje Pana do dalszej pracy?

KC: Cały czas dążę do swoich marzeń. A najważniejsze z nich związane są z muzyką. To mnie najbardziej cieszy, bo kocham to robić. Rozmawialiśmy o Przystanku Woodstock, od którego minęło prawie 6 lat. Można zobaczyć, ile się w moim życiu przez ten okres zmieniło, ile nowych rzeczy odkryłem. Ale każdy festiwal nauczył mnie czegoś innego. Podobnie jak programy telewizyjne „Mam Talent!” [3. miejsce w 2015 r. – przyp. red.] czy „Szansa na sukces”. Na pewno dzięki nim na pewno stałem się pewniejszy siebie. Jestem takim przykładem, że jeżeli się chce, to można spełniać własne marzenia. Tylko trzeba być upartym. A ja chyba taki jestem. Moja muzyczna droga to jest właśnie spełnianie marzeń. I to mnie najbardziej zachęca do dalszych działań.

Marcin Gazda

fot. Jan Bogacz / TVP, Jarosław Praszkiewicz, Magdalena Woch / archiwum Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”, Arek Drygas, Piotr Barbachowski, Darek Dylski / WOŚP

Zobacz galerię…

Data publikacji: 11.03.2021 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również