Wojownik na parkiecie. Kierunek Paryż

W sierpniu ub.r. Sylwester Wilk uległ poważnemu wypadkowi na motocyklu. Lekarze musieli mu amputować prawą nogę pod kolanem. Kiedy zaczął korzystać z protezy, otrzymał propozycję udziału w programie „Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami”. Zgodził się, ponieważ lubi sprawdzać się w różnych sytuacjach.

Za występy w dwóch marcowych odcinkach zebrał mnóstwo pochwał. Na treningi taneczne z Hanną Żudziewicz poświęcał po minimum 3-4 godziny dziennie. Decyzja o zawieszeniu show sprawiła, że 23-latek powrócił do swoich przygotowań. A głównym jego celem jest wyjazd na Letnie Igrzyska Paraolimpijskie w Paryżu w 2024 r.

W swoim CV ma m.in. mistrzostwo Polski młodzików w biegu na 600 m. Ponadto zdobył brązowy medal Mistrzostw Europy OCR (biegi przeszkodowe) w Gdyni oraz wygrał Runmageddon Gdynia. Wziął udział w pierwszej edycji programu „Ninja Warrior Polska”, gdzie należało pokonać skomplikowany tor przeszkód. Zanim show zagościło w ramówce Polsatu, Sylwester Wilk miał wspomniany wypadek.

Jako trzylatek trafił do domu dziecka, a jako czterolatek – do rodziny adopcyjnej. .Po biologicznych rodzicach odziedziczył skłonność do uzależnień. Będąc nastolatkiem sięgał po alkohol, narkotyki i leki, z czasem konieczny był odwyk. Dziś dodaje energii m.in. osobom po wypadkach, nałogowcom czy mieszkańcom domów dziecka.

NS: Program „Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami” został zawieszony. Jak Pan to odebrał?

Sylwester Wilk: Cała ta sytuacja mnie dotknęła. Rozmawiam z innymi uczestnikami, wszyscy byli nastawieni na dłuższy udział w programie. Jednak na pewne rzeczy nie mamy żadnego wpływu. Kontynuacja zapowiedziana jest na jesień. Wstępnie dowiedzieliśmy się, że Polsat chce, żeby były te same pary. Zobaczymy na ile to się uda, bo niektóre osoby mają inne plany. Jednak liczę, że spotkamy się w identycznym gronie. Nie wiem, kiedy powrócę do treningów tanecznych. Najpierw muszą zostać otwarte szkoły tańca.

NS: Co zatem już Pan zyskał dzięki udziałowi w programie?

SW: Na treningach uczyłem się tańczyć, ale też korzystać z protezy. Dziś inaczej do niej podchodzę. I to jest głównym plusem, który dostrzegam z ostatnich tygodni. Po pierwsze, oswoiłem się z nią. Po drugie, jestem w stanie wykonywać więcej ruchów niż przed rozpoczęciem treningów tanecznych. To przekłada się dość mocno na codzienne funkcjonowanie, wzrosła moja sprawność. Kiedy chodzę, to w zasadzie nie widać, że korzystam z protezy.

NS: Jak zareagował Pan na propozycję udziału w programie?

SW: To były moje początki z protezą. Wtedy chyba wracałem z Krakowa do Warszawy i zadzwonił do mnie Jerzy Mielewski. Chwilę pogadaliśmy o mojej sytuacji, a później przedstawił propozycję dotyczącą udziału w programie. Odpowiedziałem, że potrzebuję trochę czasu, bo to jest poważna decyzja. Nie wiedziałem, czy w ogóle będę w stanie tańczyć. Przedyskutowałem za i przeciw z bliskimi osobami. Zgodziłem się dość szybko, bo w ciągu tygodnia.

NS: Co przesądziło o tej decyzji na tak?

SW: Stwierdziłem, że taniec jest czymś zupełnie obcym dla mnie. Nie ogarniałem go fizycznie, ale też psychicznie nie wiedziałem, jak do tego podejść. To była m.in. kwestia przełamania się czy występowania przed większą publicznością. Zastanawiałem się, czy dam radę. Wiedziałem, że udział w programie będzie nowym doświadczeniem, ale też potężnym wyzwaniem. Ale jestem osobą, która lubi sprawdzać się w różnych sytuacjach i właśnie w tym kierunku poszedłem.

NS: A udział osób z niepełnosprawnościami we wcześniejszych edycjach miał dla Pana znaczenie?

SW: Obejrzałem parę występów Jaśka Meli. Oczywiście, też mówimy o amputacji, ale on nie ma jeszcze ręki. Natomiast u mnie temat był bardzo świeży. Po tym jak się wstępnie zgodziłem, zostałem poinformowany o takim spotkaniu. Oceniono, czy w ogóle będę się nadawał. Wtedy miałem swoją pierwszą protezę, uczyłem się na niej chodzić. Tak naprawdę byłem wtedy na pierwszej lekcji tanecznej. Podczas niej nauczyłem się dwóch kroków i dowiadywaliśmy się, czy to jeszcze nie jest za wcześnie. Ale jak widać, udało się to opanować.

NS: Wcześniej brał Pan udział w wielu zawodach sportowych czy w „Ninja Warrior Polska”. Czy to pozwoliło zmniejszyć stres przed pierwszym odcinkiem?

SW: Od lat jestem przyzwyczajony do rywalizacji, ale nie porównywałbym tego wszystkiego. W zawodach lekkoatletycznych czy „Ninja Warrior Polska” czułem się profesjonalistą w tym, co robię. A tutaj, po krótkim przygotowaniu, wychodziłem na parkiet. Czyli występowałem w konkurencji, z którą wcześniej nie miałem do czynienia. To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja i stres był bardzo duży. Ale tak jak na zawodach, starałem się, żeby to wszystko mnie nie paraliżowało. Inaczej już to wyglądało podczas drugiego odcinka. Nie było publiczności, wyczuwaliśmy inną atmosferę. Na parkiecie tańczyła jedna para, a pozostałe siedziały na widowni i ją dopingowały. To dawało większe poczucie bezpieczeństwa i nas motywowało. Co nie zmienia faktu, że bardzo się stresowałem. Ale na pewno było weselej, luźniej.

NS: Oceny jury i reakcje publiczności na Pana występy były bardzo pozytywne. Ile czasu poświęcił Pan na przygotowania do programu?

SW: Zaczęliśmy je miesiąc przed pierwszym odcinkiem, czyli 6 miesięcy od mojego wypadku. Przez te pół roku moja aktywność fizyczna była praktycznie zerowa, bardziej oparta na rehabilitacji. Dzięki przygotowaniom do programu wróciłem do takiego rygoru treningowego. Oczywiście, to też była rehabilitacja. Ale jednocześnie uczyłem się korzystać z protezy. 3-4 godziny dziennie to było takie minimum, które poświęcaliśmy na trening. W tym czasie robiliśmy niewiele przerw. Kiedy zaczęliśmy przygotowania do drugiego odcinka, to niestety musieliśmy odpuścić ze względu na moje zdrowie. Noga nie chciała już współpracować i nie byłem w stanie używać protezy w taki sposób, jaki chciałem. Ale jak zrobiliśmy dzień przerwy, to od razu było lepiej.

NS: Jak wyglądały treningi?

SW: Na samym początku uczyliśmy się techniki, podstaw. Okazało się, że całkiem nieźle radzę sobie z zapamiętywaniem kroków. Tylko że taniec to jest dyscyplina, w której nigdy nie jest idealnie. Zawsze można coś zrobić lepiej. Kiedy nauczyłem się podstaw, to jako osoba totalnie początkująca sądziłem, że już coś potrafię. Wówczas Hania dokładała kolejny element, który to wszystko zaburzał. Przykładowo, nauczyłem się trzymać ramę, to dodała szczegóły w nogach. Wtedy skupiałem się na nich i gubiłem ramę. Później pracowaliśmy nad połączeniem tego wszystkiego. Kiedy już coś zaczynałem robić w miarę płynnie, to dowiadywałem się, że można to wykonać inaczej lub jeszcze lepiej. Było więc nad czym pracować od samego początku do końca. Z treningu na trening odkrywaliśmy coraz więcej na temat funkcjonowania mojej protezy. Zdarzało się, że nie byłem w stanie zrobić jakiegoś układu, kilku przejść. A po jakimś czasie już sobie z tym radziłem.

NS: Co miało na to wpływ?

SW: W głowie było przekonanie, że pewnych ruchów nie mogę zrobić, ponieważ mam protezę. Tuż przed pierwszym odcinkiem uczyliśmy się szczegółowo, dopracowaliśmy chodzenie od pięty, o którym później jury mówiło, że było widoczne. Hania zaproponowała, żeby proteza współpracowała z choreografią, a nie przeszkadzała. Kroki zostały więc ułożone w taki sposób, żebym był w stanie przejść to technicznie. Mnie jako sportowca fascynuje proces zmian, postęp. Jednego dnia nie umiałem wykonać pewnych ruchów, a następnego już to robiłem.

NS: Treningi były ciężkie, ale przypuszczam, że nie zabrakło momentów zabawnych.

SW: Nie wszyscy wiedzą, że na część zajęć zabierałem dwie protezy. One były do różnych tańców. Wtedy trenowaliśmy jeden i zaczynaliśmy przygotowywać się do drugiego. Kiedy Hania miała już dość mojego walca, to mówiła, żebym zmienił nogę i ćwiczymy cza-czę. I to były zabawne momenty, bo zmiana nogi oznaczała zmianę stylu. I kiedy ktoś wchodził w takim momencie na salę treningową, to widział mnie siedzącego ze śrubokrętem. Używałem go, żeby zmienić stopę.

NS: Po wypadku została zainicjowana zbiórka na protezę sportową dla Pana. Zakończyła się sukcesem, wpłacono ponad 94 tys. zł. Później rozpoczęła się akcja #Razem Dla Wilka, w której celem jest zebranie 140 tys. zł. Obecnie stan wpłat wynosi ponad 40 tys. zł. Co można powiedzieć o pierwszych efektach tych działań?

SW: Zaangażowanie się tylu osób w zbiórki to wynik tego, że przez 2-3 lata bardzo ciężko pracowałem nad rozwojem swojej działalności jako sportowiec i trener. Wielu ludziom pomagałem przygotować się do zawodów, sam też startowałem i w tym szczycie sportowym było o mnie głośno. 3 protezy, które teraz mam, zostały kupione z zebranych pieniędzy. Ta zbiorka jest aktywna, a środki są niezbędne do rehabilitacji, do protezowania. Cały czas  kształt nogi się zmienia, więc to są spore koszty na ten moment.

NS: Przy okazji akcji #Razem Dla Wilka przedstawił Pan swój sportowy plan – udział w Igrzyskach Paraolimpijskich.

SW: Tak, to mój główny cel. Obliczyliśmy, że w Tokio w 2020 r. nie jestem w stanie wystartować. Od razu dałem sobie więcej czasu i myślę o rywalizacji w Paryżu w 2024 r. Ostatnio byłem w rytmie treningów tanecznych, ale to się zmieniło. W piątek [13 marca – przyp. red.] mieliśmy nagranie drugiego odcinka programu, w weekend odpocząłem, a w poniedziałek powróciłem do swoich przygotowań. Zacząłem biegać, później trening siłowy. Na pewno nie zamierzam odpuścić. Wiem, że sam wypadek jest dla mnie szansą, bo otworzył furtkę do Igrzysk Paraolimpijskich. Całe życie marzyłem o udziale w Igrzyskach Olimpijskich. Teraz to stało się realne.

NS: O jakiej konkurencji Pan myśli?

SW: Jako nastolatek trenowałem sprinty i moim koronnym dystansem jest 400 m. Myślę, że w tym kierunku pójdę. Zwłaszcza że wyniki dające medal na Igrzyskach Paraolimpijskich są zbliżone do tych, które osiągałem jako szesnastolatek. Oczywiście, wtedy miałem dwie nogi, ale biegałem nawet szybciej niż medaliści paraolimpijscy. Wiem, z czym się wiąże trening. Oczywiście, przygotowania osób z niepełnosprawnościami wyglądają inaczej, ale raczej zostanę przy 400 metrach. Jeśli będzie taka szansa, to może postawimy na skok w dal. Mam zamiar zrobić swoją robotę. Zobaczymy, jak to wyjdzie.

NS: Jak wyglądają przygotowania?

SW: Mam szczęście, że jeszcze przed wypadkiem zostałem trenerem. Jestem nim od trzech lat. Wcześniej długo ćwiczyłem pod okiem Bożeny Dziubińskiej. Teraz przygotowuję się sam, wiem, czego potrzebuje mój organizm. Też mam wgląd w to wszystko, ale docelowo zamierzam to zmienić. Kiedy zacznę zbliżać się do wyników osiąganych na arenach międzynarodowych, chciałbym dołączyć do reprezentacji Polski. Na ten moment nie mamy w Polsce osoby po amputacji, która biega na takim wysokim poziomie. Może więc to osiągnę.

NS: Ale trenuje Pan nie tylko siebie. Jakie plany w tym zakresie?

SW: Zamierzam rozwinąć drużynę, pewnie wkrótce się tym zajmę ze względu na przerwę w programie. Są w niej zawodnicy na różnym poziomie, również ogólnopolskim, stają na zawodach na podium. Chciałbym im dać większe możliwości jako trener. Teraz, kiedy sam się nie ścigam, zastępuję to wynikami swoich podopiecznych. One też mnie cieszą i zależy mi, żeby ta grupa miała jak najlepsze możliwości. Będę o to walczył i rozwijał. Przed wypadkiem prowadziłem mnóstwo treningów, w zasadzie nie miałem życia prywatnego. Po wyjściu ze szpitala troszkę zszedłem z tego turbotempa, ale nadal pozostałem osobą aktywną. Przez 5 tygodni borykałem się z bólami fantomowymi, a później już zacząłem robić swoje. Zanim jeszcze dostałem protezę, powróciłem do prowadzenia zajęć. To były treningi Runmageddon. Oczywiście, w takim zakresie, jaki mi pozwalało zdrowie. Byłem w stanie mówić, co robimy na zajęciach, ale nie pokazywać. Ludzie przychodzili, bo wiedzieli, że moja wiedza nie zmalała ze względu na wypadek.

NS: A co chciałby Pan osiągnąć w programie „Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami”?

SW: Nie wiem, czy mogę zdradzać takie szczegóły, ale najwyżej później dostanę po głowie. Hania marzy o psie. Założyliśmy się, że jeśli przejdziemy do piątego albo szóstego odcinka, to ona sobie kupi takiego zwierzaka. To jest więc taki plan minimum, żeby ona mogła go mieć. Ale ja oczywiście jako sportowiec nie kalkuluję jak daleko uda mi się zajść. Moim zadaniem jest jak najciężej pracować i zajść jak najdalej. Robię wszystko, co w mojej mocy. Widać u mnie takie mocno sportowe podejście. Na treningach jestem od wykonywania poleceń i to skutkuje. Pierwsze dwa odcinki nie wypadły najgorzej. Dostałem po nich mnóstwo wiadomości, m.in. od osób po wypadkach, uzależnionych czy z domów dziecka. Staram się wszystkim odpisywać, rozmawiać. Widzę, że ludzie czerpią trochę energii z mojej historii. Fajnie, że dzięki mnie mogą inaczej spojrzeć na swoje życie.

Zobacz galerię…

Rozmawiał: Marcin Gazda, fot. udostępnione przez Telewizję Polsat

Data publikacji: 28.03.2020 r

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również