Kuj żelazo póki gorące

Kuj żelazo póki gorące

Uczestnicy kościańskiego Środowiskowego Domu Samopomocy mimo wakacji nie próżnują i odpoczynek wakacyjny spędzają bardzo aktywnie. Zwiedzili miejscowe muzeum, podziwiali multimedialną dioramę Kościana, brali udział w marszu z mapą i poznawali sylwetki znanych Polaków. Jednak największą atrakcją okazał się wyjazd do Kluczewa, gdzie mieści się gospodarstwo agroturystyczne U Kowala.

Kowale zaczynają powoli znikać, jest ich coraz mniej, więc nie lada gratką jest zobaczyć czym się charakteryzuje ten zawód i jak wygląda warsztat kowala. Pan Krzysztof, który kowalem jest z dziada pradziada, wyciąga rozżarzony kawałek metalu, z którego z elastycznością plasteliny formuje podkowę dla konia. Ale to nie koniec. To byłoby zbyt proste. Oprócz pieca z dmuchawą, ważnym elementem w tym warsztacie jest kowadło, na którym da się nawet tworzyć muzykę za pomocą młotków. Podkowę oczywiście dostaliśmy na szczęście i dowiedzieliśmy się jak ma być powieszona, by szczęście przynosiła.

Ważną lekcją było to, że nasze życie jest jak ten kawałek metalu. „Kuj żelazo póki gorące”, potem już gdy ostygnie, to ciężko już coś z nim zrobić. Wielokrotnie odpuszczamy, wielokrotnie zwlekamy i odkładamy coś na później, a szanse na działanie maleją, a stare porzekadło staje się prawdziwe.

Kolejną lekcją było to, że gdy zrobimy coś sami i włożymy w to serce, to zawsze będzie to trendy i będziemy chętniej wracać do tego, aniżeli do rzeczy zakupionych. Mieliśmy okazję zobaczyć czterdziestoletnie zabawki wykonane przez ojca pana Krzysztofa. Zabawki te mają duszę i mimo tego, że nie mają metek znanych producentów, to rozwinęły wyobraźnię dwóch pokoleń, gwarantując im przy tym dobrą zabawę.

Jeśli mówimy o gospodarstwie agroturystycznym to nie może zabraknąć zwierząt gospodarskich. I tak mieliśmy okazję pogłaskać żywicielkę rodziny „mućkę”, karmić kozy, które beztrosko się pomiędzy nami przechadzały, a także zobaczyć jak wygląda zimowy sweter, kiedy jeszcze znajduje się na czterech łapach i robi charakterystyczne „meeee”.

Atrakcji nie brakowało, a plan dnia mieliśmy napięty, gdyż czekały na nas przejażdżki bryczką po okolicy, wycieczka na wieżę widokową, z której rozciąga się panorama okolicy, a przy dobrej widoczności jest szansa zobaczyć oddalony o 200 km szczyt Śnieżki. Odważni nie tylko weszli na trzydziestometrową wieżę, ale również zeszli w podziemia starych magazynów beczek z winem.

Po zwiedzeniu kompleksu pałacowego w Siekowie udaliśmy się na swojskie jadło. Gospodarz przygotował dla nas masło, pyry z gzikiem, kiełbasę z ogniska, a także pajdy świeżego chleba ze smalcem. Wszystko to było własnej roboty i dlatego smakowało zupełnie inaczej niż produkty kupione w sklepie. Jedliśmy tak jak się jadło dobre sto lat temu, czyli zdrowo.

Każdemu, kto chciałby odpocząć od miejskiego zgiełku, polecamy poszukać ciekawego gospodarstwa agroturystycznego, pooddychać wiejskim powietrzem i oddać się wiejskiej sielance.

Rafał Iks

fot. Katarzyna Adamska

Data publikacji: 21.07.2015 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również