Śladem miejsc niezwykłych, czyli Polska jest piękna

Willa Herbsta w Łodzi

„Cel podróży to nie miejsce do którego zmierzasz, a nowa perspektywa z jaką patrzysz na świat” – napisał Henry Miller. Jest wiele powodów, dla których wybieramy daną atrakcję turystyczną. To może być czyjaś rekomendacja, kolorowy folder biura podróży, przeczytana książka lub przewodnik. Zdarza się jednak, że w czasie wędrówki trafiamy do miejsc, które są z dala od utartych szlaków. Bywa, że to przypadek prowadzi nas ku czemuś niezwykłemu, pięknemu.

W czasie moich podróży – tych po świecie i tych po całej Polsce – nie raz miałam wrażenie, że genius loci uchyla rąbka tajemnicy, a fascynujące komnaty przeszłości otwierają przede mną swoje podwoje. Tym razem chcę Wam przybliżyć kilka miejsc, które szczególnie mocno przemówiły do mojej rozpodróżowanej natury i świadczą o tym, że i w naszym kraju jest wiele interesujących atrakcji dla wędrowców ciekawych świata i ludzi.

Muzeum św. Maksymiliana w Zduńskiej Woli

Na początek coś pro domo sua, czyli o miejscu znajdującym się w moim rodzinnym mieście, które za pozorną przeciętnością skrywa całkiem sporo atrakcji i tajemnic czekających na swoich odkrywców. Ze Zduńskiej Woli pochodzi wielu ludzi, którzy zajmują znaczące miejsce w historii i kulturze naszego kraju. Jedną z takich niezwykłych postaci jest Maksymilian Maria Kolbe. Był franciszkaninem, misjonarzem, założycielem Rycerstwa Niepokalanej oraz radia i klasztoru w Niepokalanowie. Prowadził również działalność misyjną w Japonii. W czasie wojny trafił do obozu w Auschwitz i tam dobrowolnie wybrał śmierć głodową w zamian za skazanego współwięźnia.

Obecnie w miejscu dawnego domu urodzenia św. Maksymiliana znajduje się muzeum. Przy wejściu jest kilka stopni, a w środku pięć pomieszczeń urządzonych tematycznie. Na ulicy, kiedyś Browarnej, a dziś noszącej imię św. Maksymiliana Kolbe, czas jakby zatrzymał się w miejscu – drewniany budynek muzeum zrekonstruowany zgodnie z jego pierwotnym wyglądem, bruk z „kocich łbów”, a w pobliżu stary (ale ciągle działający) browar i kościół, gdzie ochrzczono późniejszego świętego. Warto tu zajrzeć, by dowiedzieć się czegoś o człowieku, dla którego odwaga oraz wiara były życiowym drogowskazem i orężem.

Cmentarz w Szadku

Kilka lat temu miałam spotkanie autorskie w Szkole Podstawowej w Szadku (niewielka miejscowość oddalona od mojego miasta o kilkanaście kilometrów). Czytałam wiersze, opowiadałam o moich podróżach po całym świecie. Uczniowie z klas 1-3 z zainteresowaniem słuchali, po czym nadszedł czas na zadawanie pytań. Dzieci z właściwą sobie ciekawością pytały o egzotyczne miejsca, które odwiedziłam. W którymś momencie pewna rezolutna dziewczynka (najpewniej rodowita szadkowianka!) zapytała: „ A w Szadku na cmentarzu pani była?”. Ano nie byłam. Potraktowałam jednak to pytanie jako rekomendację, zapytałam dlaczego warto to miejsce odwiedzić i obiecałam, że się tam wybiorę.

Cmentarz ewangelicko-augsburski w Szadku znajduje się trochę na uboczu, ale niedaleko głównej trasy. Układ przestrzenny grobów i alejek jest już nieczytelny, gdyż czas zrobił swoje. Jest tu zbiorowa mogiła żołnierzy poległych w 1914 roku. Mieszkańcy otaczają ją dużym szacunkiem i bardzo dbają o tę żołnierską mogiłę. W trakcie prac porządkowych na cmentarzu ciągle odnajdywane są fragmenty starych tablic nagrobnych. Tuż przy wejściu, po lewej stronie, na terenie cmentarza natrafimy na rzadko już spotykany przybytek; to stara, drewniana sławojka z drzwiami z otworem w kształcie serduszka. Ta osobliwa, schludna
(i czynna!) toaleta to też swoisty relikt przeszłości.

Willa Edwarda Herbsta w Łodzi

Najlepiej przyjechać tu wiosną, gdy kwitną magnolie, a ogród różany budzi się do życia. To piękne otoczenie harmonijnie współgra z neorenesansowym budynkiem, w którym mieści się filia Muzeum Sztuki w Łodzi. Willa została zbudowana w XIX wieku i jest nierozerwalnie związana z rodzinami Herbstów i Scheilblerów – rodów niezwykle zasłużonych dla rozwoju przemysłu włókienniczego w Łodzi. Od czasu do czasu przyjeżdżam tu, by obejrzeć niezwykle ciekawe wystawy, jakie są cyklicznie prezentowane w stylowych wnętrzach. Pokazywano tu m.in. historię polskiego malarstwa („Od Matejki do Wojtkiewicza. U zarania nowoczesności”), kolekcję ze zbiorów rodziny Czartoryskich („Otwieram świątynię pamięci”), losy rodziny Herbstów („Dom ze snów”), etc.

To właśnie w Muzeum Pałac Herbsta (bo tak nazwę nosi oficjalnie) miałam okazję zobaczyć takie obrazy jak: „Krajobraz z miłosiernym samarytaninem” Rembrandta czy „Otrucie królowej Bony” Jan Matejki. Jednym z najniezwyklejszych eksponatów, jakie kiedykolwiek widziałam, było krzesło Szekspira, które Izabela Czartoryska kupiła w czasie swojego pobytu w Anglii. Wydało mi się tyleż okazałe, co i… niewygodne. Willa Herbsta to miejsce, do którego warto zajrzeć, by dać się zaskoczyć i zauroczyć.

Muzeum Polskiej Wódki w Warszawie

Gdyby nie przypadek, nie trafiłabym do tego miejsca. I nie żałuję. Już samo usytuowanie jest ciekawe i zachęca do spędzenia w tej okolicy więcej czasu. Plac Konesera na warszawskiej Pradze to zrewitalizowana, wyłączona z ruchu samochodowego strefa, gdzie znajdują się różne biura, kafejki, sklepy oraz stary, ceglany gmach dawnego Zakładu Rektyfikacji zaadaptowany na Muzeum Polskiej Wódki. Industrialną stylistykę zgrabnie połączono z użytkowym i lifestylowym charakterem miejsca. Panuje tu kosmopolityczna atmosfera, a wielojęzyczny i wielobarwny tłum przypomina, że jesteśmy w europejskiej stolicy.

Budynek Muzeum Polskiej Wódki jest przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Istnieje możliwość zwiedzania z przewodnikiem, a dla chętnych również z degustacją. Możemy tutaj dowiedzieć się, jaką funkcję pełniła wódka nie tylko w historii gorzelnictwa, ale również jak jej wytwarzanie towarzyszyło przemianom politycznym, kulturowym i ekonomicznym na terenie naszego kraju. Zobaczymy wirtualną pracownię średniowiecznego alchemika, urządzenia służące do wyrobu trunku, bogatą kolekcję butelek o ciekawym wzornictwie, tematyczne wizualizacje, etc. A wszystko to, by uświadomić nam, że polska wódka jest nie tylko naszym dobrem i dziedzictwem narodowym, ale również jednym z nieodłącznych atrybutów polskości na świecie.

Kościół Pokoju pw. Trójcy Świętej w Świdnicy

Są takie miejsca, które sprawiają, że po wejściu ściszasz głos i zamierasz z zachwytu. Kościół Pokoju w Świdnicy na pewno nie pozostawi nikogo obojętnym. To największa drewniana protestancka świątynia w Europie. Zabytek wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. We wnętrzu od razu uwagę zwraca piękny, wykonany z drewna ołtarz oraz majestatyczna i misternie ozdobiona scenami biblijnymi ambona. Unikalne są też zabytkowe organy z barokowym prospektem, bogato zdobiona Loża Hochbergów oraz empora pokryta wersetami biblijnymi i scenami alegorycznymi.

Kościół ma 44 metry długości, 30,5 metrów szerokości i mieści 7500 osób, z czego aż 3000 to miejsca siedzące. Od roku 2000 organizowany jest tu corocznie Międzynarodowy Festiwal Bachowski. W tym wnętrzu muzyka brzmi szczególnie pięknie, więc nic dziwnego, że nie tylko melomani odpowiadają na wezwanie „zacznij od Bacha” i licznie przybywają na letnie koncerty. Zwiedzanie kościoła wraz z wysłuchaniem nagrania lektora zajmuje około 40 min, ale warto obejrzeć również otaczający świątynię plac Pokoju, który sam w sobie jest wyjątkowym zespołem architektoniczno-urbanistycznym z 300-letnią zabudową, dzwonnicą, cmentarzem i wiekowymi drzewami.

Tężnia solankowa w Konstancinie

Najbardziej znane tężnie w Polsce znajdują się w Ciechocinku, Inowrocławiu, ale i ta niewielka, zbudowana ponad 40 lat temu w Konstancinie- Jeziornej, zasługuje na uwagę. Tężnia to budowla z drewna i gałęzi tarniny służąca do zwiększania stężenia soli w solance. W przeszłości służyły do uzyskiwania soli kuchennej, obecnie są to potężne inhalatoria.

Lecznicza mgiełka wykorzystywana jest w profilaktyce i leczeniu wielu schorzeń, m.in. górnych dróg oddechowych i nadciśnienia tętniczego. Konstancińska tężnia ma kształt zamkniętego kręgu o długości 40 metrów i wysokości 6 metrów. Znajduje się w pięknym Parku Zdrojowym. Wstęp jest płatny, ale działanie solanki czuje się również poza ogrodzeniem, więc można przysiąść na jednej z pobliskich ławek i delektować się kojącym i pachnącym krajobrazem okolicy.

A jeśli chcielibyście poczytać, a akurat nie macie ze sobą książki, to znajdziecie jakąś interesującą lekturę w czerwonej budce (przypominającej te telefoniczne w Londynie), która znajduje się nieopodal. Można stamtąd wziąć dowolną książkę, można też zostawić jakąś dla innych. Idea bookcrossingu dotarła i tutaj. Wspaniały pomysł. Ja znalazłam tam „Kubusia Puchatka” A. A. Milne’a. Z przyjemnością przypomniałam sobie przygody misia o bardzo małym rozumku. Zatapiając się w lekturze, miałam wrażenie, że bajkowa sceneria parku chwilami przypomina Stumilowy Las…

Latarnia Morska w Kołobrzegu

Pierwsza wieżyczka nawigacyjna pojawiła się w Kołobrzegu w 1666 roku. Obecny kształt latarni powstał w 1947 roku na fundamentach dawnych zabudowań i stanowi jednocześnie pomnik zwycięstwa nad Niemcami, o czym informuje tablica z napisem: „Bohaterom poległym w walce z najeźdźcą hitlerowskim o wolność i niepodległość”. Góruje nad miastem i jest punktem orientacyjnym dla turystów, gdyż znajduje się niedaleko mola, blisko portu.

W pobliżu można zamówić rejs statkiem, zrobić sobie zdjęcie z piratem. Wieża latarni ma wysokość 26 metrów. Z tarasu widokowego można podziwiać panoramę miasta i bezkres Bałtyku. Na murze budowli umieszczone są armaty. Obecnie to na szczęście tylko ozdoby. W obiekcie mieści się również Muzeum Minerałów. I tylko szkoda, że latarnia nie jest dostępna do osób o ograniczonej mobilności. Okazałe, okrężne schody wyglądają pięknie, ale nie wszyscy mogą je pokonać.

Molo w Sopocie

To najdłuższe drewniane molo w Europie – część spacerowa ma ponad 511 metrów długości, z czego 458 wchodzi w głąb Zatoki Gdańskiej. Stanowi niewątpliwą atrakcję Trójmiasta. Spacer tą piękną promenadą o szerokości ok.10 metrów pozwala poczuć nieodparty urok Sopotu, bo stąd widać i legendarny hotel Grand, i port, i plażę, a w oddali zieleni się Kępa Redłowska– krajobrazowy rezerwat przyrody. Pierwszy pomost wybudowano tu w 1824 roku i deptak szybko stał się prestiżowym miejscem, w którym wypadało się pokazać. Wstęp na molo w okresie letnim jest płatny przez całą dobę.

Ta przepiękna aleja spacerowa pojawiała się w wielu filmach i serialach, m.in. w „07 zgłoś się”, „Podróż za jeden uśmiech”. Agnieszka Osiecka, związana z Sopotem przez wiele lat, tak o nim pisała: „Molo sopockie jest śliczne. Co roku starannie odnawiane, ozdobione białymi balustradami i niezliczonymi zakamarkami (można skryć się w nich jak u olbrzyma w kieszeni), pachnące młodym drewnem, żywicą i solą – robi wrażenie wyciosanego okrętu Jana z Kolna, dopiero co rzuconego na wodę i gotowego do podróży”.

Kościół w Strońsku

Kościół pw. św. Urszuli i 11 tysięcy dziewic – już brzmi ciekawie, prawda? Przepiękny, romański kościół z XIII wieku znajduje się w powiecie zduńskowolskim i jest jedną z pierwszych ceglanych świątyń wybudowanych w województwie łódzkim. Wnętrze ma charakter barokowy, ale zachowały się też elementy pochodzące z okresu średniowiecza, np. tympanon wmurowany w kruchcie z płaskorzeźbą przypominającą smoka lub bazyliszka, fragmenty murów, nawy, okna prezbiterium. Kryje się tu wiele tajemnic. Nie wiadomo np., czyje relikwie znajdują się w skrytkach bocznych ołtarzy, czemu mają służyć napisy z przełomu XVI i XVII stulecia wyryte w cegłach przy wejściu (może to dawne graffiti?) i dlaczego świątyni patronują właśnie św. Urszula i 11 tys. dziewic.

Według jednej z legend, księżniczka i jej służki zamordowane zostały przez Hunów, którzy chcieli zdobyć Kolonię. Barbarzyńcy pod wpływem wizji wstępujących do nieba dziewic odstąpili spod murów miasta.

Ciekawe są też losy kościoła podczas II wojny światowej. Zdobyty przez niemieckie wojska był wykorzystywany jako kwatera dowództwa, magazyn, więzienie. Na wieży ustawiono stanowiska strzelnicze. W pobliżu do dziś znajdują się bunkry. Na początku września 1939 roku miała tu miejsce bitwa 30 Pułku Strzelców Kaniowskich z niemiecką 17 Dywizją Pancerną, na skutek której doszło do przełamania polskiej linii obrony. Co roku na polach Strońska odbywa się rekonstrukcja tych walk.

Pendolino

Pojazd? Pociąg? Nie, to zjawisko! Niedawno miałam okazję jechać pendolino nad morze i jestem pod wrażeniem komfortu, szybkości i obsługi. Pendolino (po włosku „wahadełko”) to rodzaj pociągu, który może osiągnąć prędkość nawet 250 km na godzinę. W Polsce własne składy tych jednostek posiada PKP Intercity. Są niezwykle funkcjonalnie przygotowane do przewozu osób niepełnosprawnych – rampa przy wejściu, przestronne dwa miejsca w wagonie restauracyjnym, tuż obok przystosowana toaleta. Jest wystarczająco dużo przestrzeni, by się przesiąść się z wózka na wygodne miejsce siedzące lub zjeść posiłek przy stoliku.

Rezerwując bilet i miejsce, możemy zgłosić potrzebę asysty, określając zakres pomocy. W tym celu trzeba wypełnić odpowiedni formularz. Szczegółowe informacje znajdziemy na stronie przewoźnika i w ulotce wydanej, by ułatwić podróżowanie osobom z niepełnosprawnością. Jest też specjalny numer telefonu, z którego można korzystać na każdym etapie podróży.

Pendolino pojawiło się w Polsce w 2014 roku i towarzyszył temu szum medialny w związku z przetargiem o wartości 2,5 mln zł. Według mnie (i wielu zadowolonych podróżnych) to niewątpliwie dobrze wydane pieniądze.

Zobacz galerię…

Lilla Latus, fot. archiwum autorki
Data publikacji: 06.09.2019 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również