10-lecie Teatru Życia z Grudziądza – Dzięki nim nie jesteś sam

Pomiędzy 20. a 23. października br. w Warszawie odbyły się warsztaty artystyczne i koncert „Nie jesteś sam" zorganizowane z okazji 10. rocznicy powstania Teatru Życia im. ks. biskupa Jana Chrapka. Jubileuszowe wydarzenia toczyły się w trzech miejscach - salkach hotelu Atos, w których odbywały się zajęcia warsztatowe, w Domu Polonii na Krakowskim Przedmieściu, będącym miejscem prób i koncertu oraz w pobliskim Kościele Seminaryjnym, gdzie odprawiona została uroczysta msza święta a po niej kameralny występ śpiewających artystów.

Spiritus movens
Organizatorem i pomysłodawcą rehabilitacji poprzez twórczość artystyczną – Teatru Życia, jest Krystyna Grabowska. Samo jej nazwisko to firma; na hasło „Grabowska” otwierają się niejedne, przed innymi zamknięte drzwi. Jak ktoś powiedział, to one man-show w najlepszym tego określenia znaczeniu. Krystyna Grabowska to typ bezkompromisowego pracoholika, który jednak swą pasją potrafi zarazić innych.
– Wszystko zaczęło się – na poziomie regionalnym – w 1995 roku, ale już po dwóch latach nasi podopieczni osiągnęli krajowy poziom w wokalu i plastyce – wspomina Krystyna Grabowska. – W tamtych latach poznałam się z ówczesnym pełnomocnikiem ds. osób niepełnosprawnych, Adamem Gwarą i to on wskazał mi Tadeusza Woźniaka, jako ojca niepełnosprawnego dziecka, abym nawiązała z nim współpracę. Właściwie wszystko się od Tadeusza zaczęło; pierwszy nasz ogólnopolski przegląd artystyczny odbył się z jego udziałem, także jego żony-aktorki i piosenkarki Joli Majchrzak-Woźniak, Krzysztofa Cwynara, Jacka Kawalca. Ponieważ początek był udany, za pośrednictwem Tadeusza poznałam innych jego scenicznych przyjaciół, których potem zapraszałam do współpracy. Tak poznałam m.in. Ernesta Brylla, co spowodowało zwiększenie zasięgu i poziomu naszych działań. Kiedy w 2000 roku Ernest zachorował, czasowo zastąpił go reżyser Andrzej Maria Marczewski, który do naszych przeglądów dotąd plastycznych, wokalnych i recytatorskich, wprowadził teatr. Wtedy byliśmy jedną z bardzo nielicznych organizacji, która odważyła się prowadzić tak różnorodne przeglądy.

Patron
– Od początku naszym przyjacielem i patronem był ówczesny biskup pomocniczy w Toruniu, Jan Chrapek – opowiada Krystyna Grabowska. – To był wyjątkowy człowiek. Nie tworzył żadnych barier, czuło się przy nim tak, jakby znajomość trwała od wielu lat. Zaprosiłam go do Laskowic na Dzień Skupienia dla niepełnosprawnych i mimo, że miał w tym czasie obowiązki w Watykanie – przyjechał. Z każdym się przywitał, jadł to co wszyscy, dla każdego miał dobre słowo. Wkrótce potem poświęcił Drogę Krzyżową namalowaną przez niepełnosprawnych artystów w jednym z grudziądzkich kościołów. Dwa lata pracowaliśmy razem, odszedł do diecezji radomskiej, co nie znaczy, że się rozstaliśmy. Nasza przyjaźń nie była długa, bo przecież zginął w 2001 roku, ale ten czas był tak intensywny… Po śmierci biskupa nadaliśmy naszej fundacji jego imię i nazwę Teatr Życia. Wtedy też postanowiłam związać naszą działalność także z ziemią świętokrzyską, na której urodził się nasz patron. Z jego siostrą wybraliśmy przed dziesięcioma laty Kałków-Godów i tam też zaczęły się wtedy odbywać nasze ogólnopolskie przeglądy artystyczne. To tam razem z ks. Czesławem Walą postanowiłam wybudować pomnik ks. Janowi Chrapkowi na terenie Sanktuarium. Wkrótce stanął a pobłogosławił go prymas Polski, Józef Glemp.

Charyzma i marzenia
– Jest wielu artystów, którzy do nas przyjeżdżają. Wszystkich weryfikuję, przyglądam się im – wyznaje Krystyna Grabowska. – Tę pracę trzeba wykonywać z sercem, inaczej się nie da. Jeśli ktoś tego serca nie wykazuje, to się rozstajemy. Do tej pracy potrzebna jest charyzma, trzeba być pozytywnym wariatem; jest ich trochę. Czasy są ciężkie, wielu ludziom, także profesjonalnym artystom, trudno się odnaleźć. Ja sama mam chyba trochę w genach po mamie, która była pielęgniarką, pięknie śpiewała, ale miała też intuicję. Wyczuwam złą energię w ludziach, takich omijam. Jestem ostra, wiem o tym, ale inaczej nic by mi się nie udało. Gdybym nie wyegzekwowała odpowiedniego traktowania siebie, byłabym jedną z tysięcy; tu jest Warszawa, każdy patrzy aby jak najwięcej zgarnąć dla siebie… Mam przyjaciół, ale nie jest ich dużo. Nie czekam na podziękowania i wdzięczność, z tym bywa różnie – wystarczy mi gdy widzę radość ludzi, którym pomagam. Wielu zarabia niemałe pieniądze na osobach niepełnosprawnych, tego się nie pokona. Ja szukam ludzi, którzy nie spodziewają się zarobku, ale potrafią wydobyć z innych piękno, tego się nie da zrobić za pieniądze. Marzy mi się – gdybym była bardziej niezależna finansowo – Dom Twórczy, taki z prawdziwego zdarzenia. Znaleźli by w nim miejsce nie staruszkowie, ale niepełnosprawni twórcy, którzy by tam mieszkali, uczyli się od profesjonalistów, mieli dobre warunki bytowe, opiekunów. Coś takiego chciałabym po sobie zostawić. Chciałabym też, aby nasi artyści zaczęli zarabiać jakieś pieniądze na koncertach, żeby poczuli się pewniej. Niektórzy z nich mają profesjonalny poziom, ale nie przekłada się to na ich zarobki estradowe.

Z dystansu
Ryszard Romel, odpowiedzialny za stronę muzyczną i nagłośnienie koncertów wspomina, że współpracę z Krystyną Grabowską zaczął w 1993 roku.
– Otrzymaliśmy wtedy od miasta lokal na stadionie, w starej kawiarni. Własnymi siłami zrobiliśmy tam wszystko – od elektryki po boazerię i to funkcjonuje do dziś. Szukaliśmy wśród sportowców także ludzi z talentem artystycznym, fama poszła o nas „w świat”, a w domach siedziało wielu utalentowanych niepełnosprawnych, o których nikt nie wiedział. Ta praca jest specyficzna z kilku powodów, od finansowego poczynając – ja pracuję zawodowo jako muzyk, więc stać mnie na to. Z niepełnosprawnymi pracuje tak, jak z innymi. Też mają swoje humory, jedni wstydzą się swego głosu, inni znają swoją wartość i czują się gwiazdami a to wpływa niekorzystnie na pozostałych. Wszystkie konkursy, przeglądy to bardzo ładne, ale trzeba pamiętać, że otwiera się przed tymi ludźmi wrota do innego życia, nazywamy ich przecież artystami. Potem mają słuszny żal jakiegoś niespełnienia; kto wie, czy nie robimy im przez to krzywdy. Są gwiazdami, np. na festiwalu Anny Dymnej i pięknie, ale co dalej? Nic za tym nie idzie, poza następnym przeglądem, następnym festiwalem…

Wśród instruktorów…
…współpracujących z Teatrem Życia, znaleźć można wybitnych artystów sceny muzycznej i malarstwa. Dość wspomnieć chociażby Franciszka Maśluszczaka czy Danutę Błażejczyk. Niemal od początku zaangażowany w tę pracę był również aktor Stanisław Jaskułka, który wspomina: – To się dziwnie zaczęło. Moim sąsiadem przez ogródek, jest Tadzio Woźniak, przyjaźnimy się od lat, darząc się sympatią i wzajemnym szacunkiem. Tadeusz zaproponował mi współpracę przy „Balladach polskich”, premiera była w warszawskiej filharmonii. Po koncercie przyszła do mnie Krystyna Grabowska i zapytała czy nie zechciałbym współpracować z niepełnosprawnymi. Zawsze praca typu warsztatowego była moją pasją, gdybym został w Krakowie, pewnie bym uczył studentów PWST. Pierwszy pobyt w Grudziądzu był niesamowity. Szedłem na zajęcia jak skazaniec. Uprzedzano mnie, że będą ludzie na wózkach, niewidomi, z różnymi przypadłościami. Po drodze sobie układałem tekst pierwszej przemowy. Jak otworzyłem drzwi, zobaczyłem wózki i białe laski, powiedziałem sobie: Jaskułka, zachowuj się z godnością i normalnie.
Reżyser widowiska, jakie odbyło się w Domu Polonii, Zbigniew Kulwicki, z wykształcenia wokalista, także nie uważa aby praca z niepełnosprawnymi wymagała specjalnych predyspozycji: – Ta praca wzbogaca także nas i to jest jej specyfika. To dla nas także terapia. Otrzymujemy szansę na zatrzymanie się i pomyślenie, jak ludzi pokrzywdzeni przez los, radzą sobie często lepiej od nas. To obopólna korzyść. Zauważam efekt swojej pracy, bo oni uczą się warsztatu a mnie to pomaga w innym postrzeganiu świata. Przekaz sceniczny, jaki otrzymujemy od niepełnosprawnych zawsze odbieramy jako bardziej nasycony, bo mamy świadomość nieszczęścia jakim są dotknięci.

W Warszawie…
…spotkali się sami znajomi. Wśród nich laureaci niedawnych, tegorocznych przeglądów jak grudziądzkiego OPTAN czy Festiwalu w Bytomiu Odrzańskim – Monika Czerczak, Monika Młot, Alicja Czarnuszka, Ewa Zięba, Krzysztof Sałapa; byli laureaci Festiwalu Zaczarowanej Piosenki a nawet… Jarocina – jak Kamil Czeszel. Zaśpiewał na koncercie „Dziwny jest ten świat”. Czy nie bał się wykonać piosenki Czesława Niemena? – Zawsze jest jakaś presja, tym bardziej jeśli to znany numer znanego wokalisty, ale trzeba się z tym zmierzyć, żeby nabrać pewności siebie – odpowiada Kamil. – Początkowo bardzo się bałem, ale mam nadzieję, że publiczności się podobało. Od przedszkola śpiewałem a zacząłem to traktować serio, kiedy pojechałem na mój pierwszy festiwal, do Jarocina. Tam zdobyłem swoją pierwszą nagrodę i uwierzyłem, że mogę śpiewać. I tak się toczy, choć teraz traktuję śpiewanie profesjonalnie i jak się uda, to występuję za pieniądze. Mam sporo zaproszeń, jestem też stypendystą miasta Torunia.
Krzysztof Szymaszek, także laureat kilku przeglądów, pochodzi z Bierunia Nowego. Czy w małych miasteczkach niepełnosprawnym jest rzeczywiście trudniej? – Coś w tym jest. Bardzo prosty przykład – w Warszawie widzi się pełno autobusów niskopodłogowych, wind, podjazdów – odpowiada Krzysztof. – Więcej się dzieje, więcej niepełnosprawnych widzi się na ulicy. U mnie, w Bieruniu jestem jedyną aktywną osobą niepełnosprawną, jedyną widoczną na ulicy. Jeżeli jest jedna taka osoba, to trudno wymagać by dostosowywano do niej całe miasto. Może jest nas więcej, ale to kwestia mentalności opiekunów tych osób, skoro ich nigdzie nie widać… Moje śpiewanie zaczęło się dawno, chyba w zerówce, później mama zapisała mnie na lekcje śpiewu a w 2003 roku znalazła informację o Przeglądzie OPTAN w Grudziądzu, tam był mój pierwszy poważniejszy występ. Pamiętam ten dzień. Po występie, wieczorem, tak we mnie wszystko buzowało, byłem niesamowicie nakręcony – poważna scena, widzowie, jury. Wygrałem wtedy ten konkurs. Niezapomniane. Zdarzały mi się wygrane w Zaczarowanej piosence, ale trochę porzuciłem tę drogę festiwalową i próbuję wyjść z podziemia z moim zespołem heavy-metalowym, jaki mamy w Bieruniu.

Pożegnania
W Kościele Seminaryjnym z niepełnosprawnymi artystami modlili się na mszy Maja Komorowska, Zofia Czernicka, Danuta Błażejczyk, Ernest Bryll, Marek Ałaszewski, Stanisław Jaskułka. Była to piękna i wzruszająca msza. Tuż po niej uczestnicy udali się do Domu Polonii, gdzie odbył się jubileuszowy koncert. Wśród gości spotkaliśmy posła Janusza Dzięcioła:
– To nie jest mój pierwszy kontakt z niepełnosprawnymi, ja z nimi na co dzień pracuję w Grudziądzu. Staram się zabiegać o ich sprawy, bo widzę, że Krystyna Grabowska bardzo dużo robi dobrych rzeczy, a to musi kosztować. To moje szóste spotkanie z Teatrem Życia, prócz tego w Grudziądzu odbywają się mistrzostwa Polski w podnoszeniu ciężarów czy lekkoatletyce. Mnie cieszy, jak mogę pomóc. Ja nie czuję dyskomfortu przebywając wśród niepełnosprawnych, nie mam dystansu – lituję się, chciałbym nieba uchylić, na koncertach zdarza się uronić łzę. Cieszy mnie, że są ludzie potrafiący im znaleźć miejsce, w którym mogą się wykazać swoją wrażliwością, spojrzeniem na świat. Pełnosprawni nie zawsze tak potrafią.
Obserwując artystów i współpracowników Teatru Życia dostrzega się coś, co można uznać za banalne – wszyscy zdają się tworzyć rodzinę. I jak w niej-zdarzają się niesnaski, ale przecież nie ma niezdrowej konkurencji, wyścigu po laury – jest poczucie wspólnoty, solidarność, wzajemna pomoc. Chce się z nimi przebywać…
Redakcja „Naszych Spraw” składa wszystkim tworzącym Teatr Życia serdeczne życzenia następnych, wspaniałych jubileuszy. Najbliższy już za pięć lat!

Zobacz galerię…

Tekst i fot.: Marek Ciszak

 

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również