Bruksela, czyli świąteczny weekend z Fridą Kahlo w stolicy Europy

Bruksela to nie tylko stolica Belgii, ale również siedziba NATO i najważniejszych instytucji europejskich. Osada z VII wieku zbudowana w dolinie rzeki Senne rozwijała się i rozrastała, by w XX wieku stać się niekoronowaną stolicą całej, zjednoczonej Europy.

Obecność europosłów, pracowników międzynarodowych instytucji, imigrantów i turystów sprawia, że miasto ma międzynarodowy charakter, a pytając o drogę trudno trafić na rodowitego brukselczyka.

W dniach 16.01-14.04.2010 r. w Centrum Sztuki Bozar w Brukseli miała miejsce wystawa prac meksykańskiej malarki Fridy Kahlo i to było pretekstem do odwiedzenia tego miasta. Trzy lata temu byliśmy z Markiem w Meksyku, ale tam nie było nam dane zobaczyć prac tej niezwykłej artystki, więc postanowiliśmy zrobić sobie weekendowy wypad do Belgii, korzystając z możliwości taniego lotu (220 zł w obie strony) z Wrocławia do Brukseli. Zarówno lot jak i dwie noce w hotelu zarezerwowaliśmy przez Internet.

W Wielką Sobotę, po półtoragodzinnym locie byliśmy na lotnisku Charleroi oddalonym od centrum Brukseli ok.40 km. Do centrum (przystanek przy Gare de Midi) kursuje co godzinę autobus (niestety, nieprzystosowany dla osób niepełnosprawnych). Cena od osoby za kurs w obie strony (bilet ważny 3 miesiące) to 22 euro i nie ma żadnych zniżek.

Bruksela przywitała nas deszczem. Nasz jednogwiazdkowy hotel prowadzony przez Turka okazał się całkiem wygodny i schludny. Najważniejsze jednak przy jego wyborze było jego położenie – niedaleko Grand Place, Centrum Sztuk Pięknych i najważniejszych atrakcji Brukseli Dolnej. Wcześniej mejlem uprzedziłam hotel, że poruszam się na wózku, ale oprócz dwóch stopni przy wejściu nie było większych barier.

Nie tracąc czasu, tego samego dnia ruszyliśmy na pierwszy rekonesans. Grande Place to perła brabanckiego baroku, która znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Victor Hugo nazwał go „najpiękniejszym placem świata”. Wiele z okolicznych uliczek i kamienic ma swoją historię, np. w domu pod łabędziem Marks i Engels napisali Manifest Partii Komunistycznej, na rue des Brasseurs Paul Verlaine postrzelił swojego kochanka Artura Rimbauda, przy rue des Éperonniers mieszkali kiedyś Baudelaire i Lelewel.

Kamienista nawierzchnia Placu i jego otoczenia utrudnia poruszanie się, ale urok tego miejsca rekompensuje niedogodności. Przy Grande Place znajdują się wyjątkowej urody obiekty – Dom Króla (wbrew nazwie król nigdy tu nie mieszkał), w którym znajduje się Muzeum Miejskie, Ratusz zwieńczony figurą św. Michała.

Grande Place w Brukseli Dom Króla  przy Grande Place

Grande Place w Brukseli Dom Króla przy Grande Place

Wszędzie mnóstwo restauracji i kafejek oraz sklepików sprzedających m.in. słynne czekoladki. Najbardziej ekskluzywny sklep dla smakoszy to Godiva, ale duży wybór można znaleźć również w sieci sklepów Leonidas.

Wśród pamiątek nie może zabraknąć różnej wielkości figurek Manneken Pis – siusiającego chłopczyka. Niespełna 30-centymentrowa figurka – symbol Brukseli – znajduje się niedaleko Grande Place przy rue de l’Etuve. Dzielnica jest dobrze oznakowana i wszędzie można trafić, korzystając z ulicznych drogowskazów. Figurkę Manneken Pis łatwo byłoby przeoczyć, gdyby nie liczna grupa turystów zawsze tłumnie oblegająca to miejsce. Zdjęcie ze słynną figurką to koronny dowód pobytu w stolicy Belgii.

Przy figurce Manneken Pis

Przy figurce Manneken Pis

Następnego dnia do południa udajemy się do galerii w Bozar. Chętnych na wystawę bardzo wielu. Wejście wyznaczono nam na godz. 17.00. Osoba na wózku z opiekunem ma darmowy wstęp. W galerii były jeszcze dwie inne wystawy, które postanowiliśmy zobaczyć w międzyczasie. Pierwsza to: „El Greco. Domenikos Theotokopoulos 1900″, a druga: „Imágenes del Mexicano”, będąca częścią festiwalu „!Mexico!”.

Na wystawie El Greca zgromadzono głównie artystyczny dorobek malarza pozostający w zbiorach dwóch muzeów z Toledo: Museo del Greco i Museo de Santa Cruz. Domenikos Theotocopoulos urodził się w 1541 roku na Krecie, osiedlił się w Hiszpanii, gdzie zmarł w roku 1614. Był malarzem, rzeźbiarzem i architektem. Swoje obrazy podpisywał El Greco i tak też go nazywano. Jego prace oglądane na żywo zachwycają dramatyzmem i siłą wyrazu. Przeważa tematyka religijna, ale są też portrety ówczesnych notabli.

Wśród prezentowanych arcydzieł był m.in.. „Welon św. Weroniki” – na obrazie chusta unosi się swobodnie w powietrzu na ciemnym tle, jakby trzymana niewidzialnymi dłońmi, oblicze Chrystusa wyłania się z jasnego tła chusty. Artysta być może chciał zobrazować pogląd, że „Weronika”, to chusta z obliczem Pana, a nie osoba, a nazwa wywodzi się z greckiego: iere eikon (święte oblicze), albo z łacińskiego: vera icon (prawdziwy obraz – oblicza Jezusa). Każdy obraz to osobny przykład niezwykłego talentu i próba zdefiniowania rzeczywistości za pomocą pędzla, oka i wiedzy.
Kolejna wystawa to dla nas sentymentalny powrót do Meksyku. Oczami artystów z całego świata przedstawiono to, co kojarzy się z tym krajem i regionem. Portrety, fotografie i rzeźby były swoistą podróżą przez wieki począwszy od okresu prekolumbijskiego, poprzez lata kolonializmu i walki o niepodległość do czasów nam współczesnych.

Pokazano prace takich artystów jak: D. Rivera, H. Bustos, D. Siqueiros. Zaprezentowano również fragmenty filmów, m in. „Niech żyje Meksyk” S. Eisensteina (reżyser nie zdążył dokończyć tego dzieła) i „Maria Candelaria” (pierwszy meksykański film, który odniósł światowy sukces i zdobył Złotą Palmę w Cannes w 1946 roku).

Z innego miejsca dobiegały dźwięki skocznej melodii. To mariachi przygrywający do tańca. Szkoda, że tylko na ekranie. Pamiętam, że na żywo robią jeszcze większe wrażenie. Bo Meksyk jest kolorowy, rozśpiewany, roztańczony, zawsze gotowy do walki o swoją tożsamość i godność.

Wprowadzeni w meksykańskie klimaty zostaliśmy w końcu wpuszczeni do świata Fridy Kahlo. Przyznaję, że od dawna jestem zafascynowana postacią tej niezwykłej artystki. Gdyby żyła nazywano by ją „osobą z niepełnosprawnością”. Ale czy artysta może być niepełnosprawny? Sztuka dzieje się w sferze wrażliwości, a twórczość jest wyrazem osobowości i talentu, który istnieje (albo i nie!) poza fizyczną kondycją. Jednak nie da się zaprzeczyć, że jesteśmy kształtowani przez sumę doświadczeń, również przez fizyczne cierpienie, ból i jego konsekwencje.

W Galerii Bozar

W Galerii Bozar

Frida Kahlo żyła w latach 1907-1954. W dzieciństwie zachorowała na chorobę Heinego-Medina, co spowodowało deformację nogi. W wieku 18 lat przeżyła poważny wypadek. Na autobus, którym jechała, najechał tramwaj. Potem przeszła wiele operacji i w końcu musiała poruszać się na wózku inwalidzkim. Nie przeszkodziło jej to prowadzić barwne życie. Była żoną znanego malarza Diego Rivery. To burzliwe małżeństwo było dla niej tyleż inspirujące, co i niszczące. Mówiła, że Diego to jej drugi wypadek. Kochali się, zdradzali i znowu wracali do siebie (rozwiedli się, by po latach znowu się pobrać). Jej postać spopularyzował film fabularny pt. „Frida” ( na podstawie książki Haydena Herrery) w reżyserii Julie Taymor z Salmą Hayek w roli tytułowej.

Obrazy Fridy stały się elementem popkultury. Znane są z wielu reprodukcji i plakatów. Pokazane w ciemnej sali, pełnej luster odgrywały swoisty teatr przed widzem – opowiadały o burzliwym życiu, teatralizowaniu codzienności. Te obrazy to często autoportrety mocno osadzone w meksykańskiej tradycji, pełne osobistej symboliki i dosłownych odniesień do anatomii, co było dla wielu jej współczesnych dość szokujące.

Niezwykłe bogactwo barw kontrastuje z tematyką obrazów, na których jej traumatyczne przeżycia są ukazane bardzo sugestywnie, ale za pomocą różnych rekwizytów. Dosłowność miesza się z symboliką. Na obrazie „Autobus” pasażerowie są nieświadomi tego, co za chwilę zgotuje im los. „Złamana kolumna” to autoportret w stalowym gorsecie krępującym obnażone ciało młodej kobiety przebite dziesiątkami szpilek.

Obraz „Henry Ford Hospital” to przejmująca wizja cierpienia kobiety, która poroniła. Naga postać na łóżku i sześć różnych elementów, z których każdy wiąże się z poczuciem straty, osamotnienia, ale jednocześnie separują one ból od ciała.

Na wystawie pokazano również fotografie ilustrujące życie artystki i slajdy z rękopisem pamiętnika, który pisała przez wiele lat. Na jego ostatniej kartce narysowała anioła śmierci i napisała: Mam nadzieję, że odejście jest radosne, i mam nadzieję, że nigdy nie wrócę. A jednak wraca. Bo prawdziwy artysta nie umiera i to czas weryfikuje wartość sztuki i decyduje o jej (długo?)wieczności.

W świąteczny poniedziałek idziemy na kolejny spacer po barwnych uliczkach w okolicy Grande Place. Wszędzie dużo turystów, a otwarte sklepy i stragany przyciągają mnogością różnorakich pamiątek. Wstępujemy do ślicznego kościoła p.w. św. Mikołaja. Dużo ludzi, barokowy wystrój, czarnoskóry ksiądz wygłaszający kazanie po francusku; czujemy, że to ciągle święta, choć tu to już dzień roboczy. W kościele znajduje się niewielki obraz Rubensa „Matka i dziecko”.

Świątynia, której elewacja pochodzi z XIV wieku, znajduje się na tyłach budynku Giełdy Finansowej. Tak to współczesność sąsiaduje z przeszłością. Dosłownie. Zapalamy świeczki, dołączając się w poczuciu wspólnoty do reszty wiernych.
Nasze europejskie święta dobiegły końca.

Lilla Latus
fot. Marek Hamera

 

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również