Jak zdobywać własne bieguny

Jak zdobywać własne bieguny

Jaśka Melę, który w historii polarnictwa zapisał się jako najmłodszy (16 lat) i jedyny zdobywca bieguna północnego i południowego z niepełnosprawnością, zna prawie każdy.

Jednak niewiele osób wie, że jego dzieciństwo naznaczone było traumatycznymi przeżyciami osobistymi i rodzinnymi. Wydarzenia te stały się punktem wyjścia filmu fabularnego w reżyserii Marcina Głowackiego „Mój biegun”.

Śmierć młodszego brata oraz konieczność amputacji lewego podudzia i prawego przedramienia po wypadku w stacji transformatorowej, to ciosy od losu, po których trudno jest się podnieść psychicznie.

Reżyser z historią Jaśka zetknął się dopiero, gdy został zaproszony przez producentkę filmu Krystynę Lasoń do realizacji fabuły. Do tej pory znał wybiórczo życiorys bohatera. Wiedział o jego niepełnosprawności i wyprawie na biegun w 2004 r. pod opieką podróżnika Marka Kamińskiego. Natomiast kluczowe wątki poznał ze scenariusza autorstwa Katarzyny Śliwińskiej-Kłosowicz i jej męża Marka Kłosowicza.

– Dla mnie to była propozycja debiutu fabularnego. Z jednej strony to bardzo trudny temat i odpowiedzialność wobec ludzi, których losy się opowiada. Z drugiej strony trzeba to opowiedzieć tak, żeby widzowie chętnie obejrzeli tę historię – mówi Marcin Głowacki. Zapytany o to, czy większy nacisk położył na oswajanie niepełnosprawności przez Jaśka czy zobrazowanie siły psychicznej i determinacji potrzebnej do walki z przeciwnościami losu powiedział, że w tym filmie to były dwie, nierozerwalne rzeczy. – Sam Jasiek powtarza, że czasem bez swojej niepełnosprawności nie byłby tym, kim jest. Ona pozwoliła mu dostrzec cenne rzeczy w życiu. To może wydawać się dla wielu osób wręcz szokujące – dodaje twórca „Mojego bieguna”. Mela bardzo często podkreśla w wywiadach, że o ile niepełnosprawność to stan fizyczny, tak kalectwo to już jest stan umysłu. Takie słowa bardzo często powtarzał mu tata.

W opinii Krystyny Lasoń Jasiek na początku był nieufny do pomysłu sfabularyzowania jego losów. Miał wówczas kilka propozycji ze strony różnych twórców. – W końcu wybrał nasz pomysł, czyli film o jego dorastaniu i dojrzewaniu, o wydarzeniach, które dotknęły całą rodzinę oraz o tym, jak zmieniły jego i najbliższych. Gdy czytał scenariusz, w pełni aprobował już nasze zamiary – mówi producentka filmu.

Prawdziwe emocje

Wśród scen przysparzających najwięcej trudności realizacyjnych znalazła się ta, w której mały Jasiek przybiega w szpitalu do ciała zmarłego brata. – To było ciężkie pod względem emocjonalnym. Nie jest tak, że dzieci potrafią odegrać to jak zawodowy aktor, dzięki technice i warsztatowi, lecz grają sobą i naprawdę przeżywają w smutek. My patrzymy na cierpienie dziecka, które nie udaje, że płacze, tylko naprawdę to robi – wyjaśnia Marcin Głowacki. Zwraca uwagę, że druga z trudnych scen to moment ćwiczeń rehabilitacyjnych starszego już bohatera i kłótnia z apodyktycznym ojcem, który w konsekwencji zostaje wyrzucony z domu. Wymagało to od aktorów autentycznego zmęczenia fizycznego i było dosyć długo grane. To miało być krańcowe zmęczenie ludzi bardzo długo z czymś walczących, aż w końcu przychodzi moment, kiedy sami czują się bezradni. Nie potrafią sobie poradzić ze swoimi emocjami.

Oprócz trudności koncepcyjnych, tych z napisaniem scenariusza, największym wyzwaniem była obsada. Film jest kameralny i oparty w zasadzie na trójce aktorów. – To wielkie szczęście, że udało się zaangażować Bartka Topę (Bogdan Mela), Magdę Walach (Urszula Mela) i Maćka Musiała (Jasiek Mela). Scenariusz powstawał we współpracy z całą rodziną Jaśka. Przed zdjęciami był przez nich dyskutowany i wreszcie zaaprobowany – tłumaczy producentka. Jej zdaniem to opowieść o dojrzewaniu chłopca i jego najbliższych, o walce z losem i swoimi słabościami. O miłości ojca i syna, relacji trudnej, ale pięknej. O tym wreszcie, że – słowami Jaśka Meli – „kalectwo to nie brak ręki i nogi, ale zgoda na własne ograniczenia”.

Narzędzie społecznego oddziaływania

Niewykluczone, że „Mój biegun” przyczyni się do zmiany sposobu myślenia części osób z niepełnosprawnością, które utraciły wiarę w sens życia lub rehabilitacji po wypadkach. Czasem nie tyle niesprawność ruchowa, co „obolała” psychika staje na drodze do walki z własnymi słabościami. Krystyna Lasoń przypomina, że Jasiek Mela chce, aby film o nim pomógł innym ludziom. – Takim, którzy znaleźli się w sytuacji „ponad siły człowieka”. Intencją twórców i bohatera jest uzmysłowić, jak wielki potencjał tkwi w ludziach, otworzyć oczy na ich możliwości – uważa producentka. „Mój biegun” nie mówi bowiem o spektakularnych sukcesach, ale o drobnym, codziennym bohaterstwie, o podnoszeniu się z tragedii. Jasiek Mela w jednym z programów telewizyjnych obawiał się, że jego historia będzie sztuczną laurką i przedstawieniem niepełnosprawnych jako pewnej kategorii ludzi. Projekcja rozwiała jednak te przypuszczenia.

Środowiska osób z niepełnosprawnoscią mają duży problem, aby zaistnieć w kinematografii, a filmy takie jak „Mój biegun” stają się swoistą platformą do rozmowy na temat ich problemów. Są narzędziem oddziaływania społecznego i nierzadko służą przełamywaniu barier. Zdaniem Meli nie mamy dwóch światów: osób pełno- i niepełnosprawnych, ale tyle, ilu ludzi jest na kuli ziemskiej, czyli …około siedmiu miliardów. Każdy musi znaleźć swój sposób na odnalezienie się we własnym świecie, a czy zrobi to dwoma rękami, jedną czy zmysłami, to zależy tylko od niego.

Zobacz galerię…

Marcin Gazda

fot.: TVN

Data publikacji: 03.12.2013 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również