Mój brat byłby dumny

Mój brat byłby dumny

O biskupie Janie Chrapku, przyjacielu niepełnosprawnych, którego pamięć pielęgnowano podczas OPTAN-u, z siostrą Agnieszką ze Zgromadzenia Sióstr Świętego Michała Archanioła rozmawia Mikołaj Podolski.

– Ile lat dzieliło siostrę z biskupem Janem?

– W rodzinie było nas pięcioro. Jan był najstarszy i był 10 lat starszy ode mnie. A ja jestem 10 lat starsza od naszego najmłodszego brata, Marka. Różnica wieku była więc spora między całym rodzeństwem. A właściwie to wciąż jest, bo uważamy, że Jan wciąż jest z nami. W obrazach, pamiątkach i zastawianym miejscu na stole podczas Wigilii. Najcenniejsze są jednak wspomnienia z jego życia. Pielęgnujemy czas spędzony wspólnie z nim.

– Jaki on był?

– Przede wszystkim bardzo opiekuńczy. To był brat, na którego zawsze mogłam liczyć.

– Kłócili się czasem Państwo?

– O tak (śmiech). Biliśmy się nawet poduszkami. Pamiętam jak kiedyś przerzucaliśmy je z pokoju do pokoju, bo pokłóciliśmy się o pewną kwestię filozoficzną. Ale były to kłótnie przyjacielskie. Bo jako starszy brat był dla nas zarazem ojcem i przyjacielem. Zawsze mogłam na niego liczyć.

– W jaki sposób kontaktowali się Państwo, będąc nierzadko setki kilometrów od siebie?

– Mieliśmy czas wyznaczonej rozmowy. Dzwonił zawsze w niedzielę o godz. 10. Najpierw do mnie, a następnie do reszty rodzeństwa. Już po jego śmierci w 2001 r. tę tradycję przejął od niego drugi w kolejności brat, czyli Kazek. Więzi rodzinne wciąż są więc bardzo starannie pielęgnowane.

– Jaką biskup Jan był osobowością, patrząc z perspektywy siostry?

– W życiu każdej młodej dziewczyny zawsze musi być jakiś gwiazdor. Dla mnie tym życiowym gwiazdorem był mój brat Jan. Nie aktor, nauczyciel, piosenkarz, tylko brat.

– Czym siostrze imponował?

– Najbardziej umiejętnością słuchania. Mogłam przy nim dużo mówić. Podziwiałam też jego pasję życia. Cokolwiek robił, robił to całym sobą. I z taką samą pasją mówił o tym, co robi. Ciągle opowiadał nam coś ciekawego o historii, geografii, rodzinie. Nie można się było przy nim nudzić. Dawniej technika była inna i nie wysyłało się sms-ów z informacją, że się niedługo będzie. Pisał zatem do nas list przed przyjazdem. Kiedy napisał, że będzie tego dnia o godz. 13, to tak właśnie było. Zawsze punktualnie. I czekaliśmy na niego nie tylko my, ale i sąsiadki. Chciały go przywitać i posłuchać jego opowieści.

– Co robił biskup w wolnym czasie?

– Czytał. Kochał czytać. U nas w domu czytało się bardzo dużo. Rodzice zachęcali nas do wypożyczania książek z bibliotek szkolnych, miejskich i parafialnej. Czytał nam też nieraz na głos, kiedy mama robiła kolację, a my z siostrą siedziałyśmy i go słuchałyśmy.

– Wiele dobrego nasłuchałem się o biskupie, niekoniecznie od dobrych ludzi…

– Bo on był dobry. Dla wszystkich. Kiedyś w Krakowie usłyszałam od kogoś, że mój brat pozostawił po sobie tylko dobre wspomnienia. Nikt mi nie powiedział niczego złego na jego temat. To znamienne, bo jego pasja życia bardzo udzielała się ludziom. Odszedł szybko, mając ledwie 53 lata, ale żył bardzo intensywnie. W zasadzie wypełnił plan swojego życia bez żadnej szczeliny.

– Bywał zmęczony? Tak, żeby niczego mu się nie chciało?

– Zmęczony tak, widziałam to po nim kilka lat przed śmiercią, ale nigdy tego nie okazywał. Pamiętam, jak pewnego dnia przyjechał na uroczystości ślubne sióstr i powiedział, że za kilka godzin jedzie jeszcze do Warszawy na konferencję, a potem jeszcze do Torunia. Wszystko w ciągu jednego dnia. Dla mnie byłoby to nie do zrealizowania. On miał jednak bardzo mocną strukturę fizyczną, mimo raczej drobnej postury i potrafił bardzo szybko regenerować siły. Duża w tym zapewne zasługa drzemki, bo w południe przysiadał i drzemał przez 15 minut. A potem z powrotem do pracy.

– Czy byłby dumny z działalności Centrum swojego imienia i OPTAN-u, który to Centrum organizuje?

– Jasne! Centrum podejmuje jego myśl. Zawsze starał się pomagać niepełnosprawnymi i potrzebującym. Zawsze ich zauważał, spotykał się z nimi, zachęcał, inspirował ich. Do dziś trzymam jeden z listów pewnej niepełnosprawnej pani, która za jego namową zaczęła pisać wiersze. Uważała, że to on wskrzesił w niej ten dar. Jan widząc człowieka, zauważał w nim dobro i chciał aby to dobro w nim zaistniało. A taki cel ma przecież Centrum działające pod jego imieniem.

– Siostra zapewne również musi czuć ten entuzjazm. OPTAN jest zaraźliwy.

– Ja jestem pełna podziwu patrząc na prace artystów, którzy biorą udział w tym przeglądzie. Podziwiam ich kunszt i zaangażowanie. Wiem ile ich to kosztuje wysiłku. Nierzadko muszą malować ustami albo tworzyć z dysfunkcją kręgosłupa lub rąk. Byłam niejednokrotnie świadkiem tego, ponieważ u nas w domu przez 10 lat odbywały się plenery artystyczne dla niepełnosprawnych twórców. Malowali przez kilka godzin, niektórzy wykrzywioną dłonią lub nawet z konieczności w pozycji leżącej. Potrafię więc patrzeć na te dzieła, wiedząc jak trudno było je stworzyć. To nie tylko wysiłek artystyczny, ale również fizyczny. OPTAN jest fenomenem, który dodaje tym ludziom wartości i pomaga uwierzyć w swoje talenty.

Data publikacji: 12.09.2014 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również