Portugalia – niewielki kraj wielkich odkrywców, żeglarzy, marzycieli

Autorka przed pomnikiem Odkrywców

„Poznajemy uroki Lizbony i okolic w rytmie fado" – w tak zachęcający sposób biuro Accessible Poland Tours prowadzone przez Małgorzatę Tokarską reklamowało wycieczkę do Portugalii. To był mój kolejny wyjazd z Małgosią, która z dużą pasją i zaangażowaniem organizuje wycieczki dla osób z niepełnosprawnością.

Lecimy do Portugalii

Pomysł, by polecieć do Portugalii narodził się kilka miesięcy przed planowanym pobytem. Najpierw kupiliśmy bilety lotnicze i od tej pory mogliśmy cieszyć się perspektywą wyjazdu do kraju leżącego na zachodnim krańcu Europy. Na Okęciu serwis bardzo sprawnie zajął się naszą 15-osobową grupą, w której były osoby z różnymi niepełnosprawnościami. Po prawie czterogodzinnym locie znaleźliśmy się w Lizbonie. Przystosowanym busem pojechaliśmy do Oeiras, naszej bazy wypadowej w czasie tygodniowego pobytu w tym – jak się okaże – przepięknym kraju. Oeiras to niewielka miejscowość w dystrykcie Lizbony. Nasz hotel składał się z kilku pawilonów położonych w pobliżu promenady. Niedaleko znajdowała się marina i plaża.

Mieszkańcy i turyści chętnie wykorzystują walory tego miejsca z zapałem oddając się opalaniu, spacerom, bieganiu, wędkowaniu. Pierwszego dnia pobytu część grupy zdecydowała się na dwugodzinny rejs po okolicy. Była to nie tylko pierwsza okazja do podziwiania zapierających dech w piersiach widoków, ale również możliwość przekonania się, że Portugalczycy to ludzie niezwykle sympatyczni, towarzyscy i uczynni.

Lizbona

Stolica Portugalii jest lawendowo-żółta – taka była moja pierwsza myśl chwilę po wjeździe do miasta. A to z powodu bujnie kwitnących na fioletowo drzew o pięknej nazwie jacaranda mimozolistna i słynnych tramwajów w słonecznym kolorze. Jednak z każdą chwilą, z każdą kolejną uliczką Lizbona stawała się coraz barwniejsza, coraz bardziej fascynująca.

I niepowtarzalna. Taka też była w opowieściach naszej przewodniczki, Oli, która ciekawie i z pasją opowiadała o zabytkach i atrakcjach miasta nad Tagiem. Razem ze swoją siostrą również dzielnie pomagały wózkowiczom pokonywać co trudniejsze odcinki trasy. Zwiedzanie zaczęliśmy od klasztoru Hieronimitów, przed którym grupa kobiet handlowała apaszkami i chustami w stylu fado. Pokrzykując „Amalia, Amalia” (nawiązując tym do najbardziej znanej pieśniarki fado Amalii Rodrigues) reklamowały swój towar. W końcu udało nam się dostać do wnętrza (obiekt przystosowany), by po chwili odbyć podróż w bogatą przeszłość Portugalii.

Klasztor został zbudowany w XIV wieku z inicjatywy króla Manuela I, który w ten sposób chciał uczcić bezpieczny powrót Vasco da Gamy z podróży, dzięki której odkrył morską drogę do Indii. Stąd wziął się styl budowli zwany manuelińskim. Wcześniej w tym miejscu istniała kaplica ufundowana w 1450 roku przez wielkiego wizjonera – Henryka Żeglarza. To jemu i jego następcom Portugalia zawdzięcza fakt, że niewielkie państewko na skraju Europy stało się światową potęgą. To tutaj miał modlić się i spędzić swą ostatnią noc przed wyprawą do Indii Vasco da Gama. Wystrój świątyni łączy formy orientalne z motywami morskimi, takimi jak grzbiety fal czy liny okrętowe. Symbol wody jest wszechobecny. Nic dziwnego – to położenie nad oceanem dało inspirację, możliwości, a w rezultacie posiadłości i znaczenie na całym świecie.

Znajdują się tu również okazałe grobowce Vasco da Gamy oraz Luisa Camoesa, który opisał historie odkryć w epickim poemacie. Jego relacja jest też bezcennym źródłem informacji na temat sposobu myślenia ówczesnych ludzi. Grobowce królów można rozpoznać po figurach słoni, na których są umieszczone. Spacer po klasztorze to podróż w czasie – podróż do źródeł wielkości Portugalii i do pierwszej globalnej wioski, jaką ten kraj był w przeszłości. I warto się nie śpieszyć, by pozwolić szczegółom wniknąć w pamięć, dać się ponieść wyobraźni, ponieważ – jak mówi portugalskie przysłowie – „a pressa é inimiga da perfeição” („pośpiech jest wrogiem doskonałości”).

Kolejny symbol Lizbony to słynna wieża Belem (Torre de Belem), która dumnie strzeże wejścia do portu. Jest jedyną zachowaną do dziś budowlą wzniesioną całkowicie w stylu manuelińskim. Przez lata pełniła różne funkcje. Mieściły się w niej m.in. koszary, punkt poboru opłat od statków wpływających do portu, więzienie. Jest też polski akcent w historii tego obiektu – w1833 przez dwa miesiące był tu więziony generał Józef Bem, twórca Legionu Polskiego w Portugalii. Dziś wieża jest obowiązkowym punktem na turystycznej mapie Lizbony, atrakcją, na tle której należy się sfotografować. Wszakże była to pierwsza budowla, jaką widzieli żeglarze wpływający do lizbońskiego portu.

W pobliży znajduje się inny słynny obiekt – pomnik Odkrywców. Odsłonięto go w 1960 roku, w 500. rocznicę śmierci Henryka Żeglarza. Swoim kształtem przypomina dziób statku i upamiętnia Portugalczyków, którzy przyczynili się do wielkich odkryć geograficznych. Wśród 33 postaci są m.in. posągi króla Manuela I, Vasco da Gamy, Magellana, Henryka Żeglarza. Pomnik ma około 50 metrów wysokości i jest wyrazem dumy z osiągnięć podróżników, którzy mieli odwagę ruszać w nieznane i wyznaczali nowe granice świata.

Wędrując po Lizbonie warto zrobić sobie przerwę na coś słodkiego. Koniecznie trzeba spróbować słynnego pastel de nata – ciasteczka z budyniowym nadzieniem, które najlepiej smakują na ciepło, posypane cynamonem. Pycha!

Lizbona, jak każde niezwykłe miasto, położona jest na siedmiu wzgórzach. W celu ułatwienia poruszania się funkcjonują tu cztery windy. My mieliśmy okazję przejechać się Elevador de Santa Justa, czyli windą św. Justyny, która łączy dzielnice Baixa i Chiado. To zabytkowa, misterna konstrukcja. Z tarasu można spojrzeć na miasto z innej perspektywy. Stąd roztacza się widok na czerwone dachy metropolii, plac Rossio, zamek św. Jerzego.

Najstarszą dzielnicą miasta jest Alfama. Ma niezwykły urok, klimat. Wąskie, kamieniste uliczki były świadkiem wielu historycznych zmian, ale życie toczy się tutaj niemal tak, jak przed laty: na rdzewiejących balkonach kwitną pelargonie, fasady niszczejących budynków zdobią słynne płytki azulejos, czasem można poczuć zapach grillowanych sardynek lub dochodzący z jakiejś kafejki dźwięk fado. Brukowane uliczki i pagórkowaty teren stanowiły spore utrudnienie dla grupy mającej w większości problemy z poruszaniem się, więc tym większe podziękowania dla naszych przewodniczek i co sprawniejszych członków grupy, którzy ofiarnie pomagali mniej sprawnym wycieczkowiczom. Daliśmy radę!

Po całodniowym zwiedzaniu tak rozsmakowaliśmy się w Lizbonie, że wszyscy postanowiliśmy jeszcze raz tu przyjechać. „A união faz a força” – „w jedności siła” – jak mówi portugalskie przysłowie. Zrzuciliśmy się na transport, by jeszcze raz, na luzie, zanurzyć się w nurcie tego fascynującego miasta. Chcieliśmy posłuchać ulicznych artystów, zajrzeć do sklepików oferujących pamiątki z korka lub z motywem koguta, który jest tu symbolem szczęścia, spróbować pysznych jogurtowych lodów w jednej z kafejek…

Poza tym, będąc w Portugalii, przy odrobinie wyobraźni można się poczuć, jakby się było w jednocześnie w kilku miejscach na świecie; most 25 Kwietnia do złudzenia przypomina Golden Gate w San Francisco (nic dziwnego, budowała go ta sama firma), górująca nad miastem figura Chrystusa została wykonany na wzór rzeźby w Rio de Janeiro, a nazwy Belem i Nazare (przepiękna, nadmorska miejscowość) to po prostu portugalskie Betlejem i Nazaret.

Sintra

Stare hiszpańskie powiedzenie mówi: „Zobaczyć cały świat, a nie widzieć Sintry, to nic nie zobaczyć”. To niewielkie miasteczko to kraina bajkowych zamków, pałaców, wyszukanych rezydencji. My odwiedziliśmy jedno z najbardziej tajemniczych miejsc Sintry – Quintra da Regaleira. Historia kompleksu rozpoczyna się w roku 1892, kiedy to António Augusto Carvalho Monteiro zakupił posiadłość i z pomocą włoskiego architekta Luigi Maniniego stworzył rezydencję, która odzwierciedlała charakter i szerokie zainteresowania właściciela. Monteiro był bogatym ekscentrykiem i masonem, który nie bał się realizować swoich śmiałych wizji. W kompleksie są różne style architektoniczne m.in. neomanueliński, gotycki, renesansowy. Jest też ogromna różnorodność technik wykończenia kamienia, rozmaite ornamenty i zdobienia, które nawiązują do symboliki związanej z alchemią, masonerią i templariuszami.

Nie było nam łatwo poruszać się po krętych dróżkach, pagórkowatych alejkach, w których łatwo się zagubić, ale i taki był zamysł twórców tego miejsca. Posiadłość ma przypominać o zawiłościach ludzkiego losu, ilustruje dążenie do doskonałości, harmonii, mówi o pokonywaniu trudności na drodze do szczęścia. Jednym z najbardziej okazałych obiektów w kompleksie jest Pałac Regaleira. Tuż obok znajduje się kaplica. Są też liczne tunele, wodospady, fontanny, mniejsze budowle z bogatą ornamentyką i wieloma zdobieniami. Jednak jednym z najciekawszych obiektów Quinta da Regaleira jest Studnia Wtajemniczenia o głębokości 27 metrów składająca się z dziewięciu segmentów nawiązujących do dantejskiego zejścia do piekieł. Pomimo wielu mrocznych elementów cały kompleks jest miejscem niezwykle relaksującym, emanującym spokojem i niepowtarzalnym urokiem.

4 x F, czyli jak zrozumieć Portugalczyków

F jak festa, czyli świętowanie
Portugalczycy umieją świętować i mają ku temu wiele okazji. Byliśmy w Lizbonie tuż przed obchodami ku czci świętego Antoniego, który tutaj się urodził i widzieliśmy, jak miasto przygotowuje się do niezwykłej uroczystości. W noc z 12 na 13 czerwca mieszkańcy gremialnie wychodzą na ulice i bawią się do białego rana. Jedna z najbardziej ruchliwych arterii Lizbony – Avenida da Liberdade – zostaje oddana we władanie świętującym. Kolorowe parady, śpiewy, girlandy kwiatów, feeria świateł towarzyszą wesołej rywalizacji, która budzi dużo emocji i jest na żywo relacjonowana w telewizji.

F jak fado
To rodzaj melancholijnych pieśni. Fado dosłownie oznacza „los”, „przeznaczenie”. Ten tęskny blues naprawdę mocno zapada w pamięć i serce. W ostatni dzień pobytu byliśmy w przytulnej restauracji w Alfamie, gdzie towarzyszyła nam muzyka, bez której nie sposób zrozumieć Portugalczyków. Z ich mentalnością i kulturą nierozerwalnie związane jest pojęcie saudade, czyli uczucie smutku, melancholii, nostalgii będące elementem narodowego charakteru i postrzegane jako wartość narodowa.

F jak futbol
Mieszkańcy Portugalii to zapaleni i wierni kibice. Przywiązanie do określonego klubu piłkarskiego to często rodzinna tradycja, a Cristiano Ronaldo – kapitan reprezentacji – jest jednym z najsławniejszych Portugalczyków. Na Maderze jest nawet muzeum jemu poświęcone.

F jak Fatima
Słynne sanktuarium jest celem pielgrzymek z całego świata. A wszystko zaczęło się w wiosce Aljustrel, gdzie urodziły się i mieszkały dzieci, którym objawiła się Matka Boska. Po drodze mieliśmy okazję zobaczyć skromne domy przyszłych świętych. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że w słynnym sanktuarium jest niewielu ludzi, ale gdy zdamy sobie sprawę, że główny plac jest dwa razy większy niż ten przed bazyliką Świętego Piotra w Rzymie, to zrozumiemy, że na co dzień trudno zapełnić to miejsce tłumami. Sanktuarium zostało wybudowane w miejscu objawień Matki Bożej z 1917 roku.

Zwiedzanie zaczęliśmy od bazyliki Matki Boskiej Różańcowej. Wystrój wnętrza utrzymany jest w stylu neobarokowym, ale nie ma tu nadmiernego przepychu czy zbędnych zdobień kłócących się z prostotą przesłania. Budowę rozpoczęto 13 maja 1928 r., a kościół konsekrowano 7 października 1953 r. W świątyni mieszczą się również grobowce Franciszka, Hiacynty oraz Łucji. Tuż obok bazyliki znajduje się zadaszona Kaplica Objawień i miejsce, gdzie można zapalić świece.

Po przeciwnej stronie placu (trochę pod górkę) jest najmłodsza budowla sanktuarium – kościół Trójcy Przenajświętszej zbudowany w latach 2004–2007. Jego wnętrze jest nachylone amfiteatralnie, dzięki czemu ołtarz jest dobrze widoczny z każdego miejsca. Kościół może pomieścić ok. 8 tysięcy wiernych. Przed świątynią miły akcent dla Polaków – pomnik Jana Pawła II. W pobliżu nie ma straganów i hałaśliwego handlu jakże charakterystycznego dla takich miejsc. Pamiątki można kupić w jednym sklepie z dewocjonaliami. Po więcej należy już wybrać się poza sanktuarium. Wygląda na to, że w Fatimie udało się zachować równowagę między sacrum a profanum.

W drodze powrotnej z Fatimy zepsuł się nasz bus i ok. godziny musieliśmy czekać na przyjazd sprawnego środka transportu. Nie zepsuło nam to jednak nastrojów (najwyraźniej stoicki spokój Portugalczyków jest zaraźliwy). Było to kolejna okazja do dzielenia się wrażeniami po kolejnym dniu, a i pretekst, by wypróbować małe co nieco zakupione po drodze w supermarkecie, którego nazwa w polskim tłumaczeniu oznacza – nomen omen -„słodką kroplę”.

Na koniec
Będąc w Portugalii trzeba koniecznie wybrać się na Cabo da Roca, najdalej na zachód wysunięty punkt Europy kontynentalnej. Zanim Krzysztof Kolumb rzucił wyzwanie morzu i popłynął, aby odkryć Amerykę, wierzono, że miejsce to jest końcem świata a ówcześni kartografowie wpisywali w tym miejscu na skraju mapy „dalej są już tylko smoki”. Wszyscy chcieliśmy zrobić sobie zdjęcie przy pomniku dumnie informującym, gdzie jesteśmy. Na miejscu można również otrzymać certyfikat potwierdzający dotarcie na kraniec Europy. Silny wiatr, nieprawdopodobnie lazurowy kolor nieba i imponujący krzyż na tle skalistego nabrzeża tworzą na Cabo da Roca krajobraz, który i dziś olśniewa, onieśmiela. Nic dziwnego, że tu zaczynały się najśmielsze wyprawy i zaczynało odkrywanie świata.
Wycieczka do Portugalii była bardzo udaną wyprawą, na którą złożyły się: doskonała organizacja, świetna atmosfera w grupie i zachwycająca Portugalia z jej niezwykle sympatycznymi i gotowymi do pomocy mieszkańcami.
Małgosiu, jesteśmy gotowi do kolejnej wyprawy! Wszak navigare necesse est!

Zobacz galerię…

Tekst i fot. Lilla Latus
Data publikacji: 05.07.2016 r.

 

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również