Przez sztukę łatwiej – Rozmowa z Ernestem Bryllem

Przez sztukę łatwiej - Rozmowa z Ernestem Bryllem

- O ks. biskupie Janie Chrapku, patronie Teatru Życia, którego Rady Artystycznej jest Pan przewodniczącym, mówiło się, że potrafił słuchać innych. Czy my - dzisiaj - potrafimy się jeszcze wzajemnie słuchać?
- Boję się, że jest z tym coraz trudniej. Dlatego między innymi staram się pracować z ludźmi. Nie umiemy słuchać się wzajemnie. Każdy ma własne zdanie, którego sam nie jest pewien, ale tym bardziej je głosi i komuś narzuca. To kwestia kultury. Jestem człowiekiem radia i telewizji, wiem jak jest ustawiana dyskusja. Przychodzą ludzie i nie może się zdarzyć aby powiedzieli: słuchaj, jest dużo racji w tym co mówisz; jakoś się zgodzimy i coś ustalimy. Zasada narzucana przez redaktorów jest taka, że mamy się kłócić, bo będzie ciekawiej. Tymczasem nudne to jak flaki z olejem.

– Powiedział Pan kiedyś: „żyjemy w rzeczywistości, w której polityka odgrywa decydującą rolę. Mnie zależy na tym, byśmy się opamiętali i zrozumieli, że ona nie jest najważniejsza. Zajmowanie się pierdołami z życia koalicji i opozycji jest po prostu zgubne.(…) ja zachowałem zdrowy rozsądek, nie wpadłem w polityczny wir. Mnie bardziej interesują zwykli ludzie niż decydowanie o losach świata”. Piękne zdanie, bo jest faktem, ze narzucono nam – jak się teraz modnie mówi – pewną narrację.
– Ja się boję polityki, bo sam zobaczyłem po moich kolegach i sobie, że gdzieś się gubi prawda. Była taka legenda o królu Midasie, który umarł dlatego, że czego by nie dotknął zamieniało się w złoto; nie mógł nawet jeść. Z polityką jest gorzej – czego się dotknie, zamienia się w nieczystości. I też umieramy z głodu.

– Również to Pan powiedział pan, że wszystko wymaga pieniędzy, ale pisze się za darmo. To prawda, ale czy dzisiaj poeta – przy tak ogromnej roli marketingu – ma szanse dotrzeć do czytelnika?
– Powiem Panu, że ma, choć mogę mówić tylko o sobie. Gdziekolwiek jadę, to jednak te 250 osób jest na spotkaniu. Jak śpiewają moje wiersze, to bywa znacznie więcej ludzi, wtedy już gubi się kontakt. Co ciekawe – ludzie mnie pytają, dlaczego nie ma rozmów o poezji w telewizji, dlaczego co chwilę są reklamy, dlaczego nie ma audycji w radiu, która by trwała 40 min. i ludzie zdążyliby coś powiedzieć, dlaczego nie ma Teatru Telewizji, dlaczego musimy czekać do nocy aż będzie dobry film? Pracowałem w TV i wiem: są tam tacy, którzy wiedzą lepiej, co ludzie chcą oglądać. To bardzo dziwna sytuacja – ludzie mają dość, chcą odpocząć, nie chcą słuchać szczekania przerywanego śpiewem, tylko oczekują jakiejś myśli, rozmowy, zastanowienia się, poezji. W samochodach ludzie słuchają kompaktów z poezją albo z piosenkami wcale nie tymi, jakie nadają radia. Słuchacz potrzebuje czegoś bliskiego sercu, tak więc poeta ma szanse. Myślę, że powolutku ludzie się budzą. Powolutku zaczynają pytać: co jest? Dlaczego nie mamy tego, czego chcemy?

– Wielu ludzi dawnej opozycji, pamiętających choćby pierwszą Solidarność, dziś – patrząc na kraj – stwierdza: nie o to nam chodziło…
– Byłem niedawno w Płocku, pełna sala. Przychodzili do mnie z tomikami moich dawnych wierszy, pamiętali je. Dlatego póki mogę, uparcie jeżdżę na takie spotkania. A nasi twórcy z niepełnosprawnością z Teatru Życia? Mogliby się tym wszystkim w ogóle nie zajmować, ale to ich trzyma przy życiu. Bo co ma ich trzymać – przemowy polityczne?

– Jak się zaczęła Pana przygoda z Teatrem Życia?
– Poprosił mnie o pomoc Tadek Woźniak. Z początku było to dla mnie niebywale trudne, potem się człowiek przyzwyczaja. Zobaczyłem w czasie występów, jak wnieśli na rękach pokręcony kadłubek, coś splątanego. Muzycy wnieśli tego chłopaka, a on zaśpiewał niebywałym głosem. Pomyślałem sobie, że to jest okrutne. Estrada dzisiaj kogoś takiego nie przyjmie. Coraz bardziej ważniejsze jest to, jak się lansujemy, od tego co mamy do powiedzenia. Wielu tych utalentowanych ludzi jest akceptowanych przez dzisiejszy świat, ale oni nie mogą się lansować; nie mogą ze swojej istoty. To ciężka historia. Po drugie – życie ich niszczy. Ktoś bardzo młody dostaje nagrody, bo ciekawie zapowiada się poetycko, pięknie śpiewa czy recytuje. Na drugi rok patrzę na niego ze zgrozą. Wszyscy chcą mu pomóc – napisz na imieniny wujka, zaśpiewaj dla proboszcza, dla przewodniczącego rady. Po roku taki ktoś ma zrujnowany talent. Dlatego tak ważne jest to nasze małe działanie. My możemy taki proces powstrzymać. Cały czas rozmawia się z rodzicami, to są przecież ludzie dotknięci nieszczęściem i dla nich fakt, że dziecko zostało zauważone, że ma coś w sobie niezwykłego, powoduje chęć podkreślenia również istnienia własnego. Rozmowy z rodzinami i nasze działania czasami dają ten rezultat, że talent przynosi szczęście, ulgę, możliwość dodatkowego bycia z ludźmi.
Tego też się nauczyłem – jak rozmawiać. Mam takiego przyjaciela, świetnego poetę i malarza. Jak zaczynałem z nim rozmawiać, to podawał mi rękę, malował ręką; teraz już maluje ustami, rękę ledwo podnosi. I to jest okrutne – to nie są tylko choroby i nieszczęścia, które się stały, ale i takie, które rozwijają się na naszych oczach. I właśnie sztuka daje bardzo, bardzo dużo. Jak mamy się przyjaźnić? Przez sztukę idzie łatwiej.

Rozmawiał: Marek Ciszak
fot.: autor

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również