To była naj… podróż mojego życia

O zachodzie słońca w Acapulco

Która podróż była najważniejsza w moim życiu? Który wyjazd najlepszy, a który nieudany? Co podobało mi się najbardziej? Do którego kraju chciałabym wrócić? Te i inne podobne pytania padają często, gdy opowiadam o swoim podróżowaniu.

Odpowiem, że to jest tak, jak z miłością – każda podróż jest pierwsza, największa, najważniejsza. Mam jednak swoje „naj” przywiezione z różnych zakątków świata. Oto kilka przykładów.

Najważniejsze spotkanie

Każdy, kto kiedykolwiek miał kontakt z Janem Pawłem II, ma w pamięci niezwykłe ciepło, charyzmę i aurę świętości, która otaczała Ojca Świętego. Moje spotkanie miało miejsce w 1998 roku w Rzymie, w czasie pielgrzymki osób niepełnosprawnych. W czasie audiencji na placu św. Piotra każdy z nas miał chwilę na indywidualne błogosławieństwo i bardzo krótką rozmowę. Ochroniarze bardzo dbali o to, by była to naprawdę chwila. Każdemu robiono też zdjęcia, które potem można było kupić. Wielu Polaków ma takie fotografie, które z czasem nabierają szczególnej wartości. Wręczyłam Ojcu Świętemu swoją książkę i – podobnie jak wszyscy inni – miałam wrażenie, że mnie poświęcił wyjątkową uwagę. Poczucie niezwykłości tego spotkania jest we mnie do dziś.

Najpiękniejsze spotkanie z naturą

I tu moje serce jest podzielone. Rafa koralowa w Morzu Czerwonym czy safari w Kenii? Opowiem o obydwu doświadczeniach.

Dwudniowe safari w parku Tsavo East było kulminacyjnym punktem mojego pobytu w Kenii. Program obejmował cztery wyjazdy na sawannę. Przemierzaliśmy ją czerwonymi, piaszczystymi drogami. Afryka, zwana często Czarnym Lądem, w mojej pamięci jest czerwona. Słonie były pierwszymi zwierzętami, które pozwoliły się podziwiać. Dane mi również było zobaczyć gazele o przepięknych oczach, zwinne antylopy, dikdiki, guźce, zebry, żyrafy, strusie, różne gatunki ptaków. Zanim zapadł zmrok udaliśmy się na nocleg do hotelu, który był położony przy wodopoju słoni. Byłam mile zaskoczona faktem, że czekał na mnie dobrze przystosowany pokój (Lodge Voi, pokój G16, gdyby ktoś pytał!). Wieczorem, wsłuchując się w odgłosy sawanny, obserwowaliśmy słonie i dorodnego hipopotama. O wschodzie słońca znowu ruszyliśmy w drogę, by już po chwili towarzyszyć lwicy przy śniadaniu. Ze spokojem wgryzała się w krwiste szczątki antylopy. Sawanna zaskakuje różnorodnością krajobrazu, zmiennością barw. Natura w swojej pierwotnej krasie. Jakby Pan Bóg właśnie dla ciebie stwarzał świat…

Rafy koralowe w Morzu Czerwonym są usytuowane wzdłuż wybrzeża na odcinku ok. 2000 km i mają 5000-7000 lat. Pamiętam doskonale moje pierwsze spotkanie z podwodnym światem w okolicach Hurghady w Egipcie, kiedy to z pomocą egipskiego instruktora pływałam z maską w Morzu Czerwonym. Początkowo obawiałam się, czy dam radę patrzeć i oddychać jednocześnie. Lęk szybko jednak ustąpił miejsca zachwytowi. Cicha, kolorowa sceneria, towarzystwo barwnych rybek i ciepło wody wywierają niezapomniane wrażenie. A morze rzeczywiście miejscami jest czerwone. Czułam się wolna, lekka, a wszystkie moje ograniczenia wynikające z niepełnosprawności przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Byłam częścią tego podwodnego świata.

Najbardziej podzielone miasto

Jerozolima. Punkty kontrolne, mury, żołnierze z bronią to codzienny widok w świętym mieście. Część zachodnia należy do Żydów, wschodnia do Arabów. W miejscu, gdzie ukrzyżowano Syna Bożego, a Mahomet miał wstąpić do nieba konflikty i podziały są widoczne na każdym kroku. Animozje potęguje problem żydowskiego osadnictwa na terenach okupowanej Palestyny. Betlejem to tzw. strefa B Autonomii Palestyńskiej okupowana przez Izrael. By się tu dostać, trzeba poddać się kontroli wykrywaczem metali. Mur oddzielający Betlejem od państwa izraelskiego nazywany jest przez Palestyńczyków ścianą dyskryminacji narodowej, a przez Żydów murem bezpieczeństwa. Najniezwyklejszy jest Mur Zachodni, czyli Ściana Płaczu. I tu kolejne podziały: mniejsza strefa dla kobiet, a gwarniejsza, większa dla mężczyzn. Szczególną uwagę przyciągają chasydzi – odziani na czarno, w tałesach kiwają się w przód i w tył, pochylając głowy w modlitwie, co jakiś czas robiąc przerwę, by przylgnąć do ściany i ucałować kamienie. W murze mnóstwo karteczek z prośbami, modlitwami. I ja wcisnęłam swoją ze wzruszeniem i poczuciem wspólnoty z rozmodlonymi ludźmi.
Ludzka natura jest taka, że człowiek nic nie może zrobić prostą drogą. Zawsze trzeba manipulować między siłami zła i szaleństwa – pisał Isaac Bashevis Singer w „Śmierci Matuzalema”. Jerozolima to kolebka trzech wielkich religii, a jednak to, co powinno jednoczyć, dzieli i nie widać końca sporom i walkom.

Najbardziej przereklamowane miejsce

Acapulco to zanieczyszczone, hałaśliwe miasto, gdzie brud i spaliny kontrastują z luksusem hoteli i pięknem plaż. Główna ulica biegnąca wzdłuż nabrzeża dzieli tę perłę Pacyfiku na dwa światy. Im dalej od hoteli, tym więcej biedy, brzydoty i zagrożeń. W mieście warto zobaczyć piękną katedrę Nuestra Seňora de la Soledad. Kurort słynie nie tylko ze swoich niekończących się plaż, ale i ze skały La Quebrada. Tu śmiałkowie skaczą do wód oceanu, zanosząc swe modlitwy przed występem do Najświętszej Panienki. Widowisko robi duże wrażenie, szczególnie o zachodzie słońca.
W Acapulco odpoczywałam po kilkudniowym zwiedzaniu Meksyku. Może słynny kurort po prostu przegrał z monumentalnymi piramidami, skarbami Azteków, malarstwem Diego Rivery i Fridy Kahlo, kolorową pobożnością w sanktuarium Matki Boskiej z Guadalupe…

Najpiękniejsza budowla świata

I tu nie będę oryginalna, gdyż podpisuję się pod najpopularniejszymi rankingami w tej dziedzinie. Taj Mahal to jeden ze współczesnych cudów świata, a chęć zobaczenia tego obiektu była dla mnie jednym z głównych powodów wyjazdu do Indii. Mauzoleum zostało wzniesione w XVII wieku w Agrze przez Szahdżahana, na pamiątkę przedwcześnie zmarłej ukochanej żony Mumtaz Mahal. Obiekt bywa nazywany „świątynią miłości”. Mumtaz urodziła władcy czternaścioro dzieci w ciągu szesnastu lat i często przytacza się opinię, że królowa nigdy nie widziała swoich stóp, gdyż widok ten zawsze przesłaniał jej… ciążowy brzuch. Taj Mahal odsłania swój urok stopniując napięcie oczekiwania. Do mauzoleum dojechaliśmy elektrycznymi rikszami. Najpierw mija się ogromną bramę symbolizującą wrota do Raju, po przejściu której dopiero wyłania się główna budowla. Nigdy nie zapomnę tego zachwytu i wzruszenia, które poczułam, patrząc na to architektoniczne arcydzieło. Do wnętrza i na taras prowadzą schody, po których mnie wniesiono, bym mogła zobaczyć mauzoleum w pełnej krasie. Odcienie marmuru, finezja detali, legenda otaczająca to miejsca składają się na niezapomniane wrażenia.

Najpiękniej pachnący kraj świata

Zjednoczone Emiraty Arabskie. Pobyt w Dubaju i Abu Dhabi wspominam mając ciągle w pamięci niezwykłe zapachy, które roztaczały się wszędzie z niezwykłą intensywnością. I nie chodzi tu tylko o wytworne perfumy pań i wyszukane wody kolońskie panów. Piękne zapachy panowały zarówno w czyściutkich toaletach jak i na zatłoczonych bazarach. Mam bardzo wyczulony zmysł węchu i usilnie dociekałam, co jest przeważającą nutą tak pięknie drażniącą nozdrza. Być może jest to mieszanka drzewa sandałowego, piżma i jaśminu, ale do tej mikstury należy pewnie dodać woń pustynnego wiatru i szum morza nad Zatoką Perską. Na pewno coś egzotycznego, nieuchwytnego. Dubaj to wyzwanie rzucone pustyni, miasto, w którym znajduje się najwyższy budynek świata (Burj Khalifa, 828 m wysokości), sztuczne wyspy, najdroższe hotele, automaty do zakupu złota, etc. Pobyt w Zjednoczonych Emiratach Arabskich pozostawił we mnie przekonanie, że to kraj, w którym ceni się kreatywność, odwagę, tradycję i wiarę w twórczą potęgę różnorodności. A co tam tak pachnie? Cokolwiek to jest, to na pewno jest najszlachetniejszą mieszanką, która kusi i wabi turystów z całego świata.

Najsmaczniejsza kuchnia

W Chinach. Pod tym względem moje kubki smakowe przyznają palmę pierwszeństwa lekkiej, różnorodnej i egzotycznej kuchni Państwa Środka, która zapisała się w mojej pamięci dzięki daniom, których nazw nie potrafiłam ani prawidłowo wymówić, ani tym bardziej zapamiętać. Również sposób serwowania potraw na pewno miał wpływ na tę opinię. Dania podawano na krągłych stołach z dużą, obrotową tacą, z której goście brali to, co akurat podjeżdżało. I w tym tkwi jedna z tajemnic chińskich smaków, gdyż nie od razu podawano wszystkie specjały, a spożywaliśmy je w kolejności ukazywania się na tacy. Szczególnie pamiętam różne rodzaje wodorostów przyrządzanych na wiele sposobów. Nie mogę nie wspomnieć też o przepysznych pierożkach serwowanych w bambusowych pojemnikach. Przygotowuje się je na parze, nadzienie to najczęściej mięso wieprzowe lub wołowe, ale spotyka się też wersje wegetariańskie, z kurczakiem, z krewetkami, czyli wedle wyobraźni i gustu. W Polsce znamy je pod nazwą dim sun, ale w Chinach tym terminem określa się różne przekąski. Do picia najczęściej podawano nam herbatę jaśminową. Jednak to nie w Chinach, a w Turcji piłam najsmaczniejszą herbatę. Czarna, mocna, w charakterystycznej szklaneczce w kształcie tulipana smakowała wyśmienicie zarówno w hotelu, jak i gdzieś w górach Taurus zaparzona przez starą muzułmankę na palenisku.
Natomiast najsmaczniejszy napój świata to według mnie kinnie. Wytwarza się go na Malcie z gorzkich pomarańczy chinotto i mieszanki ziół. Ma niepowtarzalny, orzeźwiający smak. Ten bezalkoholowy napój bije na głowę najbardziej wyszukane alkohole – takie opinie przeczytałam na różnych forach przed wyjazdem na Maltę. Posmakowawszy kinnie, dołączyłam do zwolenników tej opinii. Obecnie napój ten można kupić również w Polsce.

Najpiękniejsze plaże

Plaża w Tenjung Benoa na Bali urzekła mnie głównie …kanapami dogodnie rozmieszczonymi na pasie zieleni łączącym się ze złotym piaskiem. Niezbyt zatłoczona, gdyż korzystali z niej głównie miłośnicy sportów wodnych, zdawała się być miłą oazą spokoju i relaksu. By się do niej dostać z hotelu, wystarczyło przejść przez ulicę. Miłośników kąpieli słonecznych dowożono na dwie inne plaże. Wygodne kanapy, łoża z baldachimem, na których można nie tylko wypocząć, ale i skorzystać z masażu, to popularne atrakcje na Bali, gdzie turystów traktuje się ze szczególną sympatią i szacunkiem. Zapamiętałam też inną, niezwykłą plażę w Kucie – jednym z największych kurortów na Bali. Jest tam szczególnie tłoczno i gwarno. Moją uwagę zwrócił jednak tłum miejscowych zgromadzony niedaleko wejścia. W powietrzu unosił się dym i zapach kadzideł, płonęły jakieś kolorowe rusztowania, a z megafonów dochodził monotonny głos. Piknik? Święto? Balijczycy w różnym wieku obserwowali dziwną ceremonię, jedli, rozmawiali, upominali rozbrykane dzieciaki. Zapytałam mężczyznę stojącego obok, co to za uroczystość. Odpowiedział ku mojemu osłupieniu, że to …kremacja. Nie dowierzając, widząc w oddali beztroskich plażowiczów, dopytywałam się, czy to prawdziwy pogrzeb i czy na kolorowym stosie rzeczywiście płoną zwłoki. Mój rozmówca potwierdził z uprzejmym uśmiechem. Przyglądałam się tej ceremonii z ciekawością i dystansem turystki, by po chwili tu, na końcu świata, odnaleźć poczucie wspólnoty z ludźmi, pośród których stałam. Malajskie przysłowie mówi: „Wszyscy jednakowo umieramy, ale groby mamy rozmaite”.

Najmilsi ludzie

W Turcji byłam trzy razy i mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę. Życzliwość, domyślność i niezwykła chęć niesienia pomocy na każdym kroku to cechy, które wyróżniają Turków na tle innych nacji. Byłam w wielu krajach, na kilku kontynentach, ale moje doświadczenie podróżnicze pod tym względem ciągle sytuuje mieszkańców Turcji na pierwszym miejscu mojej subiektywnej listy. I nie chodzi mi o urzędową uprzejmość pracowników branży turystyczno-hotelowej, która należy do ich obowiązków, ale o tę spontaniczną pomoc niewymuszoną rodzajem wykonywanej pracy. Mam tu we wdzięcznej pamięci zwyczajnych mieszkańców – ludzi, którzy wychodząc poza standard konwencjonalnej grzeczności, wielokrotnie gotowi byli porzucić swoje stanowisko pracy, poświęcić czas i zadać sobie trud, by pomóc.
A na przeciwnym biegunie? I tu niech mi wybaczą miliony prawdopodobnie sympatycznych mieszkańców Hiszpanii, ale to właśnie tam spotkałam się z niespotykaną gdzie indziej niegrzecznością lub niezrozumiałą obojętnością. Kilkakrotnie miałam do czynienia z niewidzialną ścianą niemocy lub niechęcią do wychodzenia poza oferowany standard usług. Przepiękny kraj wspaniałych zabytków o cudownym klimacie ukazał mi nie tylko swoje blaski, ale i cienie. Mam jednak nadzieję, że kiedyś jeszcze tam wrócę i zmienię zdanie.

Najpiękniejsze oszustwo świata

Szkielet krasnoludka w muzeum Jana Christiana Andersena w Odense, w Danii. Ten niezwykły eksponat urzekł mnie i oczarował szczególnie, gdyż wpisał się w moja wiarę w istnienie krasnoludków, której tak do końca nie pozbyłam się do dziś. W muzeum jest mnóstwo pamiątek związanych z życiem wielkiego bajkopisarza. Są tu listy, przedmioty osobistego użytku, meble. Uwagę zwracają też wycinanki wykonane przez pisarza – delikatne, kruche, a jednak przetrwały dzięki zapobiegliwości ludzi pragnących ocalić jak najwięcej po wielkim, wrażliwym artyście. Wzory z tych wycinanek zdobią wiele pamiątek, które można kupić w muzeum.
Od moich duńskich przyjaciół dostałam trzytomowe wydanie baśni J.Ch. Andersena (po polsku, wydane w Danii). Ciągle do nich sięgam, a słowa pisarza „podróżować to żyć” są moim mottem życiowym.

Zobacz galerię…

Lilla Latus, fot. archiwum autorki

Data publikacji: 25.04.2017 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również