Praca dla niepełnosprawnych

Praca dla niepełnosprawnych

Z Agnieszką Frankowską z Dobrej Kawiarni i Anną Janiak ze Spółdzielni Socjalnej FURIA w Poznaniu rozmawia Weronika Miksza.

– Jakie były Wasze odczucia po obejrzeniu materiału „Praca dla niepełnosprawnych” z wydania Teleskopu w TVP 3 Poznań?

Anna Janiak: – Pierwsze moje odczucie było takie, że cały materiał jest bardzo zniekształcony. Reportaż kreował wrażenie, że są miejsca pracy dla osób z niepełnosprawnością, są oferty w Urzędzie Pracy… To w czym właściwie jest problem?

Agnieszka Frankowska: – Miałam możliwość obejrzeć dopiero drugi materiał, który ukazał się w Telekurierze tydzień później. Generalnie jest tak, że przekaz medialny musi pasować do tezy, którą jest: istnieje zatrudnienie wspomagane, są na to środki, nie brakuje miejsc pracy, a miasto wspiera takie inicjatywy… Problem w tym, że jest to teoria. Gdy tylko przychodzi do zderzenia z rzeczywistością Urzędu Miasta okazuje się, że nie istnieją procedury, nie istnieje świadomość potrzeb, co wyklucza osoby wymagające wsparcia. Drogą jest unikanie problemu. Jest to w wielu momentach upokarzające i absolutnie nie zachęca do podejmowania wyzwań. Również społeczeństwo wydaje się gotowe, istnieje społeczny klimat, ale przeszkodą jest machina urzędnicza. To nie niepełnosprawność jest barierą – to niepełnosprawni natykają się na bariery.

– Gdzie, w Waszym odczuciu, znajduje się systemowy problem?

A.F.: – Chciałabym na początku zaznaczyć, że nie jest to problem tylko dwóch podmiotów ekonomii społecznej, która w ogólnym zarysie okazuje się być trudna, nielukratywna i nastręczająca dodatkowych, nieprzewidzianych trudności. Argument braku nie jest niestety argumentem. Tego rodzaju przedsiębiorstwa muszą być szczególnie transparentne.

A.J.: – Wbrew powszechnemu przekonaniu, podmioty ekonomii społecznej, jako pracodawcy, nie mają specjalnych udogodnień – innych niż te dostępne każdemu pracodawcy zatrudniającemu osoby z niepełnosprawnością. Takie mają jedynie zakłady aktywności zawodowej, lecz od urzędników wiemy, że dla powstania ZAZ-u w Poznaniu klimatu nie ma. Nasza spółdzielnia powstała by coś zmienić, zainicjować w przestrzeni pozbawionej ofert spełniających potrzeby pracowników ze specjalnymi potrzebami i niepełnosprawnościami. My staliśmy się pewnym wzorcem – wdrożyliśmy, przetestowaliśmy i opisaliśmy własny model aktywizacji zawodowej, który spotyka się z zainteresowaniem, o którym rozmawiamy, dzięki któremu dajemy nadzieję… Nie chcemy jednak wrzucać naszych naśladowców na miny.

A.F.: – Nie zgadzam się na to, żeby urzędnicy podpisywali się pod nie swoimi sukcesami.

– Czy jesteście w stanie podać przykłady takiego zderzenia z własnego doświadczenia?

A.J.: – Spółdzielnia Socjalna FURIA powstała by wypełnić pustkę, – lecz bez znajomości i zrozumienia w odpowiednich kręgach trudno jest realizować zatrudnienie. Dostrzegliśmy potrzebę tworzenia wyjątkowych miejsc pracy, lecz liczenie na wsparcie ze strony urzędu było dużą naiwnością. Pozostawiono nas samych sobie, zakładając, że skoro podejmujemy się wyzwania, obarczonego licznymi obciążeniami, to już nasz kłopot. Zauważam również, że zniechęcająca i często trudna do zrozumienia jest forma współpracy proponowana przez urzędników. Stawiani jesteśmy w roli roszczeniowego klienta, nawet w przypadku próby skorzystania z ustawowego wsparcia. Przykładowo, jeszcze w kwietniu 2015 roku, bezpośrednio po zatrudnieniu pierwszych pracowników z niepełnosprawnością, w Urzędzie Miasta Poznania przy próbie złożenia wniosku o zwrot kosztów zatrudnienia asystenta pomagającego pracownikowi niepełnosprawnemu w pracy usłyszeliśmy, że środków nie ma. Przygotowaliśmy się na styczeń przyszłego roku – założyliśmy, że z uwagi na rodzaj niepełnosprawności zatrudnianych przez nas osób, ta forma wsparcia, wynikająca wprost z ustawy o rehabilitacji, jest dedykowana właśnie nam. Nie mieliśmy wtedy jeszcze własnych doświadczeń, opieraliśmy się na dobrych praktykach innych gmin, na opowieściach o współpracy samorządowców ze spółdzielniami socjalnymi w innych miejscowościach. W Poznaniu zabrakło jednak partnera w osobie urzędnika Urzędu Miasta Poznania, który przed rozpatrzeniem wniosku zechce nie tyle negocjować, co najpierw poznać i zrozumieć specyfikę naszej działalności. Ostatecznie otrzymaliśmy zgodę na złożenie wniosku o pieniądze na asystentów, jednak tylko dla dwojga z trzech pracowników z niepełnosprawnością. To wszystko. Całość rocznego zwrotu wypłacana jest w ratach, za miesiące od maja do listopada… Smutne – figurujemy w miejskich zestawieniach, działamy na terenie Poznania, mamy swój realny wkład w zmianę sytuacji zawodowej osób z niepełnosprawnością, ale… cóż z tego. Wracając jeszcze do samego materiału, konsekwencją jego emisji był telefon od widza, który na podstawie reportażu wywnioskował, że mamy się na tyle dobrze i mamy na tyle dobre warunki, że możemy go zatrudnić. Materiał wypaczył przekaz o realiach, o uzyskiwanym przez nas wsparciu i zrozumieniu ze strony urzędników.

– Agnieszko, a jak to było z Dobrą Spółdzielnią Socjalną, której projektem jest Dobra Kawiarnia?

A.F.: – Można uznać, że wydźwięk terminu „spółdzielczość socjalna” – tu dodaj, ze chodzi o sam wydźwięk nazwy robi więcej szkody niż pożytku. Niestety, w naszym społeczeństwie pokutuje przekonanie, że spółdzielczość bardzo dobrze się miewa finansowo, bo jest dotowana. Pierwszy projekt nie doszedł w ogóle do skutku, ponieważ zabrakło nam lokalu. Choć bardzo wiele osób było zaangażowanych w proces negocjacji z Zakładem Komunalnych Usług Lokalowych, komunikat był jasny: skoro jesteście działającą komercyjnie firmą, nie możecie liczyć na ulgowe traktowanie. Ludzie czują, że tego typu inicjatywy powinny być tak traktowane. Kiedy znalazł się już lokal, umowa nie była korzystna. Dopiero interwencja Rady Osiedla Stare Miasto pomogła zadziałać w kierunku obniżenia czynszu. Kawał dobrej roboty wykonały wówczas lokalne i ogólnopolskie media.

A.J.: – Często zapomina się o tym, że w obu spółdzielniach zatrudnia się specyficzną grupę pracowników – osoby o szczególnych potrzebach. Chcę podkreślić, że w przypadku obu spółdzielni celem przyświecającym ich powstaniu, nie był sukces biznesowy sam w sobie. Najważniejsze było stworzenie realnych miejsc pracy dla osób ze specjalnymi niepełnosprawnościami: z niepełnosprawnością intelektualną i autyzmem, osób, dla których ofert pracy nie ma, ponieważ nie chodzi o samą ofertę, ale propozycję pracy, którą będą w stanie utrzymać, ponieważ uwzględnia ich możliwości i zapewnia niezbędne dostosowania, konieczne dla pracownika z taką niepełnosprawnością. Dla nas najważniejszy jest człowiek.

– Czy macie coś jeszcze do dodania?

A.J.: – Tak, myślę sobie właśnie o instytucji trenera pracy. Bardzo dobrze, że istnieje możliwość zatrudnienia wspomaganego, lecz trzeba pamiętać, że w przypadku niektórych niepełnosprawności potrzeba wsparcia nigdy się nie kończy i potrzeba wsparcia ze strony pełnosprawnych pracowników jest ciągła. Nasz model pracy zakłada właśnie takie wsparcie – nie trenera, lecz współpracownika o kompetencjach trenera. Każdy pracownik jest inny, każdy dzień w pracy jest inny, a wsparcie musi odpowiadać na potrzeby konkretnej osoby, tego właśnie dnia, w sposób otwarty i elastyczny. Również czas pracy jest dostosowany do naszych pracowników – trzymiesięczne rozlicznie godzin, elastyczne grafiki to konieczna baza, a nie fanaberia z naszej strony.

A.F.: – Muszę przyznać, że jesteśmy bardzo zadowoleni z współpracy z trenerami pracy z Agencji Zatrudnienia Wspomaganego BIZON, lecz mam poczucie, że to wsparcie nie może mieć charakteru projektowego, lecz musi być stałe. Biegnę myślami w kierunku polityki nagradzania przez Urząd Miasta Poznania. Przykładowo, w konkursie Innowacja w Aktywizacji, w którym została wyróżniona Dobra Kawiarnia, jako inicjatywa WTZ „Przyjaciele” i to WTZ została przyznana nagroda; zastanawiam się: czy większą nagrodą nie byłby na przykład wkład w catering? Teraz w konkursie trzeba samemu wysłać wniosek, by zostać wziętym pod uwagę, ale żaden aktor sam siebie nie nominuje do nagrody. Po roku Dobra Kawiarnia wciąż jest na etapie rozwoju.

A.J.: – Nie mamy parasola ochronnego. Z przykrością stwierdzam, że nikt nie zauważy, gdy nas zabraknie. My nie możemy mówić, że nie dajemy rady, bo to zamyka drogę, ale nie chciałabym stwarzać wrażenia, że jest bardzo dobrze. Najważniejsze jednak jest to, że trudności nie wynikają z winy pracowników z niepełnosprawnością – oni się sprawdzają i motywują nas do poszukiwania kolejnych rozwiązań, niwelowania kolejnych barier. Problemem jest istniejący system, którego założenia rozmijają się z rzeczywistością, nie podążają za potrzebami. Żeby daleko nie szukać, gdy dwadzieścia lat temu powołano do życia warsztaty terapii zajęciowej, miały one przygotować do pracy, nie pomyślano jednak wtedy, gdzie ta praca miałaby być realizowana i w praktyce często okazywało się, że osoby z niepełnosprawnościami pozostają w WTZ przez wiele lat. Spółdzielnie socjalne mogą być naturalnym miejscem do kontynuowania takiej ścieżki zawodowej, są już w Polsce wdrażane naprawdę dobre praktyki w tym zakresie. Powinniśmy – nie tylko my spółdzielcy, ale również urzędnicy – uczyć się od najlepszych, korzystać z kluczy już dopasowanych, otwierających drzwi do reintegracji zawodowej i sprawności w pracy.

A.F.: – Nie myli się ten, kto nic nie robi, a niemal wszystko rozbija się o dobrą wolę. Spółdzielnie łączą siły, lecz są to partnerstwa nieformalne, branżowe. Mamy kilka pomysłów na działanie; chcemy poruszyć problem mieszkań chronionych i włączyć w temat prezydenta Poznania. W końcu musimy działać.

– Dziękuję Wam za rozmowę i życzę powodzenia.

Info: www.pion.pl

Data publikacji: 12.09.2016 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również