Uratowani przez pracę

Joanna Skrzyńska, kierownik projektu

Projekt, który odmienił życie kilku tysięcy osób z niepełnosprawnością z całej Polski za kilka miesięcy dobiegnie końca. Uczestnikom udowodnił, że nie muszą bać się pracy i same mogą aktywnie jej szukać, a pracodawcom, że czeka na nich dużo ułatwień i udogodnień, dzięki którym mogą być mile zaskoczeni.

Pod koniec stycznia w Gdyni odbyło się seminarium podsumowujący projekt „Wsparcie osób niepełnosprawnych ruchowo na rynku pracy IV”, na które zaproszono beneficjentów, pracodawców i pośredniczących między nimi pracowników PFRON oraz organizacji pozarządowych. Wyciągnięto z niego wiele pozytywnych wniosków, zaś patrząc z perspektywy ubiegłych kilku lat na wszystkie edycje projektu, aż prosi się, by kolejne rozdanie unijnych środków przyniosło równie owocne rozwiązania.

Wielowymiarowa pomoc

Na trwającą od marca 2014 r. do czerwca 2015 r. czwartą edycję ogólnopolskiego projektu złożyło się kilkanaście form wsparcia, w tym pomoc psychologiczna, szkolenia zawodowe i podnoszące kwalifikacje, staże, zajęcia zawodowe, pośrednictwo pracy oraz zakup sprzętu. Był on współfinansowany z funduszów Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, a jego realizacją zajął się PFRON (jako lider) wraz z czterema organizacjami pozarządowymi: Caritas Polska, Stowarzyszeniem Przyjaciół Integracji, Fundacją Aktywnej Rehabilitacji i Fundacją Polskich Kawalerów Maltańskich Pomoc Maltańska.

– Mieliśmy aż 35 biur na terenie całego kraju – mówiła Joanna Skrzyńska, kierownik projektu. – Naszym celem była przede wszystkim pomoc niepełnosprawnym ruchowo w stopniu znacznym i podniesienie ich aktywności na rynku pracy. Pamiętaliśmy też jednak o osobach z otoczenia, ponieważ mają one znaczny wpływ na osoby niepełnosprawne. Udzielaliśmy im konsultacji prawnych, psychologicznych, a pracodawcom porad dotyczących przystosowania miejsca pracy.

W imieniu partnerów PFRON udział w dyskusji i jej prowadzeniu wziął Michał Urban ze Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, która pod swoje skrzydła wzięła 350 osób niepełnosprawnych ruchowo i 125 opiekunów. Podczas seminarium zaprezentował nową formę wsparcia: zawodowe portfolio w formie filmowej. Dzięki niemu poruszająca się o kulach Grażyna Wasilewska pokazała się jako kompetentna, doświadczona w pracach biurowych kandydatka do zatrudnienia. I to zatrudnieniu dzięki tej prezentacji znalazła. W kancelarii prawnej Andrzeja Wójcika.

Niepełnosprawny pracownik ma większy zapał

Gdyński prawnik Andrzej Wójcik podzielił się swoimi doświadczeniami dotyczącymi pracy objętej programem. Jak podkreślił, bardzo ważne jest, by między pracodawcą a przyjętym do pracy niepełnosprawnym nie było sztucznych barier i wzajemnych obaw. Dopiero wtedy, dzięki dobrym relacjom, można prawidłowo ze sobą współpracować.

– Niestety te bariery niekiedy narzucają też sobie sami niepełnosprawni. Psychologiczne lub osobiste. Bo boją się wyjść na rynek pracy. Bo wątpią czy podołają, czy nie będą stanowić ciężaru, czy ich możliwości fizyczne pozwolą na pracę – wyliczał prawnik. – W mojej ocenie jest to najtrudniejsza bariera na rynku pracy. Ale zauważyłem, że kiedy uda się je przełamać, później wszystko idzie sprawnie. Ta osoba sama musi więc wyjść do pracodawcy i chcieć podjąć zatrudnienie. Nikt inny za nią tego nie zrobi. Jednak barierą może być też renta, czyli pomoc prawna ze strony państwa. Niepełnosprawny rozważa, czy mu się w ogóle opłaca podjąć zatrudnienie. Obawia się, że utraci świadczenie, które ma bez pracy i podejmowania wysiłku.

Andrzej Wójcik zwrócił też uwagę na obawy pracodawców, którzy obawiają się małej wydajności osób z niepełnosprawnością oraz niechęcią przed zatrudnieniem poprzez telepracę. Jego zdaniem skutecznie pomagają z nimi walczyć organizacje włączone do projektu, udzielając rad, pokonując bariery formalne i pomagając zdobyć sprzęt niezbędny do organizacji stanowiska pracy.
Jak mówił, dobrym pomysłem jest również przesyłanie do pracodawców informacji dotyczących korzyści wynikających z jego zatrudnienia. Zwłaszcza finansowych. Takie dodatki do CV mogą otworzyć oczy zatrudniającym, którzy w dalszym ciągu nie do końca zdają sobie sprawę z tego jak wiele korzyści stwarzają przed nimi obecne przepisy.

Dodał też, że według ankiet wciąż zbyt mało podmiotów z sektora publicznego decyduje się na zatrudnianie niepełnosprawnych. – Zwłaszcza w gminach z terenów wiejskich, które często nawet nie próbują się zastanawiać nad tym, czy warto ich zatrudniać – zaznaczył Andrzej Wójcik. – A nie ma czego się bać. Pracownik może być nawet dodatkowo przeszkolony. Sam zatrudnionemu przez siebie miałem okazję współfinansować szkolenie podyplomowe i wszystkim to wyszło na dobre. Poza tym według mnie pracownik niepełnosprawny wykazuje dużo większe oddanie dla pracy i ma do niej dużo większy zapał.

Lęk szybko mija w pracy

O korzyściach płynących z projektu mówił również Stanisław Sikora, prezes gdańskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, gdzie od trzech miesięcy staż odbywa niepełnosprawny ruchowo Robert. – Pamiętam, że przez pierwsze kilka dni był mocno przestraszony. Nie dziwiło mnie to, bo właśnie otrzymał pracę w samym centrum zdarzeń naszego oddziału, musząc obsługiwać wiele pytających o różne rzeczy osób – wspominał prezes. – Po tygodniu poczuł się jednak pewniej. Lęk zniknął. Przyswoił potrzebną wiedzę i udzielał informacji jak profesjonalista. To były moje pierwsze doświadczenia w zatrudnieniu niepełnosprawnych i mogę tylko potwierdzić, że było warto. Robert chce dawać z siebie więcej niż inni. Mocno zaangażował się w pracę. Zespół przyjął go bardzo dobrze. Ciekawe były natomiast reakcje osób z zewnątrz. Zdarzały się bowiem różne, ale większość z nich była zdecydowanie pozytywna. Żałuję, że ten projekt się kończy, ale liczę, ze wkrótce pojawi się coś podobnego.

Natomiast właścicielka biura turystycznego Ewa Sikora, która przyjęła objętą projektem stażystkę, chce dzięki niej rozwijać firmę. – Nie tylko jestem pod wrażeniem jej umiejętności, ale dzięki niej sama poważnie zaczęłam myśleć o rozszerzeniu działalności o turystykę osób niepełnosprawnych – mówiła. – Sama jako przewodnik często oprowadzam takie grupy i warto im pomagać. Cały ten projekt to fantastyczna inicjatywa nie tylko dla dużych firm, ale też dla mikroprzedsiębiorstw, takich jak moje.

Praca nie jest straszna

Dla każdego uczestnika projektu indywidualnie analizowano potrzeby rynku pracy, przygotowywano do rozmowy kwalifikacyjnej, motywowano, określano predyspozycje zawodowe i wskazywano najlepsze szkolenia. Istniała też możliwość odbycia konsultacji psychologicznych, zaopatrzenia w sprzęt komputerowy w celu nauki oraz sprzęt rehabilitacyjny. Osoby korzystające ze wsparcia mogły liczyć na zwrot kosztów dojazdów, skorzystania z transportu specjalistycznego i pomocy asystenta. To indywidualne podejście przynosiło znakomite skutki.

Podczas prezentacji uczestnicy mogli obejrzeć i wysłuchać historii objętych pomocą osób z całej Polski. Takich, które skorzystały ze swojej szansy, przełamały strach i obawy, wyszły z domu i wygrały nowe życie. Jako pełnoprawni obywatele, którzy sami na siebie zarabiają i zamiast narzekać, biorą los w swoje ręce.

Pokazano więc historię poruszającego się na wózku 36-letniego Artura, przyjętego na staż w krakowskiej wyższej uczelni. Następnie długotrwale bezrobotnej Iwony z Zielonej Góry, której kilka miesięcy wcześniej spłonął dom, a mimo to nie poddała się i dostała się na staż do sądu rejonowego. Zaś na koniec opowieść Ani, która kształcąc się na masażystkę dzięki projektowi mogła zakupić podręczniki potrzebne do egzaminu i skorzystała z porad dotyczących dalszego kształcenia. Dzięki temu dziś pracuje w gabinecie masażu i rehabilitacji.

Takich historii jest mnóstwo, a na żywo podczas seminarium można było wysłuchać kolejnych. Jak 27-letniej Weroniki Kazaneckiej, stażystki w wydawnictwie pedagogicznym Operon w Gdyni, która dzięki projektowi zrozumiała, że nie musi siedzieć w domu.
– Kiedy zobaczyłem prezentację projektu, pomyślałam, że wpisuję się w opis osoby, której jest wygodnie. Bo miałam swoją rentę i fantastycznych rodziców, którzy nie mieli nic przeciwko temu, żebym się obijała. Szukałam pracy, która byłaby idealna dla mnie, ale bezskutecznie i w końcu się poddałam. Bałam się nowych wyzwań, bo jestem bardzo strachliwym człowiekiem – przyznała z rozbrajającą szczerością. – Jednak dzięki temu projektowi zrozumiałam, że potrafię robić dobrze wiele rzeczy. Poszukano mi więc miejsca, w którym moje umiejętności byłyby przydatne. W wydawnictwie została korektorem i edytorem. Tam przekonałam się, że nie patrzy się na mnie jako niepełnosprawną. Tam nikt na to nie zwracał uwagi. Ważne jest to jakim jest się pracownikiem. Traktowano mnie jak całą resztę. W końcu poczułam się spełniona.

Z pracą będzie coraz lepiej

Podczas wieńczącego seminarium panelu dyskusyjnego Dariusz Majorek, dyrektor Pomorskiego Oddziału PFRON zwrócił wagę na to, że na aktywizację zawodową wciąż płynie za mało środków: – I wciąż są problemy z możliwością kształcenia osób z dysfunkcją narządu ruchu. Trzeba o tym rozmawiać, podobnie jak o tym, w którym kierunku powinny iść zmiany. Polski system rehabilitacji w obecnym kształcie ma już ponad 20 lat, tymczasem świat się zmienił. Brakuje nowoczesnych mechanizmów wsparcia, świadomości i kształtowania postaw.

– Samorządy i PFRON są ograniczone ustawowo – zauważył odpowiadający na te uwagi Michał Urban. – Dlatego moim zdaniem najnowocześniejszy obecnie model pomocy reprezentują organizacje pozarządowe. One mogą więcej i powinny wymagać od siebie więcej. Musimy też wiedzieć, że środków publicznych kiedyś może zabraknąć.

Natomiast Beata Wachowiak-Zwara, pełnomocnik prezydenta Gdyni ds. osób niepełnosprawnych opowiedziała o funkcjonowaniu referatu aktywizacji zawodowej, który jest dysponentem środków PFRON. Jednostka stara się wspierać i pracodawców, i pracowników z niepełnosprawnością. – Dużą rolę w tej pracy odgrywa umiejętność przełamywania lęku niepełnosprawnych, który nie polega tylko na strachu przed brakiem potencjału naukowego lub wykształcenia, ale też dyskryminacji, z jaką się stykają. Sporo tu winy systemu – zaznaczyła. – Wcześniej mieli oni nawet indywidualne nauczanie, więc byli izolowani. Teraz na szczęście mamy klasy integracyjne. Dzieci są razem i razem mogą się bawić. Integracja zaczyna się w szkołach i przedszkolach. Aktywizacja zawodowa i podjęcie pracy to w zasadzie końcówka tego procesu. Jeśli integracja nie przebiegła poprawnie, to niepełnosprawni mają później problemy z własną akceptacją.

Dariusz Majorek na koniec podzielił się optymistyczną uwagą na temat rynku pracy. Według niego osobom niepełnosprawnym będzie o nią z roku na rok coraz łatwiej. Nie tylko dlatego, że Polska będzie się rozwijać, a tolerancja w niej wzrastać, ale również dlatego, że emigracja z naszego kraju nie ustaje. Coraz częściej pracodawcy muszą zatrudniać takie osoby, bo nie mają wyboru. A kiedy już raz zatrudnią, przekonują się, że nie ma w tym nic strasznego.

Tekst i fot. Mikołaj Podolski

Data publikacji: 6.02.2015

 

To bardzo elastyczny projekt

O korzyściach płynących z zatrudnienia osoby niepełnosprawnej w ramach IV edycji „Wsparcia…” mówi „Naszym Sprawom”Ewa Sikora, właścicielka biura turystycznego w Gdyni.

– Dlaczego jako przedsiębiorca zdecydowała się Pani przyjąć na staż osobę niepełnosprawną?
– Działając jednoosobowo nie mogłam być w każdym miejscu jednocześnie i robić wszystkiego. Potrzebowałam kogoś, kto byłby w stanie tworzyć mi bazę kontaktową i bazę klientów. Nie wystarczało mi czasu, żeby się tym zajmować. Ale w ogóle nie myślałam tylko o własnym zysku, tylko o obustronnej korzyści. Chciałam pomóc i myślę, że to mi się udało.

– Jak Pani się dowiedziała o takiej możliwości?
– Jestem członkiem gdyńskiego stowarzyszenia Przyjaciół Dąbrowy-Dąbrówki, którego członkowie powiedzieli mi o tym, że coś takiego działa. Dowiedziałam się jesienią 2014 r. Zaczęłam sama szukać w Internecie, a potem skontaktowałam się ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Integracji. Okazało się, że mikroprzedsiębiorca też może dołączyć do tego projektu i nawet mu się to opłaca. Tak było w moim przypadku.

– Czy po stronie pracodawcy leży dużo formalności?
– Oczywiście, że nie. Zwłaszcza jeśli ktoś ma dostęp do Internetu. To idealny pod tym względem projekt. Poza tym jest bardzo elastyczny. W tej chwili istnieje możliwość przedłużenia stażu o kolejne trzy miesiące, a potem możliwość zatrudnienia stażysty. Nie pod przymusem, jak w przypadku stażów z urzędów pracy, tylko dobrowolnie. Bo to wszystko jest dla tych, którzy chcą, a nie muszą.

 

Wszyscy są niezwykli

– Każdy z niepełnosprawnych i każdy z pracodawców przebył trudną drogę – mówi w wywiadzie dla „Naszych Spraw” Joanna Skrzyńska, kierownik projektu „Wsparcie osób niepełnosprawnych ruchowo na rynku pracy”.

– Czy są rozwiązania, które w czasie realizacji tego projektu się nie sprawdziły?
– W poprzedniej edycji założyliśmy funkcjonowanie 3-miesięcznych staży rehabilitacyjnych. Pracodawcy, którzy się do nas zgłaszali, uważali, że to za krótki okres. W związku z tym w kolejnej, czwartej edycji pojawiła się możliwość wydłużenia tych staży do pół roku. Mieliśmy też założenie, że do projektu przyjmiemy 2710 osób niepełnosprawnych i tyle samo osób z ich otoczenia. Podczas drugiej edycji okazało się jednak, że nie każdy niepełnosprawny potrzebuje osoby z otoczenia, którą musimy wesprzeć. Nie było takiej potrzeby. Zmniejszyliśmy więc liczbę tych osób, nie zmniejszając liczby niepełnosprawnych. To można nazwać więc naszym błędem, ale szybko skorygowanym. Możliwość zmian i modyfikacji kolejnych edycji to jedne z największych plusów tego projektu.

– Pracuje Pani w projekcie od drugiej edycji. Czy ta ostatnia, czwarta, była Pani zdaniem najlepsza?
– Na pewno każda edycja była inna. Każda nam się bardzo udała, a ta ostatnia była po prostu najbardziej doszlifowana.

– Domyślam się, że z uczestnikami nie zawsze było prosto…
– W tej edycji koncentrowaliśmy się na niepełnosprawnych w stopniu znacznym. To często trudne przypadki. I wcale nie było tak, że beneficjenci walili do nas drzwiami i oknami. Staraliśmy się więc dotrzeć do tych osób i je namówić na udział. Udało się.

– Czy tych postawionych przed Państwem barier było wiele?
– Niestety tak. Jedną z nich jest odległość, bo wiele zaangażowanych osób mieszkało na wsi, w miejscowościach z trudnym dojazdem. Innymi były bariery tkwiące w samych niepełnosprawnych. Innymi w postaci ich otoczenia. U każdego było inaczej, dlatego z każdym musieliśmy porozmawiać, precyzyjnie określić jej potrzeby. Jedni potrzebowali szkolenia, drudzy nawet możliwości dojazdu na takie szkolenie.

– A co z pracodawcami?
– U nich również istnieje wiele barier. Nasz projekt także przewidywał ich przełamywanie.

– Przed nami nowe rozdanie środków unijnych, obejmujące kilka najbliższych lat. Czy rysuje się w nim szansa na podobny projekt, który tak bardzo pomógłby niepełnosprawnym?
– Szanse zawsze są. Ale nie można wykluczyć innych rozwiązań, ponieważ dzięki temu projektowi zaistniało wiele organizacji pozarządowych.

– Przez projekt przewinęło się tysiące osób, każda historia jest inna. Czy jest wśród nich taka, którą Pani zapamięta do końca życia?
– Nie, ponieważ każda z nich jest godna podziwu i nie potrafiłabym nikogo wyróżniać. Wszyscy są niezwykli. Pamiętam osobę znająca biegle język arabski albo beneficjenta, który został przez nas przyjęty do projektu, a potem założył własną firmę i sam zatrudnił innych beneficjentów. To niezwykłe przypadki, ale każdy tak naprawdę taki był. Tak samo każdy z niepełnosprawnych i każdy z pracodawców przebył trudną drogę. Ważne, by mogli ją dalej kontynuować.

Rozmawiał Mikołaj Podolski

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również