Zaczęło się od listu…

Zaczęło się od listu...

Rozmowa z Łukaszem Wilińskim, dziennikarzem z niepełnosprawnością i miłośnikiem Bornego Sulinowa

Twoja przygoda z Bornym Sulinowem zaczęła się nietypowo…

– Rzeczywiście. Borne Sulinowo odkrył mój wujek, który zgłosił się tam na ogłoszenie o naborze do pracy. Pracy nie dostał, ale miejsce mu się bardzo spodobało i 1997 roku pojechaliśmy tam na wakacje. Borne mnie zauroczyło, tym bardziej, że zawsze chciałem mieszkać na wsi. Postanowiłem częściej odwiedzać miasteczko i związać się z nim. Napisałem list do władz, w którym zaznaczyłem, że chciałabym coś zrobić dla Bornego. Wtedy odezwał się do mnie redaktor, który z grupą znajomych otworzył „Wiadomości borneńskie”. Dostałem tam pracę.

– Czym zająłeś się najpierw? Jak rozumiem, pracowałeś zdalnie?

– Tak. Dziennikarze przysyłali mi skany listów, jakie otrzymywała redakcja, a ja to przepisywałem na komputerze. Redaktorzy umieszczali je potem w gazecie. Była ona bardzo popularna. Gazetę jednak przejęła dyrektorka Miejskiego Ośrodka Kultury. To właśnie ona rozwiązała redakcję i postanowiła sama wydawać pismo. Wydaje się, że chodziło pewnie o przejęcie wpływów za reklamy. Nowa właścicielka nie pomyślała jednak, że gazetę tworzyli prawdziwi zapaleńcy. Oni interesowali się problemami miasta i o nich pisali. Było to wydawnictwo pokazujące to, co między innymi działo się w urzędzie. Trochę też pisaliśmy o historii Bornego oraz wskazywaliśmy problemy mieszkańców. Po zmianie właściciela wszyscy „starzy” dziennikarze zostali zwolnieni. Pani zatrudniła „swoich” ludzi, którzy nie potrafili pisać z takim zaangażowaniem jak my. Ostatni numer, jaki zredagowała „stara ekipa”, dotyczył dziesięciolecia Bornego.

– A jak wyglądały kolejne numery, już z nowymi dziennikarzami?

– W następnym numerze gazety, która była przecież typowo borneńska, zaczęły pojawiać się porady, jak np. naprawić komputer lub wywabić plamy, itp. Tylko 2-3 strony dotyczyły informacji z Bornego Sulinowa. W efekcie gazeta była o wszystkim i o niczym. Ten numer jeszcze się sprzedał, ale drugi już nie. Kiedy tytuł upadł, postanowiłem, że trzeba stworzyć coś nowego.

– …stronę o Bornym Sulinowie, a nawet gazetę internetową…

– Tak. Wtedy, dzięki Internetowi znalazł mnie pan Irek Malinowski, który ma swoje serwery i podarował mi miejsce na jednym z nich. Stworzył mi również nowszą, lepszą stronę o miasteczku. Niedługo potem zgłosiło się do mnie małżeństwo z Bornego Sulinowa i w 2008 roku postanowiliśmy założyć lokalne radio internetowe. To też byli tacy sami zapaleńcy, jak i ja. Pomysł nabrał rozpędu, co bardzo mnie ucieszyło. Miałem dużo pomysłów, ale nie byłem tam, na miejscu.

– Kto zatem odpowiadał za wszystko?

– Dzięki małżeństwu z Bornego mieliśmy mnóstwo materiałów nagranych do radia i telewizji ponieważ oni umieli wszędzie wejść i naprawdę żyli tą pracą. Studio było u ich domu. Zapraszali do siebie znanych borneńskich ludzi i nagrywali z nimi rozmowy. Wydali nawet płytę raperskiego zespołu z Bornego Sulinowa. To było takie prawdziwe radio pasjonatów. Razem z mamą załatwiliśmy duży baner, który rozwieszano w trakcie imprez na scenie, ponieważ stacja miała patronat medialny nad różnymi wydarzeniami. Nawet zdarzyło się, że odwiedziła mnie dziennikarka z Polskiego Radia z Warszawy. Nagrała ze mną wywiad na temat naszego radia.

– I znowu jakiś człowiek przyszedł i zepsuł waszą pracę?

– Tak. Koniec naszego radia był jednak dość przykry. Dołączył do nas pewien zawodowy dziennikarz z publicznej rozgłośni i zaczął robić materiały, w których wszystko krytykował. Wszędzie szukał afer, dlatego podziękowaliśmy mu za współpracę. On jednak w Internecie rozpoczął kampanię przeciwko nam. Wpisywał różne nieprzyjemne komentarze na nasz temat. Zaczął też rozpuszczać plotki na temat małżeństwa prowadzącego radio, oskarżając ich o wykorzystywanie stacji do załatwiania różnych spraw, itp. Udało się go zablokować, ale złe już się stało. Potem jeszcze chwilę działaliśmy, ale straciliśmy zapał. Od dwóch lat właściwie zostałem z tym wszystkim sam. I teraz tak to wegetuje. Mam wizję, jak wszystko powinno wyglądać, brakuje mi jednak współpracowników w Bornym Sulinowie. I tak wszyscy znajomi dziwią się, że moja strona jeszcze istnieje. Tym bardziej, że można się z niej dużo dowiedzieć o mieście oraz regionie.

– Powinieneś być zatem dumny z siebie. Odnosisz mimo wszystko kolejny sukces…

– Chyba tak. Strona jest często aktualizowana. Wszyscy myślą, że ja tam ciągle jeżdżę. Staram się być w Bornym co najmniej dwa razy w roku. Niedawno były obchody dwudziestolecia miasta i oczywiście opisałem je na stronie. Zrobiłem wtedy mnóstwo fantastycznych zdjęć.

– Na czym teraz polega Twoja praca?

– Dzisiaj moją stronę uzupełniam na podstawie informacji, które uzyskam z Internetu oraz Urzędu Miasta. Często jest tak, że jeżeli ktoś chce się czegoś dowiedzieć o Bornym Sulinowie, to przesyła mi pytanie. Moja praca polega na przeszukiwaniu Internetu i odesłaniu odpowiedzi. Codziennie na stronę wchodzi 30-40 osób. Dopóki ktoś do mnie nie dołączy, nie zgłosi do współpracy, to będę to ciągnąć sam.

– Życzymy zatem powodzenia i apelujemy do ambitnych młodych ludzi z Bornego. Dołączcie do Łukasza, bo naprawdę warto.

Rozmawiała Ewa Maj

Data publikacji: 16.09.2013 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również