Mirosław Pawłowski – heros z naszego podwórka

W ramach arcyciekawego przedsięwzięcia drugiego już Festiwalu Góry – Literatura – Biblioteka oraz cyklu „Nie-zwykli”, 6 lutego br. w Filii nr 1 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach przy ul. Ligonia 7 odbyło się spotkanie z Mirosławem Pawłowskim, absolwentem studiów pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, byłym alpinistą, który od wypadku w 1986 r. porusza się na wózku inwalidzkim.

– Huta zatrudniła członków Klubu Wysokogórskiego, w którym i ja działałem, do malowania na wysokościach – opowiada o tym prosto i lapidarnie. – Pierwszym naszym zleceniem był wielki piec. Mimo, że doskonale izolowany, to jego zewnętrzna skorupa była ciepła. Farba momentalnie zasychała pod pędzlem. Wisieliśmy na linach, do których przytwierdzone były oparcia z krzesełek.
W 1986 r., na sam koniec sezonu, malowaliśmy wieżę ciśnień, która miała około 100 metrów wysokości. W magazynie wydano nam beczki z farbą samoutwardzalną. Trzeba było szybko malować, bo tężała od razu. Nie pamiętam, co się działo przed wypadkiem. Zamroczony oparami musiałem zrobić coś nie tak. Ocknąłem się, gdy leżałem na dnie zbiornika. Miałem 29 lat, dostałem rentę inwalidzką i wózek. Tam wtedy, na wieży, skończyło się moje pierwsze życie.

Jak sam wspomina przez dwa lata nie wychodził z domu, nadużywał alkoholu, nie wierzył w sens życia. Ale przyszedł przełom. Dzisiaj jest niezwykle aktywnym i niezależnym człowiekiem. Prowadzi własną firmę, jest licencjonowanym pilotem motolotniarskim i nurkiem, instruktorem aktywnej rehabilitacji, działa w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, Stowarzyszeniu Aktywne Życie.

M. Pawłowski jest też współzałożycielem Centrum Niezależnego Życia Sajgon w Ciechocinku, które powstało głównie z myślą o osobach po urazie rdzenia kręgowego, poruszających się na wózkach inwalidzkich na skutek doznanych wypadków, urazów lub chorób przewlekłych.

Idea powstania Centrum miała swój początek w roku 1989. Najbardziej aktywni instruktorzy wywodzący się z ruchu „Aktywnej Rehabilitacji” postanowili utworzyć ośrodek stacjonarny, w którym rewalidacja osób z niepełnosprawnościami prowadzona by była w trzech podstawowych płaszczyznach – fizycznej, psychicznej i społecznej. Płaszczyzny te są obecne we wszystkich proponowanych w Centrum formach usprawniania, prowadzących do osiągnięcia niezależności życiowej. Do tej niezależności prowadzi również możliwość uprawiania sportu, który wspomaga proces usprawniania, zapewnia lepsze samopoczucie i buduje pozytywne postawy społeczne.

Do roku 1993 program rehabilitacji osób niepełnosprawnych, głównie po urazach rdzenia kręgowego, realizowany był w użyczonych na czas turnusów ośrodkach specjalistycznych. Od 1999 roku Stowarzyszenie Centrum Niezależnego Życia realizuje program samopomocowy we własnym ośrodku, w formie dwutygodniowych turnusów, odbywających się w okresie całego roku.

Dotychczas Mirosław Pawłowski odbył niezliczoną liczbę podróży do najdalszych zakątków świata, m.in. na Alaskę, do Meksyku, Ziemi Ognistej i Patagonii, na Przylądki Dobrej Nadziei i Igielny w Afryce Południowej. Na wózku zdobył m.in. Pico del Teide (3718 m n.p.m.) oraz Matterhorn (4478 m n.p.m.), tym razem w formie eskapady helikopterowej, razem z Marcinem Mikulskim, też poruszającym się na wózku.

Niewielka sala w bibliotece była wypełniona po brzegi. Mirek pokazywał swoje fotografie i krótkie filmiki z wypraw dawnych i najnowszych. – Pracuję zawodowo, założyłem własną firmę i kontynuuję swoje pasje – z ujmującą prostotą przedstawił się na początku spotkania. Ze swadą, uśmiechem i dystansem do samego siebie snuł interesujące opowieści o ludziach, różnych zakątkach świata, a przede wszystkim o swej pierwszej miłości – górach, okraszając je dowcipami i osobistymi wątkami.

W pełnych humoru, kolorowych opowiadaniach np. o Meksyku, ludziach i obyczajach właściwych i pożądanych wręcz pod tamtym niebem, a zupełnie nie do zaakceptowania w naszej polskiej obyczajowości, pokazał się jako człowiek nie tylko tolerancyjny i niezwykle otwarty na drugiego, ale również potrafiący czerpać z życia pełnymi garściami…

M. Pawłowski potrafił w barwnych wspomnieniach pokazać, że niepełnosprawność nie musi dosłownie przykuwać do wózka, bo może się on stać po prostu innym – niż powszechnie przyjęty za właściwy – sposobem poruszania się z określonymi oczywiście ograniczeniami, ale też możliwościami!

On wciąż ma wielki apetyt na aktywne życie. Jakie najbliższe plany? Jakie marzenia? Oczywiście, że je ma. – Może w tym roku, może w następnym – jest to bardzo realne – odpowiada – chcę dotrzeć do koła podbiegunowego, ale tu w Europie, tj. do North Pole w Norwegii. To jest całkowicie do zrealizowania!
Ale z tych moich dużych marzeń to ciągle też marzę, żeby dotrzeć do bazy pod Everestem. Teraz jest to paradoksalnie łatwiej zrobić, niż przed laty, ponieważ można dużo wyżej podejść po bezśnieżnym podłożu – opowiadał. – Kiedyś było i ze dwa metry śniegu, teraz ten pierwszy duży śnieg zaczyna się jakieś 200 metrów nad bazą.
Zawsze staraliśmy się, by każda wyprawa coś ze sobą niosła – kontynuował podróżnik. – Przy dużej determinacji możesz dokonać rzeczy, o które nawet się nie podejrzewałeś. Granice możliwości podczas wyprawy są na takim poziomie, o który byś siebie nie podejrzewał jeszcze z rok wcześniej – podkreślał niezwykle przekonywająco.

Mirek Pawłowski jest prawdziwym herosem, świetnym mówcą motywacyjnym, naturalnym niemalże psychoterapeutą i jednocześnie kumplem z naszego podwórka, który pokazuje innym ludziom na wózku, że można wiele zdziałać, jeśli tylko zechce się chcieć.

Trzymamy za niego kciuki, by dotarł jak najszybciej pod Mount Everest, by spełniło się jego największe aktualnie marzenie.
Jego wielka góra – „dach świata” czeka.

Zobacz galerię…

Iwona Kucharska, fot. archiwum Mirka Pawłowskiego, Ryszard Rzebko
Data publikacji: 25.02.2020 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również