Oblicza depresji

Oblicza depresji

Rozmowa z mgr Agnieszką Fabiś psychoterapeutką z tyskiego ośrodka Grupy Medycznej Euro-Med

– Czym sobie zasłużyła depresja, że poświęca się jej jeden z dni w roku (23 lutego – Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją)?
– Cóż, depresja jest chorobą bardzo często spotykaną i coraz więcej z nas ma z nią do czynienia. Wiele wskazuje na to, że ten wzrost zachorowań jest spowodowany postępem cywilizacyjnym, bo nie wszyscy nadążają za jego wyzwaniami. Nie każdy chce, a musi, uczestniczyć w „wyścigu szczurów”. Jeśli do tego dołożymy inne życiowe problemy, trudne doświadczenia, nadmiar stresów, to w pewnym momencie organizm odmawia posłuszeństwa.
– Jakie objawy depresji poza przygnębieniem, nagłą izolacją i niechęcią do kontaktów z ludźmi powinny skłonić chorego czy jego rodzinę do zasięgnięcia porady specjalisty?
– Osoba z depresją poza obniżonym nastrojem ma trudność w znalezieniu jakiejkolwiek przyjemności w życiu. Nazywamy to anhedonią, czyli brakiem umiejętności cieszenia się z czegokolwiek. Dostrzegalne są też problemy ze snem (bezsenność lub nadmierna senność), zmiany w apetycie chorego, który nagle gwałtownie chudnie lub tyje. Jest obniżone libido i czasami spadek zdolności poznawczych – problemy z koncentracją uwagi czy z pamięcią. Osoby z depresją mają też zwykle obniżone poczucie własnej wartości oraz nadmierne poczucie winy. W cięższym wydaniu depresji często mniejsza jest troska o wygląd, higienę i ubiór.
– Jak wytłumaczyć najbliższym, co się z nami dzieje?
– Trudno ludziom zrozumieć coś, czego sami nie doświadczyli. Trudno pojąć jak z aktywnej osoby, ktoś zmienia się w odludka i zupełnie odcina od świata. Myślę, że przydatne jest tłumaczenie innym, że depresja to choroba. Kiedy jesteśmy chorzy na anginę, to idziemy do lekarza i bierzemy antybiotyk. To wszyscy rozumieją, a gdy ktoś choruje na depresję, która często się pogłębia, pojawia się trudność w zrozumieniu istoty tego stanu. Dlatego trzeba się leczyć! Jeśli rodzina widzi, że ktoś się leczy, to ma więcej cierpliwości i zrozumienia.
– Nie na darmo uznaje się, że jest to choroba bardzo demokratyczna…
– Nam się wydaje, że jesteśmy niezniszczalni. A ten stan może dotknąć każdego z nas! Mówimy np. o „depresji reaktywnej”, będącej reakcją na jakieś wydarzenie życiowe i trudną sytuację – stratę bliskiej osoby, zdrowia, utratę pracy i wynikających z tego relacji. Depresja często towarzyszy chorującym na choroby przewlekłe np. nowotwory, choroby neurologiczne czy autoimmunologiczne. Taka osoba musi zmienić dotychczasowy tryb życia – czuje się wykluczona, ponieważ jest poza miejscem pracy i towarzystwem osób aktywnych. Jesteśmy całością. Jeżeli choruje psychika, to organizm ma mniej siły do walki z chorobami somatycznymi i odwrotnie. Zresztą badania pokazują, że osoby o strukturze depresyjnej lub z tendencją do depresji mają większą skłonność do chorób nowotworowych i kumulacji wewnętrznego napięcia.
– No właśnie. Człowiek źle się czuje. Robi badania, których wyniki są idealne. A jego wszystko boli w klatce piersiowej. Ból promieniuje z pleców do barku i rąk, a mięśnie są napięte. Ma przewlekłe bóle głowy. To w dużym stopniu zasługa psychiki?
– Mówi Pani o „depresji maskowanej”. Czasem np. kardiolog odsyła pacjenta do poradni zdrowia psychicznego, bo pacjent skarży się na bóle w klatce piersiowej czy przyspieszone tętno, a badania wykluczają chorobę kardiologiczną. Wtedy lekarz może podejrzewać problem natury psychicznej. Aby przyjść na terapię wystarczy wziąć skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu lub psychiatry. W trakcie wizyty możemy dowiedzieć się czy pod dolegliwościami somatycznymi nie ukrywają się problemy psychiczne, które przeciążają organizm. Często mamy skłonność do zakładania maski osób silnych i radzących sobie ze wszystkim. Depresja to też taki stan, który może być efektem kumulacji stresu. Pacjent mówi: „Poradziłem sobie z tyloma trudnymi sytuacjami, a taka drobnostka mnie rozbiła”. To właśnie ta kropla przepełniła czarę i zaczęło się wylewać. My nie jesteśmy workiem bez dna, musimy sobie czasem „wentylować” psychikę.
– Czy chory, jeśli zauważa u siebie pewne niepokojące objawy np. nawracające myśli samobójcze, poczucie pustki, przerażenia, ciągłe zmęczenie i reakcje nieadekwatne do problemu, może sam sobie pomóc?
– To kwestia samoświadomości i refleksji. To chory musi sam sobie zadać pytanie – co mi jest? Można zaobserwować u siebie charakterystyczne objawy depresji takie jak np. stan obniżonego nastroju, a u kobiet większa płaczliwość i wrażliwość, wiele rzeczy bardziej nas dotyka. Jeśli mamy na tyle siły, żeby zrobić sobie wolne, zastanowić się nad kierunkiem własnego życia i dokonać zmian na lepsze, to może nam pomóc. Jeśli problem, czy zmęczenie obecnym życiem nas przerasta – trzeba szukać pomocy.
– Osoby w depresji bywają negatywnie nastawione do świata i tego nie ukrywają. Przez to tracą znajomych, przyjaciół…
– Dlatego trzeba powiedzieć sobie i bliskim, że to jest efekt choroby. Tymczasem ludzie, czasem nawet najbliżsi, odsuwają się albo niecierpliwią. Nie wiedzą, jak poradzić sobie z osobą, która jest smutna albo cały dzień śpi. W takiej sytuacji nie ma na co czekać. Najlepiej delikatnie zachęcić do wizyty u specjalisty.
– A może pomogą ziołowe leki na uspokojenie?
– To działania pozorowane. Proponuję nie czekać aż depresja rozwinie się z lekkiej do ciężkiej, ponieważ wtedy coraz trudniej jest ją leczyć.
– Jak osoba z depresją ma sobie radzić z otoczeniem które żyje wg zasady: „otaczam się tylko pozytywnymi osobami”?
– Nie trzeba być huraoptymistycznym. Nic na siłę. Jeśli ktoś jest w kiepskim nastroju, to będzie czuł jeszcze większe niedopasowanie do takiej grupy. Nie sądzę, by dobrym sposobem było jednak manifestowanie stanu depresji, ale ważne są: asertywność i świadomość, że nie zawsze muszę brać wszystko, co mi ludzie narzucają.
– „Rola czynników genetycznych w powstawaniu depresji jest duża. (…) Nie ma natomiast pojedynczego genu depresji. Choroba powstaje przy współdziałaniu wielu czynników genetycznych.” To cytat z jednej z publikacji na temat depresji.
– Wedle wiarygodnych źródeł, jeżeli jedno z rodziców choruje na depresję, to prawdopodobieństwo zachorowania u dziecka wynosi 15 proc.. Natomiast kiedy chorują oboje, to ryzyko wynosi 50 proc. W związku z tym musi być jakiś czynnik, który powoduje, że dziedziczymy chorobę. Natomiast może istnieje też inny powód…
– Mianowicie?
– Jeżeli wychowujemy się w domu, gdzie jest depresja, to uczymy się pewnych zachowań, reakcji i nastrojów. Jeżeli w domu rodzic choruje na depresję, to często jest w nim smutno. Pamiętajmy, że ta choroba ogranicza i upośledza wypełnianie naszych ról społecznych m.in. matki czy ojca. Nie jesteśmy dostępni dla dziecka w takim wymiarze, w jakim ono tego potrzebuje. Często chorują samotne matki, ponieważ nie mają nikogo, kto może im pomóc wyjść z tego stanu, a dodatkowo borykają się z różnymi problemami bytowymi czy zawodowymi. A w tym wszystkim jest dziecko, które ma swoje potrzeby, tj. bliskości emocjonalnej rodzica, zabawy, spontaniczności, a przede wszystkim stabilnego poczucia bezpieczeństwa.
– Czy ma znaczenie wiek w jakim zachorujemy?
– Obserwujemy depresje dziecięce. Często spotykamy się z chorobą w okresie dojrzewania, który także może mieć wpływ na jej rozwój. W tym czasie następuje poszukiwanie tożsamości, bunt oraz dobieranie sobie grupy rówieśniczej, a czasem odrzucenie przez nią, co bywa bardzo bolesne. Młodzi ludzie obserwują też zmiany w obrazie własnego ciała, doświadczają huśtawki emocjonalnej będącej efektem burzy hormonalnej. Wszystko razem może doprowadzić do powstawania stanów depresyjnych i nie należy ich lekceważyć. Młodzi ludzie są bardzo impulsywni i tutaj myśli rezygnacyjne towarzyszące depresji mogą przechodzić w czyn.
– Druga grupa narażona na zachorowanie na depresję to kobiety w ciąży i młode mamy. Czy u nich tylko to kwestia hormonów, świadomość zmiany trybu życia i odpowiedzialności za malucha?
– Pojawia się nowa rola. Coś się kończy w życiu. Zaczyna się odpowiedzialność za drugiego człowieka, a do tego zwolnienie tempa zawodowego. Wiele kobiet jest tym problemem dotkniętych. One potrzebują czasu i przyzwyczajania do nowej sytuacji. Z kolei o depresji poporodowej mówimy, kiedy ten stan się utrzymuje dłużej i nie pozwala na opiekę nad maluszkiem. Takiej kobiecie trzeba pomóc, a nie oceniać. Objawy jakie ma, są podobne do typowej depresji: obniżenie nastroju, większa płaczliwość, izolacja, a także trudność w pełnieniu funkcji matki. Jeśli taki stan trwa dłużej niż dwa tygodnie, to trzeba zasugerować konsultację ze specjalistą.
– A co Pani sądzi o tzw. baby blues?
– Nie nazywajmy też depresją stanu po porodzie, który nazywa się „baby blues” i przeżywany jest podobno przez 80 proc. kobiet. To jest „wahnięcie” nastroju powiązane z nową sytuacją. Ten stan szybko przechodzi.
– A czy osoba, która miała wcześniej depresję – epizod depresyjny, może mieć ją także po porodzie?
– Jest zapewne większe prawdopodobieństwo wystąpienia choroby, ale ja bym nie szukała tutaj takich powiązań i zależności.
– A jak to wygląda u osób, które są w okresie menopauzy i andropauzy?
– Takie osoby rzeczywiście mogą borykać się z obniżonym nastrojem. Stany te związane są choćby z refleksją nad przemijaniem. Do tego dochodzi zmiana w gospodarce hormonalnej, która może powodować objawy depresyjne. Dodajmy jeszcze sytuacje życiowe takie jak: opuszczenie domu przez dzieci i koniec aktywności zawodowej oraz osłabienie czy zgoła utrata relacji z partnerem. Jeśli coś nie poukładało się jak miało, to mamy otwartą drogę do depresji. Warto wtedy, i zgłosić się do specjalisty, i pracować nad zmianą nastawienia do świata. Ważne jest towarzyszenie i delikatne namawianie do wizyty u specjalisty, a zatem do rozmowy z kimś, kto jest spoza systemu rodzinnego.
– Jak pomóc tym osobom?
– U ludzi starszych najważniejsza jest grupa rówieśnicza. Umiera nam partner życiowy i z czym zostajemy? Osoby świadomie starzejące się stwierdzają: „Nie uzależniać się od moich dzieci. Nie żyć ich życiem, tylko mieć własne”. Stad popularność grup spotkań i klubów seniora. Osoba starsza ma wybór czy chce w tym uczestniczyć, czy nie. Jednak kiedy ktoś neguje każdą próbę pomocy, to nie tylko skazuje się na izolację, ale też męczy otoczenie, choć… nikogo nie możemy przymuszać do tego, by postępował tak, żeby nam było wygodniej. To jest już nadużycie. Dotyczy obydwu stron – rodziców i dzieci.
– No właśnie. Niejednokrotnie dorosłe już dziecko czuje się szantażowane emocjonalnie i słyszy, że nie chce się opiekować rodzicami. Tylko ono ma też swoje życie, rodzinę, plany… Jak może sobie pomóc?
– Dopóki rodzic jest sprawny i nie wymaga opieki, to powinno się go zachęcać do różnych form aktywności i kontaktów ze światem. A jeśli tego nie chce, potraktujmy to jak jego wybór. Nie szantażujmy, bowiem zadziała to w drugą stronę. Ważne jest stawianie wyraźnych granic i dbanie o to, by mieć własną przestrzeń życiową.
– Jak przekonać najbliższego do pójścia do lekarza, spotkania ze specjalistą? Taka osoba mówi: „Jestem normalny, nic mi nie jest. Odczepcie się ode mnie”.
– Dziś sytuacja jest odmienna niż jeszcze przed kilkoma laty. Wizyta u psychiatry lub psychoterapeuty staje się normą, a najgorsze co możemy zrobić, to poklepać chorego po ramieniu i powiedzieć „Weź się w garść. Będzie dobrze”. To na pewno nie pomoże. Natomiast każda rozmowa z chorym na temat ewentualnej wizyty u lekarza, mimo że ten izoluje się, buduje u chorego świadomość, że ktoś się o niego troszczy i jest on dla kogoś ważny. Tak łatwiej doprowadzić do wizyty u specjalisty oraz rozpoczęcia leczenia.
– Lekarze nie mówią jednak, że depresja jest chorobą uleczalną, lecz „dobrze reagującą na leki”, czyli, że nie da się jej „wyleczyć na zawsze”…
– Ja się z takim stwierdzeniem nie zgodzę. Musimy rozróżnić czy mamy do czynienia z epizodem depresyjnym w wyniku jakiegoś zdarzania życiowego, nawracającymi stanami depresyjnymi lub afektywną chorobą dwubiegunową, która wymaga przede wszystkim dobrej opieki farmakologicznej. W przypadku nawracających depresji, to one okresowo się pojawiają. Mamy też w podręczniku klasyfikacji diagnostycznej takie pojęcie jak dystymia…
– To znaczy?
– Taka osoba nigdy nie czuje się w 100 proc. dobrze. Ma obniżony nastrój i mimo że pojawiają się lepsze momenty, to nigdy nie jest dobrze. Aby zdiagnozować taki stan musi on trwać dłuższy czas. A jeśli chodzi o chorobę dwubiegunową, to poza stanami depresji pojawiają się stany euforii. Jest to stan tzw. manii, kiedy chory czuje, że „świat leży u jego stóp” plus ma mocno podwyższony nastrój. W przypadku depresji lekkich, umiarkowanych czasami wystarczająca jest praca z psychologiem. Jeśli mamy do czynienia z depresją ciężką, z nawracającymi depresjami lub chorobą dwubiegunową, wtedy bezwzględnie na pierwszym miejscu jest farmakoterapia. Warto wspomnieć o depresjach sezonowych w okresie przesilenia jesienno-zimowego i zimowo-wiosennego. Należy zadbać wtedy o siebie i swoje przyjemności.
– Czyli mam rozumieć, że nie każdy będzie miał przepisane leki?
– Absolutnie nie każdy. W przypadku depresji lżejszej często wystarczy dobra psychoterapia, uporządkowanie swoich spraw. Może też dobre będzie lepsze zaopiekowanie się sobą. Przecież w codziennym biegu i natłoku spraw zapominamy o sobie. Mamy czas dla innych: rodziny, pracodawcy, ale nie dla siebie. A poza tym trzeba pamiętać, że nie powinniśmy być wyłącznie nastawieni na dawanie i wymaganie od siebie. Często obserwuję, że nie mamy czasu dla siebie i nie potrafimy efektywnie odpoczywać. Nie ma na to czasu oraz przestrzeni.
– A dlaczego stany depresyjne nawracają?
– Nie zawsze nawracają. Czasem mamy słabszy dzień, jednak nie nazywajmy depresją czegoś, co wynika ze spiętrzenia problemów i zmęczenia organizmu. Aby zdiagnozować depresję, to objawy muszą trwać dłuższy czas. Niektórzy mają też taką depresyjną strukturę osobowościową, większą skłonność do izolacji i wycofania. Nie powiedziałyśmy też o „depresjach endogennych”, które powodowane są zaburzeniem w neuroprzekaźnikach.
– I wtedy wchodzi w grę głównie farmakologia?
– Tak, aby uzupełnić niedobory serotoniny i dopaminy, które są substancjami wydzielającymi się w naszym mózgu. Czasem jednak w sytuacjach przeciążenia organizmu jest ich za mało. By farmakologicznie wyleczyć depresję leki muszą być dobrane przez specjalistę psychiatrę w odpowiednich dawkach i brane przez pacjenta systematycznie przez zalecony czas. Nie może on samodzielnie zdecydować o ich odstawieniu, ponieważ dobrze się poczuł. Wtedy choroba nawróci z „przytupem”. Natomiast jeżeli bierzemy tabletki przez dłuższy czas, to przyzwyczajamy mózg do produkcji takiej ilości tych substancji, które wystarczają do prawidłowego funkcjonowania. I wtedy jest duża szansa, że te stany nie nawrócą. Jeśli farmakologii towarzyszy psychoterapia, to efekty winny być trwałe.
– A jak wygląda psychoterapia i jak długo trwa?
– Zawsze podchodzę do pacjenta indywidualnie i z każdym pacjentem zawieram swego rodzaju kontrakt. On sam decyduje czy chce się podać terapii, nad jakimi problemami pracujemy, jakie stawia sobie cele. Wtedy też określamy czas trwania terapii. Czasem to pół roku, rok, a nawet dłużej. A co do metody… Z osobą która ma ponad lat 70 nie będziemy pracować w „nurcie psychoanalitycznym”. Nie będziemy szukać powodów jej dzisiejszych problemów w dzieciństwie. Tu winniśmy szukać argumentów za pozytywnym bilansem życiowym. Wskazujemy momenty, kiedy sobie radziła. Wspieramy ją.
– A z młodszym pacjentem?
– W zależności od tego jaki jest problem i z czym sobie pacjent nie radzi, upraszczając, stosujemy np. terapię psychodynamiczną, sięgającą źródeł problemu. W przypadku zaburzeń depresyjno-lękowych lub nerwicy natręctw sięgamy po terapię behawioralno-poznawczą. Pracujemy wtedy nad identyfikacją i zmianą schematów. Odkrywamy nowe rozwiązania. Depresja niejedno ma imię. Wsłuchajmy się czasem w nasz organizm. Dobrze zastanowić się nad swoim samopoczuciem, zadbać o odpoczynek lub zaplanować wolny weekend. A jeśli już mamy objawy depresyjne, to po prostu najlepiej wybrać się do specjalisty. Trzeba wierzyć, że depresję można wyleczyć i warto podjąć walkę o siebie. Trzeba dać sobie szansę i próbować pojawiające się objawy niwelować na wszelkie dostępne sposoby. Zapraszamy do poradni zdrowia psychicznego, gdzie jest możliwość leczenia komplementarnego.
– A więc?
– Pacjent może w jednym miejscu skorzystać z opieki psychiatry i psychoterapeuty.
– Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała Alicja Badetko
Data publikacji: 23.02.2017 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również