Pod wieloma względami jest sprawniejszy od swoich rówieśników!

Pod wieloma względami jest sprawniejszy od swoich rówieśników!

Mariusz Urbanek z Jankowic k Rybnika na Śląsku urodził się z głębokim porażeniem mózgowym. Lekarze dawali mu kilka lat życia i nie dawali większych nadziei. Mówili, że będzie „roślinką”, że umrze w ciągu pięciu lat na zapalenie płuc. Rodzice jednak zawzięli się.

Ojciec Ryszard  pracował w kopalni Jastrzębie – chodził na nocki, na drugie zmiany, żeby zdobyć pieniądze na rehabilitację. Kiedy syn miał operację w Busku, żona była tam  przez pół roku, a on zajmował się  pozostałymi dziećmi. Miał na głowie pranie, gotowanie, sprzątanie, zakupy… A w weekendy jeździł z wałówką do żony i synka.

Przełom w rehabilitacji zaczął się od chwili, kiedy ciocia podarowała Mariuszowi dziecięcy, trójkołowy rowerek typu Bambino. Najpierw jeździł nim po podwórku, potem wyjeżdżał na swoją ulicę i dalej, po Jankowicach. Kiedy miał może z dziesięć lat, uparł się, że odstawi tabletki, a łykał ich całą dziecięcą piąstkę. To było duże ryzyko, które jednak wyszło mu na dobre. Od tego czasu przestał chorować. Choroba spowodowała, że mówi dość niewyraźnie. Kiedy się rozluźnia, jest już dużo lepiej. Pomagają gesty.

Mariusz ma słabe nogi, więc zamienił je na rower. Wszyscy, którzy  go choć raz widzieli widzą, że porusza się chwiejnym krokiem na ugiętych kolanach, lecz prawie nikt nie zdaje sobie sprawy jak ogromnym obciążeniem jest to właśnie dla kolan, a to wiąże się z bólem. Znalazł więc rozwiązanie i dziś już wie, że idealny dla niego jest  składany rower trójkołowy. Taka konstrukcja łączy w sobie wiele cech: zastępuje wózek inwalidzki, jest jedną z niewielu form rehabilitacji fizycznej, pozwala na swobodne poruszanie się, pozwala na łatwy transport samochodem osobowym.  W sumie Mariusz „zajeździł” już osiem rowerów.

Bardzo długo czekał na dzień gdy mógł sobie pozwolić na samotną wycieczkę do Pszczyny. A było to o tyle trudne, że wracając z rajdu rowerowego był uczestnikiem wypadku, w wyniku którego dosyć poważnej awarii uległ  jego rower. Długie tygodnie oczekiwania i walki o jego wyremontowanie sprawiły, że kondycja psychofizyczna kompletnie się załamała, a ten sezon rowerowy był jednym z najgorszych od wielu lat. Dlatego tym ważniejsza była możliwość „pospacerowania” po pszczyńskim parku.

Z miłości do gór wyruszył na wędrówki po Beskidach. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zrobił to pomimo swojego stanu zdrowia. Kto zna stopień jego niepełnosprawności ten powie, że to było wręcz niemożliwe. Biorąc pod uwagę jego ograniczenia ruchowe i nieprzewidywalne sytuacje, z którymi musiał sobie poradzić, były to wyjazdy wysokiego ryzyka.

W Beskidach był już chyba wszędzie, gdzie da się wyjechać rowerem. Czasem jeździ sam, czasem z kolegami. Wyrusza wcześniej, jego znajomi później. Spotykają się w umówionym miejscu. Mają telefony, więc jak trzeba, to się zdzwaniają.

Jedna z takich samotnych eskapad mogła zakończyć się dramatycznie. Był maj 2011 roku. Nadarzyła się okazja załatwienia dogodnego noclegu w Ustroniu, lecz tak się złożyło, że nie było z kim pojechać. Pierwszego dnia, jadąc na nocleg, kierował się wyczuciem, które, niestety, zawiodło. Pomylił drogi i znalazł się kilkanaście kilometrów od zaplanowanego miejsca, tymczasem na niebie przewalały się czarne chmury. Dalsza jazda nie była taka łatwa, bo okazało się, że trzeba było przejechać rzekę z kładką, która okazała się niewiele szersza od roweru, ale udało się. Drugiego dnia, po obfitym śniadaniu, przy bardzo dobrze zapowiadającej się pogodzie, postanowił pojechać na Równicę. W centrum Ustronia słońce już nie było takie pełne. Im był wyżej, tym niebo stawało się coraz ciemniejsze, ale piął się jednak dalej z nadzieją, że gdy tylko dotrze do szczytu, słońce znów zabłyśnie. Kiedy był już blisko celu, pogoda całkowicie się załamała, zaczęło lać jak z cebra, a temperatura spadła o kilkanaście stopni. Szukając jakiegokolwiek schronienia przed deszczem i zimnem, trafił do karczmy. Obsługa lokalu, w zasadzie nie pytając go o zdanie, zorganizowała  bezpieczny transport ze szczytu do bazy noclegowej. Nie wzięła za to ani grosza.

W zeszłym roku przejechał ponad 2 tysiące kilometrów. Jest chyba najlepszym ambasadorem jazdy na rowerze. W ten sposób okazuje niepełnosprawnym jak codziennie zmagać się z ograniczeniami.  Dla przeciętnego Kowalskiego rower jest środkiem transportu, dla niego to sposób na życie. Nauczył się jeździć na rowerze szybciej niż nauczył się chodzić. Rower jest też formą rehabilitacji, nie tylko fizycznej, ale także społecznej. Jazda na rowerze pozwala mu lepiej zapanować nad ruchami mimowolnymi, jakie towarzyszą jego dysfunkcji. Mając pod sobą trzy koła czuje się bardziej spokojny, wolny… Ale  nie każdemu rower będzie odpowiadał. Nie można na siłę kogoś przekonywać, że to jest najlepsza forma rehabilitacji. Każdy musi odkryć swoją.

Rowerowe wycieczki i udział w rajdach mają również na celu promocję akcji zbiórki „1% – Jestem Wasz Jedyny”. Środki zebrane z akcji  są przeznaczane w zależności od potrzeb, lecz zazwyczaj na dwutygodniowe turnusy rehabilitacyjne w specjalistycznych ośrodkach. To bardzo ważne dla stanu jego zdrowia, aby nie nastąpił w nim regres.

Mariusz zawodowo projektuje i administruje strony internetowe, zajmuje się obróbką grafiki komputerowej. Poprzez to, co robi, stara się także pomagać innym. Wykonuje kalendarze, foldery, ulotki, np. dla Stowarzyszenia Oligos. Przygotowywał też m.in. plakat na wystawę dla Halo! Rybnik. Także plakat z hasłem „Rybnik na 3 kółkach”, który wisi w lokalu informacji miejskiej, jest jego autorstwa.
Ma ten komfort pracy, że może ją wykonywać w domu, najczęściej w nocy. Jest po porażeniu mózgowym z dość dużą spastycznością, ale nie zna lepszego sposobu na tę dolegliwość, jak duży wysiłek fizyczny. Zatem – jazda na rowerze w ciągu dnia, a po wysiłku – wieczorno-nocne sesje przy klawiaturze komputerowej. Wysiłek fizyczny sprzyja kreatywnej pracy.

Mariusz Urbanek został Osobowością Roku w Plebiscycie popularnego na Śląsku „Dziennika Zachodniego” w kategorii Działalność Społeczna i Charytatywna w okręgu rybnickim. Pokazuje innym niepełnosprawnym jak codziennie zmagać się z ograniczeniami. Mimo porażenia mózgowego nie poddaje się i swoim życiem udowadnia, że nawet w trudnych okolicznościach warto mieć swoje cele i ambicje.

Ewa Maj, fot. archiwum Mariusza Urbanka

Zobacz galerię…

Data publikacji: 10.04.2018 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również