Wyścigi głuchoniewidomych. Udało się!

Wyścigi głuchoniewidomych. Udało się!

Lotnisko Władysława Reymonta w Łodzi zapisało niezwykłą kartę w swojej historii - tu po raz pierwszy na świecie odbyły się wyścigi samochodowe osób głuchoniewidomych. Wzięło w nich udział dwudziestu kierowców, którzy na naukę jazdy mieli tylko dwa dni!

Pomysł zorganizowania pierwszego na świecie samochodowego „Wyścigu Osób Głuchoniewidomych” przez Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym (TPG), wydawał się szalony. No bo jak potraktować inicjatywę, która zakłada, że za kierownicą usiądą osoby, które nie widzą i nie słyszą i będą się ścigać na torze na czas – i wcale nie w linii prostej? I faktycznie, pewna liczba osób tak właśnie ten pomysł odebrała, gdy TPG oficjalnie umieściło ogłoszenie na jego sfinansowanie na platformie finansowania społecznościowego PolakPotrafi.pl. Suma potrzebna do zrealizowania projektu wynosiła 20 tys. zł. Polacy potrafią jednak dostrzec sens nawet w tak niekonwencjonalnych i „szalonych” pomysłach, wielu z nich bowiem wsparło go swoimi środkami, dzięki czemu TPG mogło zacząć realizować projekt „Wyścigi Osób Niepełnosprawnych”. W akcję włączyło się także Lotnisko Reymonta, łódzkie szkoły nauki jazdy, które dostarczyły samochody z automatycznymi skrzyniami biegów i instruktorów, winiarska firma Jantoń, motocykliści z Łódzkiego Forum Motocyklistów, którzy eskortowali autobus wiozących uczestników na lotnisko, a także zespół Folk’n’Roll, który na kongach wygrywał pozytywne muzyczne wibracje w czasie całej imprezy. W czyjej głowie zrodził się jednak tak „szalony” pomysł?

– Byłem świadkiem rozmowy pomiędzy pracownikami głuchoniewidomymi, w której padły twierdzenia, że głuchoniewidomi nigdy nie będą prowadzić samochodów – mówi Mateusz Kotnowski, Pełnomocnik Łódzki Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym. – Powiedziałem wtedy, no to się przekonamy. Ludzie często mówią, że czegoś nie da się zrobić, choć nawet nie spróbowali tego zrobić. Dlatego tak wiele osób się poddaje. Ta rozmowa zainspirowała mnie do zrobienia takiego projektu. Zebrałem zespół, z którym najpierw poświęciliśmy wiele czasu na sprawdzenie w Internecie, czy ktoś na świecie już nie organizował wyścigów dla głuchoniewidomych. Nikt jednak nie odważył się na to, widocznie też sądzono, że to niewykonalne. Tak jest też z pracodawcami, którzy jeśli nie spróbują dać szansy pracy osobom głuchoniewidomym, np. w biurze, czy na komputerze, to nigdy się nie przekonają, że te osoby mogą być dobrymi pracownikami.

Pomysł z wyścigami wpisywał się idealnie w działania TPG, które znane jest z projektów łamiących stereotypy na temat osób głuchoniewidomych, oraz pokazujących, że można przekraczać granice swoich możliwości, które przede wszystkim ogranicza brak wiary w siebie. Także celem tego projektu stała się zmiana myślenia o osobach głuchoniewidomych i samych głuchoniewidomych o sobie, oraz przekazanie przesłania, że skoro są te osoby w stanie prowadzić samochód, zjeżdżać na linie tryolskiej, uprawiać sporty wodne, to można je również nauczyć i zmotywować, aby wyszły z domu, realizowały się społecznie, nauczyły obsługiwania komputera, podjęły zatrudnienie, kształciły się, podnosiły swoje umiejętności, itd.

– To jest silny przekaz o tym, że robiąc tak „niemożliwą” rzecz jak prowadzenie samochodu, są one w stanie działać i czynić wiele innych rzeczy – dodaje Mateusz Kotnowski. – Zarażamy więc ideą otwierania się na aktywność, przełamywania w sobie barier, które zatrzymują osobę głuchoniewidomą w stagnacji, a jednocześnie spełniamy marzenia tych osób, bo w ankietach pisali, że od dawna marzyli o poprowadzeniu samochodu.

Ewa Ściborska, Rzecznik Osób Niepełnosprawnych w Łodzi powiedziała:
– Gratuluję tym wszystkim osobom głuchoniewidomym, które przyjechały na wyścig i postanowiły pokazać, że można przełamywać bariery. Jeśli osoba, która nie widzi i nie słyszy, jest w stanie wziąć udział w takim wyścigu prowadząc samochód, to nie ma usprawiedliwienia dla innych osób niepełnosprawnych, które nie podejmują aktywności w swoim życiu. Życzę wszystkim osobom niepełnosprawnym takiej aktywności i przełamywania barier, jaką dziś prezentują nam wszystkim głuchoniewidomi.

Przed rozpoczęciem wyścigów na płycie Lotniska Reymonta, pierwszą osobą, która próbnie przejechała trasę, był Tomasz Trela, prezydent Łodzi, który poparł inicjatywę. Prezydentowi założono na oczy opaskę oraz słuchawki na uszy, dokładnie tak, jak zakładano je wszystkim kierowcom głuchoniewidomym uczestniczącym w wyścigach. Było to konieczne, aby wyrównać szanse wszystkim kierowcom, ponieważ u niektórych z nich resztki słuchu bądź wzroku są większe niż u innych, co tym samym mogłoby dać im przewagę w czasie wyścigu. A polegał on na przejechaniu wyznaczonej transy w jak najkrótszym czasie. Prezydentowi wyjaśniono też zasadę prowadzenia samochodu, która opiera się na komunikatach dotykowych przekazywanych przez instruktora nauki jazdy, dotykającego prawego kolana kierowcy. Dotknięcie prawej strony kolana oznaczało „skręt w prawo”, dotknięcie lewej strony kolana „skręt w lewo”, dotknięcie przodu kolana „gaz”, a chwycenie go całą dłonią „hamowanie”.

Po przejeździe trasy Prezydent powiedział:
– Jechałem bardzo zachowawczo, najtrudniejsze było dla mnie zaufać instruktorowi, który dawał mi znaki dotykiem. Jadąc z zasłoniętymi oczami i uszami, dopiero wtedy podziwia się w pełni wyczyn i odwagę osób głuchoniewidomych, jestem pod wielkim wrażeniem. Naprawdę czapki z głów dla tych osób. Chciałbym podziękować TPG za ten rajd, bo to historyczne wydarzenie i cieszę się, że ma właśnie miejsce u nas w Łodzi.

W wyścigu wzięło udział 20 załóg, każda składała się z głuchoniewidomego kierowcy, instruktora jazdy, oraz z siedzącego na tylnym fotelu przewodnika osoby głuchoniewidomej, który służył pomocą w razie potrzeby. Przez dwa dni poprzedzające wyścig, kierowcy i instruktorzy mieli okazję trenować i ćwiczyć komunikację między sobą, ale tylko na placach manewrowych szkół nauki jazdy. Tam nie mogli rozwijać dużych prędkości, co innego na dużej płycie lotniska w dniu wyścigów. I wielu kierowców to wykorzystywało, co budziło zaskoczenie i podziw, także dla instruktorów jazdy.

– Od ponad 20 lat jestem instruktorem i muszę przyznać, że na początku miałem duże obawy, czy uda się sprostać takiemu wyzwaniu, wydawało mi się to niemożliwe – powiedział instruktor jazdy, Adam Wota. – Tymczasem byłem pod ogromnym wrażeniem, gdyż niektóre osoby osiągały prędkość 100 km/h! Byłem momentami przerażony bo przecież miałem świadomość, że obok za kierownicą siedzi osoba, która nie widzi i nie słyszy. To było niesamowite i wyzwalało ogromne emocje.
Inny instruktor Tadeusz Krajewski, także był pod ogromnym wrażeniem jazdy głuchoniewidomych kierowców:
– To niezwykłe dla mnie doświadczenie, bo w porównaniu do kursantów pełnosprawnych, osoby głuchoniewidome znacznie szybciej się uczyły jazdy, przecież treningi trwały tylko dwa dni, a jechali dobrze, niektórzy ponad 90 km/h wchodząc pewnie w zakręty i hamując. Klucz tkwił w reagowaniu na moje komunikaty, czyli zgranie się, wtedy były niesamowite efekty. Sławek, który miał drugi najlepszy czas, zaufał moim oczom i reagował idealnie na moje dotykowe komunikaty. Widać, że głuchoniewidomi mają bardzo mocno rozwinięty zmysł dotyku.

Największą ekscytację było jednak widać na twarzach głuchoniewidomych kierowców, gdy po przekroczeniu linii mety wysiadali z samochodu.
– Dotąd w życiu samochodem jechałem tylko jako pasażer i powiem, że tego nie da się porównać z doświadczeniem prowadzenia samochodu – powiedział Darek. – Mogłem doświadczyć jak to jest być kierowcą, poczuć się jak zdrowe osoby, jak prawdziwy kierowca. A dziś to była praktycznie Formuła 1, tak pędziłem!
Paulina Depta przyjechała na wyścigi z małej miejscowości Skała:
– To jest moje pierwsze doświadczenie za kierownicą, przeżycie jest niesamowite, W mojej miejscowości nikt z osób niewidomych nie brał udział w czym takim i nie prowadził samochodu. Jak miejscowej gazetce dowiedzieli się, że będę brała udział w wyścigach, to powiedzieli, że chcą zrobić ze mną wywiad i opublikować zdjęcia. Myślę, że będę przykładem u mnie dla innych niepełnosprawnych, dać swoim przykładem pozytywną energię.
Izabela Sadza, jej tłumacz-przewodniczka, siedziała na tylnym siedzeniu samochodu i także mocno przeżywała przejazd Pauliny.
– Paulina dostarczyła wiele emocji, chwilami odbijałam się od drzwi do drzwi, na jednym zakręcie tak poczuła nutkę rywalizacji, że wydawało mi się, że wypadnie z trasy, ale opanowała sytuację po komunikatach instruktora i ładnie wróciła na tor. To będzie przełamanie stereotypu w jej miejscowości, przykład dla innych, bo w dużych miastach przełamywanie stereotypów idzie lepiej, ale w małych miejscowościach już nie tak dobrze. I to jest super, gdy wróci do siebie będzie inspiracją dla innych osób niepełnosprawnych.
Jacek Białek stracił wzrok 25 lat temu, wtedy także ostatni raz prowadził samochód.
– Kiedy usłyszałem o rajdzie, pomyślałem, że fajnie byłoby spróbować, bo dużo jeżdżę samochodem z żoną jako pasażer. Gdy po pierwszym dniu treningów wysiadłem z samochodu, miałem uśmiech na twarzy, bo to było ekstra uczucie mieć pod kontrolą samochód. Żonie już powiedziałem, ze jak będzie potrzeba, to mogę ją w rasie zastąpić, ona mnie poklepie po kolanie i dojedziemy – śmieje się pan Jacek. – Myślę, że po tym doświadczeniu będę się czuł jeszcze pewniej ze swoją niepełnosprawnością, ono mnie podbudowało.
Grzegorz Kozłowski, przewodniczący Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, również zgłosił się do wyścigu, pragnienie nowego doświadczenia wzięło górę nad obawami.
– Jazda samochodem, czyli kierowanie maszyną, która cię słucha, to niezwykłe uczucie. To doświadczenie uczy też, że możemy kreować swoim życiem, podejmować nowe wyzwania, mierzyć się z nimi, nie bać się ich, Przy wsparciu asystenta i nowoczesnych technologii wspierających, osoba głuchoniewidoma jest w stanie wiele zdziałać i zrobić. Niektórzy moi znajomi bali się tego ryzyka i nie zdecydowali się wziąć udziału w projekcie, a tu, jak w życiu, ważne jest, aby przełamać lęk, tym bardziej, że mamy z boku osobę kompetentnego instruktora.
Radości nie kryła również pani Katarzyna, żona jednego z kierowców, która siedziała z tyłu samochodu:
– To było niesamowite uczucie, że mąż prowadził samochód, że to działa, że ja jadę z moim mężem. Jestem z niego dumna, powiedziałam mu, że jest mistrzem na drodze.
O pierwszych na świecie wyścigach samochodowych osób głuchoniewidomych organizowanych w Polsce, dowiedział się także mieszkaniec Węgier, Ferenc. Postanowił wziąć w nich udział i przyjechał ze swoim przewodnikiem.
– Dla mnie to historyczne doświadczenie, bo nigdy nawet nie marzyłem, że siądę za kierownicą, dla mnie to nowa era – powiedział po wyścigu. – To tak, jakby otworzono przede mną nowe możliwości. To niesamowite doznanie, że byłem w stanie prowadzić samochód, dotąd mogłem biegać, pływać, jechać w tandemie na rowerze, a teraz mogę również powiedzieć, że prowadziłem samochód! Jest to zupełnie nowe uczucie we mnie.
Stanisław, który w młodości stracił wzrok, gdy dowiedział się o wyścigach, od razu zgłosił swoją kandydaturę. Do dziś pamięta słowa swojego trenera Jaskuły, który trenował go boksu: „Idź za ciosem”. I tą maksymą kieruje się w swoim życiu.
– Wsiadając do samochodu nie myślałem o trudnościach, słuchałem tylko instruktora – mówi Stanisław. – Zorganizowanie takich wyścigów dla głuchoniewidomych wbrew stereotypom jakie mają o nas osoby sprawne, pozwala uwierzyć ludziom, że możemy znacznie więcej niż sądzą. Dla mnie kiedyś szaleństwem była jazda na rowerze, a wsiadając do samochodu znowu pokonałem samego siebie. Myślę, że dzięki takim przykładom ludzie uwierzą w nasze ogromne pragnienie normalnego życia.

Pierwsze trzy miejsca w wyścigach zajęli: 3 miejsce – Ryszard Grzesiak, 2 miejsce – Sławomir Marciniak, a 1 – Kamila Dobrzyńska. Powiedzieli:
– Pokazałam, że kobiety górą! – nie ukrywała radości Kamila. – To było spełnienie mojego marzenia, bo zawsze chciałam pojechać samochodem i wziąć udział w wyścigu.
– Wiem, że nigdy autem po ulicach nie będę jeździł, ale warto było dla tego niesamowitego przeżycia przyjechać tu i osiągnąć to, co zrobiłem – powiedział Sławomir.
– Aż cały się trzęsę, nogi mi chodzą jak nie wiem co. Strach czułem, no bo nie widzieć i nie słyszeć i jechać, to jest coś! Udało się! – powiedział Ryszard Grzesiak.

Zobacz galerię…

Piotr Stanisławski
Data publikacji: 24.08.2015 r.               

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również