Fiordy, renifery i białe noce w Norwegii

Fiordy, renifery i białe noce w Norwegii

Podróże to nie tylko odkrywanie nowych miejsc, ale również poznawanie nowych ludzi. Do Tromsø zaprosili nas nasi znajomi, których poznaliśmy na wycieczce do Izraela. W Norwegii pracuje dużo Polaków, bo tamtejszy rynek pracy przyciąga wielu przedsiębiorczych ludzi.

Trzy miesiące przed planowaną podróżą kupiliśmy w Internecie bilety lotnicze. Skorzystaliśmy z oferty łotewskich linii: lot Warszawa – Tromsø z międzylądowaniem w Rydze.

Na lotnisku czekali już na nas nasi gospodarze. I choć był już późny, lipcowy wieczór to było widno i jasno. Latem panuje tu dzień polarny i zmierzch nie zapada. Zmrok nie dyktuje godzin snu, a zegar biologiczny nie jest wspierany rytmem dnia i nocy. Ciekawe doświadczenie. Drewniany, ciepły dom naszych znajomych był przez 10 dni wygodną bazą wypadową. Z okien mieliśmy widok na lotnisko i ośnieżone szczyty gór. W pobliżu znajdował się przystanek autobusowy, więc codziennie rano wyruszaliśmy na odkrywanie okolicy niskopodłogowym autobusem.

1

Tromsø – widok ze Storsteinen

Tromsø zwane jest „Paryżem Północy”, „Wrotami Arktyki” i jest największym miastem północnej Norwegii. Leży na wyspie Tromsøya, 350 km za kołem polarnym, ale ciepły Prąd Zatokowy sprawia, że klimat nie jest zbyt surowy. W czasie naszego pobytu temperatury wynosiły ok.12-14 stopni, a gdy któregoś dnia słupki rtęci wskazały 18 stopni, łatwo można było odróżnić miejscowych od przyjezdnych po letnich ubraniach. W Polsce panowały w tym czasie rekordowe upały. Europejskie lato w różnych, klimatycznych odsłonach.

Po dobrze przespanej (oczywiście białej!) nocy postanowiliśmy ruszyć na spotkanie z reniferami. Mieliśmy szczęście. Kilka pięknych osobników wylegiwało się na łące, a ich dorodne rogi odbijały się w wodzie. A to wszystko w pobliżu dość ruchliwej drogi, niedaleko osiedla domków jednorodzinnych. Siła pociągowa św. Mikołaja w pełnej krasie! Nieprzypadkowo renifer znajduje się w herbie Tromsø. Dzięki dyrektywie Unii Europejskiej zwierzęta te otrzymały nazwę „dziczyzna hodowlana”. Kupiliśmy sobie salami z mięsa renifera, choć w degustacji – przyznam – może przeszkadzać wspomnienie tych pięknych zwierząt.

2

Renifery w Tromsø

Przed przyjazdem do Norwegii przygotowaliśmy sobie listę atrakcji, które warto zobaczyć. Miejscem tłumnie odwiedzanym jest Polaria, która już z daleka zwraca uwagę – architektura obiektu imituje wielkie kry lodowe, schodzące do morza. Wejście bez barier, krótka kolejka przy kasie i wchodzimy do sali kinowej. Zwiedzanie rozpoczyna się panoramicznym filmem, prezentującym alkę przelatującą nad Spitsbergenem. Wiele ujęć zrobiono z kabiny śmigłowca. Film przedstawia życie roślin, zwierząt, zjawiska arktycznej natury; a prezentowane zdjęcia są najznakomitsze z doskonałych.

A to dopiero początek. Po obejrzeniu filmu otwiera się jedno wyjście z napisem „Welcome to Arctica”. Rozpoczynamy arktyczny spacer, w czasie którego słyszymy podmuchy północnego wiatru, oglądamy rozświetlone zjawisko zorzy polarnej, stare chaty ze Spitsbergenu, niedźwiedzia polarnego. Niezwykłą atrakcją Polarii jest duże akwarium z fauną północy, z basenami fok brodatych i podwodnymi tunelami, przez które można obserwować harce tych uroczych morskich ssaków – foki pływające nad głowami, foki kokietujące widzów, foki wylegujące się na błękitno-białym brzegu basenu imitującym krę. W ciekawie zaaranżowanych akwariach znajdują się również najpopularniejsze gatunki ryb z Morza Barentsa i okolic Svalbardu. Biel arktycznego świata tak naprawdę jest bardzo kolorowa.

3

Pomnik rybaka w centrum Tromsø

W pobliżu Polarii spotkaliśmy Martina, studenta ze Słowacji, który słysząc polską mowę, podszedł do nas. Powiedział nam, że papież Jan Paweł II odwiedził kiedyś miejscowy kościół, że w Tromsø jest polski klasztor Karmelitanek Bosych. Polecił nam Muzeum Uniwersyteckie i następnego dnia właśnie tam znowu go spotkaliśmy. Okazało się, że tam pracuje. W imię słowiańskiej solidarności wpuścił nas za darmo, zwrócił uwagę na kilka ciekawych eksponatów i zaprosił do…Bratysławy! W Muzeum szczególny nacisk położono na zaprezentowanie historii ludu Samów, rdzennej ludności Norwegii. Żyli w zgodzie z naturą, nosili kolorowe ubrania, mieszkali w namiotach lub torfowych chatach. Niektóre nakrycia głowy do złudzenia przypominają…. polskie rogatywki. Dzisiaj Samowie są silniejsi niż większość innych ludów autochtonicznych na świecie. Mają swój dzień niepodległości, własną flagę i parlament.

Tutejszy uniwersytet jest najstarszą instytucją naukową na północy. Tromsø szczyci się wieloma miejscami, które są northernmost czyli położone najdalej na północ – browar, orkiestra symfoniczna, meczet, ogród botaniczny, pole golfowe.

Popularną atrakcją turystyczną w Tromsø jest kolejka linowa Fjellheisen, którą wjeżdża się na górę Storsteinen o wysokości 420 metrów nad poziomem morza. Niestety, nie jest przystosowana dla osób niepełnosprawnych. By dostać się do wagonu (i to zarówno na dole jak i na górze trzeba pokonać kilka stopni. Podróż zajmuje kilka minut. Kolejka kursuje co pół godziny. Na górze znajduje się taras widokowy, restauracja, sklepik. Widok na miasto i otaczające góry zapiera dech w piersiach. Marek robi zdjęcia, tracąc poczucie czasu, bo tu zachwyt dyktuje jego upływ, a ja od czasu do czasu uciekam pod dach, grzeję dłonie gorącym kubkiem kawy, delektuję się widokiem gór i „doznaję gór – objawienia planety na ziemi”, jak pisał Julian Przyboś.

Port w Tromsø nigdy nie zamarza i można stąd wyruszyć w krótszy lub dłuższy rejs wśród fiordów. W lokalnym centrum informacji turystycznej, które znajduje się tuż przy porcie, można znaleźć ciekawe oferty rejsów, dostać mapy, skorzystać z Internetu. W tym samym budynku jest biuro podróży, gdzie wykupiliśmy kilkugodzinny rejs na trasie Skjervoy – Tromsø. Wycieczka zaczęła się jazdą autobusem do Skjervoy. W przeciwieństwie do miejskich autobusów, ten już nie był przystosowany. W kilkunastoosobowej grupie byliśmy jedynymi Polakami. Po drodze autokar dwa razy wjeżdżał na prom, co stanowiło dobry wstęp do tego, co nas czekało, bo z pokładu roztaczał się widok na ośnieżone szczyty, malownicze wysepki, a powietrze radowało płuca niezwykłą świeżością. W Skjervoy wsiedliśmy na duży statek, który jest przeznaczony do długich rejsów i większość pasażerów już od kilku dni była na morzu. W portach, do których zawija statek, organizowane są wycieczki, a na statku kwitnie życie kulturalne, jest kilka restauracji i sklepy. Większość naszego rejsu pośród Alp Lyngen spędziliśmy na tarasie. Widok fal i rozmaitość norweskiego krajobrazu zachwyca urodą, w której jest coś tajemniczego i odwiecznego. Wszak to kraina trolli i legend.

4

Port w Tromsø

Norwegia to raj dla wędkarzy. Przywieźliśmy kilka kilogramów ryb, złowionych w wodach Morza Norweskiego. Tutejsze łowiska nazywane są przez norweskich wędkarzy „Eldorado Północy”. Można tu złowić m.in. dorsza, halibuta, łososia atlantyckiego, karmazyna i zębacza – bardzo smaczną ryba o pysku kota i potwornie silnych szczękach (lepiej nie wkładać w nie palca, bo może się to skończyć tragedią!). Ryby były więc podstawowym składnikiem naszego menu, a ich wyśmienitego smaku nie sposób opisać.

Moje wcześniejsze wyobrażenia o Norwegii kształtowały informacje o ekologicznym i dostatnim życiu w tym kraju, lektura mrocznych dramatów Ibsena, filmowe opowieści o wyprawach polarnych. Kilka dni spędzone w Tromsø sprawiły, że moja wiedza o tym regionie została wzbogacona o subiektywne odczucia. Ten chłodny przyczółek Europy jest tak naprawdę krainą ciepłych ludzi, którzy w pogoni za nowoczesnością nie tracą bliskiego kontaktu z naturą. Dużo tu harmonii i spokoju, którego tak często nam na co dzień brakuje.

Lilla Latus
fot. Marek Hamera

 

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również