foto: Bartłomiej Zborowski/PKPar
Igor Sikorski startujący na monoski zdobył 14 marca brązowy medal na igrzyskach paraolimpijskich w slalomie gigancie. Wygrał Jesper Petersen z Norwegii, drugi był Tyler Walker z USA - światowa czołówka narciarstwa alpejskiego uprawianego na tzw. „bobach.
Igor Sikorski był trzeci po pierwszym przejeździe. Na drugi przejazd musiał czekać kilka godzin. Warto było. Wytrzymał presję i czasu i konkurencji i w tym przejeździe uzyskał drugi czas!. Wyprzedził Walkera, lepszy był tylko Petersen.
Jak sam przyznaje skoncentrował się tylko i wyłącznie na jeździe. – Skupiłem się na tym żeby poprawić linie, żeby zrobić lepszy przejazd niż pierwszy. Nie myślałem o zawodach. Skupiłem się na jeździe.
Ostatni medal w narciarstwie alpejskim zdobyli dla Polski Elżbieta Dadok i Stanisław Tracz w 1988 roku. W kategorii monoski Polska jeszcze nigdy nie miała medalu.
pr
14 marca 2018 roku przejdzie do historii polskiego paraolimpijskiego narciarstwa alpejskiego. Fakt, że Igor Sikorski zdobył brązowy medal w slalomie gigancie oznacza kilka rzeczy: to pierwszy medal dla polskiej reprezentacji na igrzyskach paraolimpijskich w Pjongczangu; to pierwszy medal w narciarstwie alpejskim niepełnosprawnych od 1988 roku, czyli igrzysk w Innsbrucku; to wreszcie pierwszy medal zdobyty przez Polaka na monoski.
Sikorski startował dziś pod presją. Poprzednie starty nie poszły tak jak sobie zamarzył. W zjeździe był 15., superkombinacji nie ukończył. Mówi się o nim, że jak dociera do mety – staje na pudle. Jak nie kończy, to dlatego, że idzie na całość. Takich sytuacji było sporo, może dlatego zyskał ksywkę „DNF” – tak określa się tych, którzy nie ukończyli przejazdu: didn’t finish. Dziś po pierwszym przejeździe był trzeci i to dało nadzieję na podium. Ale dało też ogromne nerwy. Napięcie było duże, bo stawka była wysoka, a wielu zawodników nie kończyło przejazdów. Sikorski to wytrzymał, skupił się przede wszystkim na tym, żeby dobrze pojechać i to było kluczem do sukcesu.
– Byłem dobrze skoncentrowany. Technicznie jestem wytrenowany, bo dużo trenujemy właśnie techniczne konkurencje, szybkościowe mniej. Wielu zawodników popełniało dzisiaj błędy. Trasa nie była łatwa. Robiły się dziury. Mnie udało się dobrze pojechać i to wszystko.
Żeby skwitować brąz wyrażeniem „to wszystko” minęło blisko dziesięć lat. Dokładnie 9 lat minęło, gdy Igor Sikorski pojawił się w kadrze i Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego od razu dostrzegł w nim materiał na świetnego sportowca.
– Zawsze robi swoje, zawsze daje z siebie maksa – podkreśla Szeliga , który sam trzykrotnie startował w igrzyskach paraolimpijskich w narciarstwie alpejskim. – Uważnie słuchał i wykonywał polecenia oraz plany treningowe. I przede wszystkim intensywnie pracował nie oglądając się na innych. Wyznaczył sobie cel, którego część dziś osiągnął.
Igor Sikorski współpracuje z Szeligą od lat, jeszcze zanim została prezesem PKPar. Obaj kochają narciarstwo alpejskie. Być może dlatego w pierwszych słowach do Sikorskiego Szeliga powiedział, że ten medal jest również trochę dla niego, bo nie będzie już musiał tłumaczyć, że warto inwestować w zimowe sporty. Dzisiejszy brąz to była nie tylko radość, to była także ulga.
– Ulga, bo wszyscy od początku mówili o tym medalu – powiedział Sikorski po przybyciu na metę – Cieszę się, że mogłem to zrobić dla nich, dla naszego kraju, dla wszystkich, którzy nas wspierają, którzy są ze mną. To również jest wasz sukces. Dziękuję! Za dwa dni mamy slalom. Igrzyska jeszcze się nie skończyły. Będziemy walczyć dalej. Może jeszcze wywalczę coś w slalomie. Teraz czuję się mocniejszy po takim medalu. Jest brąz. Jestem szczęśliwy.
W sobotę slalom, czyli koronna konkurencja naszego zawodnika. Część marzeń już się spełniła. – Mówię część, bo założę się, że Igor marzy jeszcze o Mazurku Dąbrowskiego – kwituje Szeliga.
Paulina Malinowska-Kowalczyk
Rzecznik prasowy PKPar
Data publikacji: 14.03.2018 r