Na siedząco też można dobrze żyć

Na siedząco też można dobrze żyć

Co robi 18-latek, który miesiącami leży na szpitalnym łóżku, podłączony do respiratora, nie mogąc ruszyć nawet palcem u nogi? Szczerze? Gapi się w sufit i modli, aby jak najszybciej umrzeć. Nie miałem odwagi, żeby ze sobą skończyć. Na szczęście.

Bo kiedy już posadzili mnie na wózku, zrozumiałem, że na siedząco też można dobrze żyć – wspomina Maciej Gąsiorowski, uczestnik „Akademii Życia” konińskiej Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ.

Przyjęcia z okazji 18. urodzin nie miałem. Wszedłem w dorosłość w szpitalnej ciszy przerywanej szumem podłączonych do mojego ciała medycznych urządzeń i otumaniony środkami przeciwbólowymi. Żadnych planów nie snułem. W krótkich chwilach przytomności przed oczami przelatywały mi urywki wspomnień sprzed 3 miesięcy, a dokładnie z 21 lipca 2015 r. 

Skończyłem właśnie gimnazjum. Po wakacjach miałem zacząć uczyć się stolarki w szkole zawodowej. Żniwa, w moim Naprusewie, małej wsi niedaleko Konina w województwie wielkopolskim, trwały w najlepsze. Razem z rodzeństwem pomagałem rodzicom zbierać zboże z pól. Tamten dzień zaczął się słonecznie. Deszcz przyszedł nagle pozostawiając  mokre ślady na nawierzchniach dróg. Wybrałem się z kolegą jego samochodem po nowe części do kombajnu. Miałem mu powiedzieć, żeby zwolnił. Nie zdążyłem. Pień drzewa, w który uderzyło auto, to ostatnie co pamiętam z tamtego dnia.

Przebudziłem się już w łóżku na oddziale intensywnej terapii szpitala w Koninie. Powiedzieli mi, że kolega z wypadku wyszedł cało. Siła uderzenia skumulowała się na mnie. Miałem wstrząs mózgu, złamane żebra, uszkodzone wątrobę i śledzionę, zbite płuca, złamany kręgosłup i przerwany rdzeń kręgowy. Co drugi dzień mnie usypiali, żeby usunąć wydzielinę z płuc. – Chłopaku, to cud, że przeżyłeś – mówili lekarze i rodzina, która trwała przy moim łóżku. A ja myślałem przerażony: – Jaki to cud, skoro nie mogę ruszyć ręką, nogą, a oddycha za mnie respirator. I modliłem się, żarliwie się modliłem. Nie o zdrowie. O to, żeby jak najszybciej umrzeć.

„Składali” mnie przez kilka miesięcy. Najpierw w Koninie, potem w Słupcy, jeszcze potem w Poznaniu, i znowu w Słupcy i znowu w Poznaniu. Przeleżałem dwa lata. Przez ten czas świata widziałem tyle co w telewizji, albo podczas przejazdów z jednego szpitala do drugiego. Byłem tak słaby, że „łapałem” każdego wirusa i każdą bakterię. Dwa razy stanęło mi serce i trzeba mnie było reanimować. Raz przestały działać nerki. Zrobiły mi się odleżyny na kości ogonowej, na udzie, koło kolana, na kostkach stóp. Przerażenie odeszło. Przyszła bolesna świadomość: mam niewładne nogi, nigdy nie będę chodził, mam porażoną część prawej ręki, lewą mam sprawną – co ja nimi zrobię?

W szpitalu w Słupcy odwiedził mnie Marcin Kupiecki. Miał w sobie tyle entuzjazmu, kiedy mówił o „Akademii Życia”, że to projekt Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ w Koninie, że tam „stawiają ludzi do pionu”, uczą wszystkiego co potrzebne, a nawet znajdują pracę. Patrzyłem spode łba jak kieruje swoim wózkiem inwalidzkim. Jednym uchem słuchałem opowieści o jego nowym życiu. Powiedziałem mu na odczepnego, że sprawdzę, że się zorientuję, że zadzwonię, ale tak naprawdę miałem „gdzieś”, to co się dalej będzie ze mną działo. Wpadłem w depresję. Psycholog nie pomógł. Wszystko stało mi się obojętne. 

Wróciłem na stałe do domu. Przyjaciele i znajomi na początku przychodzili często i tłumami. Z czasem zostali tylko najwytrwalsi. Sąsiedzi nie patrzyli na mnie jak na wiejską atrakcję, często zagadywali, pytali o zdrowie, ale trudno mi było z nimi rozmawiać. Nie byłem już tylko samym młodym chłopakiem na luzie, ganiającym za piłką po boisku i szalejącym na zabawach. Byłem… No właśnie, sam nie wiedziałem kim jestem…

Decyzja przyszła nagle. Kiedy czekałem w domu na kolejną operację – tym razem odleżyn. Wtedy dotarło do mnie, że mogę tak właśnie spędzić resztę życia – leżąc w łóżku, obracamy na posłaniu kilka razy dziennie przez rodziców, wystawiany na dwór jak niemowlak, żebym się przewietrzył i niebo zobaczył. – To już może lepiej śmigać na wózku inwalidzkim, tak jak Marcin? – pomyślałem. – Wtedy przynajmniej wyjdę z domu kiedy sam będę chciał, a nie kiedy inni będą mieli czas, żeby mnie wyprowadzić.

Powiedziałem rodzicom, że wybieram się na pół roku do „Akademii Życia”. Tata nie protestował. Mama bała się, że sobie nie poradzę. Nie dziwię się. Kiedy tam trafiłem nie  umiałem nawet sam stabilnie siedzieć na łóżku. W Akademii uczyli mnie wszystkiego od początku: jak wsiąść na wózek, jak z niego zsiąść, jak się na nim utrzymać, jak go prowadzić, jak pokonywać przeszkody. Nauczyłem się sam wchodzić na łóżko i z niego zsiadać, myć się, przygotowywać sobie posiłki, robić zakupy, sprzątać, prać, prasować. Mama nadziwić się nie mogła, kiedy po powrocie do domu, zamiotłem i umyłem podłogi, w gotowaniu obiadu pomogłem i psa nakarmiłem.

Niedługo wracam do Akademii. Tym razem „Akademii Samodzielności”. To nowy projekt Fundacji PODAJ DALEJ, dla niepełnosprawnych mieszkańców województwa wielkopolskiego.  O przyszłości dalszej jeszcze nie myślę. Nie planuję nauki, szkoły, zawodu. Plan mam na razie taki, żeby sobie te wszystkie nowe umiejętności wyszlifować. I spróbować rzeczy, które jeszcze kilka miesięcy temu wydawały mi się niemożliwe. Bo jednego jestem już pewien – mogę i chcę być niezależny.  Nawet jeśli będę niezależny na siedząco.

Jesteś w podobnej sytuacji, jak Maciej?
Chcesz zawalczyć o swoją niezależność?
Nie boisz się nowych wyzwań?
Mieszkasz w Wielkopolsce?
Zgłoś się do AKADEMII SAMODZIELNOŚCI!

Informacji o projekcie udziela: Karol Włodarczyk – tel. 63 211 22 19 karol.wlodarczyk@podajdalej.org.pl Formularz rekrutacyjny dostępny jest na https://podajdalej.org.pl/co-robimy/aademia-samodzielnosci/

Info: Fundacja PODAJ DALEJ

Zobacz galerię…

Data publikacji: 23.07.2018 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również