Skarby Gdańska na wyciągnięcie ręki

Wielka Hala, najważniejsze i najokazalsze pomieszczenie Dworu Artusa, na co dzień cieszy głównie wzrok

Do końca marca 2014 roku w gdańskim Dworze Artusa będzie można podziwiać wystawę „Prosimy dotykać eksponatów", skierowaną do osób niewidomych i słabowidzących.

Dzięki niej stolica Pomorza zrobiła milowy krok w stronę udostępnienia swoich atrakcji tym, którzy wcześniej nie mogli się z nimi zapoznać.  – To jeszcze nie jest nasze ostatnie słowo – zapowiada dyrektor muzeum, zachęcając innych do podobnych przedsięwzięć.

Dwór Artusa, będący oddziałem Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, to miejsce niezwykłe. Znajduje się tuż za słynną fontanną Neptuna, jego korzenie sięgają XIV wieku, a w przypadającym na jego największą sławę XVII wieku było wręcz towarzyskim salonem miasta, co widać do dziś po okazałych historycznych wnętrzach i wspaniałych zabytkach. To zarazem miejsce symboliczne, kultowe dla gdańszczan, które dla niewidomych wciąż było jednak w dużej mierze tajemnicą, mimo że kilka lat temu przyznano mu główną nagrodę w konkursie „Miejsce przyjazne osobom niepełnosprawnym”.

To się na szczęście zmieniło. Pod koniec grudnia 2013 r. odbył się tam wernisaż wystawy „Prosimy dotykać eksponatów”. Do dyspozycji niewidomych oddano nie tylko wypukłą mapę obiektu, ale też wizualizacje przedstawiające trzy słynne obrazy z Dworu Artusa, które zaginęły: „Dianę w kąpieli z metamorfozą Akteona”, „Orfeusza wśród zwierząt” Hansa Vredemanna de Vriesa  i „Sąd Ostateczny” Antonego Möllera. Dotykać do woli do końca marca będzie można również m.in. fragmentu zbroi rycerskiej i kopii kafli ze słynnego Wielkiego Pieca, czyli największego renesansowego obiektu kaflowego.

Do tego zwiedzania za pomocą rąk nie potrzeba przewodnika, ponieważ zamiast niego można użyć dźwięku ze specjalnie nagranych audiodeskrypcji, zaś do użytku niepełnosprawnych jest również wydawnictwo „Dwór Artusa – Bez Barier”, dzięki któremu można przeczytać w alfabecie Braille’a o najważniejszych eksponatach Dworu. – Każdy egzemplarz tego unikalnego vademecum zawiera 10 wypukłych rycin, z których każda została poprzedzona stosowną grafiką. Ryciny przedstawiają m.in. rzuty czterech ścian Wielkiej Hali, felukę – śródziemnomorską galerę, zbroję turniejową, rzeźbę Kazimierza IV Jagiellończyka oraz fasadę Dworu Artusa – zachwala wydawnictwo Krzysztof Majko, tyflospecjalista Fundacji Szansa dla Niewidomych.

Dzięki tym wszystkim udogodnieniom skarby gdańskiej sztuki i architektury stały się przystępne jak nigdy dotąd.

Gdańsk znów jest pionierem

– Zdajemy sobie sprawę, że taką wystawą wywołujemy nową dyskusję na temat przystosowania wnętrz historycznych, bo w innych nowoczesnych budynkach muzealnych, postawionych specjalnie dla ekspozycji, ta sprawa wygląda zupełnie inaczej. My natomiast mamy wielu fanów Dworu Artusa, więc może być tak, że cały szereg osób może nam teraz wystawić niepochlebne opinie – nie ukrywał obaw Adam Koperkiewicz, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. – Jednak to zwiedzający rozpoczną dyskusję na temat wypracowania zupełnie innych możliwości wystawienniczych Dworu, ponieważ nie jest to jeszcze nasze ostatnie słowo. Obecna prtezentacja to tylko próba dotarcia do osób z dysfunkcją wzroku i zarazem pierwsza tego typu próba muzealna na taką skalę w województwie pomorskim. Jednak jeżeli nigdy jej nie podejmiemy, to nigdy nie wypracujemy nowego kompromisu.

Maria Podgórniak, pełnomocnik prezydenta Gdańska ds. osób niepełnosprawnych, podkreśliła za to, że miasto miało na względzie potrzeby tej grupy osób już wtedy, gdy nie wymagały tego od niego żadne przepisy. – Pamiętam dyskusję, gdy mówiliśmy o dostępności do Dworu Artusa – wspomina. – Natomiast teraz, po ratyfikowaniu przez Polskę rok temu konwencji Organizacji Narodów Zjednoczonych, jest to już obowiązkiem. Dlatego po raz kolejny Gdańsk staje się pionierem, otwierając zasoby muzealnictwa dla niewidomych i niedowidzących.

Natomiast Dariusz Majorek, dyrektor Oddziału Pomorskiego PFRON zaakcentował prekursorską rolę Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, a wystawę „Prosimy dotykać eksponatów” określił mianem kropli, która drąży skałę i za sprawą której pozostałe obiekty kultury będą dostępne dla coraz szerszej grupy osób z niepełnosprawnością.

Największy entuzjazm swoim pozytywnym nastawieniem podczas wernisażu wzbudził jednak Marek Kalbarczyk, prezes Fundacji Szansa dla Niewidomych. W swoim przemówieniu skarżył się, że musiał pytać swojej żony o to ile jest kilometrów z Warszawy do Gdańska, kiedy planował swój przyjazd na Dwór Artusa. Jego zdaniem każdy niewidomy powinien móc sprawdzić to sam, podobnie jak dotrzeć do tysięcy innych informacji, do których dziś wciąż dostęp jest utrudniony.

– Marzy mi się, by kiedyś niewidomy, wychodząc na miasto, wiedział o wszystkim, co się dookoła niego dzieje. A Gdańsk, m.in. poprzez tę wystawę, robi odpowiedni krok ku temu – stwierdził. – Zresztą coś się w Polsce zmieniło. Otoczenie wreszcie otwiera się dla niewidomych. Możemy zapoznawać się z historią i eksponatami. Dostęp do informacji to wielkie marzenie osób z deficytami wzrokowymi. Bo potrafimy się poruszać – co prawda jedni lepiej, drudzy gorzej – ale docieramy do celów. Potrafimy wykonywać mnóstwo codziennych czynności – od gotowania i sprzątania, aż po studiowanie i znajdowanie pracy. Jednak największy kłopot naszego środowiska od zawsze polega na dostępie do informacji. Ale od jakiegoś czasu otoczenie się udźwiękawia i „ubrajlawia”. To cieszy.

To powinna być codzienność

Reakcja pierwszych zwiedzających była tylko jedna: zachwyt. Trudno więc się dziwić, że wielu z nich liczy na więcej eksponatów w przyszłości i kontynuację tego pionierskiego przedsięwzięcia.

– Byłem kiedyś w Muzeum Narodowym w Warszawie i tam również zorganizowano podobną wystawę, gdzie miałem okazję podziwiać sztukę grecką i egipską. Ale tutaj, na Pomorzu, spotykam się z czymś takim po raz pierwszy. Oczywiście jako rodowity gdańszczanin znałem wcześniej ze słyszenia nasze pomorskie atrakcje, ale po raz pierwszy mam okazję zapoznać się z ich kształtami i dowiedzieć się jakie są naprawdę. Zawsze mnie to zastanawiało, ponieważ od lat słucham audycji na temat Gdańska – cieszył się 77-letni Jan Nurzyński. I dodał: – Chciałbym, żeby organizowano u nas więcej podobnych wydarzeń. O niewidomych często się zapomina, nie ma na nich pomysłu, a tu się okazuje, że wcale nie trzeba nas skreślać.

– Na co dzień nie mam zbyt wielu możliwości zwiedzania muzeów, także bardzo się cieszę, że wreszcie mam ku temu rozszerzone możliwości, bo historia bardzo mnie interesuje. Chciałabym, żeby podobne atrakcje były w całej Polsce. To nie powinna być rzadkość, jakaś wyjątkowa uroczystość, lecz tego typu rzeczy powinny stać się codziennością – powiedziała Małgorzata Reczko z Wdy w województwie pomorskim, przyznając, że za pomocą dotyku chciałaby zwiedzić również kiedyś Luwr, Westminster i inne unikaty światowego dziedzictwa kulturowego.

Podobne wrażenia i nadzieje wyraziła Daria Zięba, która w Dworze Artusa zjawiła się w towarzystwie mamy Katarzyny: – To cudowne móc wyczuć w dotyku każdy element, a opisane brajlem obrazki w książkach są genialnym pomysłem – nie ukrywa zachwytu. – Słyszałam o tych rzeczach, ale w życiu nie przypuszczałam, że zrobią na mnie aż takie wrażenie. Omówienie pewnych eksponatów może dać nam ich obraz, jednak dotyk dla niewidomego zawsze jest kluczem.

Młodej gdańszczance marzy się zwiedzenie za pomocą rąk również innych atrakcji Trójmiasta, zwłaszcza z zamierzchłych czasów historii. – Nie na płasko, tylko w 3D, tak jak kiedyś miałam okazję podziwiać makiety naszych stadionów na Euro 2012.

Tekst fot.: Mikołaj Podolski

 

W muzeach potrzeba kompleksowej opieki

O wystawie „Prosimy dotykać eksponatów” i jej znaczeniu dla niewidomych z Markiem Kalbarczykiem, prezesem Fundacji Szansa dla Niewidomych rozmawia Mikołaj Podolski.

– Co Pan czuje dotykając eksponatów w Dworze Artusa?

– Przede wszystkim już same tabliczki w brajlu przy eksponatach są rewelacją. A do tego można dotknąć eksponatu. Jestem zachwycony!

– Czy tutaj naprawdę zaczyna się nowy rozdział w kwestii otwierania się świata na niewidomych i niedowidzących?

– To pierwszy etap, a on jest zawsze najważniejszy, bo po nim wzrasta ochota do kontynuacji. Tylko nieliczne muzea w Polsce się jak dotąd na niego zdecydowały. Ich jest około pięciu. Nie sto czy dwieście, ale już można mówić, że w muzeach rośnie świadomość tego, że niewidomi też chcą zwiedzać. Niestety w ostatnich latach większość eksponatów ulokowano w gablotach, co z jednej strony jest zrozumiałe ze względów bezpieczeństwa, ale z drugiej zabrało nam w ogóle możliwości zapoznania się z nimi. Dlatego ten inny kierunek, który wyznacza Dwór Artusa, nie tylko jest słuszny, ale będą go wkrótce powielać inne placówki.

– Czy tego trzeba życzyć niewidomym w Nowym Roku?

– Życzmy przede wszystkim muzeom, żeby o nas myślały. Żeby nie tylko wykonywały ten pierwszy etap, ale żeby też niewidomi byli otoczeni kompleksową opieką, czyli żeby wiedzieli gdzie jest wejście do muzeum, czy przed tym wejściem są schodki itp. A może po prostu należy stosować urządzenia nawigacyjne, żeby wiedzieć kiedy iść w lewo, a kiedy w prawo, a w środku stosować się do planów budynku? Bez takiej pomocy zwiedzanie jest bardzo utrudnione. Życzę więc, żeby to wszystko stało się wreszcie łatwe.

Zobacz galerię…

Data publikacji: 31.12.2013 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również