Sława pożegnała się ze Stańczykiem premierą
Najpierw zabawa, śpiewy i dowcipy, a później szok, niedowierzanie i łzy. Huśtawka nastrojów towarzyszyła premierze spektaklu „Plotki, ploteczki na krakowskim Rynku czyli »bajczymy po krakosku«". Wyreżyserowała go Sława Bednarczyk, ale najwięcej emocji wzbudził scenariusz napisany przez życie.
Teatr Stańczyk przy Fundacji Sztuki Osób Niepełnosprawnych w Krakowie powiększył swój dorobek o kolejny nowy spektakl. Przedstawienie zostało przygotowane w ramach projektu współfinansowanego przez PFRON. Premiera odbyła się 29 czerwca w Teatrze Zależnym Politechniki Krakowskiej. Po jej zakończeniu zapanował nastrój przygnębienia. Wśród aktorów i publiczności dominował jeden temat rozmów. To decyzja, którą Sława Bednarczyk ogłosiła po spektaklu. Prowadząca grupę teatralną poinformowała o swoim rozstaniu ze Stańczykiem. Powód? Wymuszona przez życie przeprowadzka z Krakowa na północ Polski.
– Nie chciałam tego powiedzieć w trakcie przygotowań, bo aktorzy „zgaśliby” psychicznie. Każda z tych osób jest tutaj człowiekiem, a poza teatrem już nie. Świat nie widzi w nas, ludziach niepełnosprawnych, człowieka. Trudno mi się pracowało, ponieważ wiedziałam, że to będzie ciężkie dla nich. W tym momencie tracą grunt pod nogami – powiedziała „NS” Sława Bednarczyk.
Przepis na radość
Teatr Stańczyk promował „Plotki, ploteczki na krakowskim Rynku czyli »bajczymy po krakosku«” jako minispektakl. Jednak aktorzy zafundowali ponad półtorej godziny rozrywki. Publiczność aktywnie w niej uczestniczyła, śpiewając znane piosenki.
– Pomysł na dzisiejsze przedstawienie był prosty. Za mało mamy radości w naszym życiu w obecnej rzeczywistości, nie ma żadnej pozytywnej zmiany dla ludzi niepełnosprawnych. To nostalgia za dobrem, za społecznością, jaka być powinna, tęsknota za Krakowem pełnym kultury, kiedyś wspaniałym królewskim, pełnym taktu. Pomysł powstał, żeby się z nimi poradować, choć może trochę sztucznie, żeby tak biesiadować – powiedziała Sława Bednarczyk, która również wzięła udział w przedstawieniu.
Akcja rozgrywa się w Krakowie przy kawiarnianych stolikach. Zgromadzone przy nich osoby rozmawiają na różne tematy, również plotkują. Nie brakuje informacji z prasy, w tym z kwartalnika Fundacji Sztuki Osób Niepełnosprawnych „Słowem i Kształtem”. W poszczególne wątki wplecione są piosenki, a muzykę do nich wykonuje Jerzy Michał Bożyk. Atrakcję stanowią dowcipy opowiadane przez uczestników spotkania.
Uroku dodaje panorama Krakowa.
– Namalowała ją pani Bożena Wienc, która u nas prowadzi warsztaty plastyczne. W naszej galerii najliczniejszą grupą są plastycy, dwie grupy pracują w tygodniu – poinformowała Helena Maślana, prezes Fundacji Sztuki Osób Niepełnosprawnych.
Sztuka przetrwania
Teatr Stańczyk powstał w 2002 r. – Jestem dumna, że działa tyle lat. Występują ludzie dotknięci przeróżnymi schorzeniami. Oni potrafią współpracować i chcą doskonalić swoje umiejętności – powiedziała Helena Maślana.
W dorobku Stańczyka jest ponad 20 spektakli, które zazwyczaj nie są powtarzane. Na początku przeważała tematyka trudna. Ostatnio lżejsza, z elementami kabaretowymi i śpiewem. Wyjątkiem była poprzednia premiera, czyli „Brat Albert” w reżyserii Sławy Bednarczyk.
Do poszczególnych projektów zostały zaangażowane osoby z zewnątrz, w tym aktorzy profesjonalni oraz dzieci. – Tu mamy krakowiaka z ulicy Kanoniczej. Można nam życzyć dalszych fajnych lat. Myślę, że dopóki fundacja jest, teatr też będzie – powiedziała Helena Maślana.
Sława Bednarczyk
Bardzo mi zależy, żeby pani prezes znalazła kogoś na moje miejsce. Żeby to się nie rozpadło, bo mi żal ludzi. Oni dźwignęli się z kompleksów ze względu na teatr. Oni są kimś, cieszą się, dostają brawa.
Mam za sobą parę wypadków, byłam na wózku inwalidzkim. Potem dostałam udaru mózgu. Nie mówiłam, nie chodziłam. Bóg mnie doświadczył i zrozumiałam, że warto żyć. Nawet jak się jest nieudolnym. Można pracować, mieć nadzieję, że jest się człowiekiem i jeszcze coś drugiemu dać. Dla mnie wartość stanowią ludzie.
Wynoszę stąd to, czego już nie znajdę w świecie. Niesamowitą cierpliwość, dobroć. Nigdy nie było gróźb, intryg i chamstwa. Było zrozumienie i tolerancja w dobrym tego słowa znaczeniu. I pomoc wszelkiego rodzaju. To coś wspaniałego, że dopiero tutaj spotkałam ludzi, nie w teatrach, w których pracowałam.
Tekst i fot. Marcin Gazda
Data publikacji: 06.07.2017 r.