Coś robię ze swoim życiem

Coś robię ze swoim życiem

Rozmowa z Anną Skrzypek, opiekunką środowiskową, bibliotekarzem, osobą niedosłyszącą od 15 lat.

– Jakie trudności napotyka w codziennym życiu człowiek niedosłyszący?
– Tych trudności jest sporo. Gdy przychodzę np. do lekarza, na wstępie mówię że niedosłyszę, że proszę, by głośniej mówić. Kiedyś miałam napisane na kartce co mi dolega. Prosiłam, żeby lekarka to przeczytała. Ona wzięła tę karteczkę i zapytała: „Czego pani ode mnie oczekuje?”. Syn był na korytarzu, ale chciałam sobie sama radzić. Niestety musiałam go zawołać, by porozmawiał z tą lekarką, a ona niechętnie coś tam poprzepisywała. Już więcej do niej nie poszłam. Zrobiłam badania, które mi zaleciła, ale zmieniłam lekarza. Inny lekarz słuchał co ja mówię, ale siedział przy komputerze i wypisywał recepty, ale przynajmniej słuchał. Następna lekarka, wypisała leki, ale w ogóle mnie nie zbadała. Co to za lekarz? Uważam, że wszystkie moje choroby są z powodu złego słuchu, z nerwów.

– Jak sobie Pani z tym radzi?
– Nie mogę swobodnie porozmawiać. Chociaż mówię ludziom, żeby pisali jak nie mogą głośniej mówić, to nie chce im się. Na wizyty lekarskie chodzę często z mamą, oni sobie rozmawiają z nią, a ja przecież stoję obok. No a to przecież o mnie, prawda? Oni lepiej wiedzą jak ja się czuję, co mi dolega, a potem okazuje się, że nie mam różnych ważnych skierowań. To na tym polega problem. Ja już czterech lekarzy rodzinnych zmieniałam.

– Co w takim razie Pani robi?
– Laryngolog na przykład, napsikała mi czegoś do gardła i zapytała nie mnie lecz moją mamę, czy ja jestem uczulona. Ja jestem prawie 30 lat mężatką i dawno wyszłam z domu, więc skąd ona może wiedzieć czy mi coś dolega? Przecież my się nie widujemy codziennie, co ona wie o tym, co ja czuję, co mnie boli? Więc poszłam do innego, a oni też rozmawiają sobie między sobą, jakby mnie nie było. Moja mama jest przyzwyczajona do takiej formy rozmów z lekarzami, bo mój ojciec też jest niedosłyszący i jest jak małe dziecko bez niej. A ja jestem inna. Ja chcę się przebić przez to wszystko i być samodzielna.

– Ale Pani walczy, nie poddaje się. Ja znam Panią uśmiechniętą, pozytywną…
– Doszłam do wniosku, że jak ktoś nie słyszy od dziecka, to ma lepiej, bo on się przyzwyczaił do tego. Przyzwyczaił się od dziecka, więc to, jak go traktują, uważa za normalne. A ja dopiero mam niedosłuch od 15 lat. Przedtem słyszałam bardzo dobrze! Ja po prostu ciągle nie mogę się do tego przyzwyczaić. Koleżanka opowiadała, że jak chodziła do szkoły, to nauczycielka kazała jej śpiewać wiedząc, że ona jest głucha i wszyscy mieli niezły ubaw. I ona już jest na to uodporniona. A ja to bardzo przeżywam, więc później też mam kłopoty ze zdrowiem…

– Próbuje Pani zdobyć nowe umiejętności, wiedzę, nowy zawód…
– Tak. Skończyłam już dwa kierunki: opiekunka środowiskowa, a teraz niedawno bibliotekarz w Szkole Żak. Robię to po to, żeby znaleźć pracę, ale także dla siebie – uwielbiam czytać książki. Wchodzę wtedy w inny świat, w którym nie ma kłopotów, chorób, tam wszystko jest możliwe.

– Pracy jednak nie ma Pani nadal…
Nie mam, ale ważne jest dla mnie to, że wyszłam z domu między ludzi. Mam dużo znajomych, coś robię ze sobą, ze swoim życiem. Dzięki temu myślę bardziej pozytywnie, częściej się uśmiecham, jestem odważniejsza. Ostatnio największą radość sprawia mi jazda na rowerze. Poprzedni mi skradziono i było mi bardzo przykro, ale mam już nowy i ciągle gdzieś podróżuję. Staram się myśleć pozytywnie i co ważne mam wsparcie w rodzinie, więc będzie dobrze…

Rozmawiała Ewa Maj, fot. zbiory prywatne rozmówczyni
Data publikacji: 08.08.2017 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również