Pierwszy rok Domu. Teraz „Bez granic"
Pierwsza połowa października obfitowała w ważne wydarzenia dla krakowskiego Domu Ronalda McDonalda. Najpierw nastąpiła inauguracja cyklu „Bez granic" inspirowanego warsztatami kulinarnymi. Później świętowano rocznicę otwarcia „Domu poza domem". Z tej okazji została zorganizowana konferencja prasowa. W jej przededniu odbyło się spotkanie z wolontariuszami i przyjaciółmi tego wyjątkowego miejsca.
14 października 2015 r. został otwarty Dom Ronalda McDonalda w Krakowie. Z bezpłatnej gościny przy ul. Jakubowskiego korzystają głównie rodziny pacjentów onkologicznych Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Przez pierwsze 12 miesięcy było ich w sumie 306. W tym okresie zagwarantowano 5513 rodzinnych noclegów. Najdłuższy pobyt trwa ponad 210 dni, a najdłuższy z zakończonych wyniósł 191 dni. Bliźniaki Milo i Tyluś spędziły w Prokocimiu pierwsze miesiące swojego życia. Jeden z chłopców był hospitalizowany, a drugi wraz z rodzicami mieszkał w sąsiedztwie szpitala. W tym miejscu bracia stawiali swoje pierwsze kroki i bawili się, ale przede wszystkim rodzina mogła być razem. To główna idea Domów Ronalda McDonalda, a także jeden z najważniejszych czynników pozwalających na szybki powrót do zdrowia.
– Doświadczenia tego roku są pozytywne. Dom spełnia swoje przeznaczenie dla rodziców, dzieci oraz szpitala. Stosunkowo łatwo udało się przełamać stereotypy odnośnie wolontariatu. Tutaj pozyskaliśmy sporo wolontariuszy [od września 2015 r. 56 osób oraz 11 firm i instytucji – przyp. red.]. To, poza podstawowym celem, jest największym osiągnięciem, podsumowując ten rok działalności – uważa prof. dr hab. n. med. Adam Jelonek, prezes Fundacji Ronalda McDonalda w Polsce.
Szpital pomaga
W dwukondygnacyjnym budynku jest do dyspozycji 20 pokoi dwu- i trzyosobowych w wysokim standardzie. Dwa apartamenty na parterze są w pełni dostosowane do potrzeb gości z niepełnosprawnościami.
– Zaproponowanie komuś domu to nie jest prosta sytuacja dla dwóch stron, zarówno tej składającej, jak i przyjmującej ofertę. Mówimy przecież o czymś, co stanowi symbol czegoś dobrego i bezcennego. Nie jest łatwo powiedzieć „Dom poza domem” w czasie choroby dziecka. To pięknie brzmi, ale kiedy zaczyna dotyczyć kogoś osobiście, to ciężar gatunkowy staje się gigantyczny – mówi Katarzyna Nowakowska, dyrektor wykonawczy Fundacji Ronalda McDonalda w Polsce.
Decyzje o przydzieleniu miejsca w Domu Ronalda McDonalda zapadają w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. Znaczenie mają m.in. odległość od miejsca zamieszkania i prognozy dotyczące długości hospitalizacji. – Ponad rok temu zastanawiałam się nad aspektami technicznymi prowadzenia Domu, zwłaszcza jak pogodzimy wielkość naszego obiektu z zapotrzebowaniem. Jestem niezmiernie wdzięczna dyrekcji szpitala, że zdjęła z nas ten stresujący moment dokonywania przydziałów. Tam robią to z cudownym wyczuciem i empatią – opisuje Dorota Skowerska-Witek, manager Domu Ronalda McDonalda w Krakowie.
Bez granic, ale razem
Krakowski Dom Ronalda McDonalda dba również o komfort psychiczny swoich mieszkańców. Potwierdzeniem tego jest zainaugurowany 10 października cykl „Bez granic”. Powstał on na bazie wcześniej organizowanych i zaprezentowanych w „Naszych Sprawach” warsztatów kulinarnych (https://naszesprawy.eu/aktualnosci/11174-kuchenna-terapia-przeciwwaga-dla-skolatanej-emocjonalnosci.html). Przedsięwzięcia łączy m.in. Miłosz Kowalski, który jest szefem kuchni Hilton Garden Inn Kraków Airport.
– Słyszymy w mediach o obcych krajach, odległych regionach, które nie identyfikują się mocno z naszym Domem. Tutaj chcemy, żeby wszyscy czuli się bez granic, ale razem. Pomagają sobie ludzie, którzy są z bliska, daleka, najbliższej rodziny. Tak też zrodził się pomysł, żeby pokazać odlegle i przyjazne zakątki, a wspólny stół jest symbolem bycia razem – wyjaśnia Dorota Skowerska-Witek.
Inauguracyjne spotkanie nowego cyklu dotyczyło Indii. Gościem specjalnym była Sheuli Bhowal. Hinduska mieszkająca w Krakowie przygotowała część potraw jeszcze przed spotkaniem. Menu? Samosa, onion pakora, lamb seekh kabab, chicken tikka masala, jeera rice, garlic naan, kadai paneer, raita i mango shrikhand.
– Chcieliśmy zaproponować domowe jedzenie, nie jak z restauracji. Takie mamy założenie, a że są ze mną osoby, które zajmują się tym profesjonalnie, to jest inna kwestia. Cały czas powtarzam, że gotowanie stanowi w tym wszystkim drugorzędną sprawę. Istotne jest bycie ze sobą, robienie czegoś razem. Żadne przyziemne rzeczy nie mają takiego znaczenia jak więź, bycie z dzieckiem w chorobie, spędzanie czasu – tłumaczy Miłosz Kowalski.
Źródło dobrej energii
Jedną z atrakcji inauguracyjnego spotkania stanowił występ dziewcząt z grupy tanecznej ze Szkoły Podstawowej nr 24 w Krakowie. Nie zabrakło opowieści o Indiach, a także fotografii przedstawiających przyrodę oraz zabytki tego kraju.
– To był spektakl sztuki, o kulturze, obyczajach, a kuchnia stanowiła tu scenografię. Sheuli powiedziała, że chce być z nami i pomagać, dlatego zostanie wolontariuszem. Już dała od siebie najpiękniejsze zaangażowanie. Do tego stopnia, że wyręczała wszystkich w zadaniach, bo chciała jak najlepiej je wykonać – opowiada Dorota Skowerska-Witek.
Według Katarzyny Nowakowskiej uruchomienie nowego cyklu było nieuniknione. Dom ma dostarczać rodzicom inspiracji do myślenia. – Zapraszamy niezwykłych ludzi, żeby porozmawiali, opowiedzieli o czymś ciekawym. Małemu pacjentowi trzeba przynosić dobrą energię. To nie jest coś, co weźmiesz w rękę, zaniesiesz z Domu do szpitala i powiesz „Przyniosłem Ci”. Rodzic musi o tym opowiadać, zanieść dziecku inspirującą historię oraz zająć mu wspaniale czas i myśli – mówi dyrektor wykonawczy Fundacji Ronalda McDonalda w Polsce.
Zabrać można nie tylko wspomnienia, o czym przekonali się m.in. rodzice jednej z dziewczynek przebywającej w szpitalu. Do przygotowanego dla niej posiłku została dodana kartka od szefów kuchni, a tata pacjentki upamiętnił chwilę na zdjęciu. – Staramy się robić drobne, normalne rzeczy, nic spektakularnego. Po każdym takim spotkaniu w Domu czuję się absolutnie najbogatszym człowiekiem na świecie. Nawet jeśli miałbym obdarte spodnie i dziurawe buty, to jest mega – opisuje Miłosz Kowalski.
Domowy klimat
W wydarzeniach organizowanych w Domu Ronalda McDonalda uczestniczą też byli jego mieszkańcy.
– Cieszę się, że wracają do nas. Są wśród nich też rodzice, którzy doznali największych tragedii, kiedy mieszkali u nas. Przyjeżdżają tu jak do rodziny, bliskiego domu i trudno im nawet wyjść – mówi Dorota Skowerska-Witek.
Atmosfera panująca na co dzień w Domu Ronalda McDonalda ułatwia rodzinom funkcjonowanie w trudnych chwilach. Długa hospitalizacja oznacza mnóstwo ograniczeń i barier. – Siedzenie w szpitalu przy chorym dziecku jest strasznie męczące. Nie fizycznie, bo przecież siedzimy, tylko psychicznie. Człowiek jest wyzuty, czasem również z nadziei. Jednak kiedy tutaj wróci, to każdy każdego rozumie, bo wszyscy mają chore dzieci. Niekiedy żartujemy, jemy wspólne posiłki, a nawiązane tutaj znajomości będą na całe życie – opisuje Adam, którego syn przebywa w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. Dodaje, że osoby pracujące przy ul. Jakubowskiego nigdy nie odmówiły mu pomocy. To dla niego najważniejsze.
Nie ma wątpliwości, że takich miejsc powinno być więcej. Fundacja Ronalda McDonalda w Polsce prowadzi już rozmowy dotyczące otwarcia kolejnego Domu w Warszawie. W Krakowie na drodze do rozpoczęcia budowy nie zabrakło przeszkód. Warto było je pokonać.
Prof. dr hab. n. med. Adam Jelonek, prezes Fundacji Ronalda McDonalda w Polsce
To jest trochę przesadzone, ale mamy do czynienia z pewnego rodzaju świątynią. W Domu każdy może znaleźć pocieszenie, wiarę, że ludzie potrafią być dobrzy, że można robić dobre rzeczy. To ma znaczenie ogromne, ponieważ w kraju, który uchodzi za katolicki, ten katolicyzm uległ bardzo głębokiej degradacji i dla wielu ludzi pogłębia frustrację.
Chylę czoła przed fundatorem, który tak jak wszystkie korporacje, jest emanacją kapitalizmu. Jednak to, że znalazła się możliwość działania, wspierania tego typu programów, budzi we mnie wielki szacunek do tej organizacji. Korporacja nam dała know-how, stworzyła wysokiej jakości programy opracowywane przez specjalistów, a reszta jest już w naszych rękach.
Katarzyna Nowakowska, dyrektor wykonawczy Fundacji Ronalda McDonalda w Polsce
Pierwszy rok działalności krakowskiego Domu Ronalda McDonalda składa się z samych szczególnych momentów. Z każdą rodziną są związane niezwykłe przeżycia, każda z nich zostawia coś bardzo dobrego. Świetnie, jak to jest coś, co trwa, ale czasem zostaje testament. On też ma znaczenie, stanowi fundament Domu. Tu ludzie są razem, wtedy nawet smutne rzeczy dają siłę i to jest wspaniałe.
Nasz nowy cykl został przyjęty bardzo dobrze przez rodziców. Oni mają o czym mówić, a to idealny lek na odwrócenie myśli od tematu, który pozostaje ciągły, przewodni i dramatycznie wyczerpujący. Imponujące jest, że tylu różnych wolontariuszy chce oddać swój talent, czas mieszkańcom Domu.
Dorota Skowerska-Witek, manager Domu Ronalda McDonalda w Krakowie
Zauważyłam, że nasi mieszkańcy cieszą się, kiedy goście przybywają. Wtedy to oni są gospodarzami i jeszcze bardziej czują się jak w domu. Polską tradycją jest gościnność. Chcemy gościć osoby z dalekich krajów tak jak w domu. To będzie zarówno ciocia chorego pacjenta, która przyjechała z Niemiec, jak i rodzina z Kanady.
Nowy cykl miał być niespodzianką. Sprawa się troszeczkę wydała, bo musieliśmy poinformować o spotkaniu. Robimy to zwykle kilka dni przed wydarzeniem. Na inaugurację mieliśmy gościa z Indii. Jednak Sheuli sprawiła, że przybyła do nas nie tylko kuchnia. Dotarły również kultura, atmosfera i prawdziwa serdeczność.
Miłosz Kowalski, szef kuchni Hilton Garden Inn Kraków Airport
Na początku odczuwałem, że wkradamy się w sferę spokoju, intymności mieszkańców Domu. Oni mogli mieć wrażenie, że przyjeżdża ktoś z zewnątrz, żeby się polansować i zrobić personalny rozgłos. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać, to zobaczyli we mnie normalnego człowieka.
Swój zespół w kuchni buduję na wzór drużyny piłkarskiej, muszą być partnerskie relacje. Jestem też kumplem dla dzieciaków. One cieszą się ze spotkania, że możemy trochę poprzeszkadzać dorosłym, spędzić kilka godzin razem. Jesteśmy też z rodzicami. Nie ingerujemy w ich tryb życia. Widzę, że niektórzy chcą się otworzyć i wtedy pojawia się sporo ciekawych tematów.
Adam, którego syn przebywa w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie
Kiedy mój chory syn był transportowany karetką do szpitala w Krakowie, to nie zastanawiałem się, gdzie będziemy mieszkać. Liczyło się, żeby przyjechać i być razem. Na oddziale dowiedziałem się o możliwości zamieszkania w McDonaldzie. Na początku myślałem, że to żart lub potoczna nazwa jakiegoś budynku.
Nie miałem pojęcia o istnieniu takiego wspaniałego domu. Po przybyciu na miejsce byliśmy zdumieni jego wyglądem, wyposażeniem oraz aranżacją wnętrz. Drugie niedowierzanie nastąpiło, kiedy okazało się, że pobyt jest za darmo. Dla mnie znaczenie ma jeszcze jeden aspekt domu. Kiedy dziecko czuje się lepiej, to może do niego przyjść.
Tekst i fot. Marcin Gazda
Data publikacji: 19.10.2016 r.