Jeszcze w 1910 roku dr Stanisław Tomkowicz, historyk sztuki z Uniwersytetu Jagiellońskiego w publikacji poświęconej zamkowi w Korzkwi pisał: „Właściwie nie jest to zamek w ścisłem znaczeniu, ale tylko obronny dwór szlachecki, murowany, rodzaj monoiru z XVI w., a raczej coś pośredniego między tymi dwoma typami, zabytek architektury o szczegółach nader szlachetnej roboty, wart bliższego zbadania, temu więcej, iż grozi mu prawdopodobnie ruina w niedalekiej przyszłości /…/. Już samo położenie na trudno dostępnej górze i /…/ zewnętrzne wzmocnienie murem obronnym oraz bramą czyniły go małą twierdzą /…/. Położenie zamku więc jest zupełnie odpowiadające warunkom zamku średniowiecznego, ogólny plan budynku również /…/. Lecz budowa ma cechę stylowo późniejszą, zgodną z pojęciami XVI wieku”. Autor publikacji przyznaje jednak, że „zamek zdaje się istniał w Korzkwi już w XIV w.”
Na szczęście nie ziściły się obawy dr. Tomkowicza i dzisiaj, dzięki Jerzemu Donimirskiemu, ostatniemu właścicielowi zamku, odbudowany i rekonstruowany z ogromnym pietyzmem spogląda dumnie z wysokości, na której jest posadowiony, na okoliczne wsie i pola. U jego podnóża rozciąga się urokliwa polana, otoczona zewsząd starodrzewem, na której 2 czerwca br. z okazji Dnia Dziecka – na zaproszenie pana J. Donimirskiego – rozbrzmiewała muzyka i stubarwny odgłos radosnego XXXIII już Festynu Integracyjnego podopiecznych krakowskiego Stowarzyszenia Pomocy Niepełnosprawnym „Bądźcie z nami”.
Na polanę w parku korzkiewskim zawitało prawdziwe słońce, choć jeszcze wieczorem poprzedniego dnia podał deszcz i hulała burza. Ale to już taka tradycja – Cecylia Chrząścik, przewodnicząca Stowarzyszenia – jego dobry duch, autentyczna, niepowtarzalna osoba i wielka osobowość – ma z pewnością jakieś „wejścia na górze”, bo na czas pikniku niebo wypogadza się i słoneczko dosłownie i w przenośni uśmiecha się do dzieci. Wiemy to, bo tak jest naprawdę od zawsze…
Na czas festynu polana zamieniła się w piracką przystań na wyspie, z ogromnym dmuchanym statkiem, domkiem pirata i niezliczoną ilością przeróżnych niespodzianek, zabaw, konkursów. Była więc ścianka wspinaczkowa, zjeżdżalnia, ćwiczenia w rzucaniu kołem ratunkowym do człowieka za burtą, jazda konna, stanowisko twórczego kształtowania gliny, możliwość zobaczenia od środka karetki Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego, również wnętrza samochodu Miejskiej Straży Pożarnej i całego sprzętu strażackiego.
Było również śpiewanie szant żeglarskich, konkurs na wymalowanie wesołego pirata kapitana Haka, konkurs flagi pirackiej i wiele innych atrakcji. A w tawernie „U Cecylii” kiełbaski z grilla, słodkie wypieki, banany, pyszna kawa i herbata, no i oczywiście… grochówka! Palce lizać! Ponad 1000 porcji!
Nie do wiary? Pewnie, że nie – bo to po prostu trzeba zobaczyć i doświadczyć tego osobiście. I ta organizacja! I obecność oficjeli! I fantastyczna atmosfera prawdziwie pospolitego ruszenia ludzi dobrej woli, która dawała nam poczucie, że uczestniczymy w dobrym i wielkim wydarzeniu – tego nie da się przecenić. W festynie wzięły udział dzieci i młodzież z 21 ośrodków i szkół specjalnych oraz dzieci i młodzież ze szkół: nr 4 i 36 z Krakowa, Zespołów Szkół w Korzkwi i w Laskowej.
Wspomagający imprezę niezawodni – jak zwykle – harcerze uwijali się niczym mrówki przy każdym stanowisku na polanie i pracowicie mieszali grochówkę w kotłach, by sprawiedliwie obdzielić nią wszystkich chętnych. Nie zabrakło nikomu, bo przeróżnych pyszności przygotowano wiele i dużo. Pomogły firmy transportowe, przewozowe dowożąc i jedzonko, i sprzęt, i ludzi… Odsyłamy na stronę Stowarzyszenia www.spn.krakow.pl, gdzie wymienia się i dziękuje wszystkim patronom, darczyńcom i wolontariuszom zaangażowanym w przygotowanie i przeprowadzenie tej kapitalnej imprezy. Nadmienię jedynie o tych, którzy rozpoczęli tę akcję – tj. o Hotelu Novotel Bronowice – poprzez organizację I Balu Charytatywnego z myślą o podopiecznych Stowarzyszenia oraz o tych, którzy ją zakończyli.
Zdecydowanie bowiem niecodziennej i niestandardowej pomocy udzieliła przedsięwzięciu – po raz kolejny – krakowska policja drogowa, zapewniając bezpieczny przejazd bajecznemu korowodowi przez „rozkopany” Kraków aż na polanę w korzkiewskim parku. Panie i panowie policjanci ponadto brawurowo poprowadzili korowód taneczny, pozwolili obejrzeć i drobiazgowo dotykać swoich motorów i w ogóle wprawiali dzieciaki – i nie tylko – w szczery zachwyt uczestnicząc we wspólnej zabawie. Chapeaux bas panie i panowie, i wielkie uznanie!
Zabawa była naprawdę bajeczna. To jedyna taka impreza gdzie patroni, donatorzy, darczyńcy, wolontariusze i podopieczni w tanecznym korowodzie pod wspólnym niebem i słońcem dokonują wielkiego dzieła integracji. Bajkowy świat pirackiej ferajny urzekł swoją urodą i ogarnął żywiołową radością wszystkich obecnych na festynie pod korzkiewskim zamkiem.
Wiem, bo tam byłam, grochówkę jadłam, kawę pyszną piłam, a co widziałam ku wiedzy potomnych i pochwale Stowarzyszenia spisałam…
Iwona Kucharska
fot.: Ryszard Rzebko