Blind Tennis – gdy piłkę na korcie się słyszy, a nie widzi

Blind Tennis - gdy piłkę na korcie się słyszy, a nie widzi

Trenujący w Warszawie niewidomi i niedowidzący tenisiści udowadniają, że dobry wzrok nie jest niezbędny do tego, by rywalizować z zaangażowaniem na korcie. Kluczem jest specjalna dźwiękowa piłka, której co prawda przeważnie podczas gry nie widzą, ale ją słyszą.

Tenis niewidomych i niedowidzących to sport, który ma krótką historię w Polsce. Początki sięgają września 2015 roku, a regularne treningi rozpoczęto na przełomie lutego i marca kolejnego roku.

– W tej chwili regularnie trenuje 16 zawodników w trzech kategoriach. B1 to osoby niewidome, a B2 i B3 niedowidzące. W przypadku B1 gra się na korcie w kształcie małego karo, mniejszą rakietą, zazwyczaj w opaskach, a piłkę można odbić po trzecim koźle. U B2 pole gry to trzy czwarte standardowego kortu, większa rakieta i również możliwość odbicia po trzecim koźle, a u B3 odbija się po drugim koźle na korcie tej samej wielkości co u B2 – powiedziała w rozmowie z PAP wiceprezes Blind Tennis Polska Małgorzata Łowkis-Przybytniak.

Zawodnicy przyznają, że początki nie były łatwe. Robert Zarzecki zaznaczył, że najtrudniejsze było dla niego zrozumienie, że nie ma sensu grać, patrząc na kort.
– Ja mam widzenie jakieś dwa, dwa i pół procenta. Musiałem dojrzeć do tego, że zakładam opaskę i jest zupełnie inna forma grania. Wtedy bardziej skupiam się na słuchu – wspominał tenisista.

Marta Michnowska z kolei wskazała, że najtrudniej początkowo było jej trafić w piłkę. Dynamiczny start do niej zaś utrudnia fakt, iż lokalizuje się ją dużo później niż w przypadku zawodników z dobrym wzrokiem.
– W moim przypadku czasem dopiero kiedy piłka pierwszy raz odbije się po mojej stronie kortu. Wtedy ją słyszę, mogę zlokalizować i wtedy jak najszybciej muszę do niej dobiec. A najlepiej, żebym się odpowiednio ustawiła, dobrze ją przyjęła, bo wtedy mogę jej nadać taki kierunek jaki bym chciała – relacjonowała.

Jak dodała, grę mocno przeszkadza hałas wokół kortu. – Idealnie byłoby, gdyby panowała całkowita cisza i słychać byłoby tylko piłkę, ale jakoś sobie radzimy – zapewniła.

Podstawą jest specjalna piłka. Jej pomysłodawcą jest niewidomy Japończyk Miyoshi Takei, który chciał zagrać w tenisa.
– To typowy gąbczak, który w środku ma małą plastikową piłeczkę bardzo zbliżoną do tej golfowej. W niej jest kilka drobnych, metalowych kuleczek, które powodują, że nasza piłka dźwiękiem jest zbliżona do dziecięcej grzechotki. Dzięki temu zawodnicy są w stanie określić trajektorię lotu tej piłki, zlokalizować ją na korcie i odbić – wyjaśniła Łowkis-Przybytniak.

Opatentowane piłki są sprowadzane z Japonii i stanowią jeden z największych wydatków. – Karton 24 piłek kosztuje 2,5 tysiąca złotych. Zużywamy go w granicach trzech tygodni – zaznaczyła wiceprezes Blind Tennis Polska.

Niewidomi i niedowidzący tenisiści treningi łączą z pracą i życiem rodzinnym, co wymaga od nich dobrej organizacji.
– Od kiedy gram, to niestety dużo więcej wydaję na taksówki. Żeby mieć możliwość bycia na treningu, a jednocześnie w pracy, w drugiej pracy, w trzeciej pracy, po dziecko w szkole itp. Tak sobie to łączę, żeby wszystko można było zgrać – podkreślił Zarzecki.

On i sześcioro innych Polaków przygotowują się obecnie do rozpoczynających się 6 maja mistrzostw świata w Hiszpanii. To pierwsza międzynarodowa impreza zorganizowana przez International Blind Tennis Association. Biało-czerwoni pieniądze potrzebne na opłacenie wyjazdu zebrali za pomocą serwisu crowdfundingowego. Przyznają, że nie wiedzą, jakiego poziomu u rywali się spodziewać. Mimo tego oraz własnego krótkiego stażu, ambicji im nie brakuje.

– Chciałbym się znaleźć w pierwszej trójce. Jadę powalczyć, a moim celem jest pierwsze miejsce. Trudnością na pewno jest to, że czasem ambicja nieco mnie blokuje. Trzeba sobie radzić ze stresem”- przyznał Zarzecki. (PAP)

Agnieszka Niedziałek

Data publikacji: 02.05.2017 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również