Polscy paralimpijczycy mają spory dylemat: iść na ceremonię otwarcia XVII Letnich Igrzysk Paralimpijskich w Paryżu, która zapowiada się fantastycznie, ale ciągnąć się będzie godzinami do późna w nocy? Czy odpuścić, żeby nie zmęczyć się przed występem?
Organizatorzy igrzysk paralimpijskich, podobnie jak organizatorzy niedawnych igrzysk olimpijskich, postanowili wyprowadzić ceremonię otwarcia z tradycyjnego stadionu i przenieść do centrum Paryża. 4400 paralimpijczyków ze 184 krajów nie popłynie jednak barkami Sekwaną, ale pomaszeruje od Łuku Triumfalnego przez Pola Elizejskie na plac Zgody ze słynnym obeliskiem, przywiezionym przez Napoleona z Luksoru. Spodziewana jest obecność 50 tys. widzów.
Przyjazd w innym celu
Problem w tym, że impreza potrwa od godz. 20 do 23:15. Sportowcy będą musieli być w gotowości na miejscu cztery godziny wcześniej. Z powrotem w wiosce paralimpijskiej znajdą się grubo po północy.
Dlatego wielu z nich z bólem serca odpuszcza widowisko. Na przykład polscy parabadmintoniści, rozpoczynają rywalizację następnego dnia.
– U nas zawody ruszają o 8:30, a ja gram o 9:30. I to od razu z mistrzem paralimpijskim z Tokio, Liek Hou Cheahem z Malezji. Liczyłem, że może ten mecz będzie o 13, wtedy dałbym radę się wyspać. Bardzo chciałbym uczestniczyć w ceremonii, bo to coś wyjątkowego. Z drugiej strony to jednak zbyt duże ryzyko niewyspania i przemęczenia. W końcu przyjechałem tu w innym celu, nie na ceremonię. Więc zostanę w wiosce. Ale mam nadzieję, że to nie moje ostatnie igrzyska – mówi ze śmiechem parabadmintonista Bartłomiej Mróz.
Podobnie uważają zawodnicy bocci, którzy także rozpoczynają starty następnego dnia rano.
– To zbyt forsujące. Nie zdążymy wypocząć, a następnego dnia trzeba być w formie. Obejrzymy ceremonię na telebimach w wiosce. Trudno, może za cztery lata w Los Angeles układ startów będzie dla nas bardziej łaskawy – mówi Damian Iskrzycki.
Zbyt duże obciążenie
– Nikt, kto startuje następnego dnia po ceremonii, nie powinien w niej iść. Ale w przypadku zawodników bocci dochodzi do tego jeszcze fakt, że oni potrzebują dużo więcej czasu na wykonanie zwykłych życiowych czynności. Zanim zawodnik będzie gotowy do wyjścia na śniadanie, potrafią minąć dwie godziny. Więc jak wrócą z ceremonii otwarcia o 2 w nocy, to zostaną im ze trzy godziny na sen, co jest nie do zaakceptowania – wyjaśnia szef misji paralimpijskiej, Romuald Schmidt.
Ceremonię otwarcia postanowili odpuścić także dwaj kulomioci – Lech Stoltman, brązowy medalista igrzysk w Rio de Janeiro 2016 i Tokio 2020, oraz debiutujący na igrzyskach w tej samej klasie Damian Ligęza.
– Odpuszczamy, chociaż startujemy dopiero w piątek. Obaj jeździmy na wózkach, tyle godzin czekania to zbyt duże obciążenie dla kręgosłupa – podkreślają.
Podobną decyzję podjęła Róża Kozakowska, która w piątek będzie bronić złotego medalu z Tokio w rzucie maczugą.
– Początkowo chcieliśmy pójść, bo to unikatowe widowisko. Ale uznaliśmy, że ceremonia będzie zbyt długa i zbyt męcząca. Róża musi się oszczędzać – mówi trener Piotr Kuczek.
Choć wielu zawodników podejmuje podobną decyzję, mimo wszystko polska ekipa, złożona z zawodników, trenerów i członków sztabu, powinna liczyć na ceremonii otwarcia około 80 osób.
Michał Pol, Paryż, fot. Bartłomiej Zborowski / PKPar
Data publikacji: 28.08.2024 r.