Jadę na igrzyska

O drodze do sukcesu rozmawiamy z Jolantą Pawlak, reprezentantką Polski w wioślarstwie na zbliżającej się paraolimpiadzie w Londynie, zawodniczką Klubu Sportowego Inwalidów „Start" w Szczecinie.

– Pływa Pani od dziecka, choć nie od początku z wiosłami.

– Tak. Pływać zaczęłam w szkole podstawowej. Wtedy trafiłam do ośrodka dla dzieci niepełnosprawnych ruchowo w Policach. Spotkałam tam dobrych ludzi, którzy pomogli mi odnosić sukcesy sportowe. Jeździłam na mistrzostwa w pływaniu i zdobywałam medale. Pierwszym moim trenerem był pan Edward Jędruch. Później wyczynowo trenował mnie już pan Piotr Zeissel.

– I to pływanie w końcu się znudziło?

– Różne sprawy zdecydowały o tym, że przestałam startować w zawodach pływackich. Ale dostałam drugą szansę. Właśnie pan Zeissel powiedział, że powstaje sekcja wioślarska w Starcie. Spróbowałam. Bardzo szybko przyszedł pierwszy sukces. Okazało się, że wytrzymałość siłowa zdobyta podczas treningów pływackich jest bardzo dużym atutem w tej dyscyplinie. Razem z Piotrem Majką zdobyliśmy medal na mistrzostwach świata. Później były kolejne. Wywalczyliśmy na zawodach tej rangi jeden srebrny medal i dwa brązowe. A na igrzyskach w Pekinie także rywalizowaliśmy w finale o medale. Ostatecznie zajęliśmy 6. miejsce.

– To z Londynu przyjedzie Pani z medalem?

– Będzie trudno. Zwłaszcza że od niedawna trenuję z nowym partnerem, a konkurencja bardzo się wzmocniła. Piotr Majka nie może już ze mną startować, bo nie przeszedł stosownej kwalifikacji lekarskiej. Powiosłuję więc z nowym zawodnikiem. Zobaczymy, jak będzie…

– Dużo wyrzeczeń kosztują Panią treningi?

– Przed zawodami trenujemy dość intensywnie. Co najmniej dwa razy dziennie.

– A trzeba dodać, że Pani pracuje też zawodowo.

– Tak. Pracuję w ośrodku dla dzieci niepełnosprawnych do południa i po południu na basenie, gdzie uczę pływać małe dzieci. Trenuję więc przed pracą i po pracy. Na szczęście wozi mnie trener. Inaczej trudno by było mi to wszystko godzić. Zwłaszcza, że treningi na wodzie odbywamy w Szczecinie.

– Zawodowcy zwykle nie łączą innej pracy z treningami.

– Tak. Ale o nas, osobach niepełnosprawnych, mówi się, że jesteśmy sportowcami amatorami. To ja chciałabym zobaczyć, jak amator przyjeżdża na nasz obóz sportowy i trenuje na równi z nami. Myślę, że miałby duży kłopot. Nasze treningi są naprawdę wyczerpujące.

– Co Pani ten sport daje?

– Dużo radości z sukcesu. W pewnym stopniu poprawił moją sytuację materialną. Oczywiście nie zarabiamy tyle, co utytułowani zawodnicy pełnosprawni. Ale pewne wsparcie finansowe mamy. Przede wszystkim jednak dzięki sportowi zwiedziłam kawał świata. Byłam w miejscach, do których pewnie nigdy bym nie pojechała… Warto pracować.
Rozmawiała: Agnieszka Spirydowicz
(„Kurier Szczeciński”, 03.07.2012 r.

Nie bój się pytać
Mówi Jolanta Pawlak (porusza się za pomocą kuli):
– Sama nie potrzebuję na co dzień pomocy innych osób. Bez problemu samodzielnie wsiadam do autobusu, przemieszczam się w dowolne miejsca. Ale też nikt do tej pory nie zaoferował mi pomocy. Ludzie często nie pomagają osobom niepełnosprawnym, bo zapewne nie wiedzą, jak to robić. Można jednak o to zapytać. Mnie takie pytanie na pewno by nie uraziło.

Artykuł powstał przy współpracy ze Stowarzyszeniem Pomocy Dzieciom i Młodzieży Niepełnosprawnej Ruchowo „Tęcza” w ramach zadania pn. „Prowadzenie kampanii informacyjnych na rzecz integracji osób niepełnosprawnych i przeciwdziałaniu ich dyskryminacji”. Jest ono współfinansowane ze środków PFRON w ramach umowy z Gminą Miasto Szczecin.

 

 

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również