Janusz Rokicki: na paraolimpiadzie pomogła czekolada od syna
- 19.09.2016
Janusz Rokicki: na paraolimpiadzie pomogła czekolada od syna
Janusz Rokicki (KS MOSiR Cieszyn), który zdobył w Rio de Janeiro srebrny medal XV Paraolimpiady w pchnięciu kulą przyznał, że walczył nie tylko z rywalami, ale i potwornym bólem barku po upadku w łazience. Podkreślił, że bardzo pomogła mu czekolada od syna.
– Przed wylotem do Brazylii celem było złoto. Po wypadku modliłem się już tylko, żebym w ogóle mógł wystąpić. Zagryzłem zęby i… najgorszemu wrogowi nie życzę takiego bólu jaki miałem podczas konkursu.
– Dziesięć dni przed startem przewróciłem się na mokrej podłodze w łazience w trakcie przesiadania się. Naderwałem mięsień nadgrzebieniowy i zerwałem podłopatkowy. Po rezonansie byłem załamany. Igrzyska, a tu co, nie wystartuję, będę na wycieczce? Byłem w stanie odbyć tylko jeden trening. Nasi rehabilitanci dokonali cudu stawiając mnie na nogi. Nie wypadało ich zawieść i nie zdobyć medalu – wspomniał urodzony w Wiśle 42-letni lekkoatleta.
Dodał, że nie chciał też zawieść rodziny, która mu kibicuje, a zwłaszcza trzech synów: Bartka, Michała i Kuby.
– Bólu przy pchaniu nie dało się zagłuszyć, ale rozmowa z synami na Facebooku mnie zmobilizowała. A jeszcze grzebiąc w torbie znalazłem czekoladę, którą wetknął mi cichcem jeden z nich z napisem: „Wierzę, że dasz radę”. Mała rzecz, ale dodała mi kopa. No i dałem radę! – cieszył się Rokicki.
Irańczyk Javid Shakib Ehsani, który zajął trzecie miejsce, podziękował za sukces… Polakowi. Powiedział, że jest on dla niego inspiracją i wzorem. Ogląda jego starty na YouTube, śledzi w telewizji. Wziął się nawet na odwagę i napisał do niego z pytaniami o wskazówki. Obaj korespondują ze sobą.
Rokicki przyznał, że chciałby być pozytywnym przykładem dla ludzi, których los „posadził” na wózek inwalidzki. On sam został skazany na niego w 1992 roku, gdy wracając z wypłatą do domu, został ciężko pobity i obrabowany, bandyci pozostawili go na torach kolejowych. Maszynista dojrzał go w ostatniej chwili i pociąg obciął mu obie nogi.
– Przez pierwszych osiem lat nie uprawiałem sportu, bo nie wiedziałem, że istnieje taka możliwość dla niepełnosprawnych. Gdybym wiedział, nie zmarnowałbym tylu lat! Nie trafiłem na żadną informację w gazetach czy telewizji. Widziałem w Bielsku-Białej innych niepełnosprawnych, ale do głowy mi nie przyszło, że ktoś coś trenuje.
– Dziś jak spotkam w moim Cieszynie na ulicy niepełnosprawnego, to nie puszczę! Zagaduję, agituję, namawiam na trening. Tłumaczę, że szkoda życia marnować w domu. Sport do pewnego poziomu rehabilituje, ale kiedy idzie się w wyczyn, zaczyna się prawdziwa przygoda. Oni może nawet słyszeli o sportach paraolimpijskich, ale jak zobaczą taki żywy przykład, to od razu łatwiej ich namówić – opowiadał.
Co dalej? Czy Rokicki, który z igrzysk w Atenach i Londynie przywiózł srebro, powalczy o złoto w Tokio za cztery lata?
– O Boże, nie wiem. Lekarze mówią, że oba barki do generalnego remontu, jeden na pewno czeka operacja. Ale jak Bóg da zdrowie, to pewnie że chciałbym pojechać do Japonii i zdobyć wreszcie ten najcenniejszy krążek – zaznaczył. (PAP)
kali/ cegl/
Data publikacji: 19.09.2016 r.