Adam Czeladzki
Latanie szybowcami od zawsze było dla Adama Czeladzkiego jak oddychanie. W 2009 r. ta pasja doprowadziła go do utraty sprawności i poruszania się na wózku, jednak nie spowodowało to jego rozstania z lataniem. Już w 2010 latał znowu na specjalnie dostosowanym, jednoosobowym szybowcu.
W 2015 r. został wicemistrzem Europy i wicemistrzem Polski w szybownictwie w klasie otwartej. Wykonał osiem przelotów powyżej 1000 km w dwa miesiące i podwoił w ten sposób liczbę tych przelotów wykonanych przez polskich szybowników w całej historii. Ten rok przyniósł mu też Medal im. Czesława Tańskiego za wybitne osiągnięcia sportowe w szybownictwie.
Rok później wykonał rekordowy lot o długości 1128,87 km, wykorzystując jedynie siły natury. To jest dystans trudno osiągalny nawet dla w pełni sprawnych pilotów.
Był pierwszym wykwalifikowanym instruktorem szybowcowym z niepełnosprawnością i członkiem kadry narodowej. Rozpoczął szkolenia na szybowcach dla osób z niepełnosprawnościami: – Uruchomiłem szkolenie w Aeroklubie Stalowowolskim i teraz szkolenia są tam właściwie organizowane. Ja nie mam już tak silnej potrzeby psychicznej i fizycznej, by wykonywać tyle lotów – wyznaje.
– Tam na górze nic nie przypomina o niepełnosprawności, tam jestem po prostu wolny – mówi Adam i jest autorytetem dlatego, że wypadek niczego nie zmienił w jego życiu. – Wracając tak szybko do latania po wypadku nie miałem obaw. Bliskie mi jest to, co mówi motocyklista wyścigowy Wayne Rainey, także po wypadku, że bardziej miał marzenia, których nie dało się zrealizować ze względu na utratę sprawności, niż lęki – mówi Adam Czeladzki.
– Zawsze mnie straszono, że po wypadku przyjdzie czas na depresję. Na początku w ogóle tego nie czułem, ale po trzech, czterech latach trochę „oklapłem”. Już nie miałem potrzeby podejmować tak wielu działań, bardziej widziałem ich konsekwencje, w jakiejś dalszej perspektywie. Może to naturalny proces, związany z wiekiem, a może nie, trudno powiedzieć. Przecież człowiek jest obserwatorem samego siebie z wnętrza tej planety, która się wciąż kręci i trudno to ocenić – dodaje.
Wciąż lata szybowcami, ale rzadziej. Zamiast siedmiu zawodów w roku – są dwa. W ostatnim czasie, wraz z Fundacją Avalon, w której jest ambasadorem sportów ekstremalnych dla osób z niepełnosprawnościami, powrócił do swojej starej pasji z obszaru sportu motorowego – kartingu. Przed laty dwukrotnie był mistrzem Polski w tej dziedzinie. – Mam to we krwi. Ostatnio nawet z tymi siwymi włosami, które posiadam, zająłem trzecie miejsce na zawodach w Koszalinie. Jest teraz silny trend retro w motoryzacji, czyli odnawiania starych pojazdów, podobnie jest w retrokartingu – stwierdza.
Inaczej patrzy już jednak na swoje marzenie sprzed lat, by stanąć na pudle mistrzostw świata w szybownictwie. – Szybowiec, który mógłby do tego służyć, kosztuje czterysta tysięcy euro i pojawił się w naszym aeroklubie wczoraj. Ale dostosować go do moich potrzeb oznacza zapłacić jeszcze więcej. Nie mam przekonania, że wobec kłopotów wielu osób wokół, od których ja także nie jestem wolny, wobec kryzysu, który nas dotyka, to jest słuszne. A żeby zdobyć mistrzostwo świata, trzeba mieć przekonanie, że wszystko, co się robi jest dobre, że nie odbywa się kosztem czegoś lub kogoś – dodaje.
Oprac. em/, fot. Avalon Extreme
Data publikacji: 25.07.2022 r.