Pocztówki z Francji

Pocztówki z Francji

Autor: Lilla Latus

Francja to kraj, do którego mam ogromny sentyment, bo łączą mnie z nią więzi rodzinne, a swoją pierwszą podróż zagraniczną odbyłam właśnie do ojczyzny szampana, sera roquefort, Coco Chanel, impresjonizmu, trubadurów, artystów na wygnaniu... Każdy z nas na pewno ma swoje skojarzenia, bo na liście tego, co rdzennie francuskie powinny się znaleźć nie tylko encyklopedyczne informacje, ale również nasze indywidualne wspomnienia, gusta i marzenia.

I do tego ten śpiewny język, w którym szczególnie pięknie brzmią piosenki o miłości. Przez wieki był to język międzynarodowy, a i dziś jest powszechnie używany, np. w dyplomacji. W wielu językach, także w naszym, ciągle funkcjonuje wiele francuskich zwrotów, np. vis-à-vis, tête-à-tête, rendez-vous, jak również mnóstwo galicyzmów m.in. amant, awangarda, batalia, fryzjer.

Niezwykły kraj, w którym strych nazywa się mansardą, gdzie powitalne pocałunki wymienia się szczególnie gorliwie (bisou bisou w policzek obowiązkowo cztery razy), a jedzenie celebruje się ze szczególna czcią. Francję podziwiamy i krytykujemy, a Francuzi nas zachwycają i irytują, ale już Adam Mickiewicz pisał, że co Francuz wymyśli, to Polak polubi.

Był rok 1988 i podróż za zachodnią granicę groziła szokiem kulturowo-społecznym. I dla mnie zetknięcie z kolorowym i bogatym światem kapitalizmu było niezapomnianym przeżyciem, choć szczegóły wspomnień toną powoli w odmętach zawodnej pamięci, która chce zachować to, co najpiękniejsze, odsuwając w swej łaskawości w niepamięć trudy tej pielgrzymki i niedociągnięcia organizacyjne. Zgrzebny i szaro-robotniczy PRL dogorywał, żelazna kurtyna przerdzewiała, a paszport nie był już tylko „mrocznym przedmiotem pożądania” dla obywatela RWPG.

Paryż
Ernest Hemingway nazwał Paryż ruchomym świętem. Miasto olśniewa, nie zasypia, każe wracać i tęsknić. Jego początki sięgają III wieku p.n.e., kiedy to plemię Parisii zbudowało Lutetię, która w 52 roku p.n.e. została zdobyta przez Rzymian i nazwana „Miastem Parisii” (Civitas Parisiorum). Pierwszym biskupem miasta został św. Dionizy. To on wprowadził chrześcijaństwo.

W czasie pierwszego pobytu we Francji dom noclegowy w pobliżu Bazyliki St.Denis był dla nas bazą wypadową. To tam w czasie mszy śpiewając „Boże coś Polskę”, wszyscy odważnie akcentowaliśmy słowa „ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”, bo taka wersja ciągle obowiązywała na obczyźnie.

Bazylika Saint Denis to nekropolia królów francuskich, w której zostali pochowani prawie wszyscy monarchowie Francji. Uwagę zwracają wyidealizowane posągi Ludwika XVI i Marii Antoniny. Tu również pochowano Marię Leszczyńską.
Katedra Notre Dame od zawsze kojarzyła mi się z książką Victora Hugo o nieszczęśliwym dzwonniku Quasimodo. Gotyckie wnętrze stanowiło malowniczo tajemniczą scenerię również dla filmów nakręconych na podstawie książki pt.” Dzwonnik z Notre Dame”. Kolorowe światło wpadające przez rozetę i witraże rozświetla świątynię, pozwala dostrzec szczegóły wystroju. Katedrę wielokrotnie restaurowano, przerabiano, ale sam Victor Hugo o tych zmianach napisał: Mody zrobiły więcej złego niż rewolucje. W środku zawsze jest pełno ludzi, codziennie można tam zapalić świeczkę w dowolnej intencji. I ja zostawiłam tam swoją prośbę. Spełniła się.

Przed katedrą znajduje się duży plac. Powstał on po zrównaniu z ziemią malowniczych domów na rozkaz Napoleona III, który obawiał się wznoszenia barykad na sąsiednich krętych uliczkach. W czasie ostatniego pobytu w Paryżu zawarłam bliższą znajomość z gołębiami, które są stałymi rezydentami tego miejsca. Ktoś podał mi chleb i pokazał, jak je karmić. Po chwili obsiadły mnie całą i najwyraźniej doceniły poczęstunek. Są symbolem pokoju, wierności, niebiańskiej czystości, niewinności, poselstwa, nowin niebiańskich, etc. Lista jest na tyle długa, by ich obecność w tym miejscu uznać za całkowicie uzasadnioną i nieprzypadkową. Z katedralnego placu liczy się również wszystkie odległości od Paryża. Do Zduńskiej Woli jest 1482,06 km.
Inną budowlą sakralną, która ciągle zajmuje wysoką pozycję na liście atrakcji Paryża, jest Bazylika Sacré-Cœur wybudowana na szczycie wzgórza Montmartre („wzgórze męczenników”). W przylegającym do Bazyliki hotelu Ephrem nocowaliśmy po powrocie z Lourdes. Jakże odpowiednio dobrane sąsiedztwo dla pielgrzymów. Przed świątynią stoją dwa posągi postaci bardzo lubianych przez Francuzów: Joanny d’Arc oraz króla Ludwika Świętego. Bazylika w całości została zbudowana z kamienia Chateau-Landon (biały granit zwany trawertynem), który w zetknięciu z wodą deszczową wydziela białą substancję i nadaje budowli nieskazitelny wygląd. Stąd potoczna nazwa – biała bazylika.

U jej stóp roztacza się Montmartre – dzielnica francuskiej bohemy, której serce i centrum to Plac du Tertre. Tu można zaglądać przez ramię malarzom, posłuchać ulicznych grajków. Przy odrobinie wyobraźni poczujemy obecność Picassa rozprawiającego z Jeanem Cocteau, zobaczymy hrabiego de Toulouse-Lautreca przy sztalugach z nieodłącznym kieliszkiem absyntu… To tu w zimnych i ciasnych pokoikach malowali: Amadeo Modigliani, Utrillo i Salvadore Dali. Tworzyli nową sztukę, którą mało kto rozumiał poza poetami – np. Apollinairem i Maxem Jacobem. Bywała tutaj także Edith Piaf i Charles Aznavour tak pięknie śpiewający o tym świecie w piosence „La boheme”. To było miejsce prawdziwych męczenników sztuki, własną krwią tworzących swoje dzieła, których nie chciano kupować. Cierpieli głód i chłód, za chleb mając swoje wyobrażenie o sławie i spełnieniu. Pamiętam sprzedawcę pamiątek – chłopaka na wózku, który w pobliżu Sacré-Cœur miał swój kramik. Gdy po ponad 20 latach wróciłam tu, spotkałam go w tym samym miejscu.

W Luwrze byłam… za krótko. I z tą refleksją wychodzi z tego muzeum niejeden zwiedzający. Przy kasie zapytano mnie, czy wózek, na którym siedzę jest moim własnym (czyżby zdarzali się wielbiciele sztuki, którzy próbują wykorzystać wózek jako darmową przepustkę?). Potwierdziłam, więc mogłam wejść z osobą towarzyszącą za darmo. Od czegóż zacząć? Co pominąć? Może od dzieła, które na planie Luwru jest zaznaczone dużą, czerwoną kropką? Tak, idziemy do Mony Lisy. Barierki, pancerna szyba, tłum ludzi wokół. Niełatwo zbliżyć się do obrazu przedstawiającego najsłynniejszy uśmiech świata. Leonardo da Vinci namalował ten niewielki (77 cm x 53 cm) obraz na drewnie topoli. Przedstawia najprawdopodobniej Lisę Gherardini, żonę bogatego florenckiego kupca Francesco Giocondo, ale istnieją również teorie, że to ukryty autoportret samego Leonarda. Dlaczego ona stała się ikoną popkultury? Czy to z powodu uśmiechu? Czy to magia mistrzowskiego sfumato? Gioconda bez wątpienia jest gwiazdą i przyćmiewa znajdujące się w pobliżu inne arcydzieła takie jak: „Wesele w Kanie” Veronesego, „Koncert wiejski” Giorgionego i Tycjana. Zostawiamy Leonarda i idziemy do Nike z Samotraki. Ma 2,40 m wysokości, a ze skrzydłami 3,28 m. Jej twórcą był prawdopodobnie Pytokritos z Rodos. Postać bez głowy ma w sobie dużo harmonii, gracji, zdaje się, że za chwilę usłyszymy trzepot skrzydeł lub szelest sukni. Do Luwru trzeba wrócić. A najlepiej wracać.

luwr

Piramida w Luwrze

Do Muzeum Orsay pojechaliśmy z moim kuzynem Alexandrem, który zastanawiał się, czy będzie gdzie zaparkować samochód. To duży problem w Paryżu. Okazało się, że pod Muzeum (charakterystyczny budynek dawnego dworca kolejowego) było jedno wolne miejsce dla inwalidy, a karta parkingowa okazała się na dodatek dokumentem, na podstawie którego miałam darmowy wstęp. Musée d’Orsay jest najbardziej znane z kolekcji obrazów impresjonistów, ale ma również imponujący zbór dzieł rzeźbiarzy, fotografów i projektantów sztuki dekoracyjnej i użytkowej. Nie mogłam się doczekać spotkania z tymi arcydziełami. Pastele, oleje i rysunki Maneta, Pissarra, Moneta wypełniają najwyższe piętro muzeum. W sali nr 35 znajdziemy 19 płócien van Gogha. Słynne autoportrety robią ogromne wrażenie. Niezrozumiany za życia, po śmierci spogląda ze swoich obrazów z dystansem, jakby dziwiąc się temu zainteresowaniu. I oczywiście słynne słoneczniki, malowane wielokrotnie, niepowtarzalne w swoich odcieniach i kształtach. Sąsiednie pomieszczenie zajmują prace Toulouse-Lautreca, a dzieł Degasa nie sposób nawet policzyć. Moim ulubionym malarzem jest Pierre-Auguste Renoir i to jego prac wypatrywałam ze szczególną uwagą. Nie malował pejzaży, skupiał się opisywaniu ulotności chwil, próbował przekazać nam subtelność i urok świata. Był w tym pragnieniu podobny poetom. Mawiał: Dla mnie obraz musi być czymś przyjemnym, wesołym i ładnym, tak, ładnym! Jest dość przykrych rzeczy w życiu, abyśmy mieli jeszcze tworzyć więcej. Jednym z jego najpiękniejszych dzieł jest „Gabriela z różą”. Kobieta na obrazie wpina różę we włosy i uśmiecha się zagadkowo. Jest pulchna, ciepła, zmysłowa. Kobiety Renoira są zwiewne, noszą piękne suknie, woalki. Ale malował też akty. Na obrazie „Kąpiące się” ukazał dwie kobiety o pełnych kształtach. Renoir uwielbiał kobiece ciało i przedstawiał je w intensywnych barwach i swobodnych pozach.

Tego samego dnia pojechaliśmy na cmentarz Père Lachaise. I tym razem z parkowaniem nie było kłopotu. Francuski flic (policjant) obserwował nas przez chwilę, ale zobaczywszy mój wózek, zrezygnował z kontroli. Weszliśmy główną bramą i już na początku okazało się, że nie będzie mi łatwo poruszać się po kamienistym i nierównym terenie tej nekropolii. Pochowano tu wielu znamienitych ludzi, a niektóre nagrobki to prawdziwe arcydzieła. Najpierw trafiliśmy do okazałego mauzoleum Abelarda i Heloizy. Rozdzieleni za życia, tu spoczywają obok siebie. Grób Edith Piaf przykrywają świeże kwiaty, regularnie przynoszone przez licznych wielbicieli talentu artystki. Nigdy niczego nie żałowała („”Non, je ne regrette rien”), a całe jej życie było hołdem złożonym miłości i sztuce. W pobliżu spoczywa Amadeo Modigliani. Na płaskim nagrobku wiatr rozwiewa zasuszone kwiaty i listy od wielbicieli jego talentu. Obok pochowano Jeanne Hébuterne – jego muzę i kochankę, która wyskoczyła z piątego piętra w dwa dni po śmierci malarza. Dla Polaka miejscem, które obowiązkowo trzeba odwiedzić, jest grób Fryderyka Chopina – widoczny z daleka dzięki kwiatom i biało-czerwonym flagom. Na białym cokole stoi marmurowa figura płaczącej Euterpe, muzy muzyki, pochylonej nad złamaną lirą. Miejsce budzi ogromnego wzruszenie, choć w grobie leży… kompozytor bez serca. Znajduje się ono w warszawskim kościele św. Krzyża. Spacerując po Père Lachaise, wędruje się śladami legend, tajemnic i namiętności.

Alexandre postanowił wzbogacić nasz pobyt we Francji o element szaleństwa. Pojechaliśmy do Parku Asterixa, w którym królują zwariowani Galowie, bohaterowie francuskich komiksów: Asterix i Obelix. To kolorowe i bardzo wesołe miasteczko, opowiadające historię Francji z przymrużeniem oka. Na początek, niczego nieświadomi, daliśmy się z Markiem namówić na przejazd rollercoasterem Goudourix. Do dziś czuję ten strach, zdumienie i dreszczyk emocji w czasie przejazdu! Szczerze mówiąc, chwilami obawa, czy dotrwam do końca w stanie nienaruszonym, była silniejsza niż wszelkie inne emocje. Alexandre, nigdy ci tego nie zapomnę! Wszystkie pozostałe kolejki i zjazdy były już tylko niewinną zabawą w porównaniu z tym iście diabelskim przejazdem. Cały park jest przyjazny nie tylko dzieciom (i tym, którzy tam stają się dziećmi), ale i niepełnosprawnym. Bardzo ładny jest znaczek oznaczający przystosowane przejścia i toalety – w ogólnym zarysie przedstawia Asterixa siedzącego na wózku inwalidzkim. Jest to miejsce, gdzie całe rodziny mogą spędzić czas przyjemnie i beztrosko.

Compiégne
Mój kuzyn mieszka z rodziną niedaleko Compiégne. To mała miejscowość, ale ważne miejsce na mapie historycznej Europy. Postanowiliśmy tam pojechać i zobaczyć przede wszystkim słynny wagon, w którym 11 listopada 1918 roku podpisano zawieszenie broni między siłami walczącymi w pierwszej wojnie światowej. Marszałek francuski Ferdinand Foch w imieniu państw sprzymierzonych podyktował delegacji niemieckiej warunki zakończenia działań wojennych. Wnętrze jakby przed chwilą opuszczone, jakby woń cygar dopiero co wywietrzała, a cień wąsów marszałka zdaje się majaczyć w odbiciu na szybie. Dla Polaków to znacząca data: odzyskanie niepodległości po 123 latach niewoli narodowej. W tym samym wagonie 22 czerwca 1940 roku o godz. 18:32 przedstawiciel dowództwa pokonanych wojsk francuskich gen. Charles Huntziger podpisał w obecności Adolfa Hitlera i Hermanna Goeringa zawieszenie broni na warunkach przedstawionych przez gen. Alfreda Jodla. Tak naprawdę to nie ten sam wagon, ale identyczny pochodzący z tej samej epoki. Do salonki mogliśmy zajrzeć tylko przez okno, ale w małym muzeum obok (kilka stopni przy wejściu) można zobaczyć eksponaty ilustrujące historię tego miejsca – broń, mundury, listy, na które kiedyś ktoś bardzo czekał… Te militarne rekwizyty, autentyczne tory kolejowe dziś przyciągają turystów. Niezwykły jest spokój lasku w Compiégne – miasta, w którego historię wpisały się dwie wojny światowe. A przecież jest to również miejsce wyświęcenie biskupa Yorku w 665 roku, to tu zesłano Marię Medycejską za próby spiskowania przeciw kardynałowi Richelieu w 1630 roku, a podczas wojny stuletniej w 1430 roku Joanna d’Arc dostała się do niewoli angielskiej właśnie w tej okolicy. Z postacią Dziewicy Orleańskiej związane jest też inne miasto francuskie, które odwiedziłam.

czolg

Fragment ekspozycji przed Muzeum de l’Armistice w Compiégne

Tours
19 października 2007 r. grupa zduńskowolan wyruszyła autokarem na integracyjny festiwal Mode H do Tours we Francji. Udział w tej międzynarodowej imprezie miał być uwieńczeniem kilkumiesięcznych przygotowań. Mode H to całe przedsięwzięcie zakładające zmianę wizerunku osób niepełnosprawnych w społeczeństwie. Na festiwal każda grupa przygotowała projekty odzieży, uwzględniające potrzeby ludzi o różnych ograniczeniach fizycznych, film związany tematycznie z ideą przedsięwzięcia i przedstawienie. Na zakończenie przygotowano w wielkie, międzynarodowe widowisko, którego tematem przewodnim był ogień i którego częścią składową był polski spektakl pt. „Płomień nadziei”. Do dziś mam w pamięci nasz entuzjazm, niezwykłe kostiumy i oryginalną charakteryzację. W scenariuszu przewijały się motywy z książki „Mały Książę” Antoine’a de Saint-Exupery’ego. W Teatrze Vinci w Tours zaprezentowano jedenaście spektakli z siedmiu krajów. Wszystkie niezwykłe, oryginalne w treści i formie. Publiczność długo i gorąco oklaskiwała wykonawców, a przedstawienie było manifestacją radości i tolerancji. Wszyscy pewnie do dziś mają w uszach słowa finałowej piosenki: L’amour c’est toi, l’amour c’est moi a w sercach tamto wzruszenie i artystyczną satysfakcję.

W napiętym programie udało się znaleźć trochę czasu na spacery i zwiedzanie. Tours leży nad Loarą. Miasto od V wieku jest ośrodkiem kultu św. Marcina, patrona Francji, który nawet gdy został biskupem, nie porzucił ideałów pustelniczego życia. Grób świętego znajduje się obecnie w krypcie pod głównym ołtarzem miejscowej bazyliki. Nad miastem góruje przepiękna katedra Saint-Gatien (XIV-XVI w.). Sercem miasta jest uroczy Place Plumereau, zabudowany domami z muru pruskiego o malowniczych fasadach z cegły i drewna. W Tours już w VIII wieku działała szkoła filozoficzno-teologiczna, w XVI w. był tu słynny ośrodek produkcji tkanin luksusowych, jedwabiu i złotogłowiu, a w czasie wojen religijnych miasto stanowiło ośrodek hugenotów. Do grobu św. Marcina pielgrzymowali m.in. św. Wojciech, papież Urban II, Karol Wielki i Joanna d’Arc. Ten święty do dziś uważany jest za patrona dzieci, hotelarzy, jeźdźców kawalerii, kapeluszników, kowali, krawców, młynarzy, tkaczy, podróżników, więźniów, właścicieli winnic, żołnierzy, oberżystów, karczmarzy, abstynentów. Imponująco szeroka specjalizacja.

tours

Przy Placu Plumereau, Tours

Tours znalazło się na trasie marszu Joanny d’Arc, która w męskim przebraniu walczyła w wojnie stuletniej o wyzwolenie Francji spod ucisku Anglii. Dowodziła wojskami, dzięki czemu doprowadziła do zwycięstwa i koronacji Karola VII, z którym spotkała się właśnie w Tours. Kilkunastoletnia dziewczyna miała ogromną siłę przekonywania i wiarę w swoje posłannictwo. Najpierw uznano ją za czarownicę i spalono na stosie, a potem znalazła się w panteonie świętych. Życiorys godny pióra i kamery, więc nieprzypadkowo Dziewica Orleańska stała się bohaterką wielu filmów i utworów literackich, a jako święta jest patronką pracowników radia i telewizji.

Tours to miasto, w którym czuje się ducha historii i obecność świętych. Położenie na szlaku zamków nad Loarą sprzyja turystyce i przyciąga tych, którzy szukają we Francji piękna, śladów przeszłości oraz gotowi są poddać się temu nieuchwytnemu, francuskiemu charme – urokowi, jaki roztaczają krajobrazy, zabytki i ludzie.

 

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również