Emilia Kasak pobiła rekord Polski mimo kontuzji barku...
- Ci ludzie mają w sobie olbrzymie samozaparcie i odporność na wszelkie przeszkody, które prowadzą ich do sukcesów – komentuje jeden z trenerów świetne wyniki, uzyskiwane w Grudziądzu przez ciężarowców z niepełnosprawnością.
Dopiero co zaczęły się Drużynowe Mistrzostwa Polski Niepełnosprawnych w Podnoszeniu Ciężarów w Grudziądzu, a lada chwila może paść nowy rekord Polski. Większość zawodników nawet nie przystąpiła jeszcze do rozgrzewki, podczas gdy grudziądzance Emilii Kasak na sztandze asystenci wieszają 56 kg. Niby nic wielkiego, sprawny mężczyzna nie miałby większych problemów z takim wyzwaniem. Ale Emilia jest kobietą i waży ledwie 33 kg. Ten ciężar to 170 proc. masy jej ciała.
Ta 28-letnia sportsmenka z niepełnosprawnością trenuje od 10 lat. Już na pierwszych swoich mistrzostwach w Katowicach zdobyła trzecie miejsce. Wtedy jeszcze w kategorii do 40 kg. Sama kiedyś niemal tyle ważyła. Mogła unieść naprawdę dużo – na Słowacji zdarzyło się nawet 75 kg. Ale potem lekarz kazał jej zbić wagę do 33 kg z uwagi na jej zdrowie, zaś jej kategorię zmieniono na do 41 kg. Do limitu brakuje jej więc aż 8 kg, lecz mimo to Emilia dalej jak równy z równym rywalizuje z cięższymi zawodniczkami.
Dziś podniosła już 50 i 54 kg. Ale 56 kg w trzeciej, ostatniej próbie byłoby nowym rekordem Polski. Nie jest pewna czy da radę. Ostatnio trenowała rzadziej, bo trzy miesiące temu wyszła za mąż, a potem przyplątała się kontuzja barku. Więc zamiast standardowych czterech treningów w tygodniu, ostatnio miało tylko dwa. Poza tym pracuje zawodowo przy produkcji biustonoszy w miejscowym zakładzie i jak każda młoda mężatka stara się w dużej mierze poświęcić nowo założonej rodzinie.
Mąż nie może jej kibicować. Odsypia nockę. Jest za to trener. Mirosław Maliszewski – to czterokrotny medalista paraolimpijski, w tym złoty z 1988 r. Wie jak zrobić z kogoś mistrza. To on udziela jej ostatnich porad, wspiera i dodaje otuchy.
Emilia podchodzi do ławki zamyślona. Siada. Nabiera powietrza. Stara się nie patrzeć na tablicę wyników, oderwać myśli od rekordów, liczb, presji, bo wie, że wtedy nie zapanuje nad swoją siłą. Zna siebie.
Po chwili sędziowie dają sygnał do rozpoczęcia. Sztanga jest już w jej rękach. Wielka w porównaniu z nią samą. Ale grudziądzanka ani myśli się poddawać. Skupia się by ciężar był poziomo gdy go unosi; to bardzo ważne aby wynik został zaliczony. Dźwiga…
Jest! Na jej twarzy widać ogromny wysiłek, jaki włożyła w uniesienie tych 56 kg, ale musi wytrzymać chwilę ze sztangą na wyprostowanych ramionach. Problem w tym, że właśnie wtedy odzywa się kontuzja barku, Do walki z kilogramami dochodzi więc walka z bólem… Udało się! Wykrzyczana komenda kończy podejście, a sędziowie dają znać, że je zaliczają. Emilia Kasak właśnie ustanowiła nowy rekord kraju. Promienieje ze szczęścia.
– Znowu powoli wchodzę w swój rytm – mówi, gdy emocje już opadają. – Mam nadzieję, że będzie już coraz lepiej i ze zdrowiem, i z moimi wynikami. Bo w tej wadze mogłabym dążyć do rekordu 65 kg. To pewnie dla mnie maksimum, a więcej ważyć niestety nie mogę. Ale kto wie co będzie dalej. Może paraolimpiada, mistrzostwa świata…
Euforia i niedosyt
W rozgrywanych pod koniec listopada mistrzostwach, których organizatorami są Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „Start” w Warszawie oraz grudziądzkie Centrum Rehabilitacji im. ks. Biskupa Jana Chrapka, pada jeszcze kilka innych rekordów. Rywalizacja odbywa się w 5-osobowych zespołach, które stanowią jeden junior, jedna kobieta i trójka seniorów. Tym razem startuje aż 10 ekip, w tym dwie z Wrocławia.
– Zawsze mamy tu wiele drużyn z wielu miast, zawodnicy się męczą, pocą, starają walczyć jak najlepiej, a i tak zawsze na końcu wygrywa Wrocław – żartuje Emilia.
Ma rację. Co prawda walkę z dominatorami z Dolnego Śląska podejmują zawodnicy z Koszalina, ale ostatecznie muszą uznać wyższość Startu Wrocław. – Od pierwszych Drużynowych Mistrzostw Polski wystawiamy 2-3 drużyny i jedna z nich musi zwyciężyć. A było i tak, że mieliśmy dwa pierwsze miejsca – nie ukrywa zadowolenia 28-letni Sławomir Szymański, zawodnik wrocławskiego Startu.
On tego dnia nie daje rady pobić rekordu Polski, jednak niewykluczone, że zrobi to w najbliższych miesiącach. Jest bowiem jednym z najlepszych ciężarowców wśród niepełnosprawnych, piątym obecnie zawodnikiem w Europie w swojej kategorii, który karierę zaczynał od mistrzostwa świata juniorów.
– Indywidualnie też jesteśmy bardzo silni i z każdych mistrzostw przywozimy worek medali – dodaje Szymański na temat swojego klubu. – Muszę jednak przyznać, że tym razem losy naszego zwycięstwa nie były pewne do samego końca. Mieliśmy osłabiony skład, ale i tak ostatecznie zwyciężyliśmy z przewagą 60 punktów. Cieszę się, że tu wygraliśmy, bo to były bardzo dobrze obsadzone i zorganizowane zawody.
Zadowoleni są również sportowcy z Grudziądza, którzy, nie tylko dzięki Emilii, uplasowali się w środku stawki, zajmując piąte miejsce. – Emilia wcale nie jest u nas wyjątkiem – przyznaje z dumą trener Mirosław Maliszewski. – W naszej drużynie mamy samych medalistów mistrzostw Polski z niedawnych zawodów w Bydgoszczy. Jako klub zdobyliśmy ich tam łącznie siedem: 5 złotych i dwa brązowe. Cały czas się rozwijamy.
Największy niedosyt panuje za to wśród siłaczy ze Startu Koszalin, który też ma w swoich szeregach kilku krajowych czempionów. – Nie jestem do końca usatysfakcjonowany, ponieważ liczyliśmy na zwycięstwo – przyznaje ze smutkiem jeden z nich, 27-letni Grzegorz Lanzer, brązowy medalista Mistrzostw Europy. – W Grudziądzu odbyły się bardzo dobre zawody, choć ja nie jestem z siebie zadowolony, bo do mojego rekordu życiowego, czyli 180 kg, zabrakło mi 10 kg. Muszę się wziąć do roboty – motywuje się, przyznając, że stać go na znacznie więcej.
Silni życiowo
– Najbardziej cieszę się z tego, że niepełnosprawni dobrze się u nas czują. Wyniki były mniej ważne – mówi mi Krystyna Grabowska, prezes Centrum Rehabilitacji w Grudziądzu, pokazując świetnie bawiących się niepełnosprawnych sportowców w Leśniczówce w grudziądzkim parku, którzy świętują w tym miejscu po wręczeniu pucharów.
Faktycznie. Widać, że to zgrana grupa, która potrafi odstawić na bok rywalizację i wspólnie żartować przy stole. Gdzieś w głowie wielu z nich pewnie przemykają myśli o kolejnych pucharach i laurach kontynentu lub globu, bo w tych mistrzostwach wzięło udział kilkunastu reprezentantów kraju, jednak nie kategoryzują siebie na lepszych i gorszych. Traktują się na równi. Tak, jak każdy z nich chciałby być traktowany przez społeczeństwo. A nie zawsze jeszcze tak jest.
Gdy pytam Mirosława Maliszewskiego jak trenerom udaje się doprowadzić do tego, by osoba mająca spore problemy z poruszaniem się była w stanie udźwignąć ciężary nawet dwa razy większe niż jej własna waga, odpowiada: – Trenowanie ciężarowców .z niepełnosprawnością jest inne niż pełnosprawnych, bo u tych drugich pracuje całe ciało. A tu tylko jego góra. Jest więc trudniej, trzeba włożyć więcej wysiłku, ale wszystko da się osiągnąć ciężkim treningiem. Musimy też jednak pamiętać o utrudnieniach, które dotyczą każdego niepełnosprawnego. Nawet sam dojazd na trening stanowi większy wysiłek dla kogoś, kto musi poruszać się na wózku. Dlatego ci ludzie mają w sobie olbrzymie samozaparcie i odporność na wszelkie przeszkody, które prowadzą ich do sukcesów. Są po prostu silni życiowo.
Tekst i fot.: Mikołaj Podolski
Niesamowita rywalizacja
…do ostatniego podejścia o trzecie miejsce przebiegała pomiędzy drużynami z Bydgoszczy i Grudziądza. Jako pierwszy podchodził Marcin Spychalski, reprezentujący Triumf Start Bydgoszcz, który w pierwszym podejściu zaliczył 144 kg, a w drugim i trzecim podejściu spalił 147 kg, w efekcie czego drużyna z Bydgoszczy znalazła się na trzecim miejscu z przewagą ośmiu punktów. Nie mając nic do stracenia trener Mirosław Maliszewski z Grudziądza zadysponował na sztangę aż 159 kg. Zawodnik gospodarzy Sebastian Ordański walczył bardzo dzielnie i niewiele zabrakło aby ten ciężar zaliczyć. Niestety podejście nie zostało zaliczone. Drużyna gospodarzy zawodów Centrum Rehabilitacji Grudziądz zajęła ostatecznie piąte miejsce z rezultatem 436,1570 pkt, zostając wyprzedzona przez reprezentację Startu Tranów, której as atutowy – aktualny mistrz Europy Piotr Szymeczek – w ostatnim podejściu wycisnął sztangę ważącą 188 kg, co pozwoliło ekipie z Tarnowa zająć czwarte miejsce z wynikiem 436,7552 pkt, wyprzedzając gospodarzy zaledwie o 0,6982 pkt. (GL)
Wyniki Drużynowych Mistrzostw Polski Niepełnosprawnych w Podnoszeniu Ciężarów w Grudziądzu – 23 listopada 2013 r. (według formuły Wilks’a)
1. Start Wrocław 560,3477 pkt
2. Start Koszalin 489,9450 pkt
3. Triumf-Start Bydgoszcz 4438,95 pkt
4. Start Tarnów 436,7552 pkt
5. Centrum Rehabilitacji Grudziądz 436,1570 pkt.
6. Start Wrocław II 381,476
7. Start Katowice 369,0002
8. Integracyjny Klub Sportowy Warszawa 302,0063
9. Start Gdynia 290,3636
10. Start Tarnów II 267,4207
W tej dyscyplinie startują niesamowici ludzie
O różnicach w rywalizacji pełno i niepełnosprawnych, sportowych planach i Drużynowych Mistrzostwach Polski Niepełnosprawnych w Podnoszeniu Ciężarów z Justyną Kozdryk, jedną z najbardziej utytułowanych polskich sztangistek, rozmawia Mikołaj Podolski.
– W Grudziądzu podczas mistrzostw Polski można było Cię zobaczyć nie jako zawodniczkę, lecz jako sędziego, mogłaś więc dobrze się przyjrzeć tym zmaganiom. Czy twoim zdaniem można uznać te zawody za sportowo udane?
– Zdecydowanie tak. Przede wszystkim było bardzo mało podejść spalonych. Poza tym spójrzmy choćby na Emilię Kasak, która ważąc 33 kg wyciska grubo ponad 50 kg. A wkrótce będzie wyciskać dwa razy więcej niż sama waży. Tu startują naprawdę niesamowici ludzie.
– Emilia pobiła rekord kraju, podobnie jak kilku innych zawodników. Jednak zdaniem niektórych powinno ich paść tam więcej…
– To ostatni okres startowy tego roku, więc nie można było wymagać od zawodników szczytowej formy. Ona powinna przychodzić na zawody wielkiej rangi, czyli mistrzostwa świata lub Europy.
– Startujesz zarówno w zawodach pełnosprawnych, jak i niepełnosprawnych w podnoszeniu ciężarów. Czy one się różnią od siebie?
– Zwodnicy pełnosprawni używają specjalnych kostiumów, które pomagają osiągnąć lepsze wyniki. One działają jak sprężyna, a rękawy wychodzą praktycznie do przodu. I sama po sobie widziałam ile to daje. Bez tego wyciskałam najwięcej około 100 kg, a w tej koszulce udało się 130 kg. Więc gdyby i niepełnosprawni używali tego „wspomagacza”, mieliby dużo, dużo lepsze wyniki. Osobiście nie należę do zwolenników tego typu akcesoriów, bo przez to nie mamy wymiernika naturalnej siły. Patrząc jednak z drugiej strony, kolarze, piłkarze, czy przedstawiciele wielu innych dyscyplin też używają specjalistycznego sprzętu.
– Rywalizacja wśród niepełnosprawnych jest większa?
– Ja zaczęłam startować w wyciskaniu sztangi leżąc jako zawodniczka pełnosprawnych. To był 1999 r. Miałam dobre wyniki, dzięki czemu pojechałam na mistrzostwa świata. Wtedy zajęłam piąte miejsce. Wszyscy mi powtarzali, że to ogromny sukces, zwłaszcza jak na debiutantkę, ale na mnie to nie robiło specjalnego wrażenia. Dopiero w 2004 r., dzięki trenerowi Krzysztofowi Owsianemu, znalazłam się w sporcie niepełnosprawnych. Byłam już wtedy najlepsza na świecie i uważałam, że skoro wygrywam wśród pełnosprawnych, to bez problemu pokonam ich wszystkich. Dostałam jednak pstryczka w nos, bo było znacznie trudniej. Dopiero w tym roku udało mi się zdobyć złoto na mistrzostwach Europy wśród niepełnosprawnych. Więc szczerze przyznaję, że różnica między pełno a niepełnosprawnymi nie jest wcale tak oczywista, jakby się niektórym wydawało.
– A na co mogą liczyć Twoi kibice w przyszłym roku?
– Zaczęłam już cykl treningowy do przyszłorocznego sezonu. Chciałabym, by był on moim najlepszym. Choć muszę przyznać, że mam nieciekawą sytuację jeśli chodzi o kalendarz imprez, bo niekiedy zawody pełnosprawnych pokrywają się z tymi dla niepełnosprawnych. Już w tym roku musiałam zrezygnować z mistrzostw świata pełnosprawnych, by wystartować w mistrzostwach Europy niepełnosprawnych. I nie żałuję, bo zdobyłam tam po raz pierwszy złoty medal.
– Czy można się spodziewać Twojego występu na Arnold Sport Festival?
– Bardzo bym chciała. Byłam już trzykrotnie uczestniczką tego festiwalu. On rangą jest zbliżony do igrzysk olimpijskich, ale trwa tylko cztery dni. Nie mam pewności, że w 2014 r. również dostanę zaproszenie, bo w końcu nie brałam udziału w mistrzostwach świata.
– A co potem?
– Potem będą mistrzostwa świata niepełnosprawnych, gdzie będzie trudno zdobyć medal, ponieważ cały świat poszedł daleko do przodu jeśli chodzi o wyniki. Ja spadłam już w rankingu z drugiej na trzecią pozycję, dlatego nie wiadomo czego będzie można się spodziewać w tych zawodach. A po nich będą mistrzostwa świata wśród pełnosprawnych…
– Czyli możesz zostać podwójną mistrzynią świata?
– (śmiech) Zobaczymy… Ale w 2014 r. będą też mistrzostwa Europy wśród pełnosprawnych, gdzie też mam szanse na medal.
– Strasznie pracowity rok Cię czeka…
– O tak! I mało czasu na odpoczynek, bo na co dzień jestem pracownikiem cywilnym komendy Powiatowej Policji w Grójcu. Ale zarówno sport, jak i praca zawodowa dają mi wiele satysfakcji.
„Silni życiowo” walczyli z ciężarami
– Ci ludzie mają w sobie olbrzymie samozaparcie i odporność na wszelkie przeszkody, które prowadzą ich do sukcesów – komentuje jeden z trenerów świetne wyniki, uzyskiwane w Grudziądzu przez ciężarowców z niepełnosprawnością.
Dopiero co zaczęły się Drużynowe Mistrzostwa Polski Niepełnosprawnych w Podnoszeniu Ciężarów w Grudziądzu, a lada chwila może paść nowy rekord Polski. Większość zawodników nawet nie przystąpiła jeszcze do rozgrzewki, podczas gdy grudziądzance Emilii Kasak na sztandze asystenci wieszają 56 kg. Niby nic wielkiego, sprawny mężczyzna nie miałby większych problemów z takim wyzwaniem. Ale Emilia jest kobietą i waży ledwie 33 kg. Ten ciężar to 170 proc. masy jej ciała.
Ta 28-letnia sportsmenka z niepełnosprawnością trenuje od 10 lat. Już na pierwszych swoich mistrzostwach w Katowicach zdobyła trzecie miejsce. Wtedy jeszcze w kategorii do 40 kg. Sama kiedyś niemal tyle ważyła. Mogła unieść naprawdę dużo – na Słowacji zdarzyło się nawet 75 kg. Ale potem lekarz kazał jej zbić wagę do 33 kg z uwagi na jej zdrowie, zaś jej kategorię zmieniono na do 41 kg. Do limitu brakuje jej więc aż 8 kg, lecz mimo to Emilia dalej jak równy z równym rywalizuje z cięższymi zawodniczkami.
Dziś podniosła już 50 i 54 kg. Ale 56 kg w trzeciej, ostatniej próbie byłoby nowym rekordem Polski. Nie jest pewna czy da radę. Ostatnio trenowała rzadziej, bo trzy miesiące temu wyszła za mąż, a potem przyplątała się kontuzja barku. Więc zamiast standardowych czterech treningów w tygodniu, ostatnio miało tylko dwa. Poza tym pracuje zawodowo przy produkcji biustonoszy w miejscowym zakładzie i jak każda młoda mężatka stara się w dużej mierze poświęcić nowo założonej rodzinie.
Mąż nie może jej kibicować. Odsypia nockę. Jest za to trener. Mirosław Maliszewski – to czterokrotny medalista paraolimpijski, w tym złoty z 1988 r. Wie jak zrobić z kogoś mistrza. To on udziela jej ostatnich porad, wspiera i dodaje otuchy.
Emilia podchodzi do ławki zamyślona. Siada. Nabiera powietrza. Stara się nie patrzeć na tablicę wyników, oderwać myśli od rekordów, liczb, presji, bo wie, że wtedy nie zapanuje nad swoją siłą. Zna siebie.
Po chwili sędziowie dają sygnał do rozpoczęcia. Sztanga jest już w jej rękach. Wielka w porównaniu z nią samą. Ale grudziądzanka ani myśli się poddawać. Skupia się by ciężar był poziomo gdy go unosi; to bardzo ważne aby wynik został zaliczony. Dźwiga…
Jest! Na jej twarzy widać ogromny wysiłek, jaki włożyła w uniesienie tych 56 kg, ale musi wytrzymać chwilę ze sztangą na wyprostowanych ramionach. Problem w tym, że właśnie wtedy odzywa się kontuzja barku, Do walki z kilogramami dochodzi więc walka z bólem… Udało się! Wykrzyczana komenda kończy podejście, a sędziowie dają znać, że je zaliczają. Emilia Kasak właśnie ustanowiła nowy rekord kraju. Promienieje ze szczęścia.
– Znowu powoli wchodzę w swój rytm – mówi, gdy emocje już opadają. – Mam nadzieję, że będzie już coraz lepiej i ze zdrowiem, i z moimi wynikami. Bo w tej wadze mogłabym dążyć do rekordu 65 kg. To pewnie dla mnie maksimum, a więcej ważyć niestety nie mogę. Ale kto wie co będzie dalej. Może paraolimpiada, mistrzostwa świata…
Euforia i niedosyt
W rozgrywanych pod koniec listopada mistrzostwach, których organizatorami są Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „Start” w Warszawie oraz grudziądzkie Centrum Rehabilitacji im. ks. Biskupa Jana Chrapka, pada jeszcze kilka innych rekordów. Rywalizacja odbywa się w 5-osobowych zespołach, które stanowią jeden junior, jedna kobieta i trójka seniorów. Tym razem startuje aż 10 ekip, w tym dwie z Wrocławia.
– Zawsze mamy tu wiele drużyn z wielu miast, zawodnicy się męczą, pocą, starają walczyć jak najlepiej, a i tak zawsze na końcu wygrywa Wrocław – żartuje Emilia.
Ma rację. Co prawda walkę z dominatorami z Dolnego Śląska podejmują zawodnicy z Koszalina, ale ostatecznie muszą uznać wyższość Startu Wrocław. – Od pierwszych Drużynowych Mistrzostw Polski wystawiamy 2-3 drużyny i jedna z nich musi zwyciężyć. A było i tak, że mieliśmy dwa pierwsze miejsca – nie ukrywa zadowolenia 28-letni Sławomir Szymański, zawodnik wrocławskiego Startu.
On tego dnia nie daje rady pobić rekordu Polski, jednak niewykluczone, że zrobi to w najbliższych miesiącach. Jest bowiem jednym z najlepszych ciężarowców wśród niepełnosprawnych, piątym obecnie zawodnikiem w Europie w swojej kategorii, który karierę zaczynał od mistrzostwa świata juniorów.
– Indywidualnie też jesteśmy bardzo silni i z każdych mistrzostw przywozimy worek medali – dodaje Szymański na temat swojego klubu. – Muszę jednak przyznać, że tym razem losy naszego zwycięstwa nie były pewne do samego końca. Mieliśmy osłabiony skład, ale i tak ostatecznie zwyciężyliśmy z przewagą 60 punktów. Cieszę się, że tu wygraliśmy, bo to były bardzo dobrze obsadzone i zorganizowane zawody.
Zadowoleni są również sportowcy z Grudziądza, którzy, nie tylko dzięki Emilii, uplasowali się w środku stawki, zajmując piąte miejsce. – Emilia wcale nie jest u nas wyjątkiem – przyznaje z dumą trener Mirosław Maliszewski. – W naszej drużynie mamy samych medalistów mistrzostw Polski z niedawnych zawodów w Bydgoszczy. Jako klub zdobyliśmy ich tam łącznie siedem: 5 złotych i dwa brązowe. Cały czas się rozwijamy.
Największy niedosyt panuje za to wśród siłaczy ze Startu Koszalin, który też ma w swoich szeregach kilku krajowych czempionów. – Nie jestem do końca usatysfakcjonowany, ponieważ liczyliśmy na zwycięstwo – przyznaje ze smutkiem jeden z nich, 27-letni Grzegorz Lanzer, brązowy medalista Mistrzostw Europy. – W Grudziądzu odbyły się bardzo dobre zawody, choć ja nie jestem z siebie zadowolony, bo do mojego rekordu życiowego, czyli 180 kg, zabrakło mi 10 kg. Muszę się wziąć do roboty – motywuje się, przyznając, że stać go na znacznie więcej.
Silni życiowo
– Najbardziej cieszę się z tego, że niepełnosprawni dobrze się u nas czują. Wyniki były mniej ważne – mówi mi Krystyna Grabowska, prezes Centrum Rehabilitacji w Grudziądzu, pokazując świetnie bawiących się niepełnosprawnych sportowców w Leśniczówce w grudziądzkim parku, którzy świętują w tym miejscu po wręczeniu pucharów.
Faktycznie. Widać, że to zgrana grupa, która potrafi odstawić na bok rywalizację i wspólnie żartować przy stole. Gdzieś w głowie wielu z nich pewnie przemykają myśli o kolejnych pucharach i laurach kontynentu lub globu, bo w tych mistrzostwach wzięło udział kilkunastu reprezentantów kraju, jednak nie kategoryzują siebie na lepszych i gorszych. Traktują się na równi. Tak, jak każdy z nich chciałby być traktowany przez społeczeństwo. A nie zawsze jeszcze tak jest.
Gdy pytam Mirosława Maliszewskiego jak trenerom udaje się doprowadzić do tego, by osoba mająca spore problemy z poruszaniem się była w stanie udźwignąć ciężary nawet dwa razy większe niż jej własna waga, odpowiada: – Trenowanie ciężarowców .z niepełnosprawnością jest inne niż pełnosprawnych, bo u tych drugich pracuje całe ciało. A tu tylko jego góra. Jest więc trudniej, trzeba włożyć więcej wysiłku, ale wszystko da się osiągnąć ciężkim treningiem. Musimy też jednak pamiętać o utrudnieniach, które dotyczą każdego niepełnosprawnego. Nawet sam dojazd na trening stanowi większy wysiłek dla kogoś, kto musi poruszać się na wózku. Dlatego ci ludzie mają w sobie olbrzymie samozaparcie i odporność na wszelkie przeszkody, które prowadzą ich do sukcesów. Są po prostu silni życiowo.
Tekst i fot.: Mikołaj Podolski
Niesamowita rywalizacja
…do ostatniego podejścia o trzecie miejsce przebiegała pomiędzy drużynami z Bydgoszczy i Grudziądza. Jako pierwszy podchodził Marcin Spychalski, reprezentujący Triumf Start Bydgoszcz, który w pierwszym podejściu zaliczył 144 kg, a w drugim i trzecim podejściu spalił 147 kg, w efekcie czego drużyna z Bydgoszczy znalazła się na trzecim miejscu z przewagą ośmiu punktów. Nie mając nic do stracenia trener Mirosław Maliszewski z Grudziądza zadysponował na sztangę aż 159 kg. Zawodnik gospodarzy Sebastian Ordański walczył bardzo dzielnie i niewiele zabrakło aby ten ciężar zaliczyć. Niestety podejście nie zostało zaliczone. Drużyna gospodarzy zawodów Centrum Rehabilitacji Grudziądz zajęła ostatecznie piąte miejsce z rezultatem 436,1570 pkt, zostając wyprzedzona przez reprezentację Startu Tranów, której as atutowy – aktualny mistrz Europy Piotr Szymeczek – w ostatnim podejściu wycisnął sztangę ważącą 188 kg, co pozwoliło ekipie z Tarnowa zająć czwarte miejsce z wynikiem 436,7552 pkt, wyprzedzając gospodarzy zaledwie o 0,6982 pkt. (GL)
Wyniki Drużynowych Mistrzostw Polski Niepełnosprawnych w Podnoszeniu Ciężarów w Grudziądzu – 23 listopada 2013 r. (według formuły Wilks’a)
1. Start Wrocław 560,3477 pkt
2. Start Koszalin 489,9450 pkt
3. Triumf-Start Bydgoszcz 4438,95 pkt
4. Start Tarnów 436,7552 pkt
5. Centrum Rehabilitacji Grudziądz 436,1570 pkt.
6. Start Wrocław II 381,476
7. Start Katowice 369,0002
8. Integracyjny Klub Sportowy Warszawa 302,0063
9. Start Gdynia 290,3636
10. Start Tarnów II 267,4207
W tej dyscyplinie startują niesamowici ludzie
O różnicach w rywalizacji pełno i niepełnosprawnych, sportowych planach i Drużynowych Mistrzostwach Polski Niepełnosprawnych w Podnoszeniu Ciężarów z Justyną Kozdryk, jedną z najbardziej utytułowanych polskich sztangistek, rozmawia Mikołaj Podolski.
– W Grudziądzu podczas mistrzostw Polski można było Cię zobaczyć nie jako zawodniczkę, lecz jako sędziego, mogłaś więc dobrze się przyjrzeć tym zmaganiom. Czy twoim zdaniem można uznać te zawody za sportowo udane?
– Zdecydowanie tak. Przede wszystkim było bardzo mało podejść spalonych. Poza tym spójrzmy choćby na Emilię Kasak, która ważąc 33 kg wyciska grubo ponad 50 kg. A wkrótce będzie wyciskać dwa razy więcej niż sama waży. Tu startują naprawdę niesamowici ludzie.
– Emilia pobiła rekord kraju, podobnie jak kilku innych zawodników. Jednak zdaniem niektórych powinno ich paść tam więcej…
– To ostatni okres startowy tego roku, więc nie można było wymagać od zawodników szczytowej formy. Ona powinna przychodzić na zawody wielkiej rangi, czyli mistrzostwa świata lub Europy.
– Startujesz zarówno w zawodach pełnosprawnych, jak i niepełnosprawnych w podnoszeniu ciężarów. Czy one się różnią od siebie?
– Zwodnicy pełnosprawni używają specjalnych kostiumów, które pomagają osiągnąć lepsze wyniki. One działają jak sprężyna, a rękawy wychodzą praktycznie do przodu. I sama po sobie widziałam ile to daje. Bez tego wyciskałam najwięcej około 100 kg, a w tej koszulce udało się 130 kg. Więc gdyby i niepełnosprawni używali tego „wspomagacza”, mieliby dużo, dużo lepsze wyniki. Osobiście nie należę do zwolenników tego typu akcesoriów, bo przez to nie mamy wymiernika naturalnej siły. Patrząc jednak z drugiej strony, kolarze, piłkarze, czy przedstawiciele wielu innych dyscyplin też używają specjalistycznego sprzętu.
– Rywalizacja wśród niepełnosprawnych jest większa?
– Ja zaczęłam startować w wyciskaniu sztangi leżąc jako zawodniczka pełnosprawnych. To był 1999 r. Miałam dobre wyniki, dzięki czemu pojechałam na mistrzostwa świata. Wtedy zajęłam piąte miejsce. Wszyscy mi powtarzali, że to ogromny sukces, zwłaszcza jak na debiutantkę, ale na mnie to nie robiło specjalnego wrażenia. Dopiero w 2004 r., dzięki trenerowi Krzysztofowi Owsianemu, znalazłam się w sporcie niepełnosprawnych. Byłam już wtedy najlepsza na świecie i uważałam, że skoro wygrywam wśród pełnosprawnych, to bez problemu pokonam ich wszystkich. Dostałam jednak pstryczka w nos, bo było znacznie trudniej. Dopiero w tym roku udało mi się zdobyć złoto na mistrzostwach Europy wśród niepełnosprawnych. Więc szczerze przyznaję, że różnica między pełno a niepełnosprawnymi nie jest wcale tak oczywista, jakby się niektórym wydawało.
– A na co mogą liczyć Twoi kibice w przyszłym roku?
– Zaczęłam już cykl treningowy do przyszłorocznego sezonu. Chciałabym, by był on moim najlepszym. Choć muszę przyznać, że mam nieciekawą sytuację jeśli chodzi o kalendarz imprez, bo niekiedy zawody pełnosprawnych pokrywają się z tymi dla niepełnosprawnych. Już w tym roku musiałam zrezygnować z mistrzostw świata pełnosprawnych, by wystartować w mistrzostwach Europy niepełnosprawnych. I nie żałuję, bo zdobyłam tam po raz pierwszy złoty medal.
– Czy można się spodziewać Twojego występu na Arnold Sport Festival?
– Bardzo bym chciała. Byłam już trzykrotnie uczestniczką tego festiwalu. On rangą jest zbliżony do igrzysk olimpijskich, ale trwa tylko cztery dni. Nie mam pewności, że w 2014 r. również dostanę zaproszenie, bo w końcu nie brałam udziału w mistrzostwach świata.
– A co potem?
– Potem będą mistrzostwa świata niepełnosprawnych, gdzie będzie trudno zdobyć medal, ponieważ cały świat poszedł daleko do przodu jeśli chodzi o wyniki. Ja spadłam już w rankingu z drugiej na trzecią pozycję, dlatego nie wiadomo czego będzie można się spodziewać w tych zawodach. A po nich będą mistrzostwa świata wśród pełnosprawnych…
– Czyli możesz zostać podwójną mistrzynią świata?
– (śmiech) Zobaczymy… Ale w 2014 r. będą też mistrzostwa Europy wśród pełnosprawnych, gdzie też mam szanse na medal.
– Strasznie pracowity rok Cię czeka…
– O tak! I mało czasu na odpoczynek, bo na co dzień jestem pracownikiem cywilnym komendy Powiatowej Policji w Grójcu. Ale zarówno sport, jak i praca zawodowa dają mi wiele satysfakcji.