W najlepszej czwórce świata
Ampfutbolowa reprezentacja Polski osiągnęła największy sukces w swojej dotychczasowej historii. Biało-czerwoni zajęli czwarte miejsce na mistrzostwach świata w Culiacan (Meksyk).
– Wiedziałem, że do turnieju przygotowaliśmy się bardzo dobrze, również pod względem mentalnym. Podium było blisko, więc czujemy spory niedosyt po minimalnych porażkach w półfinale i w meczu o trzecie miejsce. Jednak dla drużyny istniejącej stosunkowo krótko jest to gigantyczny sukces – ocenia Mateusz Widłak, pomysłodawca i inicjator Amp Futbol Polska, a także prezes Stowarzyszenia „Amp Futbol”. W marcu 2012 r. kadra rozegrała pierwszy oficjalny mecz. W październiku 2012 r. zadebiutowała na mistrzostwach świata, zajmując jedenaste miejsce na 12 startujących ekip.
– W Kaliningradzie [gospodarz turnieju – przyp. red.] byliśmy żółtodziobami, choć to chyba nawet za mało powiedziane. Wtedy zapłaciliśmy frycowe, a dziś jesteśmy czwartą drużyną na świecie. Gdybym stwierdził, że nie jest to sukces, byłbym hipokrytą – opisuje Marek Dragosz, trener ampfutbolowej reprezentacji Polski.
Przełomowy mecz
W Culiacan zamierzały rywalizować 23 drużyny, podzielone na 6 grup. Biało-czerwoni trafili na Meksyk, Włochy i Gruzję. Reprezentacja tego ostatniego kraju miała być pierwszym przeciwnikiem Polaków, ale ostatecznie nie wzięła udziału w turnieju. – Nie udało im się zdobyć pieniędzy na bilety, dlatego nie przylecieli. Z tego, co wiem, to walczyli do samego końca – mówi Mateusz Widłak, który regularnie uczestniczył w pozyskiwaniu środków finansowych dla reprezentacji Polski na wyjazd za ocean. Różnymi sposobami, m.in. dzięki inicjatywie zorganizowanej na PolakPotrafi.pl, kadra uzbierała potrzebne ok. 120 tys. zł.
Drużyna Marka Dragosza rozpoczęła więc mundial od potyczki z Włochami. – Rywale chcieli nam coś udowodnić za wrześniowy mecz na turnieju Amp Futbol Cup w Warszawie. Wówczas przegrali 0:3, ale wcale nie mieliśmy łatwo. Na mistrzostwach wysoko zawiesili poprzeczkę, jednak wygraliśmy 1:0, co stawiało nas w bardzo dobrej sytuacji – opowiada Marek Zadębski, bramkarz ampfutbolowej reprezentacji Polski. Popularny Dziadek otrzymał czerwoną kartkę (za opuszczenie pola karnego) na początku ostatniego meczu grupowego. Biało-czerwoni prowadzili wówczas 1:0, ale ostatecznie ulegli Meksykowi 2:3. – Mimo że przegraliśmy, to właśnie wtedy narodziła się duża siła w drużynie. Chłopcy uwierzyli, że nawet grając długo w osłabieniu można bardzo dużo pokazać. To był najważniejszy moment na tym turnieju, dobrze graliśmy przeciwko gospodarzom, których wspierały pełne trybuny – analizuje Marek Dragosz.
Historyczny wynik
Polacy awansowali do dalszych gier z drugiego miejsca w grupie. W pierwszym spotkaniu fazy pucharowej pokonali Stany Zjednoczone 3:1. – Po tym meczu przyszedł do nas twórca ampfutbolu w USA i złożył nam bardzo serdeczne gratulacje. Coraz częściej słychać było z różnych obozów, że nasza kadra urosła w siłę od poprzednich mistrzostw i zrobiła kawał dobrej roboty – mówi Marek Zadębski. Jeszcze więcej pochwał spłynęło na biało-czerwonych po ćwierćfinale, w którym wygrali 2:1 z faworyzowaną Argentyną. – Zdobyłem dwie bramki w tym spotkaniu, a w drugą z nich dalej nie mogę uwierzyć. Nie sądziłem, że potrafię przebiec taki kawał boiska [z okolic własnego pola karnego – przyp. red.] i jeszcze strzelić gola – opowiada Bartosz Łastowski, napastnik ampfutbolowej reprezentacji Polski. Dodaje, że ten mecz jest dla niego najmilszym wspomnieniem z turnieju i jeszcze nigdy w życiu nie czuł takiej radości.
W półfinale ekipa Marka Dragosza przegrała z Angolą 0:1. – Zabrakło nam sił, chłopcy odczuwali już trudy mistrzostw. Graliśmy o 11:30, czyli w największym słońcu, a w takich warunkach zespół z Afryki miał łatwiej. W mojej ocenie to był najtrudniejszy moment na mistrzostwach, ale nie szukam żadnych usprawiedliwień – analizuje trener reprezentacji. W meczu o trzecie miejsce Polska zmierzyła się z Turcją, z którą podczas wrześniowego Amp Futbol Cup przegrała 1:5. W Culiacan skończyło się wynikiem 0:1 i brązowy medal przypadł rywalom. Po złoto sięgnęła Rosja, pokonując w finale Angolę 3:1.
Z wsparciem kibiców
Mateusz Widłak przyznaje, że nie zabrakło niedociągnięć ze strony organizatorów mistrzostw. Na ceremonię otwarcia drużyny dotarły wcześniej niż… ciężarówka m.in. ze sceną i krzesłami dla oficjeli. Z kolei scenę na ceremonię zamknięcia pomalowano dopiero w trakcie finału. Jednak wszystkie wpadki zostały nadrobione serdecznością, atmosferą i tłumami na trybunach. – Po meczach wiele osób chciało zrobić sobie z nami zdjęcia, co było bardzo miłe i fajne. Nie czuliśmy bariery związanej z niepełnosprawnością, widziano w nas sportowców – opisuje prezes Stowarzyszenia „Amp Futbol”.
Nie tylko kibice, ale również fachowcy nie szczędzili pochwał pod adresem biało-czerwonych. Polacy zagrali mądrze pod względem taktycznym i przyjemnie dla oka. – Według angielskiego trenera nasz pojedynek z Meksykiem powinno pokazywać się wszystkim ampfutbolistom na świecie jako przykład rozwoju dyscypliny. Już na chłodno, po analizie materiału wideo, pomyślałem sobie, że dawno nie widziałem spotkania w takim tempie, z tyloma sytuacjami podbramkowymi i składnymi akcjami. Może to zabrzmi nieelegancko, ale w nazwijmy tradycyjnym futbolu nie przypominam sobie takiego meczu – mówi Marek Dragosz. Jego zdaniem fantastyczne i odczuwane na każdym kroku było wsparcie ze strony kibiców z Polski. Reprezentacja przekonała się, że gra nie tylko dla siebie, ale dla coraz szerszego grona osób.
Efekt mistrzostw
Transmisje internetowe i wiadomości z Meksyku spowodowały, że wśród osób z niepełnosprawnością wzrosło zainteresowanie treningami w klubach powstających w Polsce. Widać to m.in. na przykładzie Gryfa Szczecin. – Przed mistrzostwami było nas w sumie trzech. Tylko po dwóch dniach turnieju, po meczach z USA i Argentyną, okazało się, że jest już ośmiu zawodników. To duża promocja ampfutbolu – informuje Bartosz Łastowski.
Mateusz Widłak zwraca uwagę, że 2014 r. stał pod znakiem przygotowań do mistrzostw świata, a plany na 2015 r. zakładają właśnie rozwój piłki klubowej. Powstał już projekt rozgrywek, w których najprawdopodobniej wezmą udział: Amp Futbol Kraków, GKS Góra (koło Płocka), Gryf Szczecin i Amp Futbol Warszawa. Każda z ekip zorganizuje turniej, a pierwszy z nich odbędzie w marcu lub kwietniu. Wcześniej, bo na początku lutego, biało-czerwoni polecą do Hiszpanii, gdzie zmierzą się z miejscową reprezentacją i Anglią.
Marek Zadębski wierzy, że wynik z Meksyku przełoży się nie tylko na większą liczbę ampfutbolistów w Polsce. – Ciągle potrzebujemy wsparcia finansowego. W klubach mamy to, co uda nam się wydreptać, czyli np. wodę czy sprzęt. Kiedy można przedstawić realny sukces, a takim jest czwarte miejsce na świecie, to rozmowy z potencjalnymi partnerami powinny być łatwiejsze – mówi bramkarz. Ten 43-latek i pozostali kadrowicze z Amp Futbol Kraków otrzymali ostatnio medale oraz komplet strojów dla klubu od Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Mateusz Widłak: – Uważam, że najlepszy mecz na tych mistrzostwach, a zarazem jeden z najlepszych w całej swojej historii, Polacy zagrali przeciwko Argentynie. To było również bardzo ważne spotkanie, ponieważ zadecydowało o naszym awansie do czołowej czwórki. Rywale należą do potentatów, na poprzednim mundialu zajęli czwarte miejsce, a wcześniej drugie.
Marek Dragosz: – Gdybym na jednej szalce wagi miał położyć osiągnięty wynik sportowy, a na drugiej coś, co zbudowaliśmy w Meksyku, to zdecydowanie ważniejsza jest ta druga kwestia. Mam nadzieję, że stanie się to wielką odskocznią. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym już był zadowolony. Po przylocie do Polski powiedziałem chłopakom, że nie jest istotne, co do tej pory zrobiliśmy, ale co z tym zrobimy w przyszłości.
Marek Zadębski: – Przed mistrzostwami nie uwierzyłbym we wróżbę mówiącą o zdobyciu czwartego miejsca. Nie z powodu braku wiary w swoje umiejętności, ale z szacunku do doświadczonych rywali. Takich zespołów jak np. Anglia czy Uzbekistan nigdy nie należy lekceważyć. Jednak te zespoły z górnej półki znalazły się za nami.
Bartosz Łastowski: – Mecz z Meksykiem pokazał, że potrafimy walczyć. Długo graliśmy w osłabieniu, było ciężko, wszystkim brakowało powietrza, ale zacisnęliśmy pięści. Udowodniliśmy, że nie jesteśmy zbiorem indywidualności tylko prawdziwym zespołem. Od poprzednich mistrzostw każdy ciężko pracował na swoje miejsce w kadrze.
Marcin Gazda
fot. Grzegorz Press
Data publikacji:19.12.2014 r.