W słońcu (i cieniu) Hiszpanii

Costa del Sol to popularny region turystyczny w Andaluzji rozciągający się na długości ok. 300 km wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, od Gibraltaru aż do przylądka Cabo de Gata. To jeden z najcieplejszych zakątków Europy oferujący turystom zarówno słoneczne plaże, jak i przepiękne zabytki. W 2011 roku tu właśnie postanowiłyśmy spędzić z koleżankami nasze babskie wakacje.

Na kilka miesięcy wcześniej zarezerwowałyśmy lot z Wrocławia do Malagi i trzygwiazdkowy hotel w Torremolinos. Nie miałam kłopotów ze znalezieniem przystosowanego hotelu ( ja i jedna z koleżanek to „wózkowiczki”. Z lotniska w Maladze pojechałyśmy do hotelu przystosowaną taksówką. Znajdował się przy ruchliwej ulicy, w centrum miasta, ale dość daleko od plaży. Pokój nie do końca spełniał nasze oczekiwania, gdyż łazienka była przystosowana w sposób nie do końca uwzględniający potrzeby osób na wózkach (brodzik z progiem, wysoka toaleta), ale każde nowe miejsce to wyzwanie i nie każda adaptacja jest odpowiednia dla wszystkich niepełnosprawnych.
W hotelu zawsze było gwarno i głośno, a wieczorami odbywały się potańcówki, w których brali udział zarówno starsi goście jak i młodzież, bawiąc się często wspólnie, spontanicznie. Panie z kolorowymi wachlarzami i kwiatami wpiętymi w siwe włosy, starsi panowie w kolorowych koszulach to widok, który tu nikogo nie dziwi. Od razu przypadła nam też do gustu świetna kuchnia serwowana w hotelowej restauracji. Samo miasto też oferowało wiele atrakcji i tętniło życiem całą dobę. Wieczorami miło było posiedzieć przy lampce sangrii z owocami, popatrzeć na popisy akrobatów, posłuchać kogoś grającego na gitarze, etc. Sklepy, otwarte do późna, też kusiły bogatym asortymentem, więc i zakupy są jedną z lokalnych atrakcji. Do tego ta wspaniała, niezawodna pogoda. Będąc tutaj trzeba obowiązkowo zobaczyć pokaz flamenco. My wybrałyśmy znaną w okolicy kawiarnię. Schody nie były problemem, obsługa sprawnie i ochoczo wniosła nas do lokalu. Flamenco to nie tylko taniec i muzyka cyganów andaluzyjskich. To filozofia, ekspresja, namiętność. Autentyczność można osiągnąć tylko przez duende – wyzwolenie emocji, stan euforycznego uniesienia, wyzbycie się lęków i wszelkich zahamowań…

Torremolinos znane jest ze swoich plaż. Niedaleko hotelu znajdował się przystanek, więc kilkukilometrowa odległość nie stanowiła problemu, tym bardziej, że kursowały tam niskopodłogowe autobusy. O jakich porach? Bóg raczy wiedzieć. Kto cierpliwie czekał, to się i doczekał. Większym problemem – jak się okazało – była dobra wola (czy raczej jej brak) kierowców, którzy nie zawsze chętnie otwierali rampę i nie każdy z nich kwapił się do pomocy. Często po prostu ktoś z pasażerów pomagał nam dostać się do środka.
Nie chciałyśmy wypoczywać tylko w trybie plażowo-kawiarnianym, więc zaraz na początku pobytu zaczęłyśmy dopytywać się o możliwości skorzystania z wycieczek fakultatywnych. Andaluzja to mieszanka ojczystej hiszpańskiej kultury i arabskich wpływów. Tu narodziła się korrida. Ten słoneczny, najbardziej na południe wysunięty region Hiszpanii jest niezwykle atrakcyjny pod względem turystycznym. Andaluzja leżąca między Europą a Afryką, między Morzem Śródziemnym a Oceanem Atlantyckim często nazywana jest „pomostem między kontynentami”, „bramą Europy”, „miejscem spotkania mórz”.

Lokalne biura podróży oferują wiele wycieczek – do Sewilli, Kordoby, Rondy, Malagi, Granady, Gibraltaru, a nawet do Maroka. Zaraz na początku pobytu zaczęłam dopytywać się o możliwość skorzystania z tej bogatej oferty. Bezradnie rozkładano ręce, informując o braku przystosowanych autokarów. Wcześniej bywałyśmy w różnych krajach i wszędzie udało nam się brać udział w wycieczkach fakultatywnych, choć o przystosowanym transporcie nie było co nawet marzyć. To raczej kwestia logistycznego przygotowania, zorganizowania chętnych (i silnych) ludzi do pomocy. Tym razem napotykałyśmy na niewidzialną ścianę niemocy, jakąś niechęć do wychodzenia poza oferowany standard. W lokalnym biurze informacji turystycznej też nie udało nam się uzyskać ani pomocy, ani informacji o możliwości udziału w wycieczkach, nawet gdyby to miało wiązać się z dodatkowymi kosztami, które gotowe byłyśmy ponieść. Zaglądałyśmy do każdego napotkanego biura podróży. Któregoś dnia wybrałyśmy się do pobliskiej Benalmadeny. To urocza (ale trochę pagórkowata) miejscowość, do której również kursują niskopodłogowe autobusy. I tam wstąpiłyśmy do lokalnego biura oferującego wycieczki. Miła pani wykonała kilka telefonów i w końcu poinformowała nas, że możemy pojechać do Gibraltaru (dojazd, czas wolny i powrót). Zapłaciłyśmy i następnego dnia czekałyśmy pod hotelem na autokar. Przyjechał. Wyszedł do nas pilot i …zdziwił się na nasz widok. Dość obcesowo poinformował, że ani on, ani kierowca nie mogą dźwigać, i że nie możemy pojechać. Próbowałam przekonać go, tłumacząc, że panowie pracujący w recepcji naszego hotelu są gotowi nam pomóc, a na miejscu wystarczy kogoś znaleźć do pomocy. Wśród ogromnej rzeszy turystów zawsze można liczyć na pomoc, o czym nie raz się przekonałyśmy. Nieprzyjemny Hiszpan był jednak nieprzejednany. Poprosiłam o zwrot pieniędzy, informując, że kupiłyśmy wycieczkę w innym mieście. Rzucił krótkie take a taxi i na tym się skończyła nasza rozmowa.

Taksówka? Tak. Skorzystałyśmy z tej możliwości i we czwórkę pojechałyśmy do Granady. Nasz kierowca – Antonio – okazał się uroczym, pomocnym, zadowolonym z życia człowiekiem. Mijaliśmy piękne krajobrazy Andaluzji, w oddali majaczył łańcuch górski Sierra Nevada i w końcu dotarliśmy do Granady. Naszym celem była Alhambra – najlepiej zachowany pałac arabski na świecie. Poeta Francisco de Icazy napisał: Jeśli spotkasz niewidomego żebraka, to daj mu jałmużnę, kobieto, bo nie ma nic gorszego, niż być ślepym w Granadzie. Udało nam się kupić bilety (dla niepełnosprawnych ulgowe za 10 euro) i po paru chwilach zorientowałyśmy się, że trzy godziny zarezerwowane na tę atrakcję to na pewno za mało. Cały obiekt składa się z kilku części. Otoczony murami główny kompleks Alhambry to stara twierdza Alcazaba, pałace Nasrydów i pałac Karola V. Nieco dalej poza murami jest zespół ogrodowy i pałac Generalife. Większość przejść i obiektów jest przejezdna dla wózkowiczów, ale odległości, wzniesienia i nierówności były chwilami trudne do pokonania. Od czasu do czasu ktoś życzliwie pomagał nam pokonać najtrudniejsze odcinki. Wszelkie trudy rekompensowały widoki i bajeczne cuda mauretańskiej architektury. Bogato rzeźbione stiukowe sklepienia, fryzy, kapitele i łuki, geometryczne mozaiki zapierają dech w piersiach. Andaluzyjskie słońce też dawało się niektórym we znaki. Koleżanka poczuła się słabo i położyła się na ławce. Po chwili podszedł do niej strażnik, informując, że nie wolno tego robić (?!). Tymczasem my – wózkowiczki – dotarłyśmy do Pałacu Karola V i okazało się, że nasze bilety straciły ważność, trzeba je uaktualnić, a droga powrotna do kasy to co najmniej godzina drogi. Żadne prośby i przekonywanie, by załatwić to np. telefonicznie, nie skutkowały. W końcu młoda Hiszpanka, będąca świadkiem tej sceny wzięła nasze bilety i poszła załatwić tę sprawę. Po raz kolejny zetknęłyśmy się z „przepisowym” myśleniem, brakiem elastyczności i z niechęcią do okazania choćby zrozumienia sytuacji. Pałac Karola V jest solidny, ogromny, natomiast Pałac Nasrydów ma w sobie więcej lekkości, finezji, ozdób. Miejscem najczęściej fotografowanym jest Dziedziniec Lwów z usytuowaną centralnie charakterystyczną fontanną, wykorzystującą – co niezwykłe dla islamu – 12 postaci lwów. Kiedy chrześcijanie zdobyli Granadę i król Boabdil podpisał kapitulację, jego matka Aisza powiedziała: Rozejrzyj się dobrze i patrz, co tracisz. Wszyscy królowie umierali w Granadzie, a w tobie umarło królestwo Granady.

Do Malagi pojechałyśmy autobusem. To miasto słońca, szerokich bulwarów, ciekawych muzeów i wspaniałych restauracji. Tu urodził się Pablo Picasso i Antonio Banderas. Wybrałyśmy się do Muzeum Pabla Picassa, które znajduje się w pałacu Buenavista. Stała kolekcja stanowi darowiznę wnuka i jego żony. Obrazy z różnych okresów życia artysty ilustrują jego rozwój, zmiany w postrzeganiu świata i ludzi oraz bez wątpienia niezwykły kunszt. Nie było nikogo takiego ani przed nim, ani po nim.
Po Maladze – podobnie jak w wielu innych miastach świata – kursuje turystyczny autobus Bus Turistico Malaga Tour (niskopodłogowy), który zatrzymuje się w najatrakcyjniejszych punktach. Między przystankami można skorzystać z audioprzewodnika (słuchawki w cenie biletu za 18 euro, bez zniżek dla niepełnosprawnych). Na pewno warto wysiąść przy katedrze. Została zbudowana pomiędzy rokiem 1528 a 1782. Oryginalne plany zawierały dwie wieże, brak funduszy pozwolił na ukończenie tylko jednej, przez co nadano katedrze czułą nazwę La Manquita – w luźnym tłumaczeniu „jednoręka kobieta”. Dolne partie budowli są gotyckie, podczas gdy górne i fasady prezentują styl barokowy. Wnętrze zachwyca nie tylko wystrojem, ale i swoim monumentalnym ogromem. Wyjątkową częścią katedry jest chór z 58 drewnianymi figurami, z których większość została wykonana przez słynnego rzeźbiarza – Pedro de Mena. Katedra otoczona jest gąszczem uliczek z mnóstwem kafejek, pośród starych kamienic. Miło było poczuć tętno tego Rajskiego Miasta. Tak trafnie określił Malagę hiszpański poeta, laureat nagrody Nobla Vicenta Aleixandre.

Jest takie hiszpańskie powiedzenie: soy un angel te lo juro, los cuernos los tengo solo para aguantar mi aro (jestem aniołkiem, przysięgam, różki mam tylko po to, aby utrzymać aureolkę). Mam wrażenie, że Hiszpania odsłoniła przede mną zarówno różki, jak i aureolę.

Zobacz galerię…

Lilla Latus
fot.: archiwum autorki

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również