Stwardnienie rozsiane nie musi grozić wózkiem inwalidzkim
Stwardnienie rozsiane często wykrywane jest u ludzi młodych, między 20. a 40. rokiem życia, choroba ta nie musi jednak doprowadzić do wózka inwalidzkiego – przekonywał prof. Krzysztof Selmaj 26 listopada na warsztatach dziennikarskich w Warszawie.
Specjalista podkreślił, że decydujące znacznie ma wczesne rozpoznanie choroby i właściwe od początku jej leczenie.
W Polsce ponad 40 tys. osób choruje na stwardnienie rozsiane (SM), chorobę autoimmunologiczną powodującą uszkodzenie osłony mielinowej nerwów, czego skutkiem jest destrukcja neuronów. Pierwszym objawem mogą być zaburzenia ruchowe (45 proc. przypadków), najczęściej w postaci drętwienia (palców, stopy), niedowładów oraz zakłócenia równowagi. U 40 proc. chorych powstają zaburzenia widzenia, a 35 proc. odczuwa zaburzenia czuciowe. Dolegliwości zależą od tego, w jakim rejonie mózgu lub rdzenia kręgowego doszło do uszkodzenia komórek nerwowych i jak są one duże.
Kierownik Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi prof. Krzysztof Selmaj podkreślił, że u prawie jednej trzeciej chorych SM ma łagodny przebieg, dzięki czemu nawet po 15 latach zachowują oni pełną sprawność i mogą normalnie funkcjonować, podobnie jak ludzie zdrowi. Przyznał, że u kilkunastu procent pacjentów choroba ma ciężki przebieg i już po 3 latach mogą się oni poruszać się jedynie na wózku inwalidzkim.
– Na początku, zaraz po wykryciu SM, trudno na ogół przewidzieć, jaki będzie miała ona przebieg u konkretnego chorego, czy będzie postępować z nasilającą się niepełnosprawnością – powiedział Selmaj. – Zwykle gorzej rokują ci, u których pierwszym objawem jest niedowład, a lepiej chorzy z zaburzenie widzenia. Dodał, że ważne jest również, w jakim tempie następuje zaostrzenie choroby. Gorsze rokowania są wtedy, gdy kolejne rzuty choroby pojawiają się już po kilku miesiącach niż wówczas, gdy pojawiają się po 2-3 latach.
Rezonans magnetyczny pozwala stwierdzić, jakie zmiany powstały w układzie nerwowym i w jakich miejscach. Pomaga wykryć chorobę, natomiast niewiele mówi o tym, jak będzie ona postępowała. – Jedynie wtedy, gdy zmian tych jest dużo i są one aktywne, może podejrzewać, że choroba będzie miała bardziej agresywny przebieg – powiedział specjalista.
Selmaj podkreślił, że wiele zależy od wczesnego wykrycia choroby, jak tylko pojawią się pierwsze objawy. Szybciej można wtedy zastosować terapię, która zahamuje rozwój stwardnienia rozsianego, bo wyleczyć SM nie można. Jest to choroba przewlekła, podobnie jak cukrzyca czy nadciśnienie tętnicze krwi. – Jednak zwłoka kilku miesięcy, a nawet kilku tygodni może skutkować większym pogorszeniem sprawności chorego – zauważył.
W leczeniu SM jest ogromny postęp. – Pierwszy lek pojawił się już przed 20 laty, teraz zarejestrowanych i stosowanych jest siedem leków, a trzy kolejne są w zaawansowanej fazie badań – powiedział Selmaj. W Polsce kłopot jest jedynie z pełną dostępnością do leczenia z powodu wysokich kosztów terapii. Choć się ona poprawia, to nadal jest niewystarczająca.
Według Selmaja, refundowane są leki podstawowe, takie jak interferon beta i octan glatimeru. W czerwcu 2014 r. zniesiono ograniczenie, że nie mogą być stosowane dłużej niż 5 lat. – Kłopot polega jednak na tym, że te leki pomagają jedynie 35 proc. pacjentów z SM, dwukrotnie bardziej skuteczne są natomiast leki nowszej generacji, tzw. drugiego rzutu, ale w naszym kraju są dostępne jedynie w ograniczonym zakresie – podkreślił.
W Unii Europejskiej zarejestrowanych jest sześć nowych preparatów stosowanych w drugiej linii leczenia, spośród nich w Polsce refundowane są jedynie dwa. – Wskazania unijne tych leków określają, że można je podać pacjentowi już po pierwszym rzucie choroby, natomiast w naszym kraju chory musi mieć aż dwa rzuty. To opóźnia zastosowanie nowoczesnego leczenia, poza tym te leki, czyli drugiej linii, mogą być stosowane nie dłużej niż 5 lat – podkreślił Selmej. Przyznał, że leczenie jest drogie, koszt miesięcznej kuracji sięga 8 tys. zł.
Specjalistka prawa medycznego prof. Dorota Karkowska z Katedry Prawa Ubezpieczeń Społecznych i Polityki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego uważa, że wielu chorych na SM potrzebuje pomocy psychologicznej. 17 proc z nich cierpi na depresję, a 40 proc. odczuwa stany depresyjne. Słabo rozwinięta jest również rehabilitacja neurologiczna. Długość życia chorych na SM jest zwykle o 6-7 lat krótsza niż pozostałej populacji naszego kraju.
Zbigniew Wojtasiński (PAP)
zbw/ agt/ jbr/
Data publikacji: 27.11.2014 r.