„Oniryczne sceny mojego Ślunska"
W ramach obchodów 10-lecia Twórcowni Forma-T przy Małej Galerii Biblioteki Śląskiej w Katowicach, 25 lutego br. odbył się finisaż wystawy Mirona Jana Kościelnego pt. „Oniryczne sceny mojego Ślunska".
Prezentowane obrazy zostały wykonane techniką mieszaną (akwarele z gwaszem) na płótnie. Są inspirowane twórczością Grupy Janowskiej, powstały w ramach pracy licencjackiej pod kierunkiem prof. Jacka Rykały w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Tradycyjne akwarelki generalnie są małe lub nieduże. Tymczasem Miron zaskoczył wszystkich. Na ścianach Małej Galerii zawisły obrazy duże i bardzo duże! Są bajecznie kolorowe. Wzbudzają żywe zainteresowanie, uśmiech aprobaty i pozytywne emocje. Odkrywają olbrzymią wrażliwość autora, jego autentyczną fascynację Śląskiem. Przede wszystkim tym odchodzącym w niepamięć, jego post przemysłowym krajobrazem i ginącym już światem dawnych jego mieszkańców. Światem kojarzącym się z jarmarkami, katarynkami wygrywającymi skoczne melodie, wędrownymi kuglarzami, zbieraczami wszystkiego co się może i nie może przydać, a także z ludźmi tęsknie patrzącymi na zmurszałe kikuty i puste oczodoły murów ich dawnych zakładów pracy i rodzinnych kamienic.
Jak sam mówi dla niego są to „senne wizje upadku wielkiej Cywilizacji Przemysłowej, czyli Ślunska Dziadka Alfreda, ukochanej i kryklanej próby przemycenia widoków z podwórka w skali płótna rozpiętego na blejtramie”. A w pamiętniku dodaje:
„Teraz te czerstwiejące poprzecinane pomarańczowymi pręgami promienie dotykające ciepłem i zwilgotniające potem me czoło przywoływały tę moją dziecięcą gorączkę poznawania podupadłych, blednących trupim cieniem na poboczach miasta żelaznoceglastych widm tego industrialnego cesarstwa zmierzchu epoki, kiedy to dumnie rezydowałem na tej prasileziańskiej ziemi jako Król Samotności, doglądający stalowopędnych, roziskrzonych sekretną techniką włości, zamieszkałych przez stwory różnokształtne, różnomyślące, różnopatrzące”.
Jest katowiczaninem, absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Tworzy bardzo osobliwie, poruszająco. Jest wielką indywidualnością, znaczącą Osobą w Twórcowni Forma-T. To miejsce absolutnie magiczne, inne niż wszystkie inne… W 2005 roku w dawnej pracowni poligraficznej Działu Integracyjno-Biblioterapeutycznego Biblioteki Śląskiej, w piwnicy przy ul. Ligonia zaczęli spotykać się „twórcownicy” – artyści poszukujący siebie i własnego wyrazu w sztuce, czasami niepokorni, czasami nadwrażliwi, wszyscy potrzebujący swojego miejsca na ziemi i wszyscy niebywale utalentowani. „Twórcują” za pomocą pędzla i pióra, od arteterapii poprzez rysunek studyjny i przekaz literacki. Miron „czuje się tam bezpiecznie, jako istotna Część Wspierająca-Uczestnicząca, a jednocześnie OSOBNOŚĆ. Wie, że zawsze może liczyć na Twórcownianą Rodzinę Zastępczą w trudnych chwilach”. Mecenasem i donatorem Twórcowni jest Biblioteka Śląska. Nie jest mi znany drugi podobny przykład wsparcia takiego przedsięwzięcia przez instytucję kulturalną. Wielki ukłon i słowa szczerego uznania dla Śląskiej Książnicy!
Finisaż miał też część literacką, na której Miron objawił swoją inną twaz.
Mirona opowieści o Ślunsku to teksty pełne skojarzeń różnorodnych, słów iskrzących się humorem, dowcipem często przaśnym, gwarowym, ale jeszcze częściej słów wysublimowanych najwyższej próby literackiej.
– Bardzo trudno jest jednak opracowywać redakcyjnie teksty Mirona – mówi Piotr Dudek, jeden z czołowych „twórcowników”. Zastanawiał się głośno co, i jak należy zrobić, by nie tracąc oryginalności jego prozy uprościć ją na tyle, by umożliwić jej odbiór szerszemu gremium, tzw. zwykłemu czytelnikowi.
– „Od kiedy pamiętam zapisuję w kajetach wielopoziomowe impresje, których motywem przewodnim jest również malowana i rysowana osobistym duchem Silesia Superior* i prywatni mieszkańcy, wycieczki z piotrowickiego podwórka” – napisał o sobie Miron w Pamiętniku. Obraz jego Śląska to „kraina historyczna – tygielek domowy języka śląskiego, polskiego, niemieckiego, w maleńkim azylu szarej, chwiejącej się od tąpnięć kopalni Wujek i Barbary, Kamienicy pod 13 – Mirun Maler”. Wszystkie te próby pisarskie współgrają z jego – jako się rzekło – osobliwym malarstwem. Opowieści o Śląsku, jego historii, krajobrazie, a przede wszystkim o ludziach wpisują się w sposób absolutnie oczywisty w jego malarstwo, powstające „na rubieżach górnośląskich zaułków, krzaków i bażołów, pomiędzy groteskowym anytestetyzmem Sztuki Samorodnej a Wysoką Akademią Malowidła bez przymusu z wewnętrznego musu”.
Miron-Mirun Ślązak z duszy i z drzewa genealogicznego, prawdziwy Pniok Nikiszowy. Odnalazł się na wspaniałej katowickiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie zaakceptowano „inność poszukiwacza języka swojego dziwnego świata”. Wystawa Mirona Kościelnego to jego osobisty sukces wyjścia z bezradności i psychicznego chaosu.
Opisując swoje obrazy tłumaczył: – Początkowo chciałem, żeby ich niejednoznaczne zamyślone spojrzenia wprowadzały widza w nastrój refleksji, zadumy nad losem wielkich dostojnych fabryk i zagraconych podwórek. To jakby, wraz z unifikacją tamtej rzeczywistości, te ruiny przedstawiały mnie na tle upadającego czasu i przemijających wraz ze mną moich przyjaciół.
Na obrazach Mirona jest bardzo wiele postaci zarówno fantastycznych jak i rzeczywistych, bliskich mu osób i przyjaciół. Jak sam mówi: – Są współuczestnikami rozpadu tej magicznej krainy, tworzą pewną narrację i fabułę.
Postaci i twarze są często nieproporcjonalne do budowli, wielkie głowy wynurzające się z budynków stwarzają surrealistyczną, poetycką atmosferę…
W Pamiętnikach Miron uzupełnia: „Dysproporcje wielkości twarzy pochylającymi się nad murami – stworzyły niezaplanowane przeze mnie skojarzenia z nami, dziećmi budującymi na podłodze z klocków swoje utopijne, prowizoryczne, chwiejne budowle, siłą spojrzenia podtrzymujące je przed przewróceniem, upadkiem. Te dawne przeczucia, fantazje będące nieodłączną częścią nas, już nieco zdoroślałych, są inne, ale wywodzą się z tego samego źródła – dzieciństwa naszego wewnętrznego świata. Pędzle są wiedzione mymi rękami – to jedyny kontakt z utraconym rajem”.
– Pozornie są to przypadkowe postacie, ale to wszystko ma swoje wyjaśnienie w podświadomości – tłumaczy twórcownik Zygmunt Skwarek. – Oglądanie tych obrazów to właściwie takie czytanie snów – dodaje Piotr Dudek.
– Ta wystawa to jest właśnie taki mój sen o Śląsku – podsumował Miron.
Profesor Jan Malicki, dyrektor Biblioteki Śląskiej w przesłanym liście podziękował artyście „za przyczynienie się do rozwijania i pogłębiania dialogu przez sztukę. Wystawa „Oniryczne sceny mojego Ślunska” inaugurujące 10-lecie Twórcowni Forma-T jest szczególnym potwierdzeniem znakomitych efektów istnienia takich przestrzeni jak Twórcownia” – napisał prof. Malicki składając artyście gratulacje z udanej próby wyrażenie poprzez sztukę swojego odczuwania Śląska i życząc dalszych sukcesów.
Przyłączamy się do wszystkich życzeń dalszego rozwoju artystycznego w przeczuciu następnych „osobliwych” wernisaży Artysty.
Iwona Kucharska
fot. Ryszard Rzebko
* Silesia Superior (łac. Górny Śląsk)
Data publikacji: 3.03.2015 r.