Imprezą żyła cała Turcja. Niezliczone banery reklamowe, bilboardy i potężne, wykonane z plastiku wizerunki Misketa – oficjalnej maskotki Igrzysk wprost zalewały ulice Ankary. Ceremonia otwarcia przyciągnęła mieszkańców stolicy, którzy wypełnili po brzegi 13-tysięczną widownię Ankara Spor Salonu. Rozmach dwugodzinnego spektaklu, wystąpienia najważniejszych przedstawicieli władz tureckich, przemarsz reprezentacji i spektakularne zapalenie znicza nadały rozpoczęciu Igrzysk iście olimpijski charakter.
Wśród uczuć towarzyszących odkrywaniu rozmachu imprezy obecne było przede wszystkim niedowierzanie. Goalball – dyscyplina piękna, lecz w Polsce traktowana po macoszemu, nieobecna w wielu ośrodkach dla dzieci i młodzieży ze schorzeniami narządu wzroku, zaniedbywana finansowo – na ulicach olbrzymiej Ankary rzucała się w oczy pod postacią sympatycznego kota ubranego w ciemne gogle, rzucającego piłką z dzwonkiem. Tysiące banerów reklamowych sprawiły, że nie musieliśmy żadnemu mieszkańcowi stolicy tłumaczyć na czym polega sport, którym się zajmujemy. Na mieście spotykaliśmy ludzi, którzy łamaną angielszczyzną mówili nam, że widzieli naszą drużynę w telewizji, dopytywali się o wyniki, gratulowali zwycięstw, bądź po prostu z uśmiechem na twarzy wołali: Polonya! Polonya!
Trudno w to wszystko uwierzyć tym bardziej, że gdyby nie nasza „prywatna inicjatywa”, wyjazd nie doszedłby do skutku. Zgłoszenie do imprezy znalazłem w marcu na stronie Międzynarodowej Federacji Sportu Niewidomych (IBSA), czasu na wysłanie aplikacji zostało niedużo. Przez całą noc ustalaliśmy telefonicznie z trenerem kadry seniorów – Robertem Prażmo skład zawodniczy, informowałem trenerów klubowych o nominacjach, zbierałem dane osobowe, wypełniałem formularze – nazajutrz dostałem informację zwrotną – możemy się pakować! Jedziemy do Turcji!
Gospodarze pokrywali wszystkie koszty, łącznie z przelotem, na naszych barkach leżała już tylko (?) kwestia wiz, ubezpieczenia, transportu na lotnisko, wzięcia odpowiedzialności za grupę i zorganizowania sprzętu sportowego. Wspólnie z Piotrkiem Szymalą, trenerem młodzieżowej drużyny z Dąbrowy Górniczej i asystentem w reprezentacji seniorów, rozpoczęliśmy przygotowania do wyjazdu.
Urzędowi Marszałkowskiemu w Białymstoku zaproponowałem, że w zamian za ufundowanie koszulek sportowych z ich logo i pokrycie kosztów wiz oraz ubezpieczenia zawodników, wystąpimy pod szyldem województwa podlaskiego. Odsyłany od okienka do okienka, w końcu otrzymałem uprzejmą odpowiedź, że mogę wrócić w drugim półroczu, kiedy zostanie ogłoszony konkurs na wspieranie tego typu inicjatyw. Nikt nie zaproponował mi nawet kilku pocztówek prezentujących nasz region, żebym mógł je rozdać wśród nowych przyjaciół z całego świata, którzy obdarowywali naszą ekipę licznymi drobiazgami z ich krajów.
W centrali PZSN Start też nie wzbudziliśmy zainteresowania, nie pomogły starania o wsparcie u prywatnych przedsiębiorców. Nasze młode talenty pojechały do Turcji w za dużych, pożyczonych od starszych kolegów koszulkach z orzełkiem na piersi i pustymi rękoma. Jakiż wstyd towarzyszył nam, gdy nie mieliśmy czym odwdzięczyć się za proporczyki podarowane przez trenerów naszych przeciwników oraz za inne upominki przybliżające dalekie kraje naszych rywali. Przed wyjazdem chciałem za własne pieniądze kupić drobne pamiątki z Polski, jednak zrezygnowałem, bo czy mamy na siłę promować w Turcji nasz kraj, jeżeli wyraźnie dano nam do zrozumienia, że nikogo to nie interesuje…
Obok perfekcyjnej organizacji, niezliczonych atrakcji, setek nowych znajomości najważniejsza była jednak rywalizacja sportowa. Nasi chłopcy grali w jednej drużynie po raz pierwszy w życiu, do tej pory znali się tylko jako przeciwnicy z krajowych boisk, na których rywalizować mogą i tak nieczęsto z powodu braku funduszy. Mimo braku przygotowania i zgrania, młodzież spisała się znacznie powyżej oczekiwań.
W turnieju wzięło udział 9 reprezentacji narodowych. Polska trafiła do ciężkiej grupy z Turcją, Irakiem, Azerbejdżanem oraz Bośnią i Hercegowiną.
Pierwszy mecz graliśmy z Irakiem, drużyną zupełnie nam nieznaną. Jedyne co o nich wiedzieliśmy, to że z roku na rok zajmują wyższe miejsca w rankingu, a ich seniorska reprezentacja ma duże szansę na kwalifikację do Londynu, podczas nadchodzących mistrzostw Azji. Rozpoczęliśmy w teoretycznie najmocniejszym składzie, który udało nam się wyłonić poprzedniego dnia na krótkim treningu.
Na środku zagrał Marcin Lubczyk – utalentowany 16-latek z Wrocławia, który zresztą smykałkę do goalballu ma wrodzoną, wszak jego tata – Marek, do dziś jest jednym z najlepszych graczy mistrza Polski z Bierutowa, zaś w Turcji służył naszej kadrze jako fizjoterapeuta.
Na prawym skrzydle wystąpił Łukasz Eitner, wychowanek Piotra Szymali. Na co dzień uczy się i trenuje w Dąbrowie Górniczej i z każdym turniejem widać u niego ogromny postęp.
Lewe skrzydło należało do Kuby Ogonowskiego – podopiecznego Roberta Prażmo. Ten 17-letni zawodnik, najbardziej doświadczony w drużynie, ma już za sobą udział w obozach treningowych reprezentacji seniorów.
Mecz przebiegał bardzo emocjonująco. Irakijczycy rzeczywiście okazali się trudnym przeciwnikiem. Trzy minuty przed końcowym gwizdkiem przy stanie 5:5 Kuba nie wykorzystał rzutu karnego. Jak wiadomo, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i po głupich błędach obronnych przegraliśmy 5:7.
Oprócz goryczy porażki dał się we znaki brak przygotowania fizycznego. Kuba zbił środkowy palec prawej ręki, zaś Marcin i Łukasz biodra. Dlatego wspólnie z Piotrkiem Szymalą podjęliśmy decyzję, żeby w popołudniowym meczu z Bośnią i Hercegowiną wypróbować nieco mniej doświadczonych zawodników ze Śląska: Miłosza Bromboszcza i Marcina Lisowskiego.
Obserwacja pierwszego meczu Bośniaków z Azerbejdżanem potwierdziła nasze przypuszczenia, że nie jest to drużyna najmocniejsza, choć warunki fizyczne graczy na to nie wskazywały. Mimo iż w zawodach uczestniczyli chłopcy do 17 roku życia, średnia wzrostu w pierwszym składzie Bośniaków przekraczała grubo 180 cm.
Miłosz i Marcin spisali się rewelacyjnie i z Łukaszem na środku pokonali rywali z Bałkanów 16:6 w pierwszym w historii meczu pomiędzy naszymi krajami. Jednak kolejny rywal, Turcja, był już znacznie trudniejszy. Gospodarze i późniejsi tryumfatorzy turnieju postawili poprzeczkę wysoko. Postanowiliśmy oszczędzać kontuzjowanych zawodników na ważniejsze mecze i ostatecznie ulegliśmy Turkom 9:19.
Ostatnim rywalem pierwszego dnia rozgrywek byli nasi qardash (azer. bracia) z Azerbejdżanu. Mimo że nie znaliśmy ich kadry młodzieżowej, obecność na ławce sztabu trenerskiego reprezentacji seniorskiej kazała nam się domyślać, że styl gry nie zaskoczy. Tak też się stało i po ładnym spotkaniu wygraliśmy 15:5.
Drugi dzień rozpoczęliśmy od ćwierćfinałowego pojedynku z Bułgarami. Stan naszych młodych gwiazd nie był dobry. Bolące biodra dały o sobie znać, a zbity palec wywołał łzy bólu u Kuby, jednak do czasu gdy sytuacja na boisku jednoznacznie wskazywała na naszą wygraną, młody goalballista z Lublina grał dzielnie zaciskając zęby. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 11:7 i naszym awansem do półfinału, w którym czekali nas herosi z Tajlandii.
Morale naszej drużyny przed pojedynkiem o finał nie było wysokie – podstawowa trójka – już mocno wyeksploatowana i poobijana – miała zmierzyć się silnymi Tajami, którzy przebijali się przez defensywę swych poprzednich rywali jak przez masło. Pomimo to podjęliśmy walkę. Zabrakło nam jednak trochę umiejętności, a przede wszystkim sił i ostatecznie przegraliśmy 5-9.
W meczu o 3. miejsce przyszło nam się ponownie zmierzyć z Irakiem. W trakcie ich meczu półfinałowego z Turcją, zauważyliśmy jednak, że środkowy z Iraku opracował technikę podglądania w trakcie gry. Technika sprawdzała się idealnie: chłopak bronił jak z nut, rzucał celnie, ani przez chwilę nie tracił orientacji na boisku, lecz fakt iż oszukuje rozzłościł nas do czerwoności i dopiero po naszej interwencji sędziowie zmienili mu okulary. Incydent ten przekreślił całą naszą wcześniejszą sympatię do Irakijczyków i wzmocnił wolę zwycięstwa.
W meczu o brąz nikt już nie myślał o bólu. Najważniejsza była wygrana. Kuba Ogonowski wspaniale spisywał się na środku rozdzielając piłki skrzydłowym, którzy mimo widocznego zmęczenia turniejem dawali z siebie wszystko. W ostatnich sekundach nasi chłopcy wyrównali na 7:7, co oznaczało dogrywkę. Decydował złoty gol. Podczas pierwszej, trzyminutowej połowy żadna z drużyn nie zapunktowała. Turecka sędzina nie zauważyła przewinienia Irakijczyków, za które powinni otrzymać rzut karny. Druga połowa dogrywki przesądziła o wszystkim. Już po pierwszym rzucie, w wyniku prostego błędu obronnego, straciliśmy bramkę, a razem z nią medal. Euforia Irakijczyków mieszała się z naszymi łzami, o których jednak szybko zapomnieliśmy, gdyż 4. miejsce to dla nas ogromny sukces, wziąwszy pod uwagę fakt, że reprezentację powołaliśmy naprędce i bez wsparcia żadnych organizacji sportowych.
Kolejne dni aż do wyjazdu z Ankary były wypełnione od rana do wieczora. Nasza ekipa otrzymała do dyspozycji autobus z kierowcą, tłumaczem i dwóch przewodników, którzy dbali byśmy nie nudzili się w tureckiej stolicy. Zobaczyliśmy najważniejsze i najpiękniejsze miejsca w Ankarze, skorzystaliśmy z niesamowitych atrakcji wesołego miasteczka, spotkaliśmy się ze wszystkimi uczestnikami Igrzysk na koncercie przybliżającym kulturę turecką, którego scena zamieniła się spontanicznie w parkiet taneczny dla tysięcy młodych sportowców z całego świata.
Turcja pokazała się nam z jak najlepszej strony. Wyjazd zmienił wszelkie stereotypy jakie mieliśmy o tym kraju. Okazało się, że Turcy to bardzo sympatyczni, gościnni ludzie. Podczas naszych wieczornych wędrówek po Ankarze nikt nas ani razu nie zaczepił, co ma często miejsce w Polsce. Nawet gdy z powodu naszych problemów ze wzrokiem wpadaliśmy na kogoś lub na coś – nigdy nie spotkaliśmy się z pretensjami czy agresją. Ankara jest miastem czystym, zadbanym, ze wspaniałą infrastrukturą sportową i rekreacyjną. W Polsce możemy jedynie pomarzyć o tak pięknych, wspaniale wyposażonych parkach i placach zabaw. Główne ulice wyłożone są wypukłymi, jaskrawymi płytkami, które pomagają w poruszaniu się osobom niewidomym. Zachwycił nas ogromny kompleks, w którym mieszkańcy Ankary mogą bezpłatnie korzystać z hal sportowych, boisk piłkarskich, stołów do ping-ponga, billarda, nauki gry na instrumentach muzycznych czy lekcji języków obcych.
Wszystko to sprawiło, że nie wahaliśmy się jakiej odpowiedzi udzielić na pytanie naszej tłumaczki, czy Turcja może stać się członkiem Unii Europejskiej. Oczywiście! Bowiem wydaje się być krajem dużo bardziej rozwiniętym niż Polska. I choć to przykre, muszę przyznać, że Turcji wróżę jeszcze szybszy rozwój, a naszej pięknej ojczyźnie stagnację. Wynika to z tego, że Turcy inwestują w przyszłość stawiając na wszechstronny rozwój młodzieży, a w Polsce zapomina się o tym. Coraz częściej dzieci „organizują” sobie zwolnienia z lekcji WF, wolny czas zaś spędzają przed komputerem, zamiast na boisku. Goalball w Polsce uprawiany jest tylko w nielicznych ośrodkach (brak jest drużyn w największych polskich miastach: Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Trójmieście!). W samej tureckiej stolicy funkcjonuje kilkanaście drużyn na poziomie zawodowym i rekreacyjnym, męskich i kobiecych.
Szkoda, że jeszcze nie zrozumieliśmy jak wiele dobrego może wnieść w życie niewidomych i niedowidzących czynne uprawianie sportu i jak niebagatelną rolę w aktywności fizycznej tych osób powinien odgrywać goalball…
Takie wydarzenia jak Igrzyska w Turcji wlewają jednak w nasze serca nowy zapał i nadzieję, że z zaciśniętymi zębami uda nam się przetrwać ciężki okres, w którym odwoływane są kolejne imprezy sportowe, a przyszłość nielicznych i tak sekcji goalballa stoi pod znakiem zapytania.
Tekst i fot.: Konrad Andrzejuk
kmandrzejuk@gmail.com
Klasyfikacja zawodów:
1. Turcja
2. Tajlandia
3. Irak
4. Polska
5. Bułgaria
6. Szwecja
7. Azerbejdżan
8. Czechy
9. Bośnia i Hercegowina
Skład Reprezentacji Polski:
1. Kuba Ogonowski
2. Marcin Lisowski
3. Marcin Lubczyk
4. Łukasz Eitner
5. Miłosz Bromboszcz
Kierownik ekipy – Konrad Andrzejuk
Trener – Piotr Szymala
Fizjoterapeuta – Marek Lubczyk