Autorka w drodze
Od lat podróżuję po świecie, odnajdując radość w poznawaniu innych kultur, egzotycznych miejsc, o których kiedyś tylko marzyłam. Odkąd odkryłam, że każda podróż zaczyna się właśnie od marzeń, zaczęłam je spełniać, czyli realizować.
Tym razem chciałabym jednak napisać o kilku miejscach w Polsce, które niedawno odwiedziłam.
Gdy planujemy wakacje, często nasz wybór ogranicza się do alternatywy „góry czy morze”. Tymczasem pozostałe regiony również oferują wiele atrakcji, a coraz lepsze drogi, wygodne hotele i dobrze rozwinięta infrastruktura turystyczna zachęcają do odkrywania rodzimych skarbów historycznych i krajobrazowych.
Mam to szczęście, że mieszkam w centralnej Polsce, a miejsca, które odwiedziłam, znajdują się w odległości nie większej niż dwie godziny jazdy samochodem.
A więc w drogę, bo przecież nie od dziś wiadomo, że „piękna nasza Polska cała”!
Uniejów
Gdy wspomniałam o Uniejowie mojej znajomej z Kanady, ta napisała:
Ostatni właściciel zamku w Uniejowie, Aleksander von Toll, był ojcem najbliższej przyjaciółki mojej mamy. Znały się „z piaskownicy” i przyjaźń przetrwała mimo odległości, bo tamta rodzina po wojnie znalazła się w USA, mieszkała pod Nowym Jorkiem. Ciekawe, że ona uważała się za Rosjankę, mimo że Rosji na oczy nie oglądała, a poza tym była zakochana w Warszawie, którą do końca uważała za swoje miasto. Zmarła w 2013 roku mając równo 100 lat.”
Jakże niezwykłe losy kryją się w historii murów. Zamek Arcybiskupów Gnieźnieńskich z XIV wieku stanowi obecnie lokalną atrakcję. Mieści się tu restauracja i hotel. Obejrzałam go jednak tylko z zewnątrz, dlatego że kamienista droga skutecznie utrudnia dotarcie do obiektu. W pobliżu znajduje się kompleks basenów termalnych, dzięki którym Uniejów staje się coraz popularniejszy i od niedawna ma nawet status uzdrowiska. Powierzchnia łączna lustra wody we wszystkich strefach to niemal 1500 m kw.
Uniejów wybrałyśmy z koleżankami na babski weekend (dwie z nas na wózkach inwalidzkich). Zatrzymałyśmy się w malowniczo położonym hotelu Lawendowe Termy. Pola najprawdziwszej lawendy, przestrzeń i widok na pobliski młyn potwierdzały trafność wyboru. Hotel posiada pokoje przystosowane dla osób niepełnosprawnych, korzystanie z hotelowego basenu jest wliczone w cenę pobytu, ale nie ma tam podnośnika lub innego urządzenia ułatwiającego wejście osobom z niepełnosprawnością. Na miejscu jest urokliwa restauracja, gdzie w soboty pianista umila gościom czas, grając przez dwie godziny naprawdę niezłą muzykę.
Uniejów to ciągle niezagospodarowane pola i przestrzenie czekające na pomysły oraz inwestorów. Bez wątpienia wyrasta na interesujące miejsce w sercu Polski.
Borysew
Białe lwy nie są wyodrębnionym podgatunkiem ani albinosami. Za tę niezwykłą barwę odpowiedzialny jest jeden z genów. W zasadzie nie występują na wolności, gdyż przez swoją oryginalność stanowią cenny łup dla kłusowników. Można je jednak spotkać w Afryce Południowej w Parku Krugera i w …Borysewie koło Poddębic w województwie łódzkim.
W tutejszym zoo safari są też białe tygrysy bengalskie. Sukcesem na skalę światową były w tym roku narodziny pary osobników tego rzadkiego gatunku.
Ma się więc czym chwalić niewielki Borysew. Zwierzęta są ładnie zaprezentowane, mają przestrzeń i swobodę. Spacer po tym osobliwym parku mógłby stanowić nie lada przyjemność, gdyby nie fatalna nawierzchnia. Niefortunnie dobrana kostka utrudnia poruszanie się nie tylko „wózkowiczom”. Nie jest wygodna ani dla wózków dziecięcych, ani dla pań, które nieopatrznie wybrały się tutaj w butach na obcasach.
Przy wejściu znajduje się restauracja i duży parking. Na miejscu jest wiele atrakcji nie tylko dla dzieci – kolejka, zajęcia edukacyjne, pokazy. Kino oferuje „akcelerator emocji”, czyli wycieczkę do wnętrza starej kopalni oraz atak rekina, a to wszystko w technologii 3D.
O określonych godzinach można obserwować, jak pracownicy karmią zwierzęta. Na tę atrakcję zwykle czeka spora grupka zainteresowanych. Borysew staje się coraz popularniejszy i to nie tylko wśród mieszkańców regionu.
Żelazowa Wola
Już od dawna marzyło mi się wysłuchanie koncertu chopinowskiego w Żelazowej Woli. Letnie koncerty plenerowe odbywające się w soboty i niedziele, przyciągają wielu turystów. I ja wybrałam się tego lata do dworku, w którym urodził się nasz wybitny kompozytor. Naprzeciwko okazałej bramy prowadzącej do parku jest duży parking. Kilka straganów oferuje pamiątki. Przeważają motywy muzyczne, folklorystyczne. Ładne. Skusiłam się na parę drobiazgów. Zakupiłam bilet (ulgowy) i już po chwili usłyszałam dźwięki muzyki Chopina rozlegające się z pobliskiej kawiarenki. Do koncertu zostało mi jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam pospacerować po parku, który w pierwszej chwili wydaje się trochę dziki, z roślinnością, której pozwolono rozrastać się w sposób niekontrolowany, jakkolwiek, gdziekolwiek. Jednak po przyjrzeniu się drzewom, kwiatom, krzewom szybko można się zorientować, że ten efekt osiągnięto dzięki dużej wiedzy o architekturze krajobrazu, z szacunkiem dla praw przyrody.
Sam dworek jest niewielki, przytulny, z gankiem wspartym na kolumnach. Niewielki próg może utrudniać wejście. Grupa Chińczyków (a może Japończyków?) szybko zaoferowała mi pomoc. Wśród zwiedzających było sporo cudzoziemców, miłośników muzyki Chopina.
Pomysł stworzenia muzeum upamiętniającego wielkiego kompozytora udało się zrealizować dopiero po odzyskaniu niepodległości. W kilku izbach zgromadzono XIX-wieczne meble, obrazy i pamiątki, które mają najgodniej reprezentować epokę. To dworek trochę na obraz i podobieństwo marzeń wielbicieli talentu Chopina, ale trzeba przyznać, że ma swój charakter i urok.
Koncert zaczął się punktualnie. Wśród słuchaczy najwyraźniej byli stali bywalcy doceniający kunszt pianistów, nastrój miejsca. „Armaty ukryte w kwiatach” – tak często opisuje się muzykę Chopina. W Żelazowej Woli brzmi ona szczególnie dobitnie. I pięknie.
Niepokalanów
Z Żelazowej Woli już niedaleko do Niepokalanowa. Po wizycie w dworku Chopina pojechałam do hotelu Kuźnia Napoleońska w Teresinie. Łatwo do niego trafić – znajduje się tuż przy drodze ekspresowej E30. Dobrze przystosowane pokoje, ładny ogród, niewielki basen – to wszystko sprawia, że warto się tu zatrzymać, planując zwiedzanie okolicy.
Stąd tylko ok.1,5 km do sanktuarium w Niepokalanowie, widać nawet wieżę klasztoru.
Na niedzielne msze przyjeżdżają nie tylko miejscowi, więc dobrze, że pomyślano o dużym parkingu. Do kościoła prowadzi długi podjazd. Jestem ze Zduńskiej Woli, miasta, w którym urodził się święty Maksymilian Kolbe, więc przyprowadziła mnie tu chęć zobaczenia miejsca założonego w roku 1927 przez mojego krajanina.
Maksymilian Kolbe na ziemiach ofiarowanych mu przez księcia Jana Druckiego-Lubeckiego postawił figurkę Maryi i tak zaczęła się historia klasztoru. Obok starej zakrystii znajduje się pierwsza cela św. Maksymiliana, w której mieszkał aż do wyjazdu na misje do Japonii w 1930 roku. Nie jest dostępna dla pielgrzymów. Działa tu również Wydawnictwo Ojców Franciszkanów, ochotnicza straż pożarna złożona z braci zakonnych oraz niewielkie muzea: św. Maksymiliana, papieskie i straży pożarnej. Natomiast Radio Niepokalanów jest najstarszą katolicką rozgłośnią w Polsce.
Niepokalanów jest celem pielgrzymek, ale to również miejsce, gdzie można spędzić czas refleksyjnie i niebanalnie, pogłębiając swoją wiedzę historyczną.
Lipce Reymontowskie
W Lipcach Władysław Reymont umieścił akcję powieści „Chłopi”, za którą w 1924 roku otrzymał literacką nagrodę Nobla. Jechałam tam z ogromną ciekawością, zastanawiając się, czy współczesna wieś choć trochę przypomina tę z książki lub filmu z 1973 roku w reżyserii Jana Rybkowskiego. Noblista tak opisywał lato w Lipcach: Bardzo cudnie było na świecie, słońce ogrzewało coraz barzej i ciepło, sycone zapachem kwiatów, co tliły się nieprzeliczone we zbożach i wszędy, zwiewało z pól taką lubą, żywiącą mocą, jaże dusze rozpierało radością i same łzy cisnęły się do oczów (…) Lipce jaże się trzęsły od wrzawy radosnej, śmiechów, rozpowiadań, śpiewań a muzyki.
Główną atrakcją tej wsi rozsławionej przez noblistę jest Muzeum Regionalne noszące oczywiście imię Władysława Reymonta. Łatwo trafić – kilkaset metrów główną ulicą a potem w prawo i pośród pól zbóż spotkamy się oko w oko z pisarzem: przy wejściu znajduje się jego popiersie. Do niewielkiego muzeum (tylko dwie izby) prowadzi kilka schodów. Wewnątrz odtworzono wystrój domu sprzed stu lat – ręcznie haftowana pościel, obrusy, zdobione drewniane meble i oczywiście barwne stroje bardzo przypominające te, który mieli na sobie Boryna i Jagna oraz ich goście weselni. Nieprzypadkowe skojarzenie, gdyż sceny wesela kręcono właśnie w Lipcach.
Na terenie skansenu są też chaty (dostępne dla zwiedzających tylko z zewnątrz), można również obejrzeć zabytkowe narzędzia, powozy, gdyż muzeum powstało na terenie dawnej manufaktury włókienniczej rodziny Winklów. Jest też mała galeria z ciekawymi wyrobami ludowego rękodzieła (a tuż obok toaleta przystosowana dla niepełnosprawnych). W drodze powrotnej wstąpiłam do restauracji o jakże zachęcającej nazwie „U Boryny”. Wystrój i menu godne dawnej gospody.
Lipce są oazą spokoju, opowiadają jednak o przeszłości wsi polskiej, która miała swoich bohaterów, artystów, kochanków…
Lipcowy dzień w Lipcach był udaną podróżą w przeszłość i zachęcił mnie do ponownego sięgnięcia po książkę, która tak pięknie opisywała ten kolorowy świat podporządkowany porom roku, emocjom, naturze. „Ostańcie z Bogiem, ludzie kochane.” (ostanie zdanie powieści „Chłopi”).
Russów
Dla miłośników filmu „Noce i dnie” (a i ja do nich się zaliczam) rewelacyjny, letni festyn „Niedziela u Niechciców” to nie lada gratka. Impreza jest organizowana przez Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej przy dworku Marii Dąbrowskiej w Russowie. To pierwowzór książkowego Serbinowa. Organizatorzy zrobili wszystko, by przywołać ducha tamtych czasów; na terenie parku przechadzały się panie w szykownych sukniach z epoki, orkiestra grała melodie znane z filmu ze słynnym „Walcem Barbary” na czele, na stoiskach oferowano wyroby rękodzieła, smakołyki, a nawet piękne kapelusze.
Dworek zawiera bogatą kolekcję mebli i przedmiotów codziennego użytku. Ze szczególnym zaciekawieniem oglądałam zdjęcia i przedmioty należące kiedyś do Marii Dąbrowskiej: maszyna do pisania, fragmenty rękopisów, bibeloty – rzeczy, którymi otaczała się pisarka tak pięknie opowiadająca o nocach i dniach w życiu człowieka.
Przy dworku, w obrębie parku utworzony został mini-skansen, składający się z sześciu obiektów tradycyjnej kaliskiej architektury ludowej. Jest tam m.in. zagroda i spichlerz. W pobliżu są też stawy, na które tak narzekała Barbara („Jak tu żyć, jak tu pracować śród takiego niezdrowia”). Russów to niezwykle urokliwe miejsce, które warto odwiedzić w czasie wędrówek po kraju. Urzeka i skłania do zadumy.
I jak tu nie wierzyć Marii Dąbrowskiej, która twierdziła: „Póki słońce będzie błyszczeć na niebie, życie nigdy całkiem nie poszarzeje”.
Nieborów i Arkadia
Pałac wraz z ogrodem w Nieborowie i ogród romantyczny w Arkadii należały do rodziny Radziwiłłów. Znajdują się kilka kilometrów od siebie, więc planując wizytę w tej okolicy, warto poświęcić trochę czasu i uwagi obydwu obiektom.
Pałac w pierwszej chwili wydał mi się mało okazały, a nawet dość surowy. Dopiero wnętrza i eksponaty pozwalają dotknąć arystokratycznego przepychu rezydencji. Przez masywne drzwi wchodzimy do trochę mrocznego wnętrza. Korytarz Rzymski prowadzi do Sieni Głównej wyłożonej neorenesansową boazerią z czarnego dębu. Tu znajduje się słynna rzeźba – głowa Niobe. Trafiła do Nieborowa za sprawą Heleny Radziwiłłowej. Przypłynęła statkiem do Gdańska w 1802 roku z Sankt Petersburga. Była darem Katarzyny II dla księżnej Heleny. Ta piękna rzeźba była inspiracją dla Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, który napisał poemat pt. „Niobe”. Nic dziwnego, że stanowiła źródło natchnienia – ma w sobie tajemnicę, cierpienie i piękno.
Klatka schodowa wyłożona jest holenderskimi kafelkami. Niestety, na pierwsze piętro prowadzą okazałe schody i ta część ekspozycji jest niedostępna dla osób mających problemy z poruszaniem się. A szkoda, bo znajduje się tam znaczna część eksponatów– porcelana, rzeźby, portrety, globusy, bogate zbiory biblioteczne.
W bezpośrednim sąsiedztwie pałacu znajduje się rozległy park i ogród w stylu francuskim. Są tu rzeźby, geometryczne gazony, staw i zachęcające do spacerów alejki. Ale to romantyczny park w Arkadii wydał mi się ciekawszy. Twórcom przyświecała idea ogrodu w stylu angielskim, gdzie swobodne kompozycje roślinne i architektoniczne tworzą magiczną atmosferę, a zabudowa nawiązuje do antyku, średniowiecza, życia wiejskiego lub azjatyckiej egzotyki. Spacerując, możemy nie tylko starać się rozszyfrowywać symboliczne znaczenia Przybytku Arcykapłana, Groty Sybilli, Domu Murgrabiego czy Świątyni Diany, ale też podziwiać kunszt, z jakim te obiekty zostały wymyślone i wykonane.
Zarówno Nieborów, jak i Arkadia to prawdziwe perełki w środku Polski. Warto tam zajrzeć dla chwili zadumy, relaksu i wytchnienia od zgiełku współczesności.
Lilla Latus, fot. z archiwum autorki
Data publikacji: 26.10.2017 r.