Integracja i zabawa w Imielinie, czyli parabadminton

Integracja i zabawa w Imielinie, czyli parabadminton

Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, 17 grudnia, w Imielinie k. Katowic odbył się pierwszy Integracyjny Turniej Badmintona, zorganizowany przez Szlif-Pol Team, sekcję parabadmintona MKS Imielin. Wystartowało ponad 20 parabadmintonistów, z różnych stron Polski, a także z Czech.

W całym turnieju wzięło udział 40 osób z czego ponad połowa to osoby z niepełnosprawnościami.

Co to jest parabadminton? Mówiąc najprościej – badminton uprawiany przez osoby z niepełnosprawnością. Badminton zadebiutował na igrzyskach olimpijskich jako dyscyplina pokazowa w 1988 roku, a od 1992 jest dyscypliną olimpijską. Decyzją Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego z 2014 roku został włączony w poczet dyscyplin paraolimpijskich i w relacjach z Tokio w 2020 roku będziemy oglądać po raz pierwszy zmagania zawodników tej dyscypliny. Stąd na świecie znaczny wzrost zainteresowania parabadmintonem.

W Imielinie po wielu zaciętych i emocjonujących meczach turniejowych, rozegrano jeszcze kilka towarzyskich meczy deblowych, w których pary tworzyli amatorzy z parabadmintonistami.
Kategorii było kilka, wśród nich – kategoria Radosny Rodzic i Amator Open.
Trener sekcji, Tomasz Szwedo powiedział, że jest bardzo szczęśliwy, bo mimo drobnych przeciwności losu udało się zorganizować turniej, na którym było wszystko co najpiękniejsze w sporcie – przyjaźń, rywalizacja i fantastyczna zabawa.
Impreza była okazją do zagrania z multimedalistami Mistrzostw Świata w Parabadmintonie: Mają Bartusz i Bartkiem Mrozem oraz członkami kadry narodowej: Kasią Ziębik, Kubą Sikorskim, Denisem Grzesiukiem i Tomkiem Szwedo.
Zadowoleni organizatorzy – sekcja parabadmintona Szlif-Pol Team – mówili, że udało im się skupić chyba po raz pierwszy w historii w jednym miejscu tak dużą liczbę parabadmintonistów.
Sędziowie – wolontariusze otrzymali gorące podziękowania od wszystkich parabadmintonistów za poświęcenie czasu i sędziowanie wg zasad parabadmintona.

Na zakończenie, po rozdaniu pucharów i dyplomów wspólne zdjęcia, drobne upominki, gratulacje i podziękowania. Dla miasta Imielin, Klubu MKS Imielin, Firmy Szlif-Pol, wszystkich wolontariuszy, sędziów, kadry narodowej parabadmintona, Turbo Dzieciaków i Turbo Rodziców, którzy upiekli ciasta na imprezę (dzięki temu udało się zebrać ponad tysiąc złotych na sprzęt).

Osobne podziękowania dla czeskich przyjaciół z klubu Badminton Sharks Brno.

Korzystając z okazji porozmawialiśmy o tym z Mają Bartusz, Tomaszem Zioło, Tomaszem Szwedo i Bartkiem Mrozem.

Tomasz Zioło, trener kadry narodowej parabadmintona dla „Naszych Spraw”

– Reprezentacja Polski dopiero co powróciła z Mistrzostw Świata w Parabadmintonie. Czy był sukces, medale?

– Byliśmy na Mistrzostwach Świata w Korei Południowej. Pojechała ósemka zawodników, w tym trójka nowych zawodniczek w klasie SS 6, czyli zawodniczek niskiego wzrostu. Wyjazd był dużym sukcesem tych debiutantek. Daria Bujnicka i Oliwia Szmigiel – obie Z Pabianic – wróciły z Mistrzostw Świata z brązowym medalem w deblu. Trzecia nasza zawodniczka, która też debiutowała, starała się jak mogła, jednak jak ktoś jedzie po raz pierwszy nie zawsze odnosi sukces. Starała się jednak dobrze wypaść, myślę że z korzyściami na kolejne turnieje. Brązowy medal zdobył Bartek Mróz, który gra w kategorii SU 5. Na poprzednich mistrzostwach dwukrotnie zdobywał srebrne medale w deblu i w singlu. Maria Bartusz, która też jest zawodniczką klasy SS 6 zdobyła brązowy medal w singlu i srebrny medal w deblu. Maja grała z zawodniczką z Irlandii Emmą Farnham, z którą gra od dwóch lat debla. Oczywiście nie trenują razem, tylko spotykają się na mistrzostwach czy na turniejach. Tam, gdzie są razem, zgłaszamy je wspólnie z trenerem irlandzkim do debla, no i z dobrym skutkiem.
Był strach, gdy Maja w grupie razem z Emmą pierwszy mecz przegrały. Na szczęście przegrały w trzech setach a nie w dwóch, bo ten jeden zwycięski set miał ogromne znaczenie przy ustalaniu kolejności zawodniczek w grupie. Ten jeden set zadecydował o tym, że Polka razem z Irlandką zajęły pierwsze miejsce w grupie. W półfinale trafiły właśnie na nasze debiutantki z Pabianic, tak że miały – można powiedzieć – łatwiejszą drogę do finału, niż gdyby spotkały się z Angielkami, które są obrończyniami tytułu. Aby przejść do finału trzeba było zająć pierwsze miejsce w grupie. I tak się udało.
To był jedyny polski finał w niedzielę 26 listopada. Tam już zdecydowanie wygrały Angielki, ponieważ trenują ze sobą na stałe, mają większe doświadczenie niż nasza para polsko-irlandzka i od dawna na każdych mistrzostwach, zajmują pierwsze miejsce.

– Maja trenuje dopiero od kilku lat?

– Tak, Maja zaczęła treningi na takim dosyć przypadkowym spotkaniu, bo szukałem nowych zawodników. Pojechałem na doroczny zjazd osób niskiego wzrostu, na którym bywa ok. 40 osób i zaproponowałem spotkanie z parabadmintonem, z grami i zabawami. Nie były to mecze, tylko zabawa, integracja, pokazanie, że w innych krajach są osoby niskiego wzrostu, które są bardzo aktywne sportowo. Najlepiej sobie radziła w tych wszystkich ćwiczeniach właśnie Maja. Rozpoczęła systematyczne treningi, a korzystne było to, że ma w swoim pobliżu klub sportowy, Victoria Domecko pod Opolem, jest tam profesjonalny trener i tam właśnie od trzech lat Maja trenuje systematycznie. Czasami pojawia się u mnie na treningu w Kędzierzynie-Koźlu, staramy się ten czas wykorzystać na sparingi i treningi techniczne.
Debiut Mai też był bardzo obiecujący – z pierwszego swojego turnieju, który odbywał się w Irlandii, wróciła z brązowym medalem, grając miksta, ale w grupie deblistów męskich! Często – jeśli nie ma tyle par w danej grupie – wtedy się łączy, wtedy połączono miksta z deblami męskimi. W tej mocnej konkurencji Maja pokonała – z Grzegorzem Jednakim z Wrocławia, drugim naszym zawodnikiem – parę holendersko – francuską. Ale to była para Azjatów, którzy od jakiegoś czasu osiedlili się w Europie. Ci zawodnicy są po prostu lepsi od Europejczyków, są bardziej dynamiczni. Jest to olbrzymia satysfakcja, jeśli potrafi się nawiązać z nimi walkę, a tym bardziej wygrać.

– Oni chyba też doceniają przeciwników, którzy potrafią z nimi nawiązać walkę?

– Tak, w ogóle polska ekipa ma dobre notowania i w Światowej, i w Europejskiej Federacji Badmintona. Relacje trenerskie i zawodnicze z innymi reprezentacjami są bardzo przyjazne, tym bardziej, że zdarza nam się zastępować trenerów innych krajów. W Japonii miałem przyjemność siedzieć za boiskiem Rosjanki, która była też debiutantką na takim turnieju. W Kolumbii znowu prosiła mnie mama zawodnika ze Stanów Zjednoczonych, żeby też mu pomóc i taktycznie, trochę technicznie przed meczami finałowymi, no i można powiedzieć – z dobrym skutkiem. A znowu w związku z moją nieobecnością Bartkowi Mrozowi w Indonezji pomagała trenerka holenderska. Tak że próbujemy się wzajemnie wspomagać. Badminton to sport integrujący i trenerów i zawodników, myślę że w sporcie tak powinno też wyglądać, że niekoniecznie wspomaga się wyłącznie swoich.

– Jakie plany? W 2020 roku będzie to sport paraolimpijski

– Zostało ogłoszone w tym roku, że będzie 14 spośród 22 możliwych rodzajów gier. W parabadmintonie, na imprezach najwyższej rangi można rozegrać 22 różne konkurencje. W klasie na przykład SS 6 mamy single kobiet i mężczyzn, deble kobiet i mężczyzn oraz mikst. To jest jedyna klasa, gdzie jest rozgrywanych pięć gier. W innych klasach są gry kombinowane, zawodnicy na przykład na wózkach nie grają z przeciwnikami swojej klasy, tylko są dwie wymieszane klasy. Tych, którzy mają mniejszą sprawność z tymi, którzy mają większą.

– A kategorii wiekowych nie ma?

– Nie, jest tylko jeden poziom. Jest czternaście klas i limit liczby zawodników, mogących wystartować w igrzyskach. Wychodzi tak, że może około 6-7 zawodników z każdego rodzaju gier zakwalifikuje się na igrzyska. W tym roku podano, jakie będą gry, natomiast w 2018 będzie regulamin kwalifikacji do igrzysk.

– Tutaj też obowiązują jakieś minima?

– Miejsce na liście rankingowej, to będzie determinowało. Przypuszczam, że do 8 miejsca, albo do 6. Zawodnicy, którzy uzyskają kwalifikacje na dany dzień, będą mogli wystartować w igrzyskach olimpijskich.

– A Pan ma jakie plany z tym związane? Nadzieje, oczekiwania?

– Wszystko się może wydarzyć. Od czasu, jak zapadła decyzja o tym, że jest to sport paraolimpijski, „ruszyło się” bardzo z parabadmintonem w Azji. Dwa lata temu reprezentacja Chin przysłała do Anglii na Mistrzostwa Świata tylko dwóch wózkowiczów, którzy nie byli jakimiś znaczącymi zawodnikami podczas tych mistrzostw. Natomiast w tym roku – 14 medali i kilka finałów! W klasie SU 5 jeden z Chińczyków pokonał zawodnika z Turcji, który jest mistrzem Europy i wygrał jednego seta z aktualnym wicemistrzem świata, więc poziom zawodników azjatyckich rośnie. Jest ich coraz więcej, na pewno układ tabeli, list kwalifikacyjnych będzie ulegał zmianie i na pewno będą oni coraz wyżej sklasyfikowani.
Szkoda, że w kategorii SS 6 nie będzie kobiet, bo jest ich za mało. Działania europejskiej i światowej federacji są skierowane na to, żeby zachęcić jak najwięcej nowych kobiet w klasie SS 6, aby pokazać Międzynarodowemu Komitetowi Paraolimpijskiemu, że warto też taką klasę przy następnych igrzyskach włączyć do parabadmintona.

– Z dzisiejszego spotkania integracyjnego jest Pan zadowolony?

– Było kilka nowych osób, nie wszyscy nasi kadrowicze się tu pojawili. Cieszę się, że pokazali się Czesi, bo nawiązałem z nimi kontakt, byli pierwszy raz w Głubczycach, 18 listopada. Jest tam trójka dzieciaków na wózkach, z Imielina jest dużo większa grupa, z Kędzierzyna mamy dziewczynkę, tak że jest grupa, dla której taki turniej można już organizować. Mam nadzieję, że w innych klasach też będzie można takie grupy zebrać, tak aby zawodnicy grali tylko z przeciwnikami w swojej klasie. Integracja jak najbardziej, ale jeśli mamy porównywać zawodników, to muszą grać ze sobą w swoich klasach.

Bartłomiej Mróz, reprezentant Polski w parabadmintonie, prekursor, jeden z pierwszych w historii parabadmintonistów w naszym kraju dla „Naszych Spraw”.

Podczas 4 corocznej Gali BEC (Badminton Europe Confederation) w Podcertrek w Słowenii, Bartłomiej Mróz otrzymał nagrodę i tytuł zawodnika roku 2015 w kategorii parabadminton.

Sam o sobie mówi: – Jestem prekursorem, więc działam dużo dla promocji parabadmintona w naszym kraju, sam nie zdziałam nic, jednak duża liczba osób zrzesza się, dołącza do nas. Tak jak teraz tutaj, w Imielinie – mamy wielki event, gdzie wiele osób mi pomaga, zgraliśmy się z terminem, przyszliśmy grać wspólnie, właśnie w tym mieście.

– Czemu akurat w Imielinie?

– W Imielinie duża liczba osób na wózku, ale nie tylko, skupiła się na tej hali i pod okiem Tomasza Szwedo i Mateusza Szałankiewicza szlifuje umiejętności badmintonowe. Właśnie dlatego, że jest tu taka liczna grupa, stwierdziliśmy, że fajnie byłoby zrobić tu event. Warto zrobić wiele takich wydarzeń w całej Polsce.

– Parabadminton uprawiany jest w Polsce od niedawna czyli od…?

– W 2012 roku byłem pierwszym w historii zawodnikiem parabadmintona w naszym kraju, zdobyłem wicemistrzostwo Europy. Od tamtej pory liczymy osiągnięcia i historię tego młodego sportu w naszym kraju, zaczęliśmy też działać w poszukiwaniu chętnych. Coraz więcej osób nas wspiera.

– Jak to sie stało, że zaczął się Pan interesować parabadmintonem? Zobaczył Pan zawody w innych krajach?

– Grałem w badmintona długo, od 2005 roku, co roku brałem udział w klubowych turniejach w Berlinie. Tam akurat był turniej międzynarodowy pełnosprawnych, bo z nimi trenowałem, podobnie jak teraz, z kadrą narodową badmintona. Na jednym z turniejów, zauważył mnie niemiecki trener, który powiedział, że mogę też grać w parabadmintona, rywalizować z niepełnosprawnymi, mimo że wygrywałem z pełnosprawnymi. No i skusiliśmy się z trenerem Tomaszem Zioło. Zaczęliśmy szukać informacji o tej dyscyplinie i wystartowaliśmy w Mistrzostwach Europy w parabadmintonie w Dortmundzie, w czerwcu 2011 roku. Tam był pierwszy duży sukces – zdobyłem wicemistrzostwo Europy, byłem takim czarnym koniem, zupełnie nieznanym zawodnikiem. Sukcesywnie zacząłem brać udział w turniejach międzynarodowych, zdobywałem swoje pierwsze złote medale, wystartowałem w pierwszych mistrzostwach świata, też jako pierwszy Polak, byłem pionierem. Moje umiejętności były na tyle wysokie, że zdobyłem wicemistrzostwo świata w grze singlowej i w grze deblowej, z partnerem Ilkerem Tuzcu z Turcji. Ilker by łwówczas mistrzem Europy, więc fajną nawiązaliśmy współpracę.

– Dwóch najlepszych w Europie?

– Tak, od 2013 do 2017 roku zdobyliśmy naprawdę wiele tytułów, podwójnego mistrza Europy, podwójnego wicemistrza świata i wiele mistrzowskich tytułów imprez międzynarodowych.
Na Mistrzostwach w 2017 roku nie zagraliśmy wspólnie, miałem problemy ze zdrowiem. Starłem się je wygasić a jednocześnie zagrać. Zdobyłem brązowy medal mistrzostw świata. To też był dla mnie duży sukces, ponieważ wreszcie była cała czołówka świata, wszyscy najważniejsi zawodnicy. Dlatego ten medal był trudniej zdobyty i większa satysfakcja z niego. Jestem zadowolony z tego wyniku.

– Do współpracy z Tuzcu wrócicie?

– Pochodzi z Turcji, niewykluczone, że wrócimy. Nie trenowaliśmy razem, ale nasze umiejętności na tyle się uzupełniały, że ten duet był mega silny. Na całym świecie mogliśmy przegrać dosłownie z jedną albo dwoma parami, w całej naszej karierze. Raz była to para indonezyjska i dwukrotnie para malezyjska. A poza tym wszystkich ogrywaliśmy, w większości w dwóch setach. Szkoda byłoby to zakończyć.

– Czy w Malezji, Indonezji badminton jest na tak wysokim poziomie czy zawodnicy z tych krajów to pojedyncze utalentowane osoby?

– Właśnie Azja króluje w tych sportach, tam jest ogromna liczba zawodników i dyscyplina ta rozwija się bardziej niż u nas. Dominują Japonia, Chiny, Malezja, Indie. Również zawodnicy z Indonezji grają na najwyższym poziomie (to ich sport narodowy). My oczywiście też mamy teraz sporo sukcesów w rozwoju parabadmintona, ale jednak to nie jest jeszcze efekt, którego oczekujemy. Nie tracę nadziei, że kiedyś dogonimy czołówkę europejską – to jest Anglia, Hiszpania, Niemcy czy Francja. Kraje te naprawdę mają dużą liczbę zawodników, podczas gdy w Polsce dopiero się uczymy jak z takimi ludźmi pracować, ponieważ parabadminton jest stosunkowo nową dyscypliną. Jest to też świetna rehabilitacja i świetnia integracja – bardzo potrzebny i ważny aspekt w życiu osoby z niepełnosprawnością. No i oczywiście rywalizacja – „nakręca” każdego i buduje charakter. Zdyscyplinowanie przez sport na pewno nadało mi charakteru i umiejętności, które teraz owocują w życiu, w walce z wieloma przeciwnościami.

– No właśnie – ogromna samodyscyplina – ile godzin trenuje zawodnik na tak wysokim poziomie jak Pan?

– Od pięciu lat trenuję w kadrze narodowej parabadmintona w Warszawie, pod skrzydłami Polskiego Związku Badmintona. Zdarza się, że trenuję 10 razy w tygodniu, w zależności od cyklu treningowego i samopoczucia. Ale najczęściej to jest minimum dwie godziny badmintona, dodatkowo godzina, do dwóch ćwiczeń rehabilitacyjnych, wzmacniających, ponadto rozciąganie, rolowanie. Zawodnikiem nie jest się przez dwie godziny, zawodnikiem jest się naprawdę cały dzień.
Każdego dnia pracuję jako prekursor i zawodnik. Trenuję, w jakieś święta ten wysiłek jest minimalny, ale zawsze jakiś jest. Dużo też działam na promocjach, społecznie, publicznie, aby pokazać ludziom niepełnosprawnym, że naprawdę każdy może, bez względu na dysfunkcję, grać w badmintona, tylko trzeba im to uświadomić i pokazać. Najważniejsze, że chcą próbować. Na tym evencie jest dużo nowych osób, które przyjechały pierwszy raz i pierwszy raz trzymają rakietę, a już im się podoba. Mamy nadzieję, że zaszczepimy w nich badmintona.

Maria Bartusz, zwana przez wszystkich Mają

– Jak było na Mistrzostwach Świata?

– Wspaniale. Jestem zadowolona ze swoich osiągnięć, poprawiłam wynik w deblu, bo dwa lata temu wróciłam z dwoma brązowymi medalami. W tym roku przywiozłam brąz i srebro, jest poprawa. Fajnie się grało, choć warunki nie za bardzo dobre, bo rozgrywki według czasu polskiego w środku nocy, odczuwałam bardzo 8-godzinną różnicę czasu. Na początku mniej to odczuwałam, jednak później to „dało popalić”. Podobała mi się atmosfera i bardzo dobra organizacja.
Na turnieju po raz pierwszy w mojej kategorii SS 6 było aż 12 czy 13 zawodniczek. Miałam pecha, bo w singlu miałam więcej meczy, w mojej grupie były cztery zawodniczki, czyli musiałam zagrać trzy mecze. W deblu miałam to samo – były cztery pary więc musiałyśmy zagrać trzy mecze. W mikście miałam trzy mecze. W singlu wygrałam wszystkie mecze w grupie. W ćwierćfinale spotkałam się ze swoją partnerką z debla, Emmą Franham, ale z nią też wygrałam. W półfinale spotkałam się z mistrzynią świata Rachel Choong, i po prostu przegralam, obroniłam brązowy medal. A w deblu… najpierw to był koszmar, przegrałyśmy z najsłabszą parą, później już wygrywałyśmy. Udało nam się tak, że wyszłyśmy z grupy na pozycji pierwszej, grałyśmy ze słabszymi z drugiej grupy, więc miałyśmy łatwiejsze rywalki w półfinale. W finale grałyśmy przeciwko Angielkom, mistrzyniom świata, przegrałyśmy ale obroniłyśmy z partnerką srebro.
A w mikście wyszłam z grupy, awansowałam do ćwierćfinałów, ale przegraliśmy. I na tym się skończyło. Grałam więc bardzo dużo meczy

– A z dzisiejszej imprezy jest Pani zadowolona, warto było przyjechać?

– Tak, fajna zabawa. Podoba mi się to, że jest tu bardzo dużo osób, zwłaszcza dzieciaków na wózkach, dobrze że się parabadminton rozwija, że przyciąga. Widzę, że są tu również dzieci bardzo małe i to dobrze, bo ja na przykład zaczęłam bardzo późno, trzy lata temu. I to był przypadek, nie tak, że ja od małego jakiś sport uprawiałam. W rodzinie w ogóle nikt by nie przypuszczał – ja i sport! Dla mnie i wszystkich to szok. A jak od małego dzieciaki trenują, przez ileś lat, to technikę mają lepiej opanowaną.

Tomek Szwedo: O sekcji parabadmintona w Imielinie i „turbodzieciakach”

– Trudno było zorganizować tak liczną sekcję dzieciaków na wózkach?

– Trudności są zawsze, wszyscy je mamy. Czasami mamy problem, żeby wstać rano i normalnie funkcjonować. No może dzieciaki z niepełnosprawnościami mają trochę większe. Siedząc na wózku mają jakieś swoje uwarunkowania, z różnych względów zdrowotnych nie zawsze mogą uczestniczyć w rozgrywkach, ale to nie jest tak, że opuszczają więcej treningów niż zdrowe dzieci. Jesteśmy szczęśliwi, że udało nam się zachęcić rodziców, żeby się ruszyli. W ramach tego, że mamy sekcję parabadmintonową, ruszyły się dzieciaki na wózkach i nie tylko na wózkach, ruszyły się też ich rodziny. O to nam chodziło – żeby przyjechali, weszli na kort. Dzisiejszy turniej jest dowodem na to, że nam się udało.
Mamy w sekcji parę perełek, chociaż wszystkie początkują, ale jest kilka dzieciaków wybijających się, to jest Ania, Asia i Igor, którzy regularnie uczestniczą w turniejach i mają sukcesy.

– Ile dzieciaków jest w sekcji?

– Zaczęliśmy w kwietniu 2017 roku. Mamy kilkanaście osób, w tym dziesiątkę dzieciaków na wózkach. Oprócz tego mamy dorosłych z niepełnosprawnościami, ja na przykład. Mamy dorosłych na wózku – Armina, Andrzeja, którzy z nami grają, Tomka Jaworskiego, który też gra z protezą podudzia, więc przekrój niepełnosprawności jest spory.

– Jak często trenujecie?

– Na razie wtorki i niedziele; wtorki są „mniej zaludnione”, bo to środek tygodnia, ludzie pracują, dzieciaki są po szkole. Prowadzimy treningi w Imielinie, jednak we wtorki przyjeżdżają raczej miejscowi, czyli z Bierunia, Lędzin, Imielina. Trudno namawiać, żeby ktoś przyjeżdżał na trening z Bielska na godzinę 20, który kończy się o 21.30, potem trzeba wrócić do Bielska i rano wstać do szkoły.

– Jak taki trening wygląda? Pewnie początek jak we wszystkim – rozgrzewka, rozciąganie, a potem?

– Tak, to jest trening ogólnorozwojowy na dzień dobry, czyli rozgrzewamy się jak wszyscy sportowcy. Potem dzielimy się na grupy, jedna grupa trenuje z jednym trenerem, druga z drugim. No i trenujemy technikę, siłę, szybkość, ćwiczymy to samo co inni sportowcy, tylko z użyciem trochę innego sprzętu. I tyle. Mamy nasze „turbodzieciaki”, dzieci na wózkach tutaj szaleją. Ktoś kiedyś rzucił „zaczynamy, turbodzieciaki, na kort”. I tak zostało. Mamy turbodzieciaki i turborodziców. I jest jeszcze jedna ważna rzecz: dzięki temu, że jesteśmy tutaj i mamy też kontakt z „normalnymi” dzieciakami, to szerzymy ideę integracji. Do wszystkich dociera, że jest taka grupa dzieci na wózkach, która całkiem dobrze sobie radzi, która gra, organizuje zawody, ja jestem takim dziwnym facetem na dziwnej nodze, który też wychodzi, gra, bo ja ćwiczyłem zawsze ze zdrowymi.
To nie jest tak, że sekcje parasportowe są jakoś strasznie popularne w tym kraju. Bo parasportowcy to jest tak naprawdę wąska grupa ludzi i niewiele słychać o tym, że działamy. Wiadomo, że gdzieś tam są parakoszykarze, jakies drużyny rugby na wózkach, ampfutboliści. Ale to nie jest bardzo popularne, a niepełnosprawnych jest cała rzesza. My stworzyliśmy klub, żeby dać alternatywę. Ja nie mówię, że wszyscy mają grać badmintona, ale przyjdź – zasmakuj, wyjdź z domu, zrób cokolwiek. Może będzie ci się podobał badminton – zostaniesz, może nie – będziesz grał w koszykówkę, ampfutbol, cokolwiek innego. Ale żeby zacząć cokolwiek, trzeba wyjść z domu i trzeba przyjść do jakiejś sekcji. I o to tu chodzi.

– Trudno było dzieciaki wyciągnąć z domu?

– My mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy na Fundację Aktywnej Rehabilitacji. Właściwie to oni do nas przyjechali i zostali. Grupa się powiększa, z tygodnia na tydzień przychodzi ktoś nowy, bo gdzieś się dowiedział, że coś się dzieje.
Ważne jest to, że powstała sekcja i tak naprawdę w ramach wolontariatu i dobrej woli różnych ludzi, bo my nie korzystamy z żadnego dofinansowania, nie jesteśmy na tyle długo funkcjonującym klubem sportowym, żebyśmy mogli się o nie ubiegać. Nasza sekcja powstała dlatego, że mamy fantastyczną panią mecenas – Beatę Ostrowską z firmy Szlif-Pol. To dzięki niej mamy sprzęt – koszulki, rakietki, lotki, bo ona nam to kupiła. Miasto nam udostępnia halę, a klub wciągnął nas w swoje struktury. Ja jestem trenerem jako wolontariusz. Sędziowie tutaj to są przyjaciele i koledzy mojego syna, który gra badmintona i też jest wolontariuszem. Namówił swoich kolegów i przyjechali. Nie da się tego inaczej ogarnąć. Klub funduje nam medale. Mamy składki członkowskie, bo dzieciaki jakieś składki płacą, nie są to jakieś duże kwoty, ale nie da się tego wszystkiego zrobić za darmo. Tak jest chyba w większości parasportowych sekcji. Jest grupa wariatów, która robi to, co trzeba zrobić.

– Rozmawiamy, a na kortach stale ruch…

– Dzisiejszy turniej to są rozgrywki równoległe. Grają też wolontariusze, rozgrywek jest sporo, ale jak się skończy dany mecz, to ci zawodnicy, którzy przechodzą dalej, muszą mieć czas na odpoczynek, nie da się grać jednego meczu po drugim. Ja zagrałem dzisiaj już siedem, przychodzi taki moment, że organizm musi odpocząć.

Zobacz galerię…

Tekst, rozmowy Ilona Raczyńska,
fot. MMKS Kędzierzyn-Koźle z Mistrzostw Świata w Korei Płd.
Data publikacji: 29.12.2017 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również