Kinga Dróżdż: Medal ciężki jak ilość włożonego wysiłku

Kinga Dróżdż

Kinga Dróżdż 3 września zdobyła srebrny medal w turnieju szermierczym szablistek podczas odbywających się w Paryżu XVII Letnich Igrzysk Paralimpijskich. Tuż po ceremonii medalowej, która odbyła się o północy w Grand Palais rozmawiała z nią dla „NS” Paulina Malinowska-Kowalczyk.

PMK: Ile waży ten medal?
Kinga Dróżdż: Przed chwilą dostałam to pytanie i odpowiem tak samo, bo nie jestem w stanie inaczej. Wiem, że jest ciężki, patrząc na ilość wysiłku, który w niego włożyłam, żeby być w tym miejscu, w którym się znalazłam. Nawet nie jestem w stanie tego określić i przewartościować.

PMK: Walki były trudne, działo się dużo. W którymś momencie to złoto uciekło i bardzo trudno było je dogonić. Z kolei walce o wejście do złotej strefy, to ty uciekłaś tej, która cię pokonała w Tokio czyli Węgierce Hajmasi.
KD: W tej walce o finał uciekłam spod topora. Miałam bardzo dużo niesprzyjających warunków dokoła siebie. Jestem z siebie dumna, że dałam radę i mimo początkowej straty i nieprzychylnych decyzji sędziowskich stanęłam na wysokości zadania. To jest to, nad czym pracowałam przez ostatnie trzy lata, czyli nad „mentalem”, bo to tego w Tokio zabrakło.

PMK: Trudno się walczy z Chinkami?
KD: Chinki to najcięższe rywalki. Jak zobaczyłam tabelę rozstawienia, to bardzo się ucieszyłam z tego, że z tą najlepszą Chinką Gu Haiyan mam okazję się spotkać tylko w finale. Dopiero w finale. Choć wiadomo, moja tabela też nie była usłana różami. Na igrzyskach nie można się spodziewać łatwych walk. Ja do każdej kwoty wchodziłam w pełnej gotowości.

PMK: Jest wpół do pierwszej w nocy. O północy w Paryżu odebrałaś swój srebrny medal. To oznacza, że spędziłaś w Grand Palais ponad dwanaście godzin.
KD: Byliśmy tutaj po jedenastej do południa, zatem jesteśmy ponad dwanaście godzin, a to jeszcze nie koniec bo muszę się spakować i stąd wyjść, dojechać do wioski, jeszcze mała przeprawa mnie czeka.

PMK: Określając to delikatnie, panował tutaj chaos organizacyjny, zwłaszcza po południu. /jak to wpłynęło na twoje walki?
KD: Można się było tego spodziewać, bo jesteśmy we Francji i byłam na to przygotowana. Miałam to przepracowane ze swoim psychologiem. Nie zwracałam na to uwagi, ile czekam, czy coś jest o czasie, czy nie o czasie. Skupiłam się na swoim zadaniu, na swojej robocie do wykonania.

PMK: Dedykujesz komuś ten medal?
KD: Dedykuję ten medal mojej mamie, która zmarła w 2012 roku i dzisiaj ewidentnie mi pomogła.

fot. Bartłomiej Zborowski / PKPar

Data publikacji: 04.09.2024 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również