Łzy bólu, łzy szczęścia. Róża Kozakowska pobiła rekord świata i obroniła złoty medal z Tokio w rzucie maczugą!

Róża Kozakowska 30 sierpnia już w pierwszej próbie rzuciła maczugą na odległość 31,30 metrów, o ponad 2,5 m bijąc własny rekord świata w klasie F32. Rywalki nie znalazły na to odpowiedzi i w ten sposób nasza reprezentantka obroniła wywalczony w Tokio tytuł mistrzyni paralimpijskiej.

– To zwycięstwo to dla mnie radość nie do opisania. To dla mnie źródło życia! Cieszę się, że będę znów mogła usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. Nie tylko ja, bo on jest dla wszystkich, którzy nie mają siły o siebie zawalczyć. Im wszystkim pokazuję, że pomimo bólu, cierpienia i wszelkich przeciwności losu można wejść na szczyt – mówiła Róża w ambulatorium Stade de France.

Trafiła tam, ponieważ po drugim rzucie wypadł jej bark ze stawu i w potwornym bólu i we łzach musiała zakończyć start.

– Nadal jestem w szoku, co tu się wydarzyło. Myślałam, że ten mój pierwszy rzut był dużo gorszy. Na treningach zdarzało mi się przekraczać 30 metrów, ale że uda się tutaj, na igrzyskach w Paryżu, w deszczu? Bałam się, że przetrzymałam też rzut, że jest nieudany i dlatego wyrwało mi rękę – opowiadała, gdy zaczęły działać środki przeciwbólowe.

Gdyby nie skóra, ręka by poleciała
– Ból był potworny. Wiem o bólu wszystko, ale ten nawet mnie zaskoczył. Mimo wszystko postanowiłam rzucić jeszcze raz, bo bałam się, że zawiodę wszystkich tych, którzy mi kibicują, pomagają mi i są ze mną. Rzuciłam jeszcze raz, choć ledwo mogłam utrzymać maczugę. Gdybym wiedziała, że pobiłam rekord świata, to już bym się na to nie targnęła. I ręka znów wyleciała z barku. Gdyby nie skóra, pewnie poleciałaby razem z maczugą. Ból jak siekiera w nodze! (Róża nawiązuje do tragicznego wydarzenia z dzieciństwa (przyp. red) – stwierdziła.

– Lewą ręką pociągnęłam prawą rękę i bark wskoczył na miejsce. Na szczęście Mateńka Boska pomogła (Róża cały czas ściskała w dłoni figurkę Matki Boskiej – przyp. red.). Wszystko dzięki Matce Bożej i jej opiece. Stąd ten pierwszy rzut był taki, o jaki się modliłam – najdalszy, jaki oddałam w życiu – podkreśliła.

Gdy lekarze uwijali się wokół niej i ustalali, co jej się stało i co z tym dalej robić, gdzie wysłać ją na USG i prześwietlenie, Róży w głowie było tylko jedno – strach, że nie będzie w stanie wystąpić 4 września w konkursie pchnięcia kulą, w którym w Tokio zdobyła srebrny medal.

– Tak się do niego przygotowywałam. Mam nadzieję, że się pozbieram, wystąpię i nie zawiodę was! Wierzę, że Bóg mnie poskłada i da mi szansę walczyć dalej. A jeśli nie da rady, już was z tego miejsca przepraszam… – mówiła ze łzami w oczach.

Medal jak źródło życia
– Te łzy są jednocześnie łzami bólu i łzami szczęścia. Mimo wszystko. Dziękuję wszystkim tym, którzy mi kibicowali, trzymali kciuki, modlili się za mnie! Dziękuję mojemu lekarzowi, który mnie postawił na nogi i mogłam tu w ogóle przyjechać. Dziękuję mojemu opiekunowi Rafałowi, Ani, Basi. Dziękuję wszystkim kibicom, którzy trzymali za mnie kciuki, bo najwyraźniej trzymali bardzo mocno, skoro już w pierwszym rzucie pobiłam rekord świata. Dziękuję ci, Panie Boże, za wsparcie! – dodała Róża.

A gdy dotarło do niej wreszcie, że obroniła złoty medal z Tokio i – tak jak tam – znów pobiła rekord świata, stwierdziła, że to zwycięstwo to dla niej radość nie do opisania.

– Ten medal to dla mnie źródło życia! Cieszę się, że będę znów mogła usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. Nie tylko ja, bo on jest dla wszystkich, którzy nie mają siły o siebie zawalczyć. Im wszystkim pokazuję, że pomimo bólu, cierpienia i wszelkim przeciwnościom losu można wejść na szczyt. Stanąć na najwyższym podium i wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego – podkreśliła.

– Mówiłam sobie przed startem: jestem żołnierzem, który idzie jak na wojnę. Żadnych kul się nie boję. Dopóki będę mieć siły, będę walczyć. Choćbym miała stracić rękę. No i chyba wykrakałam! – żartowała przez łzy.

– Ten medal to dla mnie wszystko. Bo wiem, że daje siłę tym wszystkim, którzy jeszcze w siebie nie wierzą. Chcę być dla nich inspiracją. To jest moja droga na tej Ziemi.

Michał Pol z Paryża, fot. Bartłomiej Zborowski / PKPar
Materiał prasowy Polskiego Komitetu Paralimpijskiego

***
Okoliczności dyskwalifikacji Róży Kozakowskiej na igrzyskach w Paryżu

Z przykrością informujemy o dyskwalifikacji Róży Kozakowskiej, która wczoraj na igrzyskach wygrała rywalizację konkursu rzutu maczugą (klasa F32), bijąc rekord świata, a swój start okupiła poważną kontuzją.

W piątek przed północą wpłynął protest jednej z ekip, kwestionujący rozmiar poduszki pod głową naszej reprezentantki. Protest został uznany, w wyniku czego Róża została zdyskwalifikowana. Polska ekipa niezwłocznie odwołała się od tej decyzji.

Posiedzenie komisji odwoławczej odbyło się dziś przed południem, niestety jej decyzja była dla nas niekorzystna. Przyjmujemy to orzeczenie do wiadomości, takie są prawa sportu i jego rygorystyczne procedury, musimy się z nimi liczyć. Po igrzyskach, gdy opadną zrozumiałe emocje, wszczęte zostanie transparentne, wnikliwe postępowanie, które będzie miało na celu wyjaśnienie sytuacji.

W tej chwili najważniejszy jest dla nas stan zdrowia Róży, która w trakcie wykonywania rzutów doznała kontuzji barku. Na tyle poważnej, że nie była w stanie kontynuować udziału w zawodach. Życzymy Jej szybkiego powrotu do pełnej dyspozycji.

Trzymamy kciuki za wszystkich naszych Paralimpijczyków, życzymy im sukcesów.

Info: Polski Komitet Paralimpijski

Data publikacji: 31.08.2024

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również