Nieznane wcześniej choroby atakują ludzkość od niepamiętnych czasów. W ciągu ostatnich 100 lat tylko grypie udało się jednak dokonać zniszczeń na miarę Apokalipsy.
Z zabójczą zarazą kojarzą się zwykle roznoszona przez pchły i szczury dżuma (o której pisał Camus i przed którą uciekli bohaterowie Dekameronu) lub nieodłącznie związana z brudem, szczególnie popularna w czasie wojen i klęsk żywiołowych cholera („Miłość w czasach zarazy” Marqueza). Na przestrzeni dziejów były one przyczyną setek milionów zgonów. Jednak w najnowszej historii najgroźniejsza okazała się szalejąca w latach 1918-1919 grypa zwana hiszpanką. Zachorowała wówczas jedna trzecia populacji świata – około 500 mln ludzi, a liczba ofiar śmiertelnych szacowana jest nawet na ponad 100 milionów – więcej, niż zginęło podczas I wojny światowej. Szczególną cechą hiszpanki było to, że zabijała głównie osoby najsilniejsze – młode i w średnim wieku, co prawdopodobnie wynikało ze zbyt silnej reakcji układu odpornościowego. Poza tym – jak to grypa – była bardzo zaraźliwa.
Podobnie wielką pandemią specjaliści, a zwłaszcza media – straszą od lat, co widać było przy okazji grypy „ptasiej” (2007) oraz oficjalnie uznanej za pandemiczną grypy „świńskiej” (2009-10).
Liczbę zgonów spowodowanych przez tę drugą szacuje się na 20 tysięcy do nawet ponad 200 tysięcy (na stronie WHO nie podano w ogóle dokładnej liczby), natomiast „ptasiej” – na kilkaset zgonów. Dla porównania według WHO „zwykła” grypa ma na koncie 300-600 tysięcy ofiar śmiertelnych każdego roku. Jednak niektórzy eksperci od lat prześcigają się w medialnych prognozach dotyczących możliwych mutacji grypy lub nieznanej jeszcze choroby zakaźnej, mówiąc o miliardzie ofiar lub zagładzie połowy ludzkości. Efekt takich wypowiedzi może być podobny jak w bajce o pastuszku, który zbyt często krzyczał „Wilk! Wilk!”.
Większej liczbie zachorowań na ptasią grypę mogła zapobiec rzeź drobiu hodowanego w wielu krajach – szczególnie w Chinach, a zwłaszcza to, że ten wirus nie przenosi się (jak dotąd) z człowieka na człowieka.
Znacznie bardziej spektakularna (płonące stosy martwych krów) była gigantyczna rzeź na początku lat 90., związana z gąbczastą encefalopatią bydła (BSE), potocznie zwaną chorobą szalonych krów. Zjedzenie zakażonego prionami mięsa miało – według prognoz – po latach wywołać masowe zachorowania na wariant choroby Creutzfeldta-Jakoba (vCJD). Obecnie w najbardziej zagrożonej chorobą Wielkiej Brytanii ryzyko zachorowania na vCJD wynosi około 1 na 12 milionów, czyli jest zbliżone do ryzyka trafienia przez meteoryt (rzędu 1 do miliona) i niemal równe trafieniu szóstki w totolotka.
Jednak w przypadku chorób zakaźnych, jeśli szybko nie podejmie się działań profilaktycznych, małe zagrożenie może się stać zagrożeniem wielkim.
Dzięki higienicznemu stylowi życia, osiągnięciom medycyny i szczepieniom problem chorób zakaźnych został (przynajmniej w bogatszych krajach) zminimalizowany. Choć nie wyeliminowany. Coraz więcej dzieci nie jest szczepionych, co dotychczas spowodowało wzrost zachorowań na krztusiec i odrę, które także mogą być śmiertelne (w roku 2018 na odrę, najbardziej zaraźliwą z chorób, zmarło 140 tys. osób). Nadużywanie antybiotyków sprawiło, że leki te stają się coraz mniej skuteczne, Dzięki serwisom społecznościowym i randkowym znów rośnie liczba zachorowań na staroświecką kiłę, rzeżączkę, ale i na wirusowe zapalenia wątroby.
Poprawa higieny i warunków życiowych, choć zmniejszyła zagrożenie wieloma chorobami zakaźnymi, okazała się niebezpieczna w przypadku polio. Ludzie zakażali się nim powszechnie i od zawsze, ale następowało to w dzieciństwie, gdy zakażenie jest najczęściej bezobjawowe. Wraz z postępem higieny rósł wiek pierwszego kontaktu z wirusem, a u dorosłych często prowadzi ono do zgonu lub porażenia mięśni. W latach 40. i 50. tysiące musiały korzystać z „żelaznych płuc”, pierwowzoru obecnych respiratorów. Dopiero szczepionka rozwiązała problem.
Legionella, żyjąca w zatęchłej wodzie bakteria, nie dawała o sobie znać aż roku 1976. Zjazd Weteranów American Legion w hotelu Bellevue-Stratford w Filadelfii dał przyczajonemu w brudnej klimatyzacji zarazkowi szansę zaatakowania płuc 221 starszych osób. 34 z nich zmarły. Późniejsze badania wykazały, że ten sam mikroorganizm wywołał 8 lat wcześniej epidemię w mieście Pontiac. Choć to najbardziej spektakularne przykłady, legionellę można znaleźć niemal wszędzie, a groźna jest głównie wtedy, gdy zawierająca ją woda zostanie rozpylona (choćby przez fontannę).
Większość „nowych” chorób zakaźnych pochodzi od zwierząt, zwłaszcza dzikich. W przeszłości krowy przekazały ludziom odrę i gruźlicę, świnie – krztusiec, zaś kaczki – grypę. Wirusa zachodniego Nilu przenoszą dzikie ptaki, SARS przeszedł na ludzi od łaskuna chińskiego, zaś MERS – od wielbłądów.
Zakażenia HIV to prawdopodobnie skutek zjadania przez tubylców mięsa szympansów (które zapewne nabawiły się go milion lat wcześniej jedząc mniejsze gatunki małp).
Rezerwuarem eboli i wielu innych chorób, w tym SARS i MERS, są przypuszczalnie nietoperze, których układ odpornościowy pozwala im być nosicielami bez zachorowania. Na przykład w styczniu ubiegłego roku media informowały o odkrytym u chińskich nietoperzy wirusie Mengla (mimo że spokrewniony z ebolą, na razie nie zrobił jednak nikomu krzywdy). Sama ebola, choć jej epidemie zabiły tysiące, praktycznie nie rozprzestrzeniła się poza Afrykę – zabija zbyt szybko i przenosi zbyt trudno.
Także „stare” choroby epidemiczne od czasu do czasu powodują zachorowania i zgony. Według WHO od 2010 do 2015 roku ma całym świecie zanotowano ponad 3 248 przypadków zachorowań na dżumę, w tym 584 zgony, przy czym najbardziej endemiczne kraje to Demokratyczna Republika Konga, Madagaskar i Peru. W innych o dżumę trudniej, ale się zdarza (na przykład w Chinach), są i takie, w których zakażenie wymaga sporej determinacji (w maju 2019 mongolska para zmarła na dżumę dymieniczą po zjedzeniu surowej nerki świstaka… w celach zdrowotnych). Przykładem „nowoczesnej” epidemii cholery może być zakażenie ludności Haiti przez nepalskich żołnierzy, którzy trafili tam w misji ONZ po trzęsieniu ziemi z roku 2010. Liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 9 tysięcy.
Zabójczy, wyjątkowo odporny na czynniki środowiskowe wąglik straszył ludzkość w roku 2001, gdy koperty z białym proszkiem rozsyłali terroryści. Ale i jemu nie udało się spowodować zagłady – zbyt trudno się zakazić. Sam odkrywca bakterii wąglika, Robert Koch prowadził swoje epokowe eksperymenty z zakażaniem zwierząt laboratoryjnych w niewielkim wiejskim domku, który zamieszkiwał wraz z żoną i dzieckiem.
Jeśli chodzi o mające pojedynczą nić RNA koronawirusy (które pod mikroskopem elektronowym rzeczywiście nieco przypominają koronę), w ostatnich latach doszło do epidemii SARS i MERS. W obu przypadkach zakażone osoby poleciały samolotami do innych krajów i spowodowały dalsze zakażenia, jednak epidemie udało się opanować.
Podobnie jak w przypadku najnowszej epidemii, również pierwsze przypadki powodowanego przez innego koronawirusa zespołu ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej (SARS) odnotowano w Chinach – w listopadzie roku 2002 w graniczącej z Hongkongiem prowincji Guangdong. Wówczas jednak władze zataiły problem i WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) została powiadomiona dopiero w lutym 2003 roku. 27 marca 2003 roku WHO zaleciła wykonywanie badań u podróżujących z zagrożonych rejonów. Wprowadzono kwarantannę, a w Singapurze szkoły zostały zamknięte na 10 dni.
Opóźnienie działań zapobiegawczych mogło ułatwić rozwój epidemii, która zaatakowała Hongkong i Wietnam, a potem inne kraje świata (niemal 30). 80 proc. przypadków z Hongkongu można przypisać chińskiemu profesorowi medycyny, pochodzącemu z prowincji Guangdong. Zanim zmarł, zakaził 7 gości hotelowych, którzy z kolei zakazili pracowników szpitala. Ogółem na świecie odnotowano 8098 przypadków SARS i 774 zgony. Najbardziej zagrożone okazały się osoby po 65. roku życia.
SARS rozprzestrzenia się drogą kropelkową, a być może także poprzez kontakt z wydzielinami i przedmiotami z otoczenia pacjenta. Początkowe objawy pojawiają się najczęściej w ciągu 2-3 dni od zakażenia i przypominają grypę. Najbardziej typowym jest wysoka (powyżej 38 stopni Celsjusza) gorączka – dlatego na lotniskach zaczęto instalować kamery termowizyjne. Później pojawia się duszność. Leczenie jest głównie objawowe.
Wywoływany przez koronawirusa MERS-CoV bliskowschodni zespół oddechowy (MERS) spowodował w roku 2012 epidemię w Dżuddzie (Arabia Saudyjska). Pochodzący od zwierząt (wielbłądów i nietoperzy), ale przenoszący się również przez kontakt bezpośredni z chorym wirus atakował zwłaszcza osoby starsze i przewlekle chore, przy czym mężczyzn dwa razy częściej. Okres inkubacji trwał od 2 do 14 dni, a przebieg infekcji był bardzo różny – od całkowitego braku objawów do śmiertelnego zapalenia płuc.
Początkowe objawy MERS (gorączka, zmęczenie, bóle mięśni, kaszel, dreszcze) przypominają grypę. U niektórych osób pojawia się ciężkie zapalenie płuc i niewydolność oddechowa, czasami także niewydolność nerek. Leczenie jest głównie objawowe. Ogółem w Arabii Saudyjskiej odnotowano według WHO 2494 zachorowania i 780 ofiar śmiertelnych (co stanowi ponad 37 proc.).
Oprócz epidemii MERS z roku 2012 miała miejsce jeszcze epidemia w Korei Południowej (2015). Jako pierwszy zachorował biznesmen, który odwiedzał wcześniej kraje Bliskiego Wschodu. Zachorowało 186 osób, 36 zmarło, a co najmniej 16 693 zostało odizolowanych w związku z podejrzeniem kontaktu z wirusem.
W przypadku SARS i MERS dobrze sprawdziły się stare sposoby (kwarantanna, izolacja chorych) i proste zabiegi profilaktyczne – przede wszystkim mycie rąk, unikanie dotykania rękoma twarzy i odpowiedni ubiór przy kontakcie z chorym.
Paweł Wernicki, fot. pixabay.com
Info: PAP – Nauka w Polsce
Data publikacji: 04.02.2020 r.