Odsłonięto pomnik upamiętniający głuchych żołnierzy powstania warszawskiego

Odsłonięto pomnik upamiętniający głuchych żołnierzy powstania warszawskiego

Symbol kotwicy, znak osób niesłyszących i nazwiska ponad 30 głuchych żołnierzy powstania znalazły się na upamiętniającym ich pomniku, odsłoniętym w Warszawie. Głusi walczyli m.in. przy pl. Trzech Krzyży, budowali barykady i byli wartownikami.

Pomnik odsłonięto 22 października na dziedzińcu Instytutu Głuchoniemych. List do uczestników uroczystości przesłał prezes Związku Powstańców Warszawskich gen. Zbigniew Ścibor-Rylski.

„Z najwyższym uznaniem odnosimy się do wkładu głuchych żołnierzy AK w walce o Warszawę i wolną Polskę. Takie nazwiska jak Wiesław Jabłoński ps. Łuszczyc, Edmund Malinowski ps. Mundek, sanitariuszka Celina Kiluk na zawsze pozostaną w pamięci młodszych pokoleń. Bogata w wydarzenia historia głuchych żołnierzy AK w walkach powstania warszawskiego i godna naśladowania postawa do dziś budzi podziw i szacunek środowisk kombatanckich – napisał gen. Ścibor-Rylski.

Wiceprzewodnicząca Rady Warszawy Ewa Masny-Askanas podkreśliła, że działający blisko 200 lat Instytut Głuchoniemych przygotował wychowanków do przyjmowania wyzwań, jakie niosła niełatwa historia Polski. – Jednym z nich była druga wojna. Wychowankowie Instytutu należeli do konspiracji, byli żołnierzami AK, a później wraz z innymi poszli do powstania. Bronili najbliższej okolicy – Hożej, Wspólnej, Mokotowskiej, Frascati, czyli ulic wokół Instytutu – przypomniała.

Przed pomnikiem odsłoniętym przez ostatniego żyjącego głuchego uczestnika powstania Karola Stefaniaka i uczącego się w Instytucie prawnuczka jednego z jego kolegów, złożono wieńce.
– Kiedy wybuchło powstanie, miałem 13 lat. Walczyć poszli moi starsi koledzy, więc ja również. Moim zadaniem było głównie siedzenie na dachu i kontrolowanie, co dzieje się na pl. Trzech Krzyży – wspominał w rozmowie z dziennikarzami Stefaniak. Przyznał, że jeszcze przed wybuchem zrywu wiedział, że coś się dzieje, widział chłopców z biało-czerwonymi opaskami.

– Byłem przyzwyczajony, że sam chodzę po mieście. Pojechałem na Wolę spotykać się z innymi głuchymi i widziałem, że coś się dzieje wśród Niemców. O wybuchu powstania dowiedzieliśmy się jadąc tramwajem Żelazną. Motorniczy prowadził schylony, chroniąc się przed ostrzałem. My też się chowaliśmy. Tramwaj na dobre zatrzymał się w Al. Jerozolimskich, więc schowaliśmy się w bramie. W końcu kolega poszedł, zostałem sam. Widziałem, że ludzie chodzą po ulicy, ale z podniesionymi rękami. Więc też je podniosłem i poszedłem. Widziałem na dachach snajperów niemieckich, pierwsze rozstrzelania, ale jakoś udało mi się wrócić do Instytutu – opowiadał Stefaniak.

Dyrektor Instytutu Głuchoniemych Tadeusz Adamiec powiedział, że według obecnej wiedzy w powstaniu uczestniczyło ponad 30 głuchych. – Ale mamy świadomość, że było ich więcej. Konspirację w okresie okupacji organizował na terenie Instytutu nauczyciel WF Wiesław Jabłoński. Wykorzystywano fakt, że głusi chodzili z opaskami „Głuchoniemy” i generalnie Niemcy ich nie zaczepiali, dlatego przewozili meldunki czy broń. W Instytucie ukrywani byli także głusi Żydzi. Kiedy do Warszawy przyjeżdżali niesłyszący Niemcy np. do rodzin, też tu przychodzili. Ale żaden nigdy nie ujawnił, że są tu ukrywani Żydzi. To przykład tej niezwykłej solidarności między głuchymi – mówił.

Jak zaznaczył, niezwykłe jest, że podczas walk powstańczych nie poległo wielu głuchych. – Oni mieli jakiś niezwykły zmysł, który pomagał im uciekać przed ostrzałem czy bombardowaniami. Głusi generalnie brali udział w pracach pomocniczych – donosili broń, budowali barykady, pełnili funkcje wartownicze, ale uczestniczyli też w walkach. Kobiety były sanitariuszkami, opiekowały się rannymi, znosząc często z pola bitwy – relacjonował Adamiec.

Większość głuchych wchodziło w skład Plutonu Głuchoniemych, należącego do batalionu „Miłosz”, który walczył w rejonie Instytutu. – Ale byli tacy, którzy tu nie dotarli i walczyli w innych miejscach. Pluton walczył przez cały okres powstania, część poszła do niewoli, inni wyszli razem z cywilami. Broń zakopali tu w ogrodzie. Jeden uciekł z transportu i walczył jeszcze w partyzantce w Jugosławii. Po wojnie nadal utrzymywali ze sobą bliski kontakt. To byli wyjątkowi, szlachetni ludzie. Ich słyszący koledzy z batalionu także żywili dla nich wielki szacunek – podsumował dyrektor. (PAP)

akn/ gma/

Data publikacji: 23.10.2015 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również