Wojna to bardzo dramatyczna sytuacja, a szczególnie dla osób z niepełnosprawnościami. Osobom z niepełnosprawnościami w Ukrainie pomaga wiele osób w Polsce i innych częściach świata, m. in. międzynarodowy zespół, którego trzonem jest ukraińska organizacja osób z niepełnosprawnościami Fight for Right i amerykańska organizacja Partnership for Inclusive Disaster Strategies. W pracę zespołu angażują się też od tych paru tygodni członkinie kolektywu Artykuł 6.
W tym kilkunastoosobowym, działającym zupełnie oddolnie zespole zapewniają osobom z Ukrainy przede wszystkim wsparcie ewakuacyjne, transportowe oraz to związane z zakwaterowaniem. Od początku wojny obsłużono około 300 zgłoszeń osób uchodźczych z niepełnosprawnościami –indywidualnych, dotyczących całych rodzin, a czasem też bardziej licznych grup z placówek pomocowych.
Niestety każda wojna zwiększa liczbę osób z niepełnosprawnościami. Na skutek działań militarnych i zbrodni wojennych będzie dużo więcej ludzi doświadczających życia z niepełnosprawnością albo kryzysu zdrowia psychicznego. W czasie każdej wojny osoby z niepełnosprawnościami ponoszą jej najcięższe konsekwencje i jednocześnie są najbardziej pomijane i marginalizowane.
Każde skrajne doświadczenia w rodzaju wojny zawsze będą najbardziej dotkliwie uderzać w osoby, które już wcześniej były wykluczane. Żaden z systemów wsparcia nie daje pierwszeństwa osobom z niepełnosprawnościami. Sytuacja wielu z nich staje się przez to naprawdę beznadziejna, pojawia się mnóstwo potrzeb, na które muszą odpowiadać osoby wspierające je w ewakuacjach. Osoby z niepełnosprawnościami w sytuacji uchodźstwa, rzucone w nowe otoczenie są dużo bardziej bezradne. Nieodrobiona lekcja z dostępności w czasach pokoju daje się we znaki właśnie teraz.
Brakuje transportu dla osób z dysfunkcjami, które muszą się awaryjnie przemieścić, brakuje awaryjnych noclegów z, chociażby, dostępnymi toaletami. To wszystko sprawia, że ich wspieranie okazuje się czasem działaniem niemal niemożliwym do zrealizowania. Wyzwaniem jest dziś nawet najprostsza logistyka, jak schodzenie do piwnic czy schronu. Często bywa więc tak, że osoba z niepełnosprawnością zostaje w mieszkaniu, a w schronie chowa się jej rodzina. Osoby z niepełnosprawnościami, starsze, a także te z tymczasowymi urazami nie mają możliwości szybkiego przemieszczenia się. Rodziny zostają rozdzielone piętrami. Jest to często świadoma decyzja tych, którzy nie chcą narażać swoich bliskich, dzieci.
Ludzie zostają bez wózków, bo na przykład zostali pilnie ewakuowani na obrzeża miasta, wózek został w domu, a wrócić się po niego nie da. Albo nie mają ze sobą dokumentacji medycznej, a ta okazuje się niezbędna przy przekraczaniu granicy. Wielu mężczyzn z niepełnosprawnościami albo głuchych ma sporo problemów z wyjazdem, są zatrzymywani ze względu na powszechny pobór. Bywało tak nawet w przypadku mężczyzn z widocznymi niepełnosprawnościami, którzy słyszeli: ok, może nie będziesz mógł walczyć na pierwszej linii frontu, ale przydasz się w kuchni wojskowej.
Są w Ukrainie miejsca, do których nie da się już teraz dotrzeć, skąd ewakuacja jest w zasadzie niemożliwa. Wtedy pojawia się wyzwanie, jak dostarczyć na miejsce potrzebny sprzęt, na przykład aparaturę wspomagającą oddychanie. Zorganizowanie tego po polskiej stronie jest wykonalne, ale dostarczenie do odbiorcy bywa bardzo trudne. Potrzebne są też środki higieniczne, cewniki, podkłady, pieluchomajtki.
Trudnym zadaniem są też dostawy leków, zwłaszcza, jeśli chodzi o terapie ratujące życie: osoby z chorobami onkologicznymi, dializowane, podłączone do respiratorów, wymagające specjalistycznego żywienia.
Pierwszym wyzwaniem jest samo opuszczenie domu. Później organizowany jest transport do granicy – jej przekraczanie trwa całe wieki np. czasami dlatego że chodzi o głuchego mężczyznę, który może się spotkać z odmową wyjazdu. Potem transport do miejsca docelowego – czasem na kilka nocy, czasem na kilka miesięcy. Od jakiegoś czasu coraz częściej Polska jest tylko krajem pośrednim, bo jest tu coraz ciaśniej.
Nawiązana została współpraca z organizacjami z zagranicy i prywatnymi osobami, które mają możliwość przyjęcia uchodźców z niepełnosprawnościami. Po drodze organizowane są wózki, także te niemalże na wymiar, sprzęty, leki, środki na start, wsparcie psychologiczne w różnych kombinacjach językowych, w tym w języku migowym, i wiele innych rzeczy. Pomagający skupiają się przede wszystkim na zapewnieniu bezpieczeństwa osobom uciekającym przed wojną. Kluczowe dla nich jest to, żeby znalazły się w bezpiecznym kraju, później będzie postanawiane, co dalej. Nikt nie myśli, że trafiają do nich osoby z niepełnosprawnościami i muszą się na to przygotować, tylko odwrotnie: jeśli będzie taka osoba i będzie mogła skorzystać z tego, co mamy, to świetnie, a jeśli nie – trudno.
Nie można zaoferować osobie poruszającej się na wózku noclegu w wielkiej hali chociażby dlatego, że nie ma tam dostępnego sanitariatu. Zresztą któż jest w stanie zapewnić setki czy tysiące miejsc noclegowych, czy mieszkań na wynajem dla osób z niepełnosprawnością ruchu w Polsce. Ich wsparcie polega więc na wyszukiwaniu indywidualnych rozwiązań albo współpracy z organizacjami pozarządowymi za granicą.
Systemowego jednak wsparcia brakuje w najprostszych rzeczach. Kiedy szukają noclegu dla osób z niepełnosprawnościami lub przewlekle chorych – co nie może zwykle polegać na przespaniu się u kogoś na kanapie przez dwa tygodnie – poza szukaniem miejsca u osób indywidualnych lub w hotelach zgłaszają to też w wielu oficjalnych bazach organizacji pozarządowych, samorządów, na rządowych portalach. Jeszcze ani razu nie udało się tam znaleźć wsparcia. Odbijają się od ściany albo są odsyłani do ogólnych rozwiązań, punktów recepcyjnych i miejsc noclegowych, które nie uwzględniają potrzeb osób uchodźczych z niepełnosprawnościami. Co więcej, także z takich miejsc płyną kolejne zgłoszenia. Na przykład: „Jest u nas osoba na wózku, my nie mamy co z nią zrobić, czy ktoś ją odbierze?”.
Problemem jest też to, że nie mają środków. Wszystkie działania finansują z akcji fundraisingowych. Muszą opłacać przynajmniej w miarę dostępne hotele, transport do nich, paliwo. Pieniądze rozchodzą się więc błyskawicznie, a każda dodatkowa wpłata daje szansę na dodatkowe wsparcie.
Świetnie sprawdziły się w tej sytuacji niektóre fundacje na rzecz osób z konkretnymi chorobami, które znają potrzeby wynikające ze schorzenia. To jest na przykład Fundacja SMA, działająca na rzecz osób z rdzeniowym zanikiem mięśni, która pomogła wielu ludziom, często w trakcie terapii, której nie mogą przerwać i z powodu której sprawna organizacja jest kluczowa. Działa też na przykład Parent Project Muscular Dystrophy czy organizacje osób głuchych.
Bardzo ważne jest to, żeby w organizacjach czy grupach działających na rzecz osób uchodźczych z niepełnosprawnościami byli aktywiści i aktywistki z niepełnosprawnościami. Budowanie właśnie takich struktur, grup, kompetencji i angażowanie w ten sposób osób z niepełnosprawnościami wydaje się dziś szalenie ważne. Kiedy zaczynają pomagać osoby bez tego doświadczenia, bardzo szybko uruchamia się mechanizm „podopiecznych” i „pomagających”, „roztaczania opieki”, relacji władzy, odzierania z godności, instytucjonalizowania.
Oddolne działania, na których wciąż niestety opiera się system wsparcia, w niedługim czasie doprowadzą jednak do wypalenia u pomagających i narażą odbiorców pomocy na to, że będzie nieskuteczna. Już teraz często zdarza się tak, że istniejące zasoby nie są wykorzystywane w związku z brakiem efektywnej koordynacji, ale do tego potrzeba infrastruktury, czasu, środków i narzędzi.
Braki w systemowym wsparciu osób z niepełnosprawnościami w Polsce powodują, że ukraińscy uchodźcy z dysfunkcjami odczuwają to w dwójnasób.
Ewa Maj, fot. archiwum
Data publikacji 13.04.2022 r.