Powrót na podium po 8 latach. Dwa brązowe medale Polaków w czwartek na mistrzostwach świata
- 14.07.2023
Łukasz Mamcarz
Aleksander Kossakowski z przewodnikiem Krzysztofem Wasilewskim oraz Łukasz Mamczarz zdobyli 13 lipca brązowe medale podczas Paralekkoatletycznych Mistrzostw Świata, które do 17 lipca odbywają się w Paryżu.
– Dokładnie 14 lat temu o tej godzinie leżałem w szpitalu, gdzie lekarze odcinali mi nogę po wypadku, a dzisiaj zdobywam brązowy medal mistrzostw świata… 13 lipca 2009 i 13 lipca 2023 na pewno zostaną w mojej pamięci do końca życia – mówił Łukasz Mamczarz po wieczornym konkursie skoku wzwyż (w klasie T63) podczas Paralekkoatletycznych Mistrzostw Świata w Paryżu.
Konkurs zaczął od wysokości 1,69 m, zaliczonej w pierwszej próbie. Przy drugim skoku, na 1,73 m, poprzeczka drgnęła, ale nie spadła. Spadała jednak przeciwnikom i tylko Mamczarz zaliczył tę wysokość za pierwszym razem. Niestety, pierwsze podejście do wysokości 1,77 m było nieudane, tymczasem za pierwszym razem uporało się z nią dwóch reprezentantów Indii: Shailesh Kumar i Mariyappan Thangavelu. Polakowi udało się to za drugim razem, a trzeciemu z reprezentantów Indii, Sharadowi Kumarowi, za trzecim.
Na wysokości 1,80 m do rywalizacji udanie dołączył Amerykanin Ezra Frech. Poprzeczkę na tej wysokości pokonał też Shailesh Kumar, a także Łukasz Mamczarz! To jego najlepszy rezultat w tym sezonie. Było to już za wysoko dla Sharada Kumara, dał radę jeszcze Thangavelu i w konkursie zostało czterech zawodników, przy czym Mamczarz zajmował drugie miejsce.
Kolejna wysokość to 1,83 – dla Polaka byłby to nowy rekord życiowy. W pierwszym podejściu tak zawieszoną poprzeczkę pokonał Amerykanin, w drugim – Shailesh Kumar. Dla Mamczarza i Thangavelu to było tym razem za wysoko, jednak Polak zaliczył pierwszą poprzednią wysokość w pierwszej próbie, dzięki czemu zajął ostatecznie trzecie miejsce! Rywalizację wygrał rewelacyjny 18-letni Amerykanin Frech, który zakończył z rekordem świata (1,95).
– Wszystko mnie boli – mówił po konkursie Łukasz Mamczarz. – Trzy tygodnie temu uległem kontuzji, miałem zapalenie ścięgna Achillesa. Przez trzy tygodnie nic nie robiłem, tylko ćwiczenia z fizjoterapeutą. To moje pierwsze skakanie od trzech tygodni. Nie wiedziałem, co to będzie. Nie wiedziałem, czy w ogóle oddam jakikolwiek skok, a kończę konkurs z brązowym medalem mistrzostw świata. Widzicie, co tutaj faceci wyprawiają? Prawie dwa metry skaczą o protezach, o dwóch nogach. Dla mnie to jest coś niesamowitego.
Łukasz Mamczarz ma w kolekcji brązowe medale igrzysk paralimpijskich w Londynie w 2012 oraz mistrzostw świata w latach 2013 i 2015. Na kolejny medal na imprezie rangi światowej musiał więc czekać długo, bo aż 8 lat, w tym czasie czterokrotnie zajmując czwarte miejsce. W Paryżu przerwał tę passę, ale by tego dokonać, musiał pokonać m.in. Thangavelu – mistrza z Rio i wicemistrza z Tokio.
– To było 8 lat ciężkiej, żmudnej pracy – mówił polski skoczek. – Mam 35 lat, z tego 14 lat na jednej nodze. Uwierzcie mi, to jest niby brązowy medal, ale dla mnie to jest spełnienie wszystkich marzeń…
Niecały metr…
W porannej sesji także po raz trzeci w karierze brązowy medal mistrzostw świata zdobył Aleksander Kossakowski w biegu na dystansie 1500 m (T11).
Paryski finał razem z przewodnikiem Krzysztofem Wasilewskim rozpoczęli spokojnie. Trzymali się w grupie zawodników, od której już na początku oderwali się Brazylijczyk Yeltsin Jacques z przewodnikiem Edelsonem de Avilą. Na pierwszych metrach z bieżni zszedł drugi z Brazylijczyków, obrońca tytułu Julio Cesar Agripino (przewodnik: Micael Batista dos Santos).
Po jednym okrążeniu grupie zaczął także uciekać Japończyk Kenya Karasawa z przewodnikiem Kojim Kobayashim i przez dłuższy czas ich przewaga nad Polakami to było dobre kilkadziesiąt metrów. Na ok. 500 m przed metą Kossakowski z Wasilewskim zdecydowali się gonić Japończyków, odrywając się od reszty stawki.
Pościg udał się na tyle, że przed ostatnim wirażem Polacy „usiedli na plecach” Karasawy i Kobayashiego. Prowadzący z dużą przewagą Brazylijczycy byli poza zasięgiem i jasne było, że kwestia srebrnego medalu rozstrzygnie się między Polakami i Japończykami.
Na ostatniej prostej nasi reprezentanci dali z siebie wszystko, jednak Japończycy odparli atak i na metę wpadli mając niecały metr przewagi.
– Chcieliśmy w finale po prostu dobrze się bawić, rywalizować, powalczyć – mówił na mecie Aleksander Kossakowski. – Udało się, choć z kolei na ostatniej setce nie udało się wyprzedzić Japończyka. Ale i tak jest brązowy medal, jesteśmy zadowoleni.
Do wyprzedzenia Japończyka mocno mobilizował przewodnik.
– Krzyczałem jak zwykle, poniosły mnie emocje – śmiał się Krzysztof Wasilewski. – Olek mówi, że to nie pomaga, jak drę się do niego: „Dawaj! Dawaj!”, ale ja po prostu potrzebuję tego, bardzo chcę wygrać z przeciwnikiem, który jest w zasięgu.
Brązowy medal pokazuje, że w zasięgu jest także medal za rok, na igrzyskach paralimpijskich. Jednak Aleksander Kossakowski tonuje entuzjazm:
– Cieszymy się, że wywalczyliśmy miejsce dla Polski na igrzyska paralimpijskie w Paryżu, natomiast należy się bardziej skupiać na tym, co jest tu i teraz. Warto myśleć o przyszłości, ale nie kosztem chwili bieżącej. Na razie trzeba odpocząć, potem spokojnie wejść w sezon, unikać kontuzji, wystartować w przyszłym roku na mistrzostwach świata w Japonii i zobaczymy po kolei, co się będzie działo.
Nie ten dzień
Szóste miejsce w skoku w dal (T38) zajęła Anna Trener-Wierciak. W swojej najlepszej próbie uzyskała odległość 4,23 m – najlepszą w tym sezonie. Przez większość konkursu dawało jej to piąte miejsce, jednak w ostatniej kolejce o 17 cm dalej skoczyła Finka Vilma Berg. Rywalizację wygrała Luca Ekler z Węgier (5,77 – rekord mistrzostw świata), przed Olivią Breen z Wielkiej Brytanii (5,04) i Niemką Nele Moos (4,65).
W finale pchnięcia kulą (F32) wystartował Maciej Sochal. W drugiej próbie uzyskał odległość 8,51 m, jednak wystarczyło to do ósmego miejsca. Wygrał Chińczyk Liu Li, odległością 13,01 m bijąc rekord świata, przed swoim rodakiem, Bo Qingiem (12,17). Brązowy medal zdobył Grek Athanasios Konstantinidis (10,26). To drugie na tych mistrzostwach świata miejsce Sochala w pierwszej ósemce.
– W maczudze zająłem niestety ósme miejsce, ale ja się cieszę, że uzyskałem najlepszy wynik w sezonie, bo wiem, że mój trening nie poszedł na marne – podsumowywał zawodnik swój start w Paryżu. – Dzisiaj też zająłem ósme miejsce, ale wynik zrobiłem taki, jak na treningu. Myślałem, że będzie trochę lepiej, ale już od samego rana wiedziałem, że ten dzień nie będzie należał do mnie, że nie będzie najlepszy.
Coś do udowodnienia
Michał Kotkowski z trzecim czasem eliminacji wszedł do piątkowego finału 400 m (T37). Miał coś do udowodnienia. Dzień wcześniej nie był zadowolony z szóstego miejsca w finale 200 metrów.
– Mam nadzieję, że wszyscy, którzy liczyli na pokaz formy na 200 m, zobaczą tę formę na 400 – mówił.
Forma była widoczna. Kotkowski swój bieg eliminacyjny zaczął mocno, długo był trzeci. Na ostatniej prostej nie stracił tempa i wyszedł na drugie miejsce. Jeszcze obejrzał się na rywali i na 50 metrów przed metą przyspieszył, ponieważ zbliżał się do niego Ukrainiec Mykoła Rajski. Ostatecznie Polak obronił drugie miejsce. Poza zasięgiem był jedynie Brazylijczyk Bartolomeu da Silva.
Awansu do finału na tym samym dystansie (choć w klasie T47) nie udało się natomiast zdobyć Agacie Krzywdzińskiej i Agacie Gałan. Druga z zawodniczek od początku do końca biegła na czwartym miejscu w sześcioosobowym biegu eliminacyjnym. Z tej pozycji można było awansować jedynie z czasem, a ten osiągnięty przez Polkę (1.03,39) na to nie pozwolił. Z kolei Krzywdzińska niestety nie ukończyła biegu. Zeszła z bieżni po ok. 100 metrach, lekko utykając i dotykając kontrolnie uda.
Info: PZSN Start, fot. Bartłomiej Zborowski / PZSN Start
Data publikacji: 14.07.2023 r.