Przy rozdzieleniu grup S1 i S2 powalczę o inny kolor – obiecuje Dorota Bucław

Dorota Bucław

Dorota Bucław jest aktualną mistrzynią świata i Europy w paratenisie stołowym w klasie S1 (paraplegia). 5 września stoczyła ona półfinałowy pojedynek (S1-S2) z doświadczoną Włoszką Giadą Rosi. Niestety, musiała uznać jej wyższość, jednak po zaciętej walce, wynik spotkania w setach to 3:2. W Paryżu stanie jednak na najniższym stopniu podium. Z brązową medalistką igrzysk paralimpijskich Dorotą Bucław rozmawia dla „NS” Paulina Malinowska-Kowalczyk.

PMK: Historyczny moment. Kończysz turniej singlowy w klasie łączonej S1-S2 z brązowym medalem po meczu, który mógł się skończyć zwycięstwem. Strefa finału była naprawdę blisko.
Dorota Bucław: Gdyby nie pierwszy set, wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. Przegrałam go i musiałam gonić. Cieszę się, że dogoniłam ją w setach na 2:2. Szkoda tego piątego seta, ale z drugiej strony gdybym miała wyciągnąć coś dobrego, to trochę krwi Włoszce napsułam. Nie odjechałam jako klasa pierwsza od wejścia do finału 3:0 na przykład, tylko mamy wynik 3:2.

PMK: Lekko jej nie poszło. Były przecież momenty, kiedy to jej uciekała strefa finałowa.
DB: Miała w głowie, że jest pretendentką do gry finałowej. Giada Rosi jest dobrą zawodniczką. Powiem tak: ona musiała, ja mogłam. Miałam komfort psychiczny, chciałam, starałam się, ale wyszło jak wyszło. Jest brązowy medal. Mój pierwszy medal paralimpijski.

PMK: Ile on waży, bo to twoje czwarte igrzyska?
DB: I pierwsze, na których zdobyłam medal. Tutaj muszę podziękować firmie Solbet za wsparcie, bo dzięki nim mogłam się do nich dobrze przygotować.

PMK: W 2022 roku w Granadzie zdobyłaś mistrzostwo świata w klasie S1, Włoszka, z którą dziś walczyłaś zdobyła ten tytuł w klasie S2. Te grupy na igrzyskach są łączone, co wydaje się niesprawiedliwe.
DB: Jest to deprymujące, że trzeba stanąć przeciwko komuś, kto jest ode mnie sprawniejszy. Gra jest krótka, do 11 punktów. Jeśli ktoś ucieknie na 3 punkty to ciężko go dogonić, a jeśli jest sprawniejszy, dysproporcja przy ruchu jest duża. Ale miejmy nadzieję, że Międzynarodowy Komitet Paralimpijski zrobi to, co obiecuje od 2008 roku i będzie wspierał najsłabsze mięśniowo grupy. Może doczekamy się podziału w Los Angeles w 2028 roku. Wtedy powalczę o inny kolor.

PMK: Szykujesz się na kolejne igrzyska! Mając świadomość, że będziesz zawsze walczyła z silniejszymi, na dzień dobry sprawniejszymi fizycznie, jak się mentalnie przygotowujesz, żeby to unieść?
DB: Dwie rzeczy się na to składają. Praca z psychologiem plus treningi z kimś, kto próbuje grać jak sprawniejsze ode mnie osoby. Próbuję być przygotowana na różne piłki. Nie zawsze zdążę cofnąć się z krótkiej do długiej, a wtedy to jest punkt głupio oddany.

PMK: Ile lat pracowałaś, żeby to podium osiągnąć?
DB: Rozpoczynałam grę na wózku w 2009 roku. Zatem 15 lat pracy w łączonej grupie. W Tokio medal mi uciekł, zabrakło mi głowy. Przegrałam 10:12. Takie wyniki za mną się ciągnęły.
PMK: Trudno jest zacząć przy takiej niepełnosprawności jak twoja, znacznej?
DB: Od lat walczyłam i pisałam, by oddzielono naszą grupę pierwszą i powoli widać, że dociera to do osób decyzyjnych. Pojawiają się zawodniczki i na mistrzostwach świata te grupy są rozdzielane. To bodziec dla klubu, by te zawodniczki wysyłać, bo nie pójdzie na pożarcie lwom. W męskiej grupie ta „jedynka” jest rozdzielona, w żeńskiej może będzie.

PMK: Na ten moment w Paryżu żaden lew cię nie pożarł. Komu dedykujesz ten medal?
DB: Rodzinie, prezesowi firmy Solbet i bliskim mi osobom, które zmarły w zeszłym roku.
PMK: Na pewno ci dopingowali dzisiaj z góry. Czy jadąc tutaj wierzyłaś w to, że na tym podium możesz stanąć?
DB: Chciałam wejść do ósemki. To było moje marzenie. Jadąc tutaj raczej zakładałam, że obejrzę ten medal u kogoś, popatrzę jak wygląda z tym kawałkiem wieży Eiffla. Nie zobaczę u kogoś tylko u siebie. A jak go dostanę, to spędzę z nim noc w łóżku.

fot. Bartłomiej Zborowski / PKPar

Data publikacji: 05.09.2024 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również