Wszystko poświęciłam, żeby wygrać to złoto przyznaje Karolina Pęk

Z Karoliną Pęk po zdobyciu złotego medalu w turnieju tenisa stołowego podczas igrzysk paralimpijskich w Paryżu rozmawia dla „NS Paulina Malinowska-Kowalczyk

PMK: „Wyciągnęłaś” ten mecz jak mało kto. Zafundowałaś nam prawdziwy horror. W tej chwili to twoja specjalność?
Karolina Pęk: W ćwierćfinale miksta i debla wyciągaliśmy z 0:2. Dzisiaj z tego, co mi mówią 3:7 przegrywałam w piątym secie. Naprawdę nie wiem, jak to zrobiłam. Po prostu nie patrzyłam na wynik. Starałam się grać piłka po piłce, słuchać trenera.

PMK: Co takiego usłyszałaś?
KP: Trener mówił bardzo dużo. Starał mi się przypominać jak powinnam grać, w które miejsca. A przede wszystkim powtarzał, bym wierzyła w siebie, bo wie, że w kluczowych momentach moja pewność siebie może spaść. Dzisiaj to było troszeczkę widać w półfinale. W piątym secie byłam w takim stanie, że grałam piłka po piłce i nie patrzyłam na wynik. Starałam się wygrywać punkty i jakoś to wyszło.

PMK: Drugi i trzeci set to też był horror. Jak znalazłaś sposób na tę utytułowaną Chinkę?
KP: Przede wszystkim myślę, że ona zagrała bardzo dobrze te sety. Ja zagrałam bardziej pasywnie, lżej i z mniejszą pewnością siebie. To nie była moja najlepsza gra i ona to wykorzystała. Miałam wrażenie, że gra wszystko, a ja je źle zagrałam. Starałam się wierzyć w siebie, że po prostu znajdę swój lepszy tenis. Jakoś udało się wygrać tego czwartego seta i w piątym secie się nie poddałam i też poszło. Trener powtarzał, żebym dokładała jakości i grała z większą mocą, a przede wszystkim, żebym grała w dobre miejsca, bo cały czas grałam do strony bekhendowej. Powiedziałam trenerowi, że czuję się jak „debil”, bo ona ma 48 lat i mnie gania po stole. Trener powtarzał, żeby grać w dobre miejsca, żeby ją ruszać. Moja głowa w niektórych momentach troszeczkę odleciała i grałam wciąż w tę jedną stronę. W niektórych momentach zagrałam do strony forhendowej i cieszę się, że w kluczowych momentach dałam radę.

PMK: Z trenerem Xu Kaiem pracujecie od lat. To praca, która przyniosła najpiękniejszy owoc.
KP: Dziesięć lat. Trener po meczu powiedział, że czekał na to dziewięć lat i że zrobił już swoją robotę. Jak miałam szesnaście lat przyszłam do trenera Kaia do Krakowa i to był nasz wspólny cel, żebym wygrała te igrzyska. Zawsze powtarzał, że nie liczą się dla niego mistrzostwa Europy, świata, tylko igrzyska. Cieszę się, że w końcu mogłam to też dla niego zrobić, bo wiem, że mój charakter nie jest łatwy, dużo się kłócimy podczas treningu, mamy siebie dosyć. W końcu zrobiłam to też dla niego, ale przede wszystkim dla siebie.

PMK: Jak się gra z rywalką, która jest niemal dwukrotnie starsza od ciebie. Chinka ma 48 lat.
KP: Ja mam 26 lat i mam nadzieję, że to są jej ostatnie igrzyska, bo nie chcę się już z nią męczyć. Każdy pojedynek z nią był bardzo ciężki. Większość moich rywalek jest starszych ode mnie, więc ja jestem w połowie drogi. Mam nadzieję, że na kolejnych igrzyskach już ich nie będzie, a jeśli będą to będą starsze, a ja będę jeszcze w miarę młoda. Mam nadzieję, że będę w dobrej dyspozycji fizycznej i będę dalej je ogrywać.

PMK: Co się czuje, kiedy się sięga po to, do czego tyle lat się dążyło?
KP: Gram od jedenastego roku życia. Odkąd spotkałam Natalię Partykę, to był mój cel, żeby wygrać to złoto. Były takie momenty po przegranych finałach, bo tych finałów już było dużo, że zastanawiałam się, ile jeszcze muszę poczekać. Cieszę się, że dzisiaj w końcu się to udało i nie muszę czekać kolejnych czterech lat i myśleć o tym finale, który mogłam dzisiaj przegrać, bo piąty set to jest loteria. Jestem szczęśliwa i dumna z siebie. Wiem, ile pracy wykonałam przez te wszystkie lata. Wygrałam dla siebie, dla trenera, dla swojej rodziny. Wszystko poświęciłam, żeby wygrać to złoto i dalej będę trenować, bo na jednym złocie nie chcę się zatrzymać.

PMK: Na tych igrzyskach zdobyłaś trzy medale. Zaliczyłaś lepszy występ od Natalii.
KP: Po tym turnieju po raz pierwszy mogę powiedzieć, że mam wynik lepszy od Natalii, ale jeśli chodzi o liczbę medali i osiągnięć to nigdy jej nie dorównam. Staram się jej dorównać w grze, żeby dojść do jej poziomu. Jak będę grać tak jak Natalia, to te złota będą przychodzić. Natalia była zawsze dla mnie wzorem. Cieszę się, że przez ostatnie dwa, trzy lata trenowałyśmy razem w Gdańsku i mogłam ją podpatrywać. Ona mi dużo podpowiada. Dzisiaj po półfinale wysłała mi wiadomość. Zapytałam o radę jak zagrać ten finał.

PMK: Co ci napisała?
KP: Były dwie rady. Pierwsza: stabilizacja, żeby grać spokojnie, a druga nie nadaje się do cytowania, bo to słowa dla dorosłych.

PMK: Możemy się domyślić.
KP: Musiałabym cytować siatkarza Tomka Fornala. Przede wszystkim powiedziała, że ciężko trenowałam i że dam radę.

PMK: I dałaś.
KP: Wierzyła we mnie. Już przed ćwierćfinałem wiedziałam, że mam ciężkie losowanie. W pierwszej rundzie trafiłam na Chinkę. Wiele osób myślało, że w pierwszej rundzie już odpadnę, niestety to odczułam, ale chciałam pokazać wszystkim, że można wygrać z Chinką. Rano czułam, że fizycznie, psychicznie, mentalnie jestem bardzo dobrze przygotowana. W finale wiedziałam, że rywalka jest starsza o ponad dwadzieścia lat, więc nie będzie łatwo, ale dałam z siebie wszystko.

PMK: Jak wypracowałaś taką silną głowę? Jeszcze w Rio de Janeiro prezentowałaś kogoś zupełnie innego.
KP: Zgadzam się. Mam wrażenie, że jestem zupełnie inną osobą, jeśli chodzi o pewność siebie. Bierze się to z tego, że lepiej gram. Wiedziałam, że muszę uwierzyć w siebie, wierzyć, że dam radę, bo jeśli tego nie będzie psychicznie i mentalnie, to nie wygram tego turnieju. Umiejętnościami jestem na wysokim poziomie, a takie turnieje to przede wszystkim jest głowa.

PMK: Brawo. Bardzo dziękuję za rozmowę.

fot. Bartłomiej Zborowski

Data publikacji: 09.09.2024 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również