W marcu br. minister nauki Dariusz Wieczorek powołał czterech nowych pełnomocników i dwie pełnomocniczki. W tym gronie znalazła się Anna Rutz, kierowniczka Biura Wsparcia Osób z Niepełnosprawnościami Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Absolwentka tej uczelni została pełnomocniczką ministra nauki do spraw wsparcia uczelni w zwiększaniu dostępności kształcenia dla osób niepełnosprawnych.
Anna Rutz wyznaczyła sobie 3 kluczowe zadania na pierwszy rok pełnienia ww. funkcji. Jedno z nich jest częściowo zrealizowane, ponieważ trwa dyskusja na temat sposobu przyznawania dotacji uczelniom na stwarzanie warunków OzN. To wsparcie zwiększono o ok. 20 proc., co jest efektem działań szerszego grona. Pełnomocniczka ministra będzie dążyć do tego, żeby zostały opracowane standardy przyznawania usług wsparcia OzN w uczelniach. Ponadto chce, aby środowisko pełnomocników stało się platformą wymiany doświadczeń.
Nasze Sprawy: W marcu została Pani pełnomocniczką ministra nauki do spraw wsparcia uczelni w zwiększaniu dostępności kształcenia dla osób niepełnosprawnych. Jak do tego doszło?
Anna Rutz: O ile mi wiadomo, był to głos przedstawicieli uczelni i organizacji pozarządowych. One podczas jednej z komisji sejmowych zgłosiły potrzebę zaangażowania w ministerstwie osoby, która rozumie specyfikę dostępności i szkolnictwa wyższego, a ponadto potrafi te funkcje ze sobą połączyć. To nie jest praca etatowa, więc nie uczestniczyłam w typowym konkursie na stanowisko. Natomiast wiem, że moja kandydatura była brana pod uwagę spośród innych kandydatur.
NS: Jak zatem widzi Pani swoją rolę w ministerstwie?
AR: Przede wszystkim chcę działać dla uczelni. Gorąco zachęcam do kontaktowania się ze mną – mailowo, telefonicznie czy przez różne komunikatory. Zależy mi na poznaniu perspektywy uczelni różnego typu. Chętnie więc nawiążę współpracę ze szkołami nie tylko humanistycznymi.
NS: Czy ten głos już dociera do Pani?
AR: Jeszcze przed mianowaniem otrzymywałam zapytania z różnych uczelni na temat organizacji procesu kształcenia dla osób z niepełnosprawnościami. Tu mam apel do środowiska osób działających na rzecz dostępności. Bądźmy w kontakcie i przekazujmy sobie informację zwrotną, ale z taką życzliwością i zrozumieniem. Z tego, co obserwuję, w środowisku osób zajmujących się dostępnością, nie tylko na uczelniach, momentami pojawia się krytykanctwo. Ono nie zawsze jest konstruktywne.
NS: Jak to zmienić?
AR: Błędy zdarzają się nam wszystkim, mnie również. Każdy z nas ma do nich prawo. Uważam, że zamiast krytykanctwa powinno być więcej merytoryki. Przykładowo – słuchaj, to rozwiązanie może nie zadziałać z takiego i takiego powodu, możesz to poprawić tak i tak. To zdecydowanie lepszy komunikat dla odbiorcy. Nie chodzi o to, żeby ktoś po raz kolejny pomyślał: Boże, znowu coś źle zrobiłem. Wiem, że w naszym środowisku jest to pewne wyzwanie. Ponadto potrzebujemy wypracować język mówienia o dostępności, który będzie zachęcał do jej wdrażania. Przy czym on nie powinien bazować na cierpiętnictwie, na zasadzie – ciebie też może kiedyś spotkać niepełnosprawność. Wolę argumentację pozytywną – zobacz, dostępność się opłaca, każdy może na niej skorzystać.
NS: Jakie zadania ma Pani jako pełnomocniczka ministra?
AR: Ogromnie podobało mi się to, że Pan minister powiedział do mnie: Ania działaj. Nie wiem, jak długo będę pełnomocniczką, ale na pierwszy rok postawiłam sobie 3 kluczowe zadania. Jedno z nich już częściowo się udało, bo dotyczyło rozpoczęcia dyskusji na temat sposobu przyznawania dotacji uczelniom na stwarzanie warunków osobom z niepełnosprawnościami. Ona została zwiększona o ok. 20 proc., co nie jest efektem wyłącznie moich działań. Wpływ tu miały wcześniejsze apele Komisji ds. Wyrównywania Szans Edukacyjnych przy KRASP [Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich – przyp. red] i części organizacji pozarządowych.
NS: Jakie jeszcze inne wątki dotyczące dotacji są omawiane?
AR: Dyskutujemy o tym, jak do algorytmu przyznawania dotacji włączyć też aspekty jakościowe. Rozmawiamy, w jaki sposób ujmować grupy studentów i pracowników uczelni, które nie mają orzeczenia o niepełnosprawności, a potrzebują wsparcia i je otrzymują. Wiele szkół wyższych przyznaje wsparcie osobom, które nie dysponują orzeczeniem, ale posiadają inne dokumenty potwierdzające trudności edukacyjne. To są najczęściej opinie z poradni psychologiczno-pedagogicznych, diagnozy potwierdzające trudności jak spektrum autyzmu, ADHD czy dysleksję. Podejrzewam, że jeszcze długa droga przed nami, żeby ustalić komu i ostatecznie na jakiej podstawie to wsparcie przyznajemy z dotacji.
NS: Kiedy można spodziewać się decyzji?
AR: Moim marzeniem jest to, żeby przynajmniej uznawano też specjalistyczne diagnozy lekarskie i opinie z poradni psychologiczno-pedagogicznych. Powiem to z doświadczenia pełnomocnika [ds. studentów z niepełnosprawnościami na UAM – przyp. red.] – gdy przychodzi do mnie student czy inna osoba potrzebująca wsparcia w uczelni, to najpierw zapoznaję się z przedłożoną dokumentacją. W 95 proc. przypadków są to właśnie dokumenty inne niż orzeczenie o niepełnosprawności. Przy czym to nie jest świstek papieru, że dana osoba ma np. depresję, tylko długoletnia diagnoza potwierdzona badaniami. W idealnej wersji chciałabym, żeby tak to było ujmowane. Natomiast nie chcę niczego obiecywać, bo nie lubię składać pustych obietnic. Zobaczymy, jaki będzie też głos uczelni i osób pracujących w ministerstwie, które zajmują się kwestiami prawnymi i budżetowymi.
NS: Przejdźmy zatem do drugiego z zadań. Na czym ono polega?
AR: Będę dążyła do tego, żebyśmy jako środowisko, przygotowali pewne standardy przyznawania usług wsparcia osobom z niepełnosprawnościami w uczelniach. W tym celu planujemy powołać zespoły eksperckie. Zdaję sobie sprawę z tego, że budżet, którym dysponuje ministerstwo, nie jest z gumy, bo są także inne bardzo ważne obszary jak chociażby zdrowie psychiczne. Natomiast mnie zależy na tym, żebyśmy ujęli perspektywę uczelni zarówno humanistycznych, jak technicznych, medycznych, i artystycznych. Tam liczba studentów z niepełnosprawnościami nie zawsze jest tak duża, a co za tym idzie – ta dotacja nie zawsze jest wysoka.
NS: Jak będzie wyglądało przygotowanie tych standardów?
AR: Chcę, żebyśmy sobie określili, co to znaczy przyznawanie studentowi wsparcia np. asystenta dydaktycznego. Mamy wspierać, dawać tzw. wędkę, a nie wyręczać kogoś. Uczelnia nie jest instytucją opiekuńczą, co nie oznacza, że usługi opiekuńcze nie są ważne. Tylko one powinny być zapewniane przez inne organy. Myślę, że stworzymy taki katalog bazowy wsparcia edukacyjnego, z definicjami i mniej więcej zakresem zadań. Wcześniej wspomniałam o asystencie, ale to samo może dotyczyć transportu, dostępu do lektoratów itp. Chcielibyśmy nadać temu pewne standardy, co nie oznacza całkowitej unifikacji. Będą więc wytyczne, na zasadzie – tu idziemy w tę stronę, a takiego wsparcia już nie dajemy.
NS: Zatem przejdźmy do trzeciego zadania. Co można o nim powiedzieć?
AR: Marzy mi się, żebyśmy byli jako środowisko pełnomocników taką platformą wymiany doświadczeń. Ostatnie projekty z konkursu „Uczelnia dostępna” pokazały, że uczelnie w coraz lepszym stopniu zapewniają dostępność. Jednak na kanwie różnych wydarzeń, m.in. Forum Uczelnianych Pełnomocników ds. Osób z Niepełnosprawnościami, Krakowskich Dni Integracji czy Dni Integracji we Wrocławiu, widzimy, że pewne działania się dublują. Czasami wyważamy więc otwarte drzwi. Aby tego uniknąć, chciałabym, żebyśmy korzystali z głosu eksperckiego, który mamy w poszczególnych ośrodkach. Jednym z takich działań jest tworzenie czy wspieranie wydarzeń, które temu służą, jak wspomniane wcześniej Forum Pełnomocników czy lokalne wydarzenia promujące dostępność szkolnictwa wyższego.
NS: Co będzie największym wyzwaniem w Pani działaniach?
AR: Na ten moment – standaryzacja. Już samo przygotowanie propozycji osób, które mogłyby zasiadać w zespole, było poważną próbą, bo nie chciałam, żeby ktoś się poczuł wykluczony. Zależało mi na tym, żeby było to maksymalnie 8 osób. Z doświadczenia wiem, że takie zespoły pracują bowiem najefektywniej. Dla mnie czas ma znaczenie. Nie chcę, żeby standardy były pisane w bardzo dużym pośpiechu i dosłownie na kolanie. Natomiast wiem, że większe zespoły stają się trudniejsze w kwestii procedowania czy dyskusji. Samo przygotowanie standardów to jedno. Do tego dochodzą konsultacje. Wyobrażam sobie różne uwagi i emocje, nie zawsze pozytywne. Ale taka jest nasza rola, aby działać w różnych środowiskach.
NS: A największa nadzieja?
AR: Wierzę, że to się po prostu uda. Liczę na to, że staniemy ponad partykularne interesy pojedynczych uczelni i spojrzymy z takiego poziomu, co jest ważne dla naszych odbiorców. Mam tu na myśli kandydatów, studentów, doktorantów i pracowników. Kiedy w uczelnianym zespole jest nam trudno, zawsze powtarzamy sobie dla kogo pracujemy. Działamy nie dla uniwersytetu, choć absolutnie go uwielbiam. Swoją pracę wykonujemy przede wszystkim dla studentów i innych osób z niepełnosprawnościami.
NS: Jak to przekłada się na codzienne obowiązki?
AR: Musimy patrzeć z perspektywy tych osób – jakie mają obawy, oczekiwania, ale też co się z nimi stanie po zakończeniu studiów. To nie oznacza, że zawsze przyznajemy takie wsparcie, jakiego student sobie życzy. Wybieramy rozwiązanie, które będzie rozwijało maksimum jego niezależności, autonomii i samodzielności. Nie zawsze jest to asystent. Czasami wybieramy np. kurs obsługi technologii wspomagających. Jednak to, co się wydaje bardzo proste, nie zawsze jest łatwe do zrealizowania.
Rozmawiał: Marcin Gazda, fot. Adrian Wykrota
Data publikacji: 25.07.2024 r.