Poczuj się jak głuchoniewidomy
Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym (TPG), jedyna organizacja w Polsce działająca rzecz tych osób już od 25 lat, zorganizowała dla warszawiaków przed Metrem Centrum kolejny happening, tym razem pod hasłem „To nie prima aprilis".
1 kwietnia, pomimo niesprzyjającej pogody grupa osób głuchoniewidomych oraz wolontariuszy TPG zapraszała warszawiaków do udziału w specjalnych zawodach, które polegały na pokonaniu przygotowanego na tę okazję toru, z założonymi na oczy specjalnymi okularami i nałożonymi słuchawkami. Padający deszcz nie zachęcał przechodniów spieszących się do metra, aby wziąć udział w zawodach, jednak kilka młodych osób zatrzymało się i zaciekawiło happeningiem. Zakładali oni różne symulatory widzenia – okulary symulujące realne uszkodzenie wzroku, np. okulary z wąskim polem widzenia, tzw. lunetowym, czyli maleńką dziurką w centrum. Aby móc objąć całą przestrzeń wokół siebie trzeba nieustannie ruszać szyją. Widzimy tylko to, co jest przed nami, a głowa cały czas jest w ruchu. Nie ważne, czy ktoś jest wysoki, czy niski, nie widzi tego co jest pod nogami, czy nie wpadnie na coś, nie zawadzi i nie uderzy.
– Było bardzo trudno, choć jak założyłam okulary to jeszcze coś widziałam, ale jak „odcięło mi” słuch kiedy założyłam słuchawki, to czułam się bardzo niekomfortowo – mówi Marta. – Ktoś wołał za mną próbując mnie nakierować, ale słyszałam głos jak zza ściany. Kilka razy uderzyłam w ograniczniki, te słupki trasy bo ich nie widziałam. Czułam się trochę zagubiona i chciałam żeby mnie ktoś wyprowadził z tego labiryntu. Takie doświadczenie uświadamia człowiekowi jak to fajnie, że jest się zdrowym, że widzę i słyszę, to chyba najlepiej uwrażliwia i pokazuje z jakimi trudnościami muszą radzić sobie osoby głuchoniewidome w przestrzeni miejskiej.
Mateusza także zaciekawił happening, zatrzymał się i postanowił przejść tor. Każdej osobie zawsze towarzyszył asystent, który w najtrudniejszych momentach naprowadzał ją: – Ponieważ widzi się bardzo wąskie pole to musiałem machać cały czas głową na boki i pod nogi, ale na tyle jednak widziałem przez tę małą dziurkę w okularach, że dawałem sobie radę z przemieszczaniem się. Traciłem jednak momentami równowagę z powodu niepewności, czy nie ma czegoś pod moimi nogami, albo z boku. Mogę sobie wyobrazić, jakie miałbym problemy w ruchu ulicznym gdzie przemieszcza się wokoło wiele osób, kompletnie nie kontrolowałbym tego co dzieje się obok mnie, czy ktoś nie nadchodzi, albo nie idzie wprost na mnie. Myślę, że głuchoniewidomi muszą mieć dużo kolizji i zderzeń z innymi osobami, które przecież nie mają pojęcia, że osoba idąca obok nich tak słabo widzi. Poza tym myślę sobie, że przez to ciągłe ruszanie głową we wszystkich kierunkach, taka osoba może zostać odebrana jako upośledzona umysłowo albo „na gazie”.
Grzegorz Kozłowski przewodniczący Towarzystwa Osób Głuchoniewidomych, także osoba głuchoniewidoma, komunikujący się przy pomocy specjalnego odbiornika i mikrofonu, powiedział, że choć jest bardzo aktywny i „zrehabilitowany”, to każdego roku zalicza kilka poważnych kolizji z ludźmi, czy przeszkodami.
– Ja poruszam się z białą laską, dosłownie niedawno wpadłem na słup, zaliczyłem też już parę „czułek”, zawadzając o nisko ulokowane szyldy, czy ogłoszenia, wpadałem na otwarte drzwi samochodu, często też wpadam na schody, które powinny być oznaczone pomarańczowym pasem na pierwszym i ostatnim stopniu. Kiedy są kolorowe oznaczenia wtedy czuję się znaczniej bezpieczniej i łatwiej mi się poruszać w miejskiej przestrzeni, ale wiele osób głuchoniewidomych boi się wychodzić z domu. Przekleństwem natomiast jest dla mnie oświetlenie w chodniku czy na niskich słupkach, ich światło mocno razi i nie wiem co znajduje się za tym świetlnym punktem, czy są schody, czy jakiś spadek, ulica. A to oświetlenie to ostatnia moda, która jest zmorą dla osób słabowidzących, zwiększającą ryzyko kolizji, wpadnięcia na przeszkodę, czy spadnięcia ze schodów. W Warszawie jest dużo barier, do których zlicza się także hałas i brak pętli indukcyjnych w miejscach publicznych. W wiele miejsc docieram wyłącznie tylko dzięki wsparciu tłumacza-przewodnika, który dodatkowo czuwa, aby mój nadajnik trafiał do osoby, która mówi do mnie, a w sytuacji awaryjnej przekazuje mi alfabetem Lorma to, czego nie jestem w stanie zrozumieć.
TPG wykorzystuje każdą okazję, aby przypominać społeczeństwu o osobach głuchoniewidomych żyjących w naszym kraju. Głuchoniewidomi stanową nieliczną ok. 2-3 tysięczną grupę, rzadko spotykamy i widzimy te osoby, warszawski happening był zatem kolejnym sposobem, aby dotrzeć do Polaków z informacją o tej grupie, jakiego potrzebuje wsparcia, tym bardziej, że wiedza o potrzebach osób głuchoniewidomych wśród społeczeństwa jest niewielka.
– Dominuje przekonanie, że głuchoniewidomy to kupa nieszczęścia, nad którym można się tylko ulitować i że taki człowiek nie ma żadnych szans normalnie funkcjonować – dodaje Grzegorz Kozłowski. – Z jednej strony chcemy pokazać że jesteśmy, z drugiej, że chcemy funkcjonować tak jak inni ludzie, potrzebne jest tylko odpowiednie wsparcie. Parę lat temu, kiedy starałem się o swój pierwszy komputer w PCPR, to urzędniczka zapytała po co ślepemu komputer. To jest skutek stereotypów, brak kontaktów z takimi osobami, brak wiedzy, który pokutuje niestety jeszcze do dziś.
Chętni mogli przejść tor z przeszkodami z założonymi jeszcze innymi okularami symulującymi inne schorzenia wzroku. Np. z okularami symulującym obniżoną ostrość widzenia, czyli z bardzo mocno zamazanym obrazem, gdzie oglądane przedmioty wydają się rozpływać, a kształty rozciągać, czy z okularami symulującymi zaćmę, a więc pokazującymi obraz jak zza mgły, albo z symulatorem z „mroczkami”, przez który widzimy obraz w różnych plamkach, co sprawia, że część pola widzenia jest zasłonięta. Wszystkie one wywołują duży dyskomfort i niepewność u osoby, która w nich chodzi.
– Pole widzenia jest strasznie ograniczone, trzeba się patrzeć pod nogi i właściwie wszędzie, żeby zauważyć co jest przede mną i pod nogami, musiałem też bardzo manewrować głową – mówi licealista Paweł. – Myślę, że większość osób sprawnych nie zdaje sobie sprawy jak ciężko jest osobom które nie widzą i nie słyszą. Warto choć przez chwilę zobaczyć, jak to jest będąc osobą głuchoniewidomą. Niepełnosprawni w gimnazjum, czy liceum są jednak bardziej odsuwani od grupy kolegów, jakiejś paczki, bo większość chce się bawić, imprezować i wychodzić, taka osoba z założenia zdaje się być ciężarem i nie chcą spędzać z nią tyle czasu, bo np. trzeba będzie jej pomagać, kiedy lepiej się bawić. Osoby w moim wieku, mają duże braki w informacjach na temat osób głuchoniewidomych.
– Ogólnie można stwierdzić co się dzieje gdy patrzy się w jedno miejsce, ale nie czułam się bezpiecznie gdy szłam – mówi siedemnastoletnia Kasia. – Oczywiście wcześniej widziałam tor więc było mi łatwiej się poruszać niż gdybym go nie znała, nie ma też komfortu bezpieczeństwa bo tak naprawdę nie wiem co się może stać, czy za chwilę na coś nie wejdę i nie wiem co się dzieje wokół mnie. I jeszcze ta cisza w centrum miasta. Doceniam to, że mam dobry wzrok i że nie mam takiej sytuacji jak te osoby, zastanawiałam się wcześniej, jak to jest nie widzieć całe życie, mieć tylko wyobrażenie o świecie, domyślam się, że to jest ciężkie. Niektórzy uważają niepełnosprawność za karę, że niepełnosprawny to ktoś gorszy i stracony, ale przecież można wtedy też spełniać swoje marzenia, choć jest na pewno trudniej, ale z drugiej strony jak się coś osiągnie, to ma się większą satysfakcję, niż osoba zdrowa, której znacznie łatwiej coś udało się zrobić.
– Celem naszego happeningu jest powiedzenie warszawiakom o tym, że głuchoniewidomi są wśród nas, że jest coś takiego jak głuchoślepota, czyli jednoczesne uszkodzenie wzroku i słuchu, a ono bardzo przekłada się na codzienne funkcjonowanie tych osób – kończy Magda Tarnacja z TPG. – Zwracajmy uwagę na to, że jest ktoś, kto może potrzebować naszej pomocy w poruszaniu się, dotarciu w jakieś miejsce, czy uzyskaniu informacji, bo grupa osób głuchoniewidomych jest zróżnicowana. Dlatego do TPG przychodzą też młodzi ludzie, którzy oferują swoją pomoc, mówią, że chcą być wolontariuszami i pomagać głuchoniewidomym i wspierać ich swoimi umiejętnościami i zdolnościami. Wolontariat jest bardzo ważną częścią działalności TPG, bez wolontariuszy nie bylibyśmy w stanie pomóc wszystkim głuchoniewidomym i realizować wiele projektów, jakie organizujemy dla tych osób. Dlatego zapraszamy wszystkie chętne osoby do współpracy.
Tekst i fot. Piotr Stanisławski
Data publikacji: 08.04.2016 r.